2.7 C
Warszawa
niedziela, 1 grudnia 2024

Niemcy zatruwają Polaków swoimi śmieciami

Polski węgiel jest toksyczny. Polacy palą w piecach śmieciami. Polski rząd niszczy lasy i puszcze. Taki przekaz płynie ze strony unijnych urzędników. Prawda jest jednak inna. Największym trucicielem Polaków są niemieckie firmy, które eksportują do Polski odpady. Te następnie są spalane z wykorzystaniem polskich limitów CO2.

29 maja br. na drodze krajowej nr 32 w rejonie Żodynia w Wielkopolsce inspektorzy z leszczyńskiego oddziału Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego (WITD) w Poznaniu zatrzymali podejrzanie wyglądającego tira z Wielkiej Brytanii. Dokumentacja, jaką okazał inspektorom kierowca tira, wskazywała na przewóz posegregowanych odpadów do recyklingu. Okazało się jednak, że pojazd nie poruszał się po zatwierdzonej trasie i nie zmierzał do punktu odzysku odpadów. Szczegółowe oględziny przewożonego ładunku wykazały, że przewożone odpady nie były deklarowanymi tworzywami sztucznymi i gumą, przeznaczonymi do recyklingu, a niedopuszczonymi do przemieszczania zmieszanymi odpadami komunalnymi w ilości około 15 ton. Ustalono, że odpady zostały do Polski nielegalnie przywiezione z Wielkiej Brytanii. O nieprawidłowościach poinformowano Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) oraz policję. Ciężarówka została zatrzymana i trafiła na parking strzeżony. Inspektorzy zdecydowali, że do czasu zakończenia postępowania wszczętego przez GIOŚ zatrzymany tir pozostanie na wspomnianym parkingu. Wojewódzki Inspektorat Transportu Drogowego wszczął również postępowanie wobec przewoźnika z Poznania, do którego należał pojazd. Ten ostatni tłumaczył całe zdarzenie tym, że nie widział, jaka jest faktyczna zawartość przywiezionych z Wielkiej Brytanii odpadów.

Sprawa nie została jeszcze zamknięta. Oprócz prowadzonego przez GIOŚ postępowania w tej sprawie śledztwo prowadzi również policja. Ma ono wyjaśnić, jak doszło do tego, że brytyjska firma rękami poznańskiej firmy transportowej przywiozła do Polski niedozwolone odpady. Jaki będzie ostateczny wynik tego śledztwa, jeszcze nie wiemy. Na pewno całe zdarzenie jest kolejnym sygnałem, że wiele firm zachodnich traktuje Polskę jako europejskie wysypisko śmieci. Wiemy, że od dawna eksportują odpady do naszego kraju, ale jak się okazuje, coraz częściej wysyłany ładunek jest inny niż ten, który figuruje w dokumentach przewozowych.

Nie bez znaczenia jest w tym wszystkim podejście bogatych zachodnioeuropejskich krajów, zwłaszcza Francji i Niemiec do problemu swoich śmieci. Otóż od dawna wiadomo o tym, że chcą one uchodzić za kraje najbardziej ekologiczne, które niemal nie produkują śmieci. Aby jednak tak było, pozbywają się ich w coraz większym stopniu, eksportując je innych krajów, zazwyczaj tych, które nie najlepiej stoją z ekologią. Francuzi od wielu lat eksportują swoje śmieci do dawnych francuskich kolonii. Z kolei Niemcy przywożą swoje śmieci do Polski, która w sensie ekologicznym jest również dla nich taką kolonią. Jak się okazuje, robią to również Brytyjczycy, o czym może dobitnie świadczyć przypadek w wielkopolskim Żodyniu . Coraz częściej zdarza się również, że struktura figurujących w dokumentacji przewozowej śmieci jest inna niż faktyczna.

To również nie powinno jednak specjalnie dziwić. We Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii do Polaków przylgnął wizerunek flejtuchów i brudasów, którzy nie tylko nie segregują śmieci, ale i nie potrafią zadbać o środowisko naturalne we własnym kraju. Utylizacja śmieci jest jednym z jego zasadniczych elementów. Narastający eksport zachodnich śmieci do Polski, w której zazwyczaj one są spalane, musi jednak mieć swoje konsekwencje. To znaczny wzrost stężenia pyłów w powietrzu, który coraz bardziej niszczy nasze środowisko naturalne.

