0.5 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Bitwa o Polskę

Najbliższe lata pokażą, kto zostanie zwycięzcą bitwy o Polskę: Amerykanie czy Chińczycy. Za tymi pierwszymi przemawia nasze bezpieczeństwo narodowe, za drugimi wielkie inwestycje, które mogłyby rozpędzić polską gospodarkę.

Trzy tygodnie temu Agencja Mienia Wojskowego (AMW) postanowiła wycofać się z przetargu na działkę w Łodzi, położoną w Specjalnej Strefie Ekonomicznej i posiadającej bocznicę kolejową. Powodem decyzji AMW miały być rzekomo inne plany jej zagospodarowania. Nie wiadomo tylko jakie. Kupnem wspomnianej działki poważnie zainteresowana była polsko-chińska spółka celowa, która planowała wybudowanie na niej terminalu kontenerowego, w którym w przyszłości miały być przeładowywane towary z Chin. Wartość wspomnianej inwestycji szacowano na 120–200 mln złotych. Rozładowywane w terminalu transporty kolejowe miały przybywać z chińskiego Chengdu i powracać tam załadowane innymi towarami. Chodziło głównie o import do Chin polskiej żywności i płodów rolnych, których dzisiaj Chińczykom najbardziej brakuje. Jak przewidywano, taki transport miał trwać znacznie krócej (około dwóch tygodni) i być znacznie bardziej opłacalnym od tego, który odbywa się drogą morską. To miał być jeden z najważniejszych elementów Nowego Jedwabnego Szlaku, który miał być w przyszłości potężnym impulsem dla całej polskiej gospodarki. Zresztą lokalnym władzom bardzo na budowie wspomnianego terminalu zależało. Od wielu lat podejmowały one wysiłki, aby w ogóle powstał. Projekt miał też mocne wsparcie prezydenta Andrzeja Dudy, który rozmawiał o nim zarówno w czasie swojej wizyty w Chinach, jak i podczas wizyty chińskiego prezydenta Xi Jinpinga w Polsce. Za realizacją budowy łódzkiego terminala kontenerowego lobbowało również od lat wielu polityków partii opozycyjnych, jak np. były wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński (PSL), a także prezydent Łodzi Hanna Zdanowska (PO). Do inwestycji najwyraźniej jednak nie dojdzie. Należąca do AMW działka wyceniona przez Agencję na 41 mln złotych, którą chciała zakupić wspomniana spółka, była kluczowa dla całej sprawy. Bez niej nie będzie można zrealizować całego projektu. Jest mało prawdopodobne, aby udało się szybko znaleźć podobnie atrakcyjną działkę, którą można by zaoferować na budowę wspomnianego terminalu. Zresztą decyzja AMW, nad którą nadzór sprawuje szef MON, o rezygnacji ze sprzedaży wspomnianej działki wywołała irytację Chińczyków, którzy dopatrują się w niej interwencji USA. Ich zdaniem Amerykanie chcą zrobić wszystko, aby nie dopuścić do chińskich inwestycji nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach naszego regionu. Trudno też zrozumieć tę decyzję w wymiarze logiki działania polskich władz, które z jednej strony wyrażają zainteresowanie otwarciem na współpracę gospodarczą z Chinami, z drugiej zaś, mając na to szansę, same rzucają sobie kłody pod nogi. To sytuacja, którą trudno jest zrozumieć, nie sięgając do jej znacznie głębszych uwarunkowań.

