2.6 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Wielka ucieczka Kulczyków

Dzieci i jednocześnie spadkobiercy niedawno zmarłego Jana Kulczyka w tajemnicy wyprowadziły się z Polski.

Dzieci i jednocześnie spadkobiercy niedawno zmarłego Jana Kulczyka w tajemnicy wyprowadziły się z Polski – dowiaduje się „Gazeta Finansowa”. Młodzi miliarderzy wyjechali z kraju i nie zdradzają swojego obecnego miejsca pobytu. Wszystko wskazuje na to, że wzorem swojego ojca, zamierzają przeczekać rządy Prawa i Sprawiedliwości w bezpiecznym miejscu. Odpowiednio wcześniej przygotowali sobie rezydencje w Londynie, Szwajcarii, Sardynii i na południowym wybrzeżu Francji. Przyjaźni Kulczykom twierdzą, że ich zagraniczne adresy funkcjonują od dawna i związane są z tym, że rodzina oligarchów prowadzi swoje interesy na skalę globalną. Mieszkanie w Anglii jest więc zwyczajnie wygodniejsze. Może i tak, ale jeszcze do niedawna w oficjalnej korespondencji Sebastian i Dominika Kulczykowie posługiwali się warszawskimi adresami na ulicach Parkowej i Wieniawskiego. Dziś już są nieaktualne.

Fakt wyprowadzenia się Sebastiana i Dominiki Kulczyków potwierdza pismo Zbigniewa Ćwiąkalskiego: „Powodowie nie zamieszkują już na terenie Polski, dlatego wszelka korespondencja do powodów w niniejszej sprawie, włączając w to wezwanie do złożenia zeznań w charakterze strony, powinna zostać skierowana na wskazany wyżej adres pełnomocników procesowych powodów” – czytamy w piśmie podpisanym przez adwokata Kulczyków i byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska.

Rodzinna alergia na PiS

Emigracja w czasie rządów PiS to wręcz rodzinna tradycja. Poprzednia ucieczka wiązała się ze sprawą afery PKN Orlen. Specjalna sejmowa komisja śledcza pokazała, jak Kulczyk, mający około 6 proc. akcji koncernu faktycznie dyktował politykę energetyczną Polski. Do tego doszły jego rozmowy z rosyjskimi szpiegami m.in. Władimirem Ałganowem w lipcu 2003 r. w Wiedniu. A także – pod koniec 2002 r. w londyńskim hotelu Lanesborough – z prezesem i właścicielem rosyjskiej kompanii naftowej Łukoil Wagitem Alekpierowem. Kulczyk obiecał wówczas Rosjanom, że pomoże przejąć im polski sektor paliwowy, czyli PKN Orlen i Rafinerię Gdańską (obecnie Grupa Lotos). Najpierw Rafinerię Gdańską miało kupić konsorcjum brytyjskiego Rotch Energy i PKN Orlen, a następnie powstały w wyniku tej operacji podmiot miał być sprzedany Rosjanom. Za akcje Kulczyka w połączonych rafineriach w Gdańsku i Płocku Łukoil miał zapłacić znacznie więcej, niż wynosiła ich rynkowa wartość. Gdyby plan Kulczyka się powiódł, to Rosjanie przejęliby także gdański Naftoport, dzięki któremu mamy możliwość importowania ropy innej niż rosyjska, czyli mamy bezpieczeństwo energetyczne. O tym, że Kulczyk próbował sprzedać polskie rafinerie i zarobić przy tym miliard dolarów, ostrzegał prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w maju 2003 r. szef zespołu jego doradców ekonomicznych prof. Witold Orłowski. W sierpniu 2003 r. z notatek Agencji Wywiadu prezydent dowiedział się, że w Wiedniu Kulczyk rozmawiał z Ałganowem, m.in. o prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. Miał się przy tym powoływać właśnie na poparcie Kwaśniewskiego. Według ustaleń sejmowej komisji ds. afery PKN Orlen, Kulczyk nie tylko się powoływał – ale według jednoźródłowej informacji ABW – miał osobiste pełnomocnictwo Kwaśniewskiego do takich negocjacji. Przedstawiciele Kulczyk Holding i sam Kulczyk zaprzeczali tym informacjom, ale dowodów na nieformalne rozmowy najbogatszego Polaka z rosyjskimi szpiegami o sprzedaniu polskiego sektora naftowego było aż nadto.

