0.1 C
Warszawa
piątek, 27 grudnia 2024

Agencja Towarzystwa

Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego wciąż rządzą ludzie z rozdania Platformy Obywatelskiej.

Pomimo kilkunastu miesięcy rządów PiS w działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie widać „dobrej zmiany”. Kluczowe stanowiska obejmują zaufani ludzie poprzedniej władzy, którzy nadzorowali sprawy i śledztwa, które skończyły się kompromitacją służby. Tak więc Agencją kierują dziś… spece od zamiatania pod dywan afery Amber Gold. Trzon „starych” funkcjonariuszy Agencji, sam siebie nazywający w żartach „Mordorem” (kraina „zła” w słynnych powieściach J.R.R. Tolkiena), pozostał nienaruszony. Czy można się więc dziwić, że ABW jest równie nieskuteczna, co za rządów PO, skoro praktycznie nic się nie zmieniło?

 

Kroniki zapowiedzianej zmiany

Gdy 19 listopada 2015 r. profesor Piotr Pogonowski (w listopadzie skończy 44 lata) został mianowany pełniącym obowiązki szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), można było mieć nadzieję, że uzdrowi on sytuację wewnątrz Agencji. O konieczności głębokich zmian w ABW politycy PiS mówili od dawna i to zanim jeszcze partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła władzę. Takie deklaracje nie mogły też specjalnie dziwić. ABW w czasach rządów koalicji PO-PSL dopuściła się wielu grzechów. Nie tylko rażącej nieudolności w realizacji swoich ustawowych zadań, ale i co więcej, nader często dochodziło z jej strony do nadużywania swoich uprawnień i wysługiwania się rządzącym. Nie bez kozery politycy PiS mówili, że ABW, podobnie zresztą, jak i pozostałe nasze służby specjalne, winny zostać wreszcie przywrócone polskiemu państwu. Po wyborach parlamentarnych jesienią 2015 r. było zatem oczywiste, że w ABW nastanie czas głębokich zmian personalnych i że odejdą ludzie skompromitowani. W ich miejsce, jak deklarowali politycy PiS, mieli pojawić się nowi ludzie, w żaden sposób niezwiązani z poprzednim kierownictwem Agencji.

Stanowisko szefa ABW objął profesor prawa, spoza środowiska służb specjalnych, ale za to z wiedzą o ich funkcjonowaniu. Piotr Pogonowski przez jakiś czas bowiem kierował gabinetem szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, gdy ten był zwierzchnikiem tej służby. Miał zatem okazję przyjrzeć się w praktyce, jak funkcjonują w dzisiejszych czasach specsłużby i z jakimi problemami muszą się one mierzyć na co dzień. Pogonowski przejmując kierowanie ABW, miał nie tylko pełne zaufanie ministra Mariusza Kamińskiego, który w rządzie Beaty Szydło miał koordynować działalność wszystkich naszych służb specjalnych, lecz także jego wyraźne zalecenie, aby dokonać rewolucji kadrowej w Agencji.

Był jednak w tym pewien zasadniczy problem: z Pogonowskim nie przyszli do ABW jego ludzie. Siłą rzeczy musiał oprzeć się na tych, których mu polecono, w żaden sposób nie sprawdzając ani ich kwalifikacji, ani ich dotychczasowych dokonań w Agencji. Taka polityka zawsze jednak niesie za sobą opłakane skutki. Po szesnastu miesiącach urzędowania Pogonowskiego na stanowisku szefa ABW okazuje się, że w Agencji rządzą ludzie poprzedniego układu. Wielu z nich ma na koncie „zamiatanie pod dywan” ciemnych spraw poprzedniej ekipy rządzącej, łącznie z tą, która tak mocno zajmuje dzisiaj uwagę sejmowej komisji śledczej, badającą aferę Amber Gold. Trudno sytuację tę uznać za coś normalnego. Trzeba ją jasno zdefiniować jako bardzo patologiczną, która może przynieść negatywne skutki nie tylko dla Agencji, ale i dla samego Pogonowskiego. Jest to o tyle ważne, że trwają obecnie prace nad reformą polskich służb specjalnych, które mają w przyszłości funkcjonować w jednym specministerstwie, którym kierować będzie obecny koordynator służb Mariusz Kamiński. A kierownictwo ABW, ręka w rękę z „Mordorem”, walczy o to, aby mieć swoisty pakiet kontrolny w tym specministerstwie.

