Sporządzony przez Centrum im. Adama Smitha raport „Koszty wychowania dzieci w Polsce” pokazuje dobitnie, że katastrofalnej sytuacji demograficznej w Polsce nie naprawi wcale rządowy program 500+, lecz tylko i wyłącznie radykalna obniżka kosztów pracy.
Według ogłoszonych niedawno danych Polacy złożyli już ponad 2,5 mln wniosków o wypłatę środków w ramach sztandarowego programu Prawa i Sprawiedliwości. Co prawda niektóre samorządy, w których władzę sprawuje wciąż poprzednia ekipa, wyraźnie sabotują program, opóźniając terminy wypłat, lecz większość osób, która złożyła wnioski jeszcze w kwietniu, otrzymała już pierwsze przelewy na swoje konta.
Choć program 500+ działa jeszcze zbyt krótko, aby w pełni ocenić jego skutki, z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że nie odwróci procesu wymierania Polski, gdyż zamiast przeciwdziałać przyczynom tego procesu, jedynie je wzmacnia. Choć ciężko oszacować skalę zjawiska już dziś wiadomo, że tysiące osób zrezygnowało lub zamierza zrezygnować z zatrudnienia ze względu na dodatkowe środki, jakie mogą uzyskać w ramach programu 500+.
Praca daje dzieci
Podstawową przyczyną, dla której Polacy nie chcą, lub nie mogą mieć więcej dzieci niż obecnie, jest nadmierny fiskalizm państwa. Wysokie stawki podatków oraz koszty pracy przyczyniają się do niskich dochodów, te zaś zniechęcają do aktywności gospodarczej. W odpowiedzi na to Polacy od lat starają się przejść do szarej strefy, załapać się na świadczoną opiekę społeczną lub też zwyczajnie uciekają za granicę. Wszystko to powoduje, że praca staje się coraz mniej atrakcyjna, gdyż na dodatek władze obciążają ją kolejnymi podatkami, aby zapewnić utrzymanie wszystkim tym, którzy ze względu na wysokie koszty i podatki zubożeli i wymagają pomocy socjalnej. To zaś jeszcze bardziej wzmaga presję fiskalną.
Cały ten schemat przypomina zaklęty krąg, którego nie udało się przerwać żadnej z rządzących do tej pory Polską ekip. Rządzący wydają się konsekwentnie sparaliżowani przekonaniem, że znacząca redukcja stawek podatkowych doprowadzi niechybnie do katastrofy budżetowej, choć przecież wszelkie dotychczasowe doświadczenia w tej dziedzinie pokazują wyraźnie, że dzieje się wręcz przeciwnie.
Podstawowy wniosek płynący z raportu przygotowanego przez Centrum im. Adama Smitha przez zespół pod przewodnictwem prof. Aleksandra Surdeja jest taki, iż instytucja rodziny opiera się na pracy, a nie na systemie państwowych zasiłków, ulg i dodatków. Praca w Polsce zaś pozostaje wciąż zajęciem względnie nieatrakcyjnym, chociażby dlatego, że opodatkowanie minimalnego wynagrodzenia wynosi ponad 64,5 proc., czyli 39-40 proc. od kosztu pracy dla przedsiębiorcy. Zabierając Polakom tak znaczącą część dochodu, polskie państwo stanowi tak naprawdę podmiot, który w największym stopniu odpowiada za demograficzny marazm nad Wisłą.
Tymczasem posiadanie rodziny wiąże się z dość wysokimi kosztami, które autorzy raportu szacują na średnio 15-30 proc. rodzinnego budżetu. Co jednak istotne, koszty utrzymania każdego dziecka maleją tym bardziej, im więcej dzieci żyje w danej rodzinie. Koszt utrzymania i wychowania jednego dziecka od momentu narodzin do uzyskania przez nie pełnoletności wynosi od 176 tys. do 190 tys. zł, dwójki dzieci od 317 tys. do 342 tys. zł, trójki od 422 tys. do 427 tys. zł, a dla rodziny z czwórką dzieci od ok. 528 tys. do 553 tys. zł. Zakładając rodzinę, warto więc posiadać więcej dzieci, choć oczywiście żaden rachunek finansowy nie jest w stanie uwzględnić związanego z wychowaniem zwykłego ludzkiego trudu.
We współczesnej filozofii i socjologii modne są obecnie kierunki, które niską dzietność społeczeństwa kładą na karb czynników natury kulturowej oraz materialnej. Wpływowi publicyści i naukowcy bardzo często przekonują, że żyjemy w epoce dobrobytu i dostatku, który sprawił, że wymagające wysiłku wychowanie dzieci stało się czymś wysoce niepożądanym. O ile tego typu diagnozę dałoby się w pewnym zakresie zrozumieć w odniesieniu do Europy Zachodniej i innych krajów rozwiniętych, o tyle w Polsce dobrobyt jest czymś względnie deficytowym. Polska jest krajem o ujemnym saldzie migracji, a polskie zarobki plasują nas w drugiej lub nawet trzeciej lidze świata. Polski problem z dzietnością to nie problem rzekomego dobrobytu, lecz problem fatalnego w skutkach opodatkowania. Zwróćmy uwagę, że Polacy są przecież bardziej zamożni niż mieszkańcy wielu innych krajów. W wartościach bezwzględnych posiadają większy majątek niż mieszkańcy Afryki czy też Ameryki Południowej, lecz wysokie koszty oraz podatki zniechęcają do posiadania dzieci, którym przecież trzeba zapewnić utrzymanie przy obowiązujących w Polsce cenach.
