1.7 C
Warszawa
sobota, 28 grudnia 2024

Drogie wiatry Kulczyków

Wpisanie morskich farm wiatrowych do planu Morawieckiego spowodowałoby, że stałyby się one sprawą kluczową dla polskiej gospodarki. Rodzina Kulczyków mogłaby wówczas być praktycznie pewna, że strumień państwowych pieniędzy zostanie znów skierowany do ich portfeli – jak w najlepszych czasach budowania prywatnych fortun za publiczną kasę.

Farmy wiatrowe nie cieszą się sympatią obecnego rządu. Z jednym wyjątkiem. Są to wiatraki położone na morzu. Razem z fotowoltaiką i biogazowniami, mają się stać podstawą zielonej energii w Polsce. Jest jednak jedna rzecz, która bardzo różni planowane na Bałtyku inwestycje od małych projektów realizowanych w dwóch pozostałych branżach. Olbrzymie koszty budowy i utrzymania powodują, że morski wiatrak mogą postawić tylko wielkie koncerny. Obecnie najpoważniejszym inwestorem jest spółka należąca do Sebastiana Kulczyka – syna i dziedzica największego oligarchy III RP.

Niby dobrze, lecz kosztownie

W Europie morskie wiatraki stają się coraz popularniejsze. Ich łączna moc to obecnie już 11,5 GW, czyli prawie 30 proc. mocy wszystkich elektrowni w Polsce. Kolejne 1,5 GW ma powstać do końca czerwca 2017 r. Nie są to jednak tanie inwestycje. Budowa elektrowni to ok. 4 mln Euro za każdy 1MW mocy. Dlatego w krajach UE wciąż dają ok. 1 proc. całej energii elektrycznej.

Bałtyk to idealny akwen do tego typu inwestycji. Jest bardzo stabilny klimatycznie – niemalże nie ma na nim odpływu i przypływu, wiatr zaś wieje niemal cały czas. Dodatkowo to bardzo płytki zbiornik, co znacząco obniża też koszta budowy instalacji.

Prace nad budową wielkich farm wiatrowych w Polskiej części Bałtyku już trwają, choć na razie są to tylko działania projektowe i administracyjne. „Dwóch inwestorów ma już podpisane umowy przyłączeniowe do sieci elektroenergetycznej dla farm wiatrowych o mocy 2,2 GW. Docelowy potencjał morskiej energetyki wiatrowej w Polsce oceniany jest różnie – między 7,5 GW a 14 GW, w perspektywie nawet do roku 2050” – czytamy w raporcie McKinsey.

W polskiej części morza planuje się budowę nawet 120 wiatraków. Mają powstać na północ od Łeby, 23 km od linii brzegowej. Ich łączna moc ma osiągnąć 1,2 GW. Nazwane Farmą Bałtyk III, mają działać przez 25 lat po ich wybudowaniu. Zwolennicy budowy bałtyckiej elektrowni chętnie powołują się na raport „Rozwój morskiej energetyki wiatrowej w Polsce. Perspektywy i ocena wpływu na lokalną gospodarkę”, autorstwa polskiego biura firmy doradczej McKinsey & Company. „Morska energetyka wiatrowa może do roku 2030 dodać nawet 60 mld zł do PKB Polski, przyczynić się do powstania 77 tys. nowych miejsc pracy, w szczególności w regionach nadmorskich oraz zasilić budżet państwa, oraz samorządów kwotą 15 mld zł. Ponadto może stać się impulsem do rozwoju przemysłu stalowego i stoczniowego oraz jednym z motorów rozwoju gospodarczego po roku 2020, gdy zakończy się obecna perspektywa finansowa Unii Europejskiej” – zachwala takie inwestycje raport McKinsey. Pomysłodawcy państwowego wsparcia dla morskich wiatraków używają też chętnie słuchanego przez nasze władze argumentu. Twierdzą, że pozwoliłoby to na podłączenie państw nadbałtyckich do niezależnego od Rosji systemu energetycznego. Używanie różnego rodzaju zachęt dla rządu jest dla inwestorów koniecznością. Zielona energia pozyskiwana z morskiego wiatru jest wciąż bardzo droga i bez wsparcia publicznym pieniądzem zwyczajnie nieopłacalna.

