0.1 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Wojna o drukarki

Kto i dlaczego chce, abyśmy drożej płacili za tusz?

Trzy lata temu amerykański koncern Hewlett-Packard oskarżony o stosowanie praktyk korupcyjnych m.in. w Polsce zgodził się zapłacić ok. 108 mln dolarów w ramach ugody, jaką zawarł z amerykańską komisją papierów wartościowych i giełd oraz resortem sprawiedliwości USA. Polski oddział HP, za korumpowanie dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, wpłacił ok. 15,4 mln dolarów z ww. kwoty.

Dziś HP znowu znalazło się w centrum zainteresowania za sprawą wojny, jaką wytoczył polskim producentom zamienników tuszu. Sprawa jest interesująca za sprawą kolejnych wyroków sądowych i anonimowo sponsorowanych publikacji prasowych, uderzających w konkurencję koncernu.

Kot spaślak

HP to założony w 1939 roku amerykański koncern informatyczny. Jego najbardziej znanymi produktami są drukarki i komputery. Jeszcze kilka lat temu drukarki były dosyć drogie, jednak branża ewoluowała i obecnie sprzęt ten jest tani, a prawdziwą żyłą złota są tusze, kartridże do nich.
Kosztujący kilkadziesiąt złotych toner, który uzupełniamy w urządzeniu co pewien czas, miał rekompensować straty związane z obniżką cen drukarek, skanerów czy kopiarek. Na rynku pojawiły się więc firmy oferujące tańsze rozwiązania – uzupełnianie tuszu w posiadanych już kartridżach lub własne kasety z tuszem, sprzedawane znacznie taniej niż oferowane przez producentów drukarek firmowe produkty.

O ile producentom sprzętu początkowo wystarczyło straszenie sądem, to wkrótce natrafili na spory opór, a sądowe batalie przybrały nieoczekiwany przebieg. W przypadku ewidentnych podróbek (tj. podszywania się pod oryginalny produkt) górą był oczywiście producent sprzętu komputerowego. Co, jeśli firmy dostarczające zamienniki nie próbowały udawać oryginału?

– Od podróbek należy odróżnić zwykłe zamienniki, w których sprzedawca nie stara się wprowadzić w błąd co do tożsamości producenta tuszu ani nie korzysta ze znaków towarowych znanych firm produkujących drukarki. W takim wypadku trudno jest mówić o odpowiedzialności prawnej z tytułu sprzedaży czy zakupu takich towarów, chociaż producenci tego typu rozwiązań od czasu do czasu muszą liczyć się z przegranymi bataliami – choćby dlatego, że podrabiają technologie wtryskiwania tuszu, które patentują, myśląc o swoich drukarkach, renomowani producenci. Nie ma też niczego sprzecznego z prawem w napełnianiu kartridża strzykawką – wyjaśnił Jakub Kralka z portalu prawniczego Bezprawnik.pl. Kralka odnotował jednak, że „niektórzy prawnicy uważają, że nabywcy podrabianego kartridża można zarzucić paserstwo, a pogląd ten znajduje odzwierciedlenie praktyczne w wielu państwach Unii Europejskiej”.

Wśród najsłynniejszych batalii sądowych przykładem może być spór Lexmark z firmą Impression, sprzedającą ponownie napełniane pojemniki z tuszem do drukarek. – Sąd Najwyższy uznał, że po sprzedaży produktu firma nie może decydować o jego dalszym wykorzystaniu – komentował wyrok red. Marcin Maj z Bezprawnik.pl.

Jak to robią duże misie

W Polsce producenci drukarek również próbowali zablokować możliwość sprzedaży zamiennych wkładów do swoich urządzeń. Spore sukcesy odnosił HP. Polskim przedsiębiorcom na widok światowego giganta odechciewało się walki. Na ugodę z HP szły kolejne firmy, którym gigant zarzucał naruszenie praw własności intelektualnej. Producenci zobowiązywali się do zaprzestania sprzedaży zanegowanych wkładów oraz zniszczenia wyprodukowanych już zapasów, które nie trafiły do sprzedaży.