Gospodarka śmieciowa

Jak podaje Główny Urząd Statystyczny (GUS), w 2015 roku zaimportowaliśmy łącznie około 300 tys. ton śmieci. Głównym źródłem odpadów jest górnictwo, które wytwarza ponad 50 proc. wszystkich naszych odpadów ogółem. Kolejną pozycję w tym rankingu zajmuje przetwórstwo przemysłowe, którego odpady stanowią prawie 21 proc. wszystkich naszych śmieci. Sektor wytwarzania i zaopatrywania w energię elektryczną odpowiada za 16 proc. wszystkich odpadów w Polsce. Najmniejszy odsetek stanowią odpady komunalne, czyli te, które wytwarzane są przez każdego z nas. To jedynie około 8 proc. wszystkich odpadów.

W całym 2015 roku, Główny Inspektor Ochrony Środowiska (GIOŚ), wydał aż 130 zezwoleń na przywóz odpadów do Polski z innych krajów UE. Łącznie w 2015 roku trafiło do nas prawie 253 tys. ton śmieci. Co ciekawe, najwięcej zezwoleń dotyczyło importu odpadów z terytorium Niemiec i o dziwo z niewielkiej Litwy. Śmieci importowane z Niemiec stanowiły aż 25 proc. ogólnej liczby odpadów z zagranicy, które trafiły do naszego kraju. Te, które zostały przywiezione z Litwy, stanowiły zaledwie 7 proc.

Jakie śmieci trafiały do Polski? Były to odpady z procesów termicznych oraz odpady z instalacji i urządzeń służących zagospodarowaniu odpadów z oczyszczalni ścieków oraz z uzdatniania wody pitnej i wody do celów przemysłowych. Słowem wszystko, co najlepsze.

Jednak byłoby jedynie półprawdą, gdybyśmy stwierdzili, że śmieci do Polski tylko przyjeżdżają i u nas pozostają. Śmieci także opuszczają nasz kraj. W 2015 roku Główny Inspektor Ochrony Środowiska (GIOŚ) aż 52 razy godził się na wywóz odpadów z Polski. Łącznie ich ogólna masa liczyła aż 194 tys. ton. Naszym największym partnerem śmieciowym były Niemcy.

Problem w tym, że były to śmieci, które niemal w 100 procentach nadawały się do recyklingu. Jest to oczywiście makulatura i inne nadające się do przetworzenia odpady. Krótko mówiąc, jeśli idzie o śmieci, to od Niemców dostajemy to, co najgorsze, oddajemy zaś im to, co najlepsze i najbardziej dochodowe. Polska, jako kraj tranzytowy, przepuszcza przez swoje terytorium kolejne setki ton śmieci, które kursują z Zachodu na Wschód. Zazwyczaj są one najbardziej toksyczne albo niebezpieczne, a ich ostateczna utylizacja to ciężkie miliony euro. Przykładem tego mogą być bardzo niebezpieczne odpady radioaktywne, które z elektrowni atomowych Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii trafiają na składowiska jądrowe na dalekiej Syberii.

Nagminnie zdarza się już, że śmieci z Niemiec trafiają m.in. do polskich cementowni, które są polskie tylko z nazwy. W rzeczywistości należą one dzisiaj w większości do niemieckich koncernów. W cementowniach spala się m.in. zużyte opony samochodowe, przywożone od naszego zachodniego sąsiada. Trafiają tam do pieców jako „alternatywne nośniki energii” razem z innymi śmieciami, w tym odpadami komunalnymi. „Polski” przemysł cementowy może spalać nawet 1,6 miliona ton takich „alternatywnych nośników energii”. Teoretycznie temperatura w piecach cementowych sięga 2000 stopni Celsjusza. Długi czas przepływu gazów powstałych w procesie takiego spalania sprawia, że nie powstają uboczne produkty przemiany zużytych opon na energię. Jest jednak pewien problem. Na 3 tony spalonych odpadów przypada 1 tona w postaci pozostałości pyłów i żużli z ich spalania. Jak twierdzą przedstawiciele przemysłu cementowego w Polsce, nie stanowią one problemu, ponieważ zostają dodane do finalnego produktu, jakim jest cement. Z tym że według norm amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (AOŚ) pozostałości z procesu spalania winny być oznaczane jako „odpady niebezpieczne”. Podobnie jest w Polsce, w której obowiązujące przepisy mówią, że popioły i pozostałości ze spalania są także „odpadami niebezpiecznymi”.