Raporty i eksperci

„Główni gracze na rynku dążą do osiągnięcia średniego kosztu wytworzenia energii na poziomie 100 euro/MWh25. Głównymi czynnikami obniżki kosztów są: rozwój technologii (przede wszystkim większe i sprawniejsze turbiny), zwiększenie skali rynku, specjalizacja i standaryzacja oraz lepsza współpraca pomiędzy wykonawcami i dostawcami. Poziom 100 euro/MWh spowoduje, że morska energetyka wiatrowa będzie konkurencyjną w stosunku do innych niskoemisyjnych źródeł energii” – głosi raport McKinsey. Do 2030 taki średni koszt mają też osiągnąć nasze projekty. „Średni koszt wyprodukowania energii elektrycznej z morskich farm wiatrowych w Polsce według naszych prognoz wynosić będzie 96 euro/MWh” – przewidują eksperci McKinsey. To bardzo optymistyczne wyliczenia. W Europie do osiągnięcia takiego poziomu jednak wciąż większości inwestycji daleko. Bilansują się w dużej mierze dzięki wsparciu z publicznych pieniędzy. Stąd inwestorzy nie szczędzą wysiłków, by przekonać polityków o potrzebie wspierania zielonej energii. Doradcy i eksperci opracowują specjalne raporty i prognozy mające wykazać opłacalność takich projektów. Również – a może nawet przede wszystkim – dla krajowej gospodarki. „Dzięki rozwojowi morskiej energetyki wiatrowej Polska gospodarka może wygenerować do roku 2030 łącznie dodatkowe 60 mld zł produktu krajowego brutto (niecałe pół procent 10-letniego PKB na poziomie roku 2015). Na tę kwotę składa się kilka czynników: 21 mld zł to wpływ bezpośredni wygenerowany inwestycjami, 22 mld zł to wpływ pośredni, czyli wygenerowany przez nowe przedsięwzięcia przedsiębiorstw z łańcucha wartości morskiej energetyki wiatrowej, możliwe dzięki pierwotnej inwestycji. Kolejne 17 mld zł to tzw. wpływ indukowany – wartość wygenerowana w pozostałych gałęziach gospodarki przez dochody pracowników zatrudnionych w łańcuchu wartości morskiej energetyki wiatrowej” – zachęca raport McKinsey. Do 2030 r., same wpływy podatkowe miałyby osiągnąć poziom 15 mld zł. Koszt budowy 6GW morskich elektrowni wiatrowych to ok. 70 mld zł. Kolejne trzy mld. zł ma pochłonąć planowana przez Polskie Sieci Energetyczne modernizacja i rozbudowa lądowej sieci elektroenergetycznej, konieczna dla przyjęcia mocy z planowanych 6GW morskich farm wiatrowych. Dopiero taka moc jest uznawana, nawet przez największych entuzjastów zielonej energii, za opłacalną dla kraju, bo pozwala na zlokalizowanie u nas znacznej części łańcucha dostaw. To zaś – według ekspertów McKinsey pozwoli na wygenerowanie do 2030 r., dodatkowych 60 mld zł PKB.

Co więcej, w podsumowaniu, autorzy raportu stwierdzają: „Rozwój morskiej energetyki wiatrowej do roku 2030 wygenerować może 60 mld zł dodatkowego PKB, 77 tysięcy miejsc pracy oraz 15 mld zł przychodów do budżetu państwa. Może to przynieść korzyści nie tylko obszarom nadmorskim, ale również, z uwagi na rozwinięty łańcuch dostaw, przedsiębiorstwom z całego kraju. Morska energetyka wiatrowa w Polsce może wpłynąć na rozwój i odbudowę przemysłu stoczniowego i stalowego oraz stać się jednym z motorów rozwoju gospodarczego po roku 2020, gdy zakończy się obecna perspektywa finansowa Unii Europejskiej”.