Kierunek: Chiny

Gdy PiS przejęło w Polsce władzę, a prezydentem RP został kandydat tego obozu, mogło wydawać się, że chiński kierunek naszych działań stanie się priorytetowy. Przekonanie to mogło być spotęgowane podczas wizyty naszego prezydenta w Państwie Środka. Oficjalnie Duda wziął udział w czwartym z kolei spotkaniu grupy 16+1 (państwa Europy Środkowo-Wschodniej i Chiny), jakie w dniach 23–26 listopada odbyło się w chińskim mieście Suzhou. W czasie tego spotkania Chińczycy podkreślili, że Europa Środkowo-Wschodnia jest dla nich bardzo ważna, bo region ten ma wiele atutów i może stanowić w przyszłości także przedpole do ofensywy gospodarczej Chin na rynek Unii Europejskiej. Chińczycy dali wtedy jasno do zrozumienia, że mogą na ten cel przeznaczyć miliardy dolarów ze swoich finansowych zasobów. Chyba dlatego większość rozmów dotyczyła chińskiego projektu budowy Nowego Jedwabnego Szlaku, który przewiduje modernizację i budowę nowych połączeń lądowych i morskich pomiędzy Chinami a krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Oczywiście w tym planie Polska, jako lider całego regionu, ma odgrywać kluczową rolę. To w naszym kraju Chińczycy zamierzali dokonać najwięcej inwestycji. Z tego powodu polski prezydent oprócz spotkań roboczych z członkami grupy 16+1 spotkał się z chińskim premierem Li Keqiangiem, a także prezydentem Xi Jinpingiem. W trakcie tych rozmów poruszono wiele ważnych spraw, których „załatwienie” miało zintensyfikować współpracę polsko-chińską. Polski prezydent akcentował w czasie spotkań z chińskimi politykami, że zależy nam bardzo na uczestnictwie naszego kraju w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (ABII), deklarując, że Polska już niebawem ratyfikuje umowę o akcesie do tego banku. Duda zaznaczył również jasno, że Polska chce mieć swojego przedstawiciela w jego strukturach decyzyjnych. Podczas tych rozmów podpisano również memoranda dotyczące porozumienia pomiędzy bankiem BGK i chińskim bankiem ICBC oraz pomiędzy ICBC a Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). W czasie rozmów Dudy z Chińczykami była również mowa o budowie terminala kontenerowego w Łodzi. Polski prezydent obiecał osobiste wsparcie dla tej inwestycji. Strona chińska z kolei obiecała wesprzeć polskie aspiracje do członkostwa w grupie G20. Kilka miesięcy później miała miejsce rewizyta chińskiego prezydenta Xi Jinpinga w Polsce. Andrzej Duda po raz kolejny zadeklarował wtedy, że Polska w aspekcie gospodarczym chce być dla Chin „swoistą bramą do Europy”.

Kolejnym posunięciem, które miało do tego prowadzić, było podpisanie wspólnego oświadczenia o strategicznej współpracy pomiędzy Polską a Chinami. Xi Jinping i jego ludzie spotkali się również z premier Beatą Szydło oraz szefami resortów gospodarczych jej rządu. W obecności prezydentów Polski i Chin podpisanych zostało wówczas kilkanaście ważnych dokumentów, między innymi dotyczących eksportu polskich jabłek do Chin, wzajemnego uznawania dyplomów, ułatwień w odprawach celnych, oraz warunków współpracy inwestycyjnej. W obecności obydwu prezydentów otwarto również w Warszawie linię kolejową mającą łączyć Chiny z Europą pod marką China Railway Express. Okazją do tego było przybycie do terminalu przeładunkowego Grupy PKP CARGO w Warszawie pociągu kontenerowego z chińskiego miasta Chengdu. Chiński prezydent wziął również udział w odbywającym się w Warszawie Międzynarodowym Forum Nowego Jedwabnego Szlaku. W jego trakcie premier Szydło zapewniła stronę chińską, że Polska jest naturalnym partnerem dla Chin i współpraca polsko-chińska, jaka się właśnie rozpoczyna, będzie korzystna dla obydwu stron. Krótko mówiąc Andrzej Duda w czasie swojego dotychczasowego urzędowania zrobił wiele, aby doprowadzić do bliższej współpracy gospodarczej Polski z Chinami. Swoje wsparcie dla rozwoju tej współpracy zadeklarowała również premier Beata Szydło. Zwolennikiem pogłębiania związków gospodarczych Polski z Chinami jest również wicepremier Mateusz Morawiecki. W czasie ubiegłorocznej wizyty chińskiego prezydenta, Morawiecki spotkał się po raz kolejny z prezesem chińskiego giganta, banku ICBC. Pod patronatem Morawieckiego odbyło się również spotkanie robocze przedstawicieli chińskiego ICBC z delegacją naszego Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), które rozpoczęło proces negocjacji dotyczących współfinansowania konkretnych już chińskich inwestycji w naszym kraju. Oczkiem w głowie Mateusza Morawieckiego od początku jego urzędowania są nowe inwestycje w naszym kraju, zwłaszcza w branżach nowych technologii. Jak wielokrotnie komunikował polski wicepremier, docelowo inwestycje te mają osiągnąć prawie bilion złotych. Morawiecki jest przekonany, że część z tych inwestycji uda się zrealizować właśnie dzięki chińskiemu kapitałowi. Zresztą od początku swojego urzędowania starał się wspierać wspólne polsko-chińskie zamierzenia. To z jego inicjatywy uruchomione zostały m.in. w ubiegłym roku rozmowy pomiędzy LOT a chińskimi liniami lotniczymi Air China, które zainteresowane są nabyciem 49 proc. akcji polskiej spółki. Jak nieoficjalnie podawano, Chińczycy chcieliby mieć w niej 100 proc. swoich udziałów, ale na tyle nie pozwala prawo Unii Europejskiej.

Krótko mówiąc, po roku rządów PiS mogło się wydawać, że Chiny staną się teraz dla Polski najważniejszym partnerem, przynajmniej w aspekcie gospodarczym. Na to wskazywało również znaczne zainteresowanie strony chińskiej naszym krajem.