– Rozwój oraz wprowadzanie na rynek innowacyjnych produktów to podstawa działalności HP. Musimy podejmować kroki prawne w celu ochrony naszych nowatorskich technologii. (…) HP zamierza kontynuować monitorowanie rynków na całym świecie, aby zabezpieczyć korzyści czerpane z inwestycji technologicznych na rzecz klientów, partnerów i akcjonariuszy – triumfował w 2013 roku Matthew Barkley, dyrektor ds. ochrony własności intelektualnej i marki HP w dziale druku i komputerowych systemów osobistych, cytowany przez branżowy Benchmark.pl.

Jednak nie wszyscy polscy producenci byli gotowi przystać na warunki HP. Najciekawsze są dwie sprawy. Pierwsza to wrocławska firma Black Point.

– Walka z HP była trudną decyzją. Branża nieufnie podchodziła do firmy, którą amerykański gigant pozwał o ponad 865 tys. zł. Ale w sądowym starciu wrocławska firma wygrała 2:0. (…) Zaczęło się w 2012 roku, gdy na Bielanach Wrocławskich, w siedzibie Black Point, polskiego producenta tańszych zamienników do drukarek, pojawił się przedstawiciel HP w towarzystwie komornika sądowego. Przekonywał, że wrocławianie naruszają własność intelektualną koncernu, bo w produkcji pojemników na tusz do drukarek wykorzystują amerykańskie patenty HP. Przeszukano pomieszczenia, ale żadnych nielegalnych produktów nie znaleziono. Mimo to dwa tygodnie później prawnicy koncernu złożyli w sądzie pozew przeciwko Black Point. Zarzut dotyczył nieuczciwej konkurencji – opisywała sprawę red. Izabela Żbikowska w „Gazecie Wyborczej”.

Jak informowała Żbikowska, polskie firmy najczęściej wybierały ugody, wiedząc, co dzieje się w Niemczech, gdzie HP wygrywało procesy z tymi, którzy odrzucili warunki Amerykanów.
865 tys. zł, ograniczenie produkcji i dystrybucji pojemników na tusz oraz (po ewentualnej przegranej) publikacja wyroku w prasie – to dla Black Point okazało się zbyt wiele i zamiast ugody HP musiała iść z Polakami na długą sądową batalię.

– Nie mogliśmy przyjąć takiego dyktatu, zrezygnować z naszej niezależności. Inaczej stracilibyśmy to, co budujemy od ponad 25 lat. (…) Oferta ugody przedstawiona przez Amerykanów zakładała wprowadzenie ograniczeń na przyszłość. (…) Gdybyśmy się zgodzili, to – mówiąc w uproszczeniu – HP mogłoby za nas decydować, co nam wolno produkować, a czego nie. Chcieli też mieć wpływ na wiele innych kwestii. Np. za kartridż wart 5 euro moglibyśmy zapłacić nawet 50, gdyby koncern uznał, że przy produkcji naruszamy jego prawo patentowe. A oceny zapadałyby w sposób arbitralny. Przyjęcie tego rodzaju warunków byłoby więc niczym założenie naszej firmie kagańca. (…) Nie wprowadzamy na rynek produktów łamiących prawo, zresztą podczas wizji lokalnej komornik niczego takiego nie znalazł – wspominał założyciel Black Point Piotr Kolbusz.

Walka z gigantem się opłaciła. Wrocławski Sąd Okręgowy, a potem Apelacyjny oddaliły pozew HP w 93 proc. Czego dotyczyło pozostałe 7 proc.? Według sądów w jednym wypadku doszło do naruszenia prawa patentowego Amerykanów (było to jednorazowe zamówienie na pojemniki na tusz sprowadzane z Tajwanu). Sąd ocenił jednak, że „transakcje te miały marginalną wartość, przychody ze sprzedaży pojemników stanowiły niecały 1 proc. wszystkich z lat 2010–2011” – informowała „Gazeta Wyborcza”. Dzięki temu polska firma nie musiała zniszczyć swoich materiałów i ograniczyć produkcji.