Nielegalny import

W przypadku Polski jest obecnie tak, że oprócz legalnego importu odpadów mamy również u siebie zjawisko nielegalnego importu śmieci. Z pominięciem oficjalnej ścieżki setki tysięcy ton śmieci trafiają z Zachodu do Polski. Wszystko przez otwartą granicę z krajami UE. Tracąc kontrolę nad granicami zewnętrznymi, straciliśmy również kontrolę nad tym, co przewożą ciężarówki z innych krajów UE do Polski. Województwa zachodnie są wręcz od paru lat zasypywane śmieciami zza naszej zachodniej granicy. Niemcy np. przywożą swoje śmieci komunalne i albo zanieczyszczają nimi nasze lasy, albo zwyczajnie udają się do polskich gospodarzy. Ci z kolei wykopują głębokie doły na swoich polach i przy pomocy kanistra z ropą lub benzyną oraz butelki wódki palą je. W ten sposób setki kilogramów niemieckich plastików, pampersów i toksycznych odpadów komunalnych stapia się w twardą skorupę, która jak zastygnie jest później zasypywana warstwą ziemi. I nie ma znaczenia, czy na gruncie tym wyrośnie zboże, czy też dół zostanie wykopany na ugorze. Toksyczne związki i tak trafią do wód gruntowych. Rolnik ze studni napoi krowy i zwierzęta gospodarskie i tak do mleczarni odda mleko z toksynami. Taki „prywatny” odbiór śmieci kosztuje dzisiaj zazwyczaj od 500 do 1000 złotych. W co bardziej podupadłych gospodarstwach ten nielegalny śmieciowy proceder to główne źródło dochodu. Wystarczą dwa transporty miesięcznie, aby podreperować swój budżet. Szkoda tylko, że nasza inspekcja ochrony środowiska nie podjęła jeszcze żadnych działań, aby walczyć z tego rodzaju nielegalnym śmieciowym procederem. Najwyższy czas, aby tym się zająć.

Nielegalnym importem zajmuje się także coraz więcej firm. Oczywiście największe zyski czerpią z tego Niemcy, którzy pozbywają się toksycznego problemu ze swojego kraju. Niestety w procederze tym chętnie pomagają sami Polacy. Wśród mieszkańców naszych zachodnich województw stał się w ostatnich latach bardzo popularny tzw. interes na wystawkach. Niemcy, zamiast oddawać zużyte przedmioty typu pralki czy telewizory, wystawiają je przed dom. Skrzętnie zabierają je Polacy, którzy przywożą je następnie do naszego kraju, a potem rozbierają w warsztatach. Przydatne ich części trafiają na przetworzenie, za co można zainkasować pieniądze, całkiem spore. Pozostała reszta trafia zazwyczaj do lasu lub na pole. Nikomu nie chce się ich zasypywać w dole ziemią.

Nielegalny import odpadów stał się dzisiaj w Polsce na tyle uciążliwy i powszechny, że sprawami tego typu coraz częściej zajmuje się już nasza policja i prokuratura. Tak stało się w przypadku wspomnianego przez nas na początku tira ze śmieciami z Wielkiej Brytanii.

Podobnie było kilka miesięcy wcześniej w przypadku innego tira, który akurat przyjechał do Polski z Niemiec. Na jego przyczepie znaleziono sprasowane odpady komunalne. W miejscu, do którego zmierzał, znaleziono 80 ton nielegalnych śmieci, które także przybyły z Niemiec. Jak się okazało, przywóz tych śmieci zleciła jedna z firm funkcjonujących na terenie powiatu śremskiego w Wielkopolsce. Śledztwo w tej sprawie nadal trwa, ponieważ wymaga sporego nakładu pracy.

