Koniec kadencji Andrzeja Jakubiaka na fotelu przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego budził olbrzymie nadzieje w Kasie Krajowej i Kasie im. Franciszka Stefczyka. Grzegorz Bierecki był pewien, że to stanowisko zajmie teraz ktoś przychylny systemowi kas spółdzielczych. Najchętniej człowiek wręcz wywodzący się z tej grupy.
Tak jak u Biereckiego z radością oczekiwano „dobrej zmiany” w urzędzie, tak w samym KNF pracownicy zajmujący się SKOK-ami nie mieli najmniejszych wątpliwości, że muszą sobie znaleźć inne miejsce pracy. O dziwo, nic takiego się nie stało. Nawet najwięksi „pogromcy SKOK-ów” pozostali na swoich dyrektorskich stanowiskach. Co więcej, nie zmieniono nawet wiceprzewodniczących komisji. Do dziś sprawują swoje funkcje zarówno Lesław Gajek, jak i Wojciech Kwaśniak.
POPiS przeciw SKOK
Nowy szef komisji Marek Chrzanowski jest powszechnie uważany za człowieka prezesa NBP – Adama Glapińskiego. Ze SKOK-ami i polityczną grupą Biereckiego nie wiąże go absolutnie nic. Senator nie ma też wpływu na innych członków Komisji. Gajek i Kwaśniak to ludzie poprzedniego rozdania. Także przedstawiciele prezydenta, prezesa NBP czy ministrów finansów, rozwoju oraz rodziny, pracy i polityki społecznej związani są albo z Glapińskim, albo z wicepremierem Morawieckim. Zdarzało się jeszcze przed końcem kadencji Jakubiaka, że przeciw SKOK-om ludzie „dobrej zmiany” głosowali ramię w ramię z nominatami Platformy Obywatelskiej. Choćby 12 października, kiedy to KNF zdecydował o wprowadzeniu zarządcy komisarycznego w Lubuskiej Spółdzielczej Kasie Oszczędnościowo-Kredytowej w Zielonej Górze. Przeciwny był jedynie przedstawiciel NBP – Andrzej Kaźmierczak. To nie jedyny taki przypadek. Na początku października KNF nie pozwolił na przejęcie Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo- Kredytowej „Profit” w Rybniku przez inną spółdzielczą kasę oszczędnościowo-kredytową. Zgodził się natomiast, by przejęcie było dokonane przez bank. Gdyby wszyscy nowi członkowie Komisji głosowali wspólnie za SKOK-ami, przegłosowaliby nominatów PO. Jednak głosy rozłożyły się zupełnie inaczej. Jak głosi oficjalny komunikat KNF: „6 głosów za umorzeniem postępowania (A. Jakubiak, W. Kwaśniak, L. Gajek, P. Nowak, A. Artwich, R. Domagalski-Łabędzki), 1 głos przeciw (A. Kaźmierczak)”. Starą ekipę reprezentowali Jakubiak, Gajek i Kwaśniak. To trzy głosy. Kaźmierczaka już znamy – to członek zarządu NBP, a wcześniej doradca Lecha Kaczyńskiego i ekspert ekonomiczny Ligi Polskich Rodzin. Pozostali? Piotr Nowak to przedstawiciel ministra finansów. Powołał go Szałamacha. Armen Artwich reprezentuje wicepremiera, ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Ostatni, Radosław Domagalski-Łabędzki to z kolei przedstawiciel minister Rafalskiej. Co do jednego ludzie rządu PiS. Ale nie ludzie Biereckiego. I myliłby się ten, kto na podstawie tych dwóch głosowań uznałby, że takim człowiekiem jest Kaźmierczak. Są inne głosowania. Kaźmierczak był za powołaniem komisarza w Bieszczadzkiej Spółdzielczej Kasie Oszczędnościowo-Kredytowej w Sanoku, SKOK Wybrzeże, SKOK Jaworzno czy nawet wymienionej już wcześniej SKOK Profit. Nie jest to ktoś, kto reprezentuje SKOK-i. Tylko czasem zdarza mu się zagłosować inaczej niż reszta