Nie wszystko jednak jest takie piękne. Żeby osiągnąć nawet niższą wartość 52 mld zł, potrzebne będzie wsparcie dotacyjne państwa i to na poziomie aż 42 mld zł do 2050 r., czyli do momentu wyłączenia ostatniej z nowo wybudowanych elektrowni. Jak widać, bez pomocy z publicznych pieniędzy inwestycje będą mało opłacalne dla prywatnych firm.

Raport McKinsey jest pełen optymistycznych prognoz. Stworzony przez uznaną na świecie firmę jest mocnym argumentem w rękach ubiegających się o publiczne pieniądze inwestorów. Działająca na rzecz kulczykowych instalacji Fundacja na rzecz Energetyki Zrównoważonej, korzystała z opracowania podczas organizowanych przez siebie konferencji. Zapytaliśmy firmę doradczą MC Kinsey o przyczyny powstania raportu. – Inspiracją do powstania raportu były doświadczenia krajów Europy Zachodniej, w których morska energetyka wiatrowa bardzo szybko się rozwija. Chodzi m.in. o Wielką Brytanię, Danię oraz Niemcy. Zdając sobie sprawę, że jej rozwój wymaga dużych inwestycji, zadecydowaliśmy się przeanalizować, jak mógłby wpłynąć na polską gospodarkę. Przy opracowaniu raportu korzystaliśmy z uznanej metodologii – modelu przepływów międzygałęziowych oraz z kilkudziesięciu źródeł wiedzy eksperckiej, które wymienione są w różnych miejscach raportu, m.in. w przypisach  – informuje w przesłanym do redakcji mailu Joanna Iszkowska z McKinsey & Company. Na pytania o udział spółki Polenergia Bałtyk III i zaprzyjaźnionej z nią Fundacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

„Niezależne” organizacje pozarządowe

Z niepokojem do pomysłu farm wiatrowych podchodzą bałtyccy rybacy. Obawiają się, że prace budowlane oraz hałas pracujących turbin przepędzą śledzie i dorsze z dotychczasowych żerowisk. I choć przedstawiciele firmy Kulczyka uspokajają, że inwestycja w najmniejszym stopniu nie wpłynie na morską faunę, to szyprowie trawlerów pozostają nieprzekonani. By zmienili zdanie, przeprowadzono spotkania konsultacyjne. Z jednej strony rybacy z Darłowa, Łeby i Ustki, z drugiej przedstawiciele Polenergii. Pomiędzy nimi organizator spotkania – w teorii neutralny podmiot. Jednak trudno mówić o obiektywizmie, gdy tę rolę odgrywa znana nam już Fundacja na rzecz Energetyki Zrównoważonej.

Jednym z darczyńców fundacji jest bowiem należąca do Kulczyka spółka Polenergia Bałtyk III, zajmująca się właśnie stawianiem morskich farm wiatrowych. Jej pierwszy projekt to 20 wiatraków o łącznej mocy do 1200 megawatów. Mają działać przez 25 lat. Wznoszące się na prawie 300 metrów konstrukcje mają stanąć na wysokości Smołdzina i Łeby, 23 kilometry od brzegu. Jednak te 1200 MW to maksymalny potencjał. Lądowe wiatraki osiągają zwykle nie więcej niż 25 proc. swojej maksymalnej mocy. Morskie mają tu lepsze warunki, ale i tak wstępne szacunki mówią o 40 proc. Oznacza to, że rocznie wytworzą moc 3 terawatogodzin energii. To ok. dwóch procent zapotrzebowania energetycznego Polski.

