11 C
Warszawa
sobota, 5 października 2024

Wstyd, panie prezydencie

Ostatnie miesiące nie były korzystne dla banków umoczonych w niby-kredyty frankowe. Jednym z pierwszych sygnałów zwiastujących, że kończy się eldorado czyniące z kredytobiorców – dożywotnich niewolników przynoszących w zębach comiesięczny haracz pożerający często większość zarobków, była słynna już opinia Rzecznika Finansowego podważająca najbardziej istotne elementy produktów walutowych – a tym samym ich zgodność z polskim prawem.

Dotyczy to np. waloryzowania oraz indeksowania kwoty kapitału i zobowiązania w odniesieniu do innych mierników wartości, w tym obcej waluty. Innymi słowy, mechanizm waloryzacyjny bądź indeksacyjny czyni z rzekomego kredytu instrument spekulacyjny. Równie dobrze wartość zobowiązania można by naliczać w odniesieniu do ceny tony pszenicy na skupie w Elewatorze Czarnogłowy albo jeszcze lepiej – na giełdach rolnych, bo niby czemu nie? Mechanizm byłby ten sam i odnosił się do wydarzeń przyszłych i niepewnych w postaci długookresowego kształtowania się rynkowych cen ziarna. A jeśli bank dodatkowo zamieściłby „klauzulę spreadową”, wedle której może sobie za pomocą własnych, nieprecyzyjnych kryteriów skonstruowanych wyłącznie na użytek łże-kredytów ustalać wirtualny „kurs” pszenicy, to analogia byłaby pełna. Właśnie coś w tym guście zaproponowały klientom banki, a czy mowa o frankach szwajcarskich, czy o cenie zbóż – to już kwestia drugorzędna i dotyczy wyłącznie wyