Hasło o ściągnięciu do Warszawy tych, którzy dzisiaj tworzą centrum finansowe Londynu może robić wrażenie. Jednak każdy, kto chociaż trochę orientuje się w realiach dzisiejszego świata wie, że jest kompletnie nierealne.Londyńskie City to bardzo specyficzne miejsce. Wybrało je wiele najważniejszych w świecie finansów instytucji. Nierzadko są to ich główne siedziby. Są tu, co dość oczywiste, i London Stock Exchange, czyli jedna z trzech największych giełd świata, i siedziba angielskiego banku centralnego. Są także London Metal Exchange, czyli największa na świecie giełda metali, ICE Future Europe, największa na świecie giełda paliw, oraz Baltic Exchange, największa na świecie giełda towarowo-frachtowa. Są najważniejsze europejskie siedziby instytucji wywodzących się z innych krajów, głównie z USA, Japonii i Niemiec. Banki, firmy ubezpieczeniowe, banki inwestycyjne, fundusze inwestycyjne, firmy brokerskie i wiele, wiele innych podmiotów. Ile dokładnie ich jest? Trudno jednoznacznie szacować, często bowiem mamy tu do czynienia także z firmami działającymi na obrzeżu finansowego biznesu. Czyli, de facto związanymi z innymi branżami, ale wykonującymi usługi dla świata finansów. Możemy przyjąć, że tych najważniejszych central i dużych oddziałów jest około 400.
City, o czym mało kto wie, to tak naprawdę osobne miasto. Takie miasto w mieście, czyli w Londynie. Mieszka tu niecałe 10 tysięcy ludzi, ale pracuje grubo ponad 300 tysięcy. City jest suwerenne i to jest jednym z głównych powodów jego rozwoju. Najważniejszym z elementów owej suwerenności jest na przykład system podatkowy. I dość specyficzne podejście do ścigania przestępstw związanych z obrotem pieniędzmi. Bez przesady, tu także obowiązują zasady, ale jednak często niezbyt rygorystycznie przestrzegane.
Skąd tak wielka waga tego małego skrawka Londynu? W dużej mierze wynika ona z zaszłości historycznych. City swoją suwerenność zdobyło pod koniec XVII wieku. Wielka Brytania była wówczas potęgą. Jeszcze przed pierwszą wojną światową była to największa gospodarka globu. W dodatku z największymi koloniami. Rewolucja przemysłowa i rozwój handlu z obszarami kontrolowanymi przez Brytyjczyków były siłą napędową rozwoju City. Konieczność finansowania jednego i drugiego oznaczała olbrzymią aktywność bankierów, inwestorów i wszystkich tych, którzy kręcili się wokół gospodarki. W dużej mierze te historyczne zaszłości są żywe także i dzisiaj, kiedy Wielka Brytania nie jest już ani tak duża, ani tak wpływowa. Jednak korzystne rozwiązania prawne, tradycja dokonywania transakcji i specyficzne zasady obrotu obowiązują i dzisiaj. A do tego dochodzi formuła funkcjonowania całej gospodarki brytyjskiej – najbardziej liberalnej z gospodarek europejskich.
No dobrze. Czy zatem wobec wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej mamy szanse ściągnąć do Warszawy, chociaż część firm, które dzisiaj funkcjonują w City? Odpowiedź jest dość prosta: właściwie żadnych. Pierwsza kwestia to sprawa samej emigracji z City. Pomimo tego, że Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z UE, wcale nie jest takie pewne, że City nie pozostanie stolicą europejskich finansów. Właśnie ze względu na to, o czym pisałem, czyli specyficzny klimat biznesowy. Mało tego, nawet obecne spotkanie grupy G20, czyli dwudziestu najbardziej rozwiniętych państw świata, pokazuje, że Wielka Brytania tak czy inaczej, liczyć się będzie. Barack Obama przed szczytem powiedział wprost, że Wyspiarze to najważniejsi partnerzy Stanów Zjednoczonych. A USA to najważniejsza przecież gospodarka świata. W kontekście problemów z dograniem warunków porozumienia o wolnym handlu między UE i USA brzmi to dość ciekawie. Może się na przykład okazać, że taka umowa zostanie podpisana tylko między Stanami a Wielką Brytanią.
Po drugie, czym takim mielibyśmy przyciągnąć tuzów światowych finansów? Wyjątkowo liberalnym prawem tworzącym otoczenie biznesowe? Bądźmy poważni. Prostotą przepisów prawnych? Wolne żarty. Mało tego, przecież my właśnie przygotowujemy się obecnie do wojny z naciąganiem przepisów, głównie podatkowych. Słusznie zresztą, ale to akurat nie stanowi, delikatnie mówiąc, argumentu za tym, żeby ktoś z City się tu przeniósł. Pada również argument, że jesteśmy coraz większą gospodarką. Fakt, ale są w UE więksi. Jedyne, co może przyciągać to potencjał, głównie potencjał ludzki. W tym przypadku jednak za mało.
Co zatem możemy zyskać? Centra usług różnego rodzaju. Być może także tych bardziej wyrafinowanych. Tyle tylko, że to żadna nowość, bo te usługi przychodzą do Polski od wielu lat. Już nie tylko do Krakowa, czy Warszawy, lecz także do innych miast. I pewnie ten proces będzie kontynuowany. W jakim zakresie? Tego nie wiemy. A z pewnością deklaracje dotyczące tworzenia konkretnych miejsc pracy nie padają w czasie kilkuminutowych spotkań. Informacje premiera Morawickiego w tym zakresie, po jego jednodniowym pobycie w Londynie, należy zatem uznać jedynie za działalność pijarowską.