Zapytaliśmy Fundację o współpracę z firmą Kulczyka, a także o kwoty, jakie Polenergia im przekazywała. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Bardziej otwarta była sama Polenergia, która potwierdziła współpracę z Fundacją, a także to, że przelewała pieniądze na jej konto. „Polenergia Bałtyk III Sp. z o.o. była jednym z donatorów, który wsparł realizowany przez Fundację projekt „OffShore”. Fundacja była wykonawcą kampanii społecznej w ramach procedury środowiskowej realizowanej przez spółkę dla projektu morskich farm wiatrowych na Bałtyku” – czytamy w mailu przesłanym przez Roberta Stankiewicza z obsługującej firmę energetyczną spółki THPR. Według przesłanych nam odpowiedzi, wsparcia fundacji udzielano w latach 2014 – 2015. Wtedy to właśnie Fundacja organizowała kampanię edukacyjną i PR-ową na rzecz farmy wiatrowej Bałtyk Środkowy III. „Dzięki realizacji kolejnych etapów osiągnięte zostały następujące rezultaty: (…) neutralizacja potencjalnego konfliktu ze środowiskiem rybackim poprzez przeprowadzenie serii spotkań konsultacyjnych z przedstawicielami 9 grup zrzeszających rybaków w Darłowie, Łebie i Ustce – osiągnięto porozumienie w zakresie podjęcia rozmów o działaniach kompensacyjnych dla rybaków na etapie, w którym znany będzie ostateczny kształt inwestycji, na podstawie metodyki uzgodnioną przez wszystkie strony” – czytamy w przygotowanym przez Fundację raporcie „Podsumowanie kampanii edukacji i komunikacji społecznej dla projektu MFW Bałtyk Środkowy III wraz z infrastrukturą przyłączeniową”.

Jednak to nie wszystko. Fundacja wręcz pośredniczyła w kontaktach rybaków z administracją samorządową. Jako jeden z osiągniętych sukcesów wpisano do raportu: „pozyskanie stanowiska Urzędu Morskiego w Słupsku w zakresie podejścia administracji morskiej do możliwości żeglugi i prowadzenia połowów na obszarze MFW BSIII”. Jako kolejny: „Zaangażowanie lokalnych władz samorządowych w działania realizowane w ramach kampanii”. Fundacja wprost zaznacza, że skutecznie wywierała wpływ na lokalne władze: „Szeroki zakres oraz właściwy dobór narzędzi pozwolił z jednej strony zminimalizować ryzyko opóźnień w realizacji inwestycji, związanych z wystąpieniem konfliktów społecznych (w trakcie rocznej kampanii nie zaobserwowano ognisk konfliktu), z drugiej strony uwzględniony został interes społeczny poprzez zapewnienie dostępu do informacji, możliwości zgłoszenia uwag oraz wpływ na ostateczny kształt projektu, który był w szczególności istotny w przypadku środowisk rybackich”.

Senator i oligarcha

Fundacja zorganizowała też dwa konkursy dla dzieci – wiedzy i plastyczny. Oba poświęcone morskim wiatrakom i inwestycji Bałtyk Środkowy III i były skierowane do uczniów szkół podstawowych i gimnazjów z terenów, na których Kulczyk chce postawić swoje wiatraki. To nie oni jednak byli głównym obiektem zainteresowania osób stojących za projektem. Jak czytamy w raporcie: „Edukowanie dzieci i młodzieży jest jednym ze skuteczniejszych sposobów zwiększania świadomości społeczeństwa, ponieważ w proces uczenia się zaangażowani są również rodzice”.

Najciekawszy jest jednak skład komisji oceniającej dziecięce malunki. Byli to burmistrz Ustki Jacek Graczyk, zastępca wójta gminy Ustka Krzysztof Wysocki, dyrektor szkoły podstawowej nr 2 w Ustce Leokadia Kuper, prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej Maciej Stryjecki, ale też – Michał Michalski przedstawiciel spółki Polenergia Bałtyk III, prezes Fundacji Instytut Balticum Małgorzata Klimkowicz i pomorski senator Kazimierz Kleina.