Amerykańska kontra

Jednak nie wszyscy politycy rządu Beaty Szydło są zgodni co do słuszności wyboru kierunku chińskiego. Entuzjastą pogłębiania współpracy z Chinami od początku nie był szef MON – minister Antoni Macierewicz, który zresztą nigdy nie ukrywał, że jest zwolennikiem jak najbliższych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, a nie Chinami. Chwiejny w tej sprawie był również szef polskiego MSZ – minister Witold Waszczykowski. Wprawdzie początkowo mogło wydawać się, że w kwestii współpracy gospodarczej skłania się bardziej ku Chinom, ale potem okazało się, że jednak bliżej mu do współpracy naszego kraju z USA. Po wizycie w Chinach, którą Waszczykowski odbył w kwietniu ub.r., szef MSZ zbliżył się swoją optyką do Macierewicza. Być może w grę wchodziło to, że na lipiec zaplanowany był szczyt państw NATO w Warszawie i w gruncie rzeczy pożądane było, aby z Polski popłynął mocny sygnał, że jesteśmy najwierniejszym sojusznikiem Amerykanów w tej części Europy. Taka taktyka była nawet zrozumiała, ponieważ szczyt NATO miał być dla Polski szansą na wzmocnienie naszego bezpieczeństwa, czego nie można zrobić bez zaangażowania Amerykanów. Z dużym dystansem do bliskich powiązań naszego kraju z Chinami podchodzi również sam Jarosław Kaczyński. Dla prezesa PiS zbyt bliskie relacje gospodarcze Polski z Chinami mogłyby przynieść negatywne skutki w relacjach z USA. Problem w tym, że takie założenie kłóci się nieco z naszymi interesami gospodarczymi. O ile dla Chińczyków Polska mogłaby być drzwiami do unijnego rynku i skłonni byliby oni do poważnych inwestycji, które dotyczyłyby przede wszystkim sieci transportu, o tyle dla Amerykanów Polska nie ma znaczenia strategicznego w aspekcie gospodarczym. Amerykanie nie widzą też żadnej potrzeby inwestowania w Polsce. Jest nawet odwrotnie – jesteśmy krajem położonym na wschodniej rubieży NATO, graniczącym z Rosją i sąsiadującym z wciąż niestabilną Ukrainą. Siłą rzeczy jesteśmy bezpośrednio narażeni na agresję ze strony Rosji. Uwarunkowania te decydują dzisiaj o tym, że nie możemy liczyć na poważne amerykańskie inwestycje w Polsce. Zresztą doświadczenia z Polski koncernów Chevron i ExxonMobil, które kilka lata temu zainteresowane były wydobywaniem gazu z polskich łupków są negatywne. Amerykańscy giganci natrafili bowiem w Polsce na niekorzystne dla inwestorów warunki prawne, potężne bariery urzędnicze i ostatecznie zdecydowali się porzucić cały projekt. Amerykanie nie zainwestują również w polski przemysł zbrojeniowy, nawet pomimo tego, że Polska przechodzi okres przezbrajania swojej armii w nowoczesny sprzęt i z biznesowego względu inwestycje amerykańskie miałyby uzasadnienie. Swoistym wyjątkiem w tym są zakłady PZL Mielec, należące do amerykańskiego Sikorsky Aircraft Corporation (od 2015 r. amerykański koncern ma w PZL Mielec 100 proc. udziałów), który jest producentem m.in. słynnego śmigłowca S-70i Black Hawk. Jednak w tym wypadku możemy mówić jedynie o produkcji kadłubów, belek ogonowych maszyny, a nie jej elektroniki i systemów uzbrojenia. Amerykanie obawiają się, że ich technologie zbrojeniowe mogłyby bardzo szybko zostać z Polski wykradzione i znaleźć się w Rosji. Krótko mówiąc, Amerykanie nie traktują dzisiaj Polski jako kraju, w którym mogliby zainwestować. Na pewno jednak są zainteresowani, by nie weszły do nas chińskie inwestycje i Polska nie stała się w Europie Środkowo-Wschodniej najważniejszym partnerem gospodarczym Chin. Tak było w czasach prezydentury Baracka Obamy i tak będzie w czasach prezydentury Donalda Trumpa.