„PKN Orlen proponuje nam nabycie czterech pakietów po 9 proc. akcji, czyli w sumie 36 proc. akcji, tj. pakiet blokujący. Nabycie tych akcji nie wymaga zgody Ministerstwa Finansów, Skarbu ani Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Jan Kulczyk, który kontroluje 5 proc. akcji [PKN Orlen], rekomenduje mi nabycie przez moją angielską firmę 36 proc. akcji czterech pakietów po 9 proc. i jednocześnie omówić z Bogdanowem, Chodorkowskim i Hanem, a także z kazachską państwową firmą dostawy ropy do PKN Orlen, który uzgodnił zakup 494 rafinerii w Niemczech, wygrywając z konkurentami z Rosji (…)”. Notatkę tej treści napisał 24 grudnia 2002 r. F.J. Bondarenko, właściciel Akcioniernoje Obszcziestwo Sojuz. Adresatem był prezes Łukoilu – Wagit Alekpierow. Bondarenko – według raportu z likwidacji WSI to generał KGB o pseudonimie Mały Kreml, który zawdzięcza łączności z Władimirem Putinem. Prawdopodobnie w ten sposób Putin nadzorował operacje wywiadowcze w Polsce. Notatka dowodziła, że ujawnione przez komisję śledczą działania Kulczyka na rzecz Rosjan, były czymś więcej niż tylko plotkami.

Dlatego po zwycięstwie wyborczym partii Jarosława Kaczyńskiego w 2005 r., Jan Kulczyk sprzedał szybko swoje udziały w PKN Orlen i opuścił Polskę. Wrócił dopiero po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską. I wrócił też do starego sposobu uprawiania interesów z państwem. Przyjazne stosunki z nowym rządem pozwoliły mu i jego następcom na zdobywanie kolejnych setek milionów złotych. Aż do ponownego zwycięstwa PiS. Dla polityków prawicy nazwisko „Kulczyk” jest jednym z symboli III RP. I nie zamierzają tej rodzinie ułatwiać życia.

