3.6 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Oszczędności pod znakiem zapytania

W ubiegłym roku z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego rozdysponowano 5,2 mld zł. Według specjalistów w tej dziedzinie, to zbyt poważna ilość pieniędzy, aby Fundusz był w stanie poradzić sobie z jej terminową wypłatą bez uciekania się do pożyczki z Narodowego Banku Polskiego.

O kiepskim stanie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego wróble ćwierkały już dawno. Nie mając większego wyboru, rząd wybrał metodę jego ratowania najbardziej dotkliwą dla obywateli – likwidację obowiązkowych wypłat oszczędności zgromadzonych w bankrutujących instytucjach finansowych w wysokości mniejszej niż 100 tys. euro (430 tys. zł). W tej sytuacji można się spodziewać wzrostu niepewności na rynku, na którym kilka banków już utrzymuje się z dużym trudem. Nowego szefa Komisji Nadzoru Finansowego czeka przechadzka po polu minowym.

BFG w opałach

Przypomnijmy: w ubiegłym roku z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego rozdysponowano 5,2 mld zł. Przeważająca część tej sumy przypadła klientom SKOK-ów i związanych z nimi podmiotów (SKOK Wołomin – 2,2 mld zł, SK Banku Wołomin – 2 mld zł, SKOK Wspólnota – 817,5 mln zł, SKOK Kujawiak – 183,9 mln zł). Według specjalistów w tej dziedzinie, to zbyt poważna ilość pieniędzy, aby Fundusz był w stanie poradzić sobie z jej terminową wypłatą bez uciekania się do pożyczki z Narodowego Banku Polskiego. NBP jednak również nie można traktować jak studni bez dna. Emitent złotego ratował już właścicieli depozytów w Spółdzielczym Banku Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie, o którego upadłości pod koniec grudnia 2015 r. zadecydował warszawski sąd rejonowy. Jego zobowiązania wynosiły 3 mld zł, aktywa zaś – 1,7 mld.

Po wyczerpaniu tej ścieżki istnieje tylko jedna możliwość – szukanie środków w zasobach Skarbu Państwa, czyli obciążenie budżetu. To niewygodne rozwiązanie nie tylko z praktycznego punktu widzenia, lecz także rodzące pytania: dlaczego akurat ta grupa mieszkańców Rzeczypospolitej Polskiej zasługuje na państwową pomoc? Do tego dochodzi informacyjny aspekt takich zarządzeń – obawa o stabilność całej branży finansowej wiążąca się z pogłoskami o złej kondycji jej elementów. Wiceminister finansów Konrad Raczkowski, który w marcu podczas seminarium na SGH wróżył upadłość kilku kolejnych banków do 2017 r. mimo tłumaczeń, że jego wypowiedź została źle zrozumiana, musiał odejść ze stanowiska. Zwierzchnicy mieli prawo oskarżać o bezpodstawne szerzenie paniki, ponieważ zgromadzone w NBP rezerwy walutowe w wysokości 90 mld euro powinny wystarczyć na łagodzenie skutków bankructwa dwóch czy trzech instytucji. Osłabienie roli BFG może jednak sprawić, że zamiast prywatnego problemu kilku właścicieli oszczędności wyższych niż 100 tys. euro, pojawi się przyczyna zwątpienia dla większej liczby poszkodowanych w pomocniczość państwa.

Według informacji „Gazety Finansowej”, Raczkowski miał na myśli trzy banki spółdzielcze, którym nie opłaciło się kredytowanie z pozoru posiadających stabilną pozycję na lokalnych rynkach deweloperów lub padły ofiarą wyłudzeń pożyczek przez winnego krachowi „beesu” z Wołomina Dariusza U. ps. Uzi. W najgorszej sytuacji znajduje się BS w Ciechanowie, który 22 marca otrzymał kuratora od KNF. Przed krachem na rynku nieruchomości nie uchroniło go ani ponad sto lat tradycji (założony w 1899 r.), ani coroczne zyski rzędu około 3 mln zł w ostatnich latach. Mówi się także o nadchodzących kłopotach znacznie większych banków. Dwóch z nich nie uratowałaby już nawet restrukturyzacja, los trzeciego związany jest z realizacją ustawy o pomocy frankowiczom. Teoretycznie mogłoby go uratować wsparcie zagranicznego właściciela, jednak nie jest on zainteresowany jego udzieleniem. Mniejsze zawirowania mogą stać się udziałem także innych podmiotów oferujących w niedawnej przeszłości takie instrumenty finansowe, lecz nie należy się obawiać ich upadłości.

————————————————

Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news