W ostatnich latach Amerykanie wiele razy wywierali presję na polskie władze, zmuszając je do porzucenia perspektywy poważnych chińskich inwestycji. Wystarczy wspomnieć o jednym przypadku. To sprawa budowy tzw. Kanału Śląskiego, mającego połączyć dorzecza Odry i Wisły, którego realizacja miała wzmocnić naszą pozycję geostrategiczną poprzez znaczne zwiększenie możliwości transferu towarów. Projekt budowy Kanału Śląskiego nie jest nowy. Mówiły o nim już władze PRL-u, które w 1979 r. zapisały go nawet w strategicznym planie rozwoju „Wisła”. Jednak wtedy pogrążona w gospodarczym kryzysie komunistyczna Polska nie była w stanie podjąć się takiej budowy. Dopiero po politycznych zmianach w roku 1989, zaczęto do niego stopniowo wracać, podkreślając, że jego zrealizowanie byłoby wielką szansą rozwoju dla Polski. Po jakimś czasie o konieczności realizacji tego projektu zaczęli mówić także nasi południowi sąsiedzi – Czesi, według których Kanał Śląski mógłby być częścią większego projektu, czyli połączenia Odry i Dunaju z centralnym portem śródlądowym na terenie Czech, co miałoby ogromne znacznie dla całej Europy Środkowo-Wschodniej wydatnie zwiększając jej możliwości tranzytowe. Gdy Komisja Europejska odrzuciła potrzebę realizacji tego projektu (wnioskowały Czechy), na horyzoncie pojawili się właśnie Chińczycy chcący sfinansować ten projekt w całości. W ich ocenie Kanał Śląski mógłby być ważnym dopełnieniem Nowego Jedwabnego Szlaku, łączącego rynki azjatyckie z Europą drogami lądowymi i wodnymi. Sprawa nabrała rumieńców, gdy chińskie firmy wystąpiły z propozycją wyłożenia 11 mld dolarów na zbudowanie terminalu logistycznego w czeskim Hodoninie, deklarując jednocześnie wolę wyłożenia podobnej sumy na budowę wymienionego Kanału Śląskiego, który miał zostać połączony z Dunajem. Strona polska wyraziła zainteresowanie realizacją projektu. W kwietniu 2016 r. podpisano nawet wstępną umowę w tej sprawie. Oficjalnie została ona zawarta pomiędzy wojewodą małopolskim Józefem Pilchem a China Harbour Engineering Company LTD (CHEC), spółką córką China Communications Construction Company Limited. Cały projekt został jednak zablokowany, gdy do akcji wkroczył ambasador USA w Polsce Paul W. Jones. Jego zdaniem taki kanał będzie w oczywisty sposób zagrażał amerykańskim interesom w Europie, a poza tym jego budowa pogorszy stosunki polsko-amerykańskie. Jones podniósł również w rozmowie z ministrem Waszczykowskim argument, że CHEC znajduje się na czarnej liście Banku Światowego jako firma, która dopuściła się korupcji i oszustów podczas inwestycji w Bangladeszu i na Jamajce. O sprawie Kanału Śląskiego ambasador Jones miał także rozmawiać z innymi przedstawicielami rządu Beaty Szydło. Cała akcja miała miejsce zaledwie kilka dni przed wizytą w Warszawie chińskiego prezydenta Xi Jinpinga. W jej trakcie planowano ostatecznie przypieczętować finalizację polsko-chińskiej umowy w sprawie uruchomienia prac związanych z budową Kanału Śląskiego. Tak się jednak nie stało. W ten sposób projekt ten wskutek interwencji amerykańskiego ambasadora został „odłożony” ad acta.

Polska jest dzisiaj krajem, gdzie po raz kolejny mocno zderzyły się interesy Stanów Zjednoczonych i Chin. Wygranie globalnej konfrontacji gospodarczej z Chinami jest dla Amerykanów równie ważne, a może nawet ważniejsze od ich obecnych relacji z Rosją. Amerykanie nie zawahają się przed użyciem żadnego środka wobec tych, którzy zechcą związać się gospodarczo z Chińczykami. Przekonał się o tym kiedyś prezydent Egiptu – Hosni Mubarak, który bardzo szybko przestał być sojusznikiem Amerykanów, gdy wpuścił do swojego kraju chińskie inwestycje i zintensyfikował gospodarczą współpracę. Amerykanie najpierw zredukowali mu wsparcie finansowe, a potem wydatnie wsparli Arabską Wiosnę, która ostatecznie obaliła Mubaraka. Polska również mogłaby ponieść konsekwencje zintensyfikowania swojej gospodarczej współpracy z Chinami, w równie wymiernym stopniu, jak było to w Egipcie. Z drugiej strony współpraca gospodarcza z Chinami mogłaby być dla Polski na pewno gospodarczym impulsem, który mógłby rozpędzić naszą gospodarkę. Realizacja projektu Nowego Jedwabnego Szlaku oznaczałaby bowiem potężny napływ kapitału, wiele inwestycji i nowych miejsc pracy. Tego na pewno nie otrzymamy od Amerykanów, nawet wówczas, gdy będziemy ich najbardziej wiernym sojusznikiem. Kogo wybrać, to dzisiaj dla Polski prawdziwy geopolityczny dylemat.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news