Prokuratura, aby móc ostatecznie takie śledztwa sfinalizować, musi zwrócić się o pomoc prawną do swoich odpowiedników w kraju, z którego śmieci przyjechały do Polski. A to wbrew pozorom nie jest wcale ani łatwe, ani szybkie. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że prokuratura w krajach zachodniej Europy działa szybko, wtedy gdy mamy do czynienia z przestępczością kryminalną, a jeszcze szybciej, gdy w grę wchodzi terroryzm. Natomiast jeśli mamy do czynienia ze sprawą, w której niebezpieczne odpady zostały wysłane przez władze komunalne jakiegoś zachodniego miasta lub znaną zachodnią firmę działa bardzo opieszale i trzeba czekać wiele miesięcy na jakąkolwiek jej odpowiedź. Tak w tym zakresie wygląda współpraca z zachodnimi członkami UE, do której Polska należy.

Nielegalnemu eksportowi sprzyja wizerunek Polaków jako flejtuchów i brudasów, którzy nie tylko nie segregują śmieci, ale i nie potrafią zadbać o środowisko naturalne we własnym kraju. A więc do takiego kraju jak Polska pożądane jest wysyłanie śmieci, zwłaszcza tych, które uznawane są za bardzo szkodliwe dla środowiska. Nielegalny eksport śmieci ma też jednak na Zachodzie aspekt czysto ekonomiczny. Otóż utylizacja śmieci kosztuje dużo, a jeszcze więcej utylizacja śmieci bardzo szkodliwych dla środowiska jak np. radioaktywne. Każde rozwiązanie obniżające koszta tej utylizacji jest tam działaniem jak najbardziej słusznym. Od owego „ekonomicznego myślenia” nie jest wolna nawet prokuratura w krajach zachodnich. Takie myślenie niewątpliwie bardzo sprzyja rosnącemu eksportowi zachodnich śmieci za granicę. I o tym również warto pamiętać.

Co zrobić w tym zakresie

Problem zachodnich śmieci, które przyjeżdżają do Polski, narasta. Musimy zatem jak najszybciej podjąć systemowe działania, aby skutecznie się temu przeciwstawić. Przede wszystkim musimy dostosować nasze ustawodawstwo w tym zakresie do wyzwania, jakim niewątpliwie jest ten problem. Chodzi w szczególności o znacznie surowsze kary wobec tych, którzy sprowadzają nielegalne śmieci i nielegalnie je składują lub nielegalnie usiłują je utylizować. Kary za udział w takim procederze winny być na tyle wysokie, aby mogły działać odstraszająco, zwłaszcza na polskich wspólników zachodnich eksporterów śmieci.

Także nasze służby sanitarne winny wdrożyć jak najszybciej systemy kontroli wszelkich ładunków, jakie wjeżdżają do Polski i wcale nie zważać na głos Brukseli w tej sprawie. Muszą również w znacznie szerszym zakresie dokonywać inspekcji terenowych i sprawdzać, czy nie ma nowych nielegalnych składowisk śmieci. Oczywiste jest, że jest to zadanie wymagające współpracy i koordynacji wielu służb państwowych, a nie tylko działań ze strony inspekcji środowiskowej.

Musimy wreszcie w aspekcie ochrony środowiska wdrożyć specjalne programy edukacyjne, aby Polacy sami zrozumieli, że nie mogą tylko w imię doraźnych korzyści zaśmiecać swojego kraju, niszcząc nieodwracalnie jego środowisko naturalne. W proces edukacji środowiskowej Polaków winny zostać zaangażowane również organizacje ekologiczne, jakie działają w naszym kraju, bo to jest problem, z którym zawsze powinny się one mierzyć.

Na razie polskich ekologów możemy spotkać tam, gdzie są duże inwestycje, niekoniecznie od razu zagrażające środowisku lub w zdewastowanej przez kornika Puszczy Białowieskiej, dla której wycinka jest chyba już jedynym rozwiązaniem. Nie możemy ich nigdy zobaczyć, jak poszukują nielegalnych składowisk śmieci i nielegalnych miejsc ich utylizacji. Nie widzimy ich również wtedy, gdy polskie służby ujawniają kolejny transport nielegalnych śmieci do naszego kraju. Może warto byłoby, aby lepiej i mądrzej wykorzystywały swój potencjał.

Polskie władze winny zadbać również o to, aby zmianie uległ „ekologiczny” wizerunek Polski i Polaków. Bo jak do tej pory jesteśmy krajem, w którym obywatele palą śmieci w swoich piecach i wycina się wiekowe lasy i puszcze. Może wreszcie warto zacząć to zmieniać. Może za jakiś czas my sami poczujemy się lepiej w unijnej Europie.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news