Żeby było weselej, senator Kleina wspiera inwestycję Kulczyka podwójnie. To bowiem on zakładał Fundację Instytut Balticum wraz z Wyższą Hanzeatycką Szkołą Zarządzania w Słupsku, spółką komunalną Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej w Słupsku oraz pomorskim dziennikarzem i działaczem społecznym Piotrem Ostrowskim. Zaangażowanie senatora nie jest niczym nowym. Jeszcze w 2013 r., lobbował o polityczne wsparcie dla bałtyckich farm wiatrowych. Wskazywał nawet na potrzebę przygotowania państwowego programu rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Jednak mimo ówczesnej silnej pozycji Kleina – był wtedy przewodniczącym Senackiej Komisji Budżetu i Finansów, a także szefem kaszubskiego zespołu parlamentarnego (do którego należał również Donald Tusk) – sprawa utknęła. Kolejne nowelizacje ustawy o OZE nie przewidywały państwowego wsparcia dla instalacji off-shore. – My przyjęliśmy poprzednio tę ustawę, która ograniczała zasadniczo energetykę wiatrową na lądzie, ale inwestycje na morzu są w dość dużym stopniu przygotowane, inwestorzy podjęli pewne przygotowania, wydali środki finansowe. Czy ta ustawa i ten system aukcyjny dają szansę na uruchomienie inwestycji na morzu? – Tak przy okazji ostatniej nowelizacji, gdy ustawa dotarła już do Senatu, Kleina pytał z mównicy. Odpowiedź wiceministra energii Andrzeja Piotrowskiego była jednak wymijająca. Stwierdził bowiem, że zmiana ustawy jest „neutralna z punktu widzenia tego, czy to jest inwestycja na morzu, czy na lądzie”. Czyli, że zwyczajnie nic się pod tym względem nie zmienia. I nie będzie się zmieniać przynajmniej w najbliższym czasie. Dane Ministerstwa Energii pokazują, że na przyjęcie energii z morskich farm nasz system przemysłowy jest zwyczajnie niegotowy. Jakiekolwiek więc dotowanie takich inwestycji przez państwo byłoby więc zwyczajnie wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Dodatkowo ministerstwo uważa, że Polski zwyczajnie nie stać na dotowanie bogaczy zakładających zielone elektrownie w momencie, gdy inne ekologiczne źródła nie wymagają takich nakładów. – W przypadku źródeł o podobnej charakterystyce porównaniem, tym benchmarkiem będzie cena, po jakiej energia może być dostarczona. – mówił w Sejmie Piotrowski.

Morawiecki mówi „Nie!”

Najważniejszym krokiem miało być wpisanie morskich farm wiatrowych do planu Morawieckiego. To spowodowałoby, że inwestycje w morskie farmy wiatrowe stałyby się sprawą kluczową dla polskiej gospodarki. Rodzina Kulczyków mogłaby wówczas być praktycznie pewna, że strumień państwowych pieniędzy zostanie znów skierowany do ich portfeli – jak w najlepszych czasach budowania prywatnych fortun za publiczną kasę.

Usilnie zabiegała o to właśnie Fundacja na Rzecz Zrównoważonej Energii. Jak potwierdzają urzędnicy odpowiedzialni za opracowanie szczegółów strategii, organizacje pozarządowe wychodziły z taką właśnie inicjatywą.

Jak wynika z ustaleń „Gazety Finansowej”, pomysł nie znalazł jednak uznania ministra finansów i rozwoju. „Z uwagi na strategiczny i programowy charakter Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju dokument ten nie wskazuje celów i szczegółowych kierunków rozwoju jednego z podsektorów energetyki odnawialnej. Natomiast inwestycje w morską energetykę wiatrową są przedsięwzięciem biznesowym, co oznacza, że decyzję o jego realizacji podejmą potencjalni inwestorzy, biorąc pod uwagę przede wszystkim aspekty ekonomiczne” – czytamy w odpowiedzi przesłanej nam przez Ministerstwo Rozwoju. Nieoficjalnie nasi rozmówcy z MR twierdzą, że na decyzję o pozostawieniu tego typu inwestycji poza planem miały duży wpływ ostrzeżenia płynące ze służb o działaniach lobbystycznych podejmowanych przez ludzi związanych z familią Kulczyków. Nazwisko, które kiedyś otwierało drzwi wszystkich urzędów, dziś dla biznesu staje się w kontaktach z administracją sporym obciążeniem.

FMC27news