Warszawski zgrzyt

Drugą polską firmą, z którą przyszło HP zmierzyć się w sądach, była warszawska Vanke, oferująca kartridże atramentowe. Sprawa toczy się przed sądami od 2015 roku, ale ostatnie zwroty akcji są warte odnotowania.

– Prawnicy HP przed Sądem Okręgowym w Warszawie domagali się zakazania naruszania ośmiu patentów HP poprzez wycofanie z obrotu i zniszczenie „bezprawnie wytworzonych wytworów” (sic! – to wyrażenie z dokumentów sądowych). Chcieli też, by sąd zakazał pozwanej spółce importowania, używania i wprowadzania do obrotu wielu modeli kartridżów. (…) Sąd Okręgowy w Warszawie wydał postanowienie 10 lipca 2015 roku (sygn. akt XVI GC 562/15). Sąd częściowo oddalił wniosek HP, ponieważ jego zdaniem był on sformułowany zbyt ogólnie. HP wniosła o zakazanie wytwarzania kartridżów „stanowiących zamienniki, bez względu na ich oznaczenie”. Zdaniem sądu strona powodowa powinna wymienić wszystkie produkty, których sprzedaż ma być zakazana. Trudno wymagać od organów egzekucyjnych, by dokonywały oceny, co jest zamiennikiem, a co nie. Z drugiej strony SO w Warszawie przyznał, że pozwana spółka zarabia (i to niemało), stosując pewne rozwiązania techniczne HP i roszczenia światowego giganta nie są – zdaniem sądu – nieuzasadnione – opisywał proces Marcin Maj w prawniczym portalu Bezprawnik.pl. W efekcie obie strony wniosły zażalenie i sprawa trafiła do warszawskiego Sądu Apelacyjnego. 14 marca 2016 roku sąd „uchylił jeden z punktów postanowienia i zmienił zaskarżone postanowienie w taki sposób, by zakazać używania, importowania i wprowadzania do obrotu kartridżów na czas procesu”.

Dziennikarz zwrócił uwagę na pewną ciekawą kwestię: – HP powoływała się na kilka patentów, a mianowicie: PL/EP2136997, PL/EP2628598, PL/EP2170617, EP2107971, PL195547, PL196153, PL205691 oraz PL203291. Ostatni ze wspomnianych patentów (PL203291) dotyczy „kasety wyrzucającej kropelki płynu oraz obwodu łączącego”. Ten patent został unieważniony przez Urząd Patentowy RP decyzją z dnia 6 grudnia 2016 roku. Niedawno – 30 czerwca 2017 roku – do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie wpłynęła skarga na tę decyzję. Nietrudno się domyślić, że decyzja o unieważnienie jednego z patentów wpłynęła na całą sprawę HP vs Vanke – odnotował Maj. Urząd Patentowy podważył „poziom wynalazczy” objętej patentem technologii. Prawnicy HP oczywiście decyzję tę zaskarżyli. – HP żaliła się, że decyzja wydana 6 grudnia 2016 r. została firmie dostarczona dopiero 31 maja 2017 roku – informował Bezprawnik.pl.

– Możemy natomiast odnotować, że w tle sprawy dotyczącej sprzedawania zamienników jest jeszcze druga sprawa odnosząca się do jakości patentu, na który HP się powołuje – podsumował sytuację dziennikarz Bezprawnika.

Niewidzialna ręka

W połowie 2016 roku wśród użytkowników sprzętu HP i mediach wybuchł skandal. Sprawa dotyczyła blokowania przez urządzenia HP tuszów innych niż ich własne. Po aktualizacji oprogramowania np. w drukarkach pojawiał się komunikat o potrzebie wymiany kartridża z tuszem, jeśli sprzęt wykrył, iż nie był to firmowy nośnik HP. Bez tuszu od HP drukować po prostu się nie dało. Na przełomie września i października 2016 roku HP przyznało się, że aktualizacja wprowadziła taką funkcję, ale gdy sprawą zajęły się media, Amerykanie oświadczyli, że dobro klientów jest dla nich najważniejsze i nie będą blokować nieoryginalnych tuszów. Jak relacjonował „Komputer Świat” Jon Flexman, COO HP, przeprosił wszystkich klientów własnej firmy, którzy napotkali problemy.