 

Wszyscy ludzie szefa

Doradcą Pogonowskiego jest dzisiaj płk Andrzej Lesiak, który jest jednocześnie przewodniczącym zespołu ds. połączenia ABW i Agencji Wywiadu (AW). W poprzednich latach Lesiak najpierw był dyrektorem Biura Kadr w Agencji, potem szefem jej Centralnego Ośrodka Szkolenia w podwarszawskim Emowie, a następnie szefem Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu. Należał do najbardziej zaufanych ludzi Krzysztofa Bondaryka i Dariusza Łuczaka, którzy kierowali wówczas Agencją. Z poprzednim układem związany był także inny kluczowy człowiek Pogonowskiego – płk Sylwester Lis obecnie dyrektor Departamentu Kontrwywiadu, czyli najważniejszego pionu w ABW. W latach 2009–2015 Lis był naczelnikiem wydziału I w Departamencie Kontrwywiadu i w praktyce odpowiadał za koordynację działań delegatur terenowych ABW. Gdy w 2012 r. wybuchła afera Amber Gold, został wysłany przez szefa ABW Krzysztofa Bondaryka ze specjalną misją do Gdańska. Zapewne w papierach ABW jest napisane, że miał pomagać i koordynować śledztwo. Skutek jego działań był jednak taki, że nie doszło do ujawnienia kontaktów działaczy gdańskiej PO z prawdziwym „mózgiem” Amber Gold, czyli gangsterem o pseudonimie „Tygrys”, którego nazwisko pojawia się w aktach śledztwa prokuratury w sprawie tej afery. Wspomniany „Tygrys” to były oficer komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, a po jej rozwiązaniu jedna z kluczowych postaci w trójmiejskim biznesie. To właśnie on – zdaniem naszych rozmówców z ABW – zaplanował całe Amber Gold i do tego celu wybrał właśnie Marcina P., który był jego słupem. „Tygrys” miał również nader bliskie kontakty z działaczami PO w Trójmieście, sięgające nawet otoczenia samego Donalda Tuska. Nadzór Lisa nad śledztwem doprowadził do tego, że wspomniane fakty w żaden sposób nie pojawiły się w ustaleniach, jakich Agencja miała dokonać w sprawie Amber Gold i jej powiązań z politykami.

Do zauszników Pogonowskiego zalicza się również obecny szef Delegatury ABW w Białymstoku ppłk Rafał Rokicki, w przeszłości zastępca Lisa, a także szef Delegatury ABW w Olsztynie płk Jerzy Witkowski oraz jego zastępca mjr Piotr Ziółkowski. Innym zausznikiem Pogonowskiego jest płk Marek Bogdański obecnie zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu. Pod koniec rządów koalicji PO-PSL Bogdański został mianowany zastępcą dyrektora Delegatury ABW w Gdańsku. On również brał czynny udział w śledztwie w sprawie afery Amber Gold. Wiemy, z jakim skutkiem.

Funkcjonariusze gdańskiego kontrwywiadu, z którymi rozmawialiśmy, wskazali, że za jego czasów niszczono w ABW dokumentację, która mogłaby kompromitować poprzednie kierownictwo tej placówki. Akcja niszczenia dokumentów miała zostać sfinalizowana w końcu października 2015 r. zaraz po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych.
Innym człowiekiem Pogonowskiego jest ppłk Jarosław Szatkowski, zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu. Szatkowski w latach 2011–2015 pełnił stanowisko zastępcy dyrektora Centralnego Ośrodka Szkolenia w Emowie. Jak ustaliliśmy, to on odpowiadał za odpowiednie „ugoszczenie” polityków PO, którzy wizytowali ten ośrodek. Ma zatem unikalną wiedzę na temat kulis i przebiegu tych niecodziennych wizyt.

Człowiekiem Pogonowskiego stał się także płk Arkadiusz Smędek, który został przez niego mianowanym dyrektorem Centrum Antyterrorystycznego (CAT) Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które jest jednostką koordynacyjno-analityczną w zakresie przeciwdziałania terroryzmowi i jego zwalczania. Wcześniej przed dojściem PiS do władzy kierował gdańską Delegaturą ABW. Płk Smędek także brał udział w nieudolnym śledztwie w sprawie Amber Gold. Ta ostatnia mocno obciążała Agencję, zwłaszcza jej gdańską placówkę. Wszyscy wymieni należą dzisiaj w ABW do „grupy trzymającej władzę”.

 