Komisji. Dla przykładu jednogłośnie przyjęto skierowaną do spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK) Rekomendację E-SKOK dotyczącą dobrych praktyk w zakresie zarządzania ryzykiem operacyjnym, stopy procentowej, płynności i koncentracji w spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. To oczywiście nie brzmi jakoś strasznie. Ale wystarczy się wczytać w towarzyszący uchwale komunikat. „Wydając rekomendację, KNF wzięła pod uwagę sytuację w sektorze SKOK, stwierdzone nieprawidłowości i realia rynkowe. Sytuacja finansowa większości kas i skala zidentyfikowanych nieprawidłowości wymaga wskazania odpowiednich standardów, ukierunkowanych na poprawę jakości zarządzania ryzykiem operacyjnym, stopy procentowej, płynności i koncentracji przez kasy, co stworzy warunki dla ograniczenia nadmiernej ekspozycji kas na ryzyko i stabilnego rozwoju sektora SKOK”. To potężna krytyka systemu założonego przez Biereckiego. Co gorsza, krytyka, której już nie można zarzucić wyłącznie politycznego podłoża.
Im lepiej, tym gorzej
Skąd takie ciosy od ludzi, którzy teoretycznie powinni być jego sojusznikami? Przecież jeszcze w poprzedniej kadencji Grzegorz Bierecki był przez wielu komentatorów oceniany jako druga, po Jarosławie Kaczyńskim, najpotężniejsza postać w PiS. Niektórzy publicyści wręcz stawiali go jako następcę prezesa partii. Czasem nawet pojawiały się głosy twierdzące, że jest potężniejszy od swojego szefa. Jednak po wygranych wyborach jego pozycja w kraju wcale się nie umocniła. Przeciwnie. Wciąż spada.
Daty gwałtownego upadku znaczenia Grzegorza Biereckiego można określić bardzo precyzyjnie. Pierwszym ciosem było ujawnienie, że kierowane przez niego podmioty przerzuciły dużą część majątku do spółek zarejestrowanych w Luksemburgu. W całej operacji nie było nic niezgodnego z prawem. Tak robi wiele firm. Taki sam manewr finansowy polegający na wyrzucaniu przeterminowanego zadłużenia do innego podmiotu i otrzymaniu w rozliczeniu obligacji stosują często banki. Dla Kaczyńskiego jednak takie działanie nie pasowało do wizerunku partii mającej w nazwie „prawo” i „sprawiedliwość”. Stracił zaufanie do Biereckiego. Już zresztą samo rejestrowanie spółek w takim miejscu jak Luksemburg bardzo mu się nie podobało. Przypominało mu działania beneficjentów lewych interesów w III RP. Powoli odsuwał senatora od wpływów. Coraz rzadziej się też z nim spotykał. Nie mógł się go jednak pozbyć do końca. System Kas pozwalał na utrzymanie całej rzeszy osób związanych z PiS. Żony, rodzeństwo i dzieci polityków uzyskiwali zatrudnienie w którejś z licznych spółek Biereckiego. Przygarniał też wielu działaczy, którzy ze względu na swoją pracę w latach 2005–2007 mieli problemy ze znalezieniem nowego zatrudnienia. Przez osiem trudnych lat senator zapewniał parasol finansowy. Ale po wyborach wszystko się zmieniło.
Ile by nie miał pieniędzy i stanowisk do rozdania, jest to zupełnie nic w porównaniu z urzędami i spółkami Skarbu Państwa, do których partia Kaczyńskiego z dnia na dzień uzyskała dostęp. Masa ludzi, którzy dotychczas łasili się do Biereckiego, nagle straciła tę potrzebę. Otworzyły się dla nich zupełnie inne perspektywy. Już nie byli skazani na twórcę SKOK-ów. I nie musieli już być wobec niego lojalni.