Ciech, ciach, ciach

Nad dziećmi Kulczyka, przede wszystkim nad Sebastianem, wisi sprawa postępowania prokuratorskiego dotyczącego prywatyzacji spółki CIECH. Większościowy pakiet udziałów państwowego giganta chemicznego sprzedano należącej do Kulczyk Investments spółce KI Chemistry znacznie poniżej rzeczywistej wartości. Badający sprawę funkcjonariusze CBA podejrzewają istnienie korupcyjnego układu. Według jednej z hipotez śledztwa zarząd CIECH-u miał opóźniać dyskontowanie na giełdzie zakończonej z sukcesem restrukturyzacji spółki, aby nie zaczęła drożeć, zanim nie kupiłby jej Kulczyk. Skutek był taki, że akcje kupiono za 31 zł za sztukę, podczas gdy były warte minimum 42 zł. A rok po transakcji cena osiągnęła nawet poziom ponad 76 zł za akcję. Sebastian Kulczyk prowadził tę transakcję wraz z ojcem. Stary oligarcha odpowiadał za polityczne i biznesowe przygotowanie projektu, ale nadzór formalny nad transakcją miał Sebastian. Dodatkowym wątkiem śledztwa jest możliwa zmowa biznesmenów zaprzyjaźnionych z Kulczykiem. Podczas podsłuchanej przez kelnerów rozmowy Jana Kulczyka z biznesmenem związanym z Platformą Obywatelską Piotrem Wawrzynowiczem (prywatnie wówczas związanego z córką Doktora – Dominiką) pojawił się wątek negocjacji z branżowymi biznesmenami, aby nie próbowali zarobić na prywatyzacji CIECH-u. Kulczyk miał zapewnić sobie, że w grze o władze w CIECH nie wezmą udziału: czeski miliarder Zdenek Bakala i rodzimi biznesmeni Zbigniew Jakubas i Michał Sołowow. Kulczyk z dumą podkreślał, że najbogatszy z całej trójki – miliarder Sołowow, zapewnił go, że nigdy „nie wystąpi” przeciwko niemu. Tego typu działania na giełdzie (rynku kapitałowym), to stąpanie po cienkiej linie, bo Kulczyk naraził się na zarzut manipulowania kursem. Tak jak nielegalne jest, gdy różni sprzedawcy umawiają się, że będą prowadzić wspólną politykę cenową (zmowa cenowa), tak równie niedopuszczalne jest zapewnienie sobie, aby główni gracze na rynku powstrzymywali się od zakupu akcji, żeby w ten sposób wpłynąć na zaniżenie ich wartości. Na samej transakcji sprzedaży akcji CIECH-u nie zostawiła suchej nitki Najwyższa Izba Kontroli. Zarzuciła ona urzędnikom Skarbu Państwa nie tylko brak dbałości o to, aby uzyskać cenę za akcję odpowiadającą realnej wartości firmy, lecz także nieuwzględnienie w wycenie oddania kontroli nad spółką.

NIK zauważył również konflikt interesów. Doradcą resortu skarbu była bowiem firma ING Securities SA, należącą do tego samego holdingu, w skład którego wchodził OFE ING, udziałowiec 8,65 proc. akcji CIECH-u. I tutaj smaczek: samo OFE ING nie dość, że nie sprzedało swoich akcji Kulczykowi, to wręcz dokupiło kolejne, podnosząc swój stan posiadania do 9,48 proc. Ewentualne publiczne postawienie tezy przez śledczych, że za niefrasobliwością przy prywatyzacji CIECH-u stała zwykła korupcja, postawiłoby ważność całej transakcji pod znakiem zapytania.

Już na wiosnę zeszłego roku zaprzyjaźnione z Kulczykami media (m.in. natemat.pl należące do Tomasza Lisa) ogłosiły, że oto rozpoczął się sezon polowań na czarownice i tropienia przekrętu, którego nie było. „Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje wroga, przebrzydłego kapitalisty, by odwrócić uwagę od swojej nieudolności i uzasadnić przykręcenie śruby. Teraz jego liderzy wybrali sobie na cel wygodnego wroga, bo Jan Kulczyk nie może się już bronić. A nawet jeśli nic się na niego nie znajdzie, to przez najbliższe cztery lata związane z PiS media będą mogły prowadzić relacje na żywo z wejść CBA do spółek. I o to w tym wszystkim chodzi” – przekonywał natemat.pl.

Przeprowadzka dzieci Kulczyka za granicę na pewno ma związek z polityką rządu. – Była obawa, że PiS zechce zrobić igrzyska medialne z młodymi Kulczykami w roli głównej – opowiada jeden z byłych pracowników holdingu doktora Jana. To, że rodzina Kulczyków starała się utrzymać wyjazd w tajemnicy, nie dziwi. Nie wiadomo, jak na wiadomość o nagłym wyjeździe rodziny zareagowałaby giełda. Kurs akcji notowanych na warszawskiej GPW spółek należących do rodziny Kulczyków mógłby znacząco spaść, gdyby inwestorzy potraktowali wyjazd właścicieli jako zapowiedź ich kłopotów.

W kolejnych numerach “Gazety Finansowej” opiszemy kulisy prywatyzacji Ciech S.A.

Jan Piński, Krzysztof Galimski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news