Główny sternik Agencji

Nieformalnym szefem opisanej grupy ma być płk Marek Wachnik, były wiceszef ABW. Według obiegowej opinii to on ma dziś za pośrednictwem swoich ludzi „pilota” do szefa Agencji. W środowisku ludzi służb specjalnych Wachnik zaliczany jest do tzw. grupy toruńskiej, której z kolei nieformalnym szefem jest gen. Zbigniew Nowek (za pierwszego rządu PiS w latach 2005–2008 szef Agencji Wywiadu). Wachnik jest absolwentem wydziału Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach osiemdziesiątych zajmował się poligrafią podziemnych wydawnictw w regionie gdańskim. Sam był również redaktorem wielu z nich. Jego biogram możemy znaleźć w Encyklopedii Solidarności. W 1989 r. Wachnik próbował swoich sił w biznesie, będąc przez jakiś czas prezesem spółki Soltor sp. z o.o., ale w 1991 r. porzucił tę działalność i poszedł do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa (UOP). Prawie od razu został tam naczelnikiem wydziału zamiejscowego w Toruniu, który podlegał Delegaturze w Bydgoszczy. Potem przez jakiś czas był szefem Delegatury UOP w Olsztynie. Po dojściu do władzy SLD w 2001 r. Wachnik został zwolniony ze służby. Przez jakiś czas był wówczas ekspertem od bezpieczeństwa w Narodowym Banku Polskim (NBP). Gdy w 2004 r. powstała Sejmowa Komisja Śledcza ds. Afery Orlenu Wachnik razem ze swoim patronem Zbigniewem Nowkiem znaleźli się przy niej jako eksperci. Media rozpisywały się wówczas, że Nowek z Wachnikiem „grają mediami”, dokonując przecieków z prac tej komisji. Gdy w 2005 r. PiS wygrało wybory, a szefem ABW został Witold Marczuk, Wachnik został jego zastępcą. Tak naprawdę to on rządził wówczas w ABW. Gdy jesienią PiS straciło władzę w wyniku kolejnych wyborów parlamentarnych, Wachnik pokładał jeszcze nadzieję w marszałku Senatu Bogdanie Borusewiczu, licząc, że dzięki niemu dalej pozostanie w służbie. Jak pisały media, Wachnik miał sprzedawać wówczas Borusewiczowi trochę mało wiarygodną historyjkę o tym, że był spychany na drugi plan przez ludzi Kaczyńskich. Pokładane jednak w Borusewiczu nadzieje zawiodły. Grupa toruńska była wówczas w całkowitym odwrocie w naszych służbach specjalnych. Wachnik spróbował swoich sił w biznesie. Jedną z takich inicjatyw była założona w 2011 r. spółka Binase, świadcząca usługi doradcze w zakresie bezpieczeństwa dla podmiotów państwowych. Wśród właścicieli i władz byli m.in. pułkownicy Andrzej Pawlikowski (niedawno odwołany szef BOR) i Grzegorz Małecki (do niedawna szef Agencji Wywiadu), były szef Delegatury ABW w Lublinie Tomasz Piechowiak, Zbigniew Nowek oraz wspomniany Marek Wachnik. W 2015 r., po objęciu przez Pawlikowskiego i Małeckiego funkcji w służbach, prezesem Binase został Sławomir Marek W., były pułkownik Agencji Wywiadu.

W. niedawno dostał zarzuty w głośnej sprawie umowy między PKP a spółką, której był prezesem i współwłaścicielem – Sensus Group. Spółka ta powstała w wyniku przekształcenia w kwietniu 2016 r. Agencji Informacyjno-Autorskiej „Best”. Zanim jeszcze zmiana ta pojawiła się w dokumentach rejestrowych, Sensus Group zawarła z PKP S.A. umowę na kwotę ponad 1,9 mln złotych. Chodziło o „realizację przedsięwzięć profilaktycznych w zakresie zagrożeń terroryzmem bombowym” w okresie Światowych Dni Młodzieży, jakie były organizowane w Polsce w lecie ubiegłego roku.

Ten interes firmy ludzi służb z państwową spółką nie spodobał się Mariuszowi Kamińskiemu, ministrowi koordynującemu działania wszystkich naszych służb. Nie tylko wymusił on dymisję Pawlikowskiego z funkcji szefa BOR, a potem Małeckiego z funkcji szefa Agencji Wywiadu, ale i zlecił CBA zbadanie całej sprawy. W efekcie tych działań na początku marca br. agenci CBA zatrzymali kilka osób związanych ze spółkami Binase i Sensus Group, a prokuratura postawiła im zarzuty.
Przy okazji tego śledztwa funkcjonariusze CBA otrzymali od jednego ze świadków informację o nagraniu (obraz i dźwięk) z zabawy sylwestrowej z lat 2013/2014, na którym obecni byli m.in. aktualny szef ABW Piotr Pogonowski i kilku funkcjonariuszy różnych służb. Na taśmie ma być utrwalony spór między bawiącymi się funkcjonariuszami, całość ma wyglądać nieciekawie dla części uczestników, bo impreza była suto zakrapiana alkoholem. Dziś tego nagrania szukają przede wszystkim agenci ABW w ramach „akcji zabezpieczania kontrwywiadowczego szefa”, ale także agenci CBA prowadzący sprawę PKP. Zapytane o sprawę ABW odpisało w imieniu szefa: „pytania zadane przez Pana Redaktora dotyczą informacji, co do zdarzeń mających charakter prywatny i zaistniałych przed objęciem przez prof. Piotra Pogonowskiego funkcji Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Agencja nie ma zwyczaju komentowania spraw prywatnych swoich funkcjonariuszy. Jednocześnie informujemy, że w przypadku opublikowania przez dziennikarza informacji nieprawdziwych, naruszających dobra osobiste Pana Piotra Pogonowskiego, zostaną przez niego podjęte kroki prawne przeciwko redaktorowi naczelnemu pisma oraz dziennikarzowi – autorowi publikacji”.

FMC27news