Brak wsparcia politycznego wynika też z tego, że coraz więcej osób przychyla się do tego, że ogłaszane przez KNF upadłości kolejnych SKOK-ów nie były pozbawione merytorycznych podstaw. Złą polityczną wolą można tłumaczyć część decyzji komisji, ale nie wszystkie. A teraz już jakiekolwiek polityczne argumenty upadają. Przecież w KNF rządzi już „dobra zmiana”. Ale w stosunku do SKOK-ów jak było, tak jest i dziś.
Prezes, nieprezes
KNF nie jest też skłonna do ugody w prowadzonych sporach sądowych. Ostatnio Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok, w którym oddalił skargę Kasy Krajowej na decyzję Komisji odmawiającą zatwierdzenia Rafała Matusiaka na stanowisku Prezesa Zarządu Krajowej SKOK. O zwycięstwie przed WSA Komisja natychmiast powiadomiła na swojej stronie internetowej. „W ustnym uzasadnieniu wyroku WSA w Warszawie wskazał, iż zaskarżona decyzja KNF nie narusza przepisów prawa. Argumentacja KNF zawarta w uzasadnieniu decyzji jest spójna i logiczna oraz poparta dowodami zgromadzonymi w sprawie, do której w uzasadnieniu decyzji odniósł się szczegółowo organ nadzoru. WSA w Warszawie nie znalazł powodów, by kwestionować stanowisko Komisji Nadzoru Finansowego wyrażone w skarżonej decyzji” – czytamy w komunikacie KNF z 25 listopada 2016 r. To jasny sygnał, że w polityce urzędu wobec SKOK-ów nie będzie żadnych zmian i nawet najmniejszych ustępstw.
To nie jedyna porażka sądowa holdingu Biereckiego w ostatnich tygodniach. 4 listopada 2016 r., WSA w Warszawie oddalił skargę Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych (TUW SKOK) na decyzję KNF nakładającą na TUW SKOK karę pieniężną za wykonywanie działalności ubezpieczeniowej z nieprawidłowym ustaleniem składek ubezpieczeniowych. I tu KNF wydał komunikat. Czytamy w nim, że: „Z ustnych motywów wyroku wynika m.in., że Komisja Nadzoru Finansowego prawidłowo zinterpretowała oraz zastosowała przepisy prawa materialnego, jak również wykazała celowość wydania decyzji w ramach uznania administracyjnego”.
Oba te wyroki to ciężkie porażki Biereckiego. Obecnie ani Kasa Krajowa, ani SKOK im. F. Stefczyka nie mają zatwierdzonych przez KNF prezesów. Obie te instytucje skrzętnie ukrywają ten fakt. Na stronie Kasy Krajowej Rafał Matusiak jest ukazany jako prezes. Na stronie Kasy Stefczyka zaś w ogóle nie można odnaleźć żadnej informacji o składzie zarządu. Według dokumentów KRS, prezesem kasy jest Andrzej Sosnowski, któremu już wcześniej KNF odmówił udzielenia zgody. To poważny problem, bo zgodnie z ustawą taka zgoda jest absolutnie konieczna. Inaczej mówiąc, każdy podpis Sosnowskiego czy Matusiaka można uznać za nieważny.
Gra Biereckiego przeciw KNF była ryzykowna, ale mógł widzieć szanse na powyborcze rozwiązanie swoich problemów. Teraz, rok po objęciu władzy przez PiS widać, że jego kalkulacje zupełnie zawiodły. Nowa władza nie stosuje wobec SKOK taryfy ulgowej. Szefowie departamentów prowadzących postępowania w sprawie Kasy Krajowej i TUW SKOK – dyrektorzy Dariusz Twardowski i Izabela Flakiewicz zostali na stanowiskach. W dalszym ciągu toczą się też postępowania o wprowadzenie komisarzy do dwóch najważniejszych bastionów Biereckiego – SKOK Stefczyka i samej Kasy Krajowej. A to już będzie definitywny koniec jego kariery biznesowej.