Jednak już wkrótce można było zaobserwować coś innego. W mediach zaczęły pojawiać się artykuły sponsorowane (niektóre bez autorów), które zachwalały używanie firmowych tuszów i wykazywały negatywne skutki wybierania zamienników. Co najmniej od października 2016 roku do lipca 2017 roku publikacje takie pojawiały się w największych opiniotwórczych mediach.

„Tusze i tonery: oryginały czy zamienniki?” z 27 października 2016 roku na portalu Antyweb.pl. Tekst nie posiada autora, jest oznaczony jako sponsorowany, ale bez informacji przez kogo. Autor żongluje liczbami i procentami, przekonując, że zamienniki są gorsze od firmowego tuszu. W tekście schowany jest odnośnik do strony polskiego sklepu HP i informacja o programie HP „na rzecz walki z podrobionymi materiałami eksploatacyjnymi o nazwie ACF (Anti Counterfeiting and Fraud)”, który „oferuje przedsiębiorcom możliwość sprawdzenia zakupionych materiałów pod kątem ich oryginalności. Po wypełnieniu odpowiedniego formularza, którego wzór można pobrać ze strony producenta, zgłoszenie jest rejestrowane, a następnie analizowane. Jeżeli z dostarczonych informacji wynika, że klient otrzymał podrobione tusze, w siedzibie jego firmy w dogodnym terminie przeprowadza się inspekcję. Zazwyczaj w ciągu dwóch dni od jej zakończenia do zakładu jest dostarczany raport informujący o wynikach dokonanej kontroli. Jeżeli firma padła ofiarą oszustwa, producent oferuje jej swoją pomoc w dochodzeniu roszczeń od dostawcy podróbek lub powiadamia odpowiednie służby. Procedura jest bezpłatna, każdy etap postępowania zależy tylko od woli klienta”.

Kolejny tekst pochodzi z „Newsweeka” z 19 stycznia 2017 roku. Autora brak, informacji o tym, kto jest sponsorem również. W tekście „Podrobione produkty szkodzą urządzeniom. Jak się przed nimi uchronić?” anonimowy autor podważa jakość zamienników i przekonuje, że ludzie coraz chętniej kupują oryginały. W tekście pojawia się wypowiedź przedstawiciela HP, który zachęca do używania aplikacji HP na telefony SureSupply do „sprawdzania pochodzenia tonerów” oraz składania zawiadomień z wnioskiem o kontrolę zakupionych materiałów.

9 maja 2017 roku na branżowym SpidersWeb.pl ukazuje się tekst „Zamiennik do drukarki? To może być pozorna oszczędność”. Autorem jest Dawid Kosiński, ale pod tekstem brak informacji, kto jest „sponsorem” tekstu oznaczonego jako „akcja partnerska”. W tekście możemy wyczytać, że „aż 60 proc. serwisantów przyznało, że częściej wymienia części w drukarkach HP LaserJet, w których stosowano nieoryginalny toner. Ponad 75 proc. z nich zauważa, że stosowanie zamienników przekłada się na krótszą żywotność urządzenia. Z informacji tych jasno wynika, że drukarki wyposażone w oryginalne tonery psują się rzadziej. Po wysłuchaniu tych argumentów opłacalność zamienników przestaje być oczywista. Jeżeli nie jesteśmy pewni jakości zamiennika, lepiej wybrać oryginalny toner”.

Kolejny tekst „Dlaczego powinieneś powiedzieć NIE podróbom i zamiennikom” z 10 lipca 2017 roku również pochodzi z portalu SpidersWeb.pl. Autor jest niewymieniony, tekst oznaczono jako „akcja komercyjna” bez wskazania sponsora. W tekście ponownie zachęca się do używania aplikacji HP i składania wniosków o kontrolę zakupionych materiałów. „Na szczęście nie daliśmy się całkowicie omamić fałszerzom” podsumowuje autor widmo.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news