Destrukcyjny VAT
Jednym z głównych winowajców demograficznej katastrofy Polski jest podatek VAT, który drastycznie zwiększa wydatki rodzin na utrzymanie dzieci. Jak wyliczyli autorzy raportu, podniesienie przez Platformę Obywatelską stawki VAT z 7 proc. do 23 proc. na niektóre produkty dziecięce sprawiło, że średnie koszty utrzymania dziecka wzrosły o 1,5 proc., czyli o ok. 2690 zł. Z kolei podniesienie VAT-u na wszystkie inne produkty z 22 proc. do 23 proc. o dodatkowe 6300 zł. W gruncie rzeczy więc rząd PiS uczyniłby o wiele więcej na rzecz podniesienia dzietności Polek, gdyby zamiast wprowadzać program 500+ zdecydował się na uchylenie podwyżki VAT-u z 2012 r.
Zdaniem ekspertów z Centrum im. Adama Smitha uwaga opinii publicznej w zakresie wysokości podatków nazbyt często skupiona jest na podatku dochodowym, podczas gdy to właśnie VAT – najbardziej wygodny dla władzy spośród wszystkich podatków – odpowiada za lwią część dochodów państwa, a jednocześnie ubytek środków w kieszeniach podatników. W wielu państwach Unii Europejskiej podatki pośrednie (a więc m.in. VAT) przynoszą więcej dochodów niż podatki dochodowe, czy też podatki od dochodów kapitałowych.
Polskie stawki podatku VAT są na dodatek wyższe, niż wynosi przeciętna dla państw członkowskich Unii Europejskiej. Wyższe stawki obowiązują tylko w krajach skandynawskich (Finlandia – 24 proc., Szwecja – 25 proc., Dania – 25 proc.). Według wyliczeń ekspertów Centrum im. Adama Smitha dla 95 proc. polskich płatników 23-procentowa stawka VAT stanowi większe obciążenie niż 19-procentowy podatek dochodowy (PIT). Rząd Beaty Szydło od ponad pół roku prowadzi zawziętą walkę o zwiększenie ściągalności VAT-u nie dostrzegając zupełnie, że źródłem problemu są nie przepisy pozwalające ominąć opodatkowanie, lecz sama wysokość stawek.
Prawdziwym gwoździem do trumny polskiej rodziny są zaś rozbudowane programy socjalne, na których sfinansowanie państwo pobiera nieustannie coraz wyższe podatki. Oprócz wspomnianego programu 500+ państwo obsługuje w dalszym ciągu program „becikowego”, które PiS wprowadził jeszcze w czasie swoich poprzednich rządów. W zależności od średniej uzyskiwanych dochodów polscy rodzice wychowujący dzieci mogą uzyskać pomoc w ramach dziesiątek różnych dodatków, zasiłków i świadczeń. Skutek ich istnienia jest niezmiennie ten sam: wiele osób mając do wyboru życie na zasiłku oraz pracę za niewiele wyższe wynagrodzenie wybiera pierwsze rozwiązanie, przez co zwiększa się obciążenie fiskalne wszystkich pozostałych pracujących. Zaklęte koło się domyka.
Autorzy raportu zaprezentowanego przez Centrum im. Adama Smitha zwrócili także uwagę na znamienne dla systemu państwowej pomocy socjalnej zjawisko, które jest związane z programem 500+. Skierowane dla rodziców dzieci środki miały w zamierzeniu polityków Prawa i Sprawiedliwości zadziałać jako dotacja celowa na zwiększenie liczby małych Polaków. Ponieważ jednak program ten w rzeczywistości pogłębia problem wysokich kosztów i nieatrakcyjności pracy, dodatkowe środki zostaną przez Polaków najprawdopodobniej wydane na większe zakupy, dokonywane niekoniecznie z myślą o koniecznych dzieciach.
W samym tylko 2015 roku reklamodawcy wydali w Polsce aż 0,5 mld zł na promocję zabawek, a w obecnym roku nakłady te niewątpliwie wzrosną. Zwiększona aktywność na rynku reklamowym wskazuje wyraźnie, że istotną część dodatkowych środków uzyskanych w ramach programu 500+ polskie rodziny wydadzą nie na kolejne dzieci, lecz na przedmioty i usługi. Producenci będą się cieszyć, lecz wskaźnik dzietności raczej nie drgnie.
Wnioski płynące z raportu „Koszty wychowania dzieci w Polsce 2016” są dość pesymistyczne, gdyż przedstawiane przez ekspertów Centrum im. Adama Smitha możliwe drogi wyjścia z kryzysu demograficznego bardzo mocno rozmijają się z pomysłami, jaki na ten sam temat przejawia rządząca ekipa. Obecny kryzys można przełamać, lecz potrzebna jest do tego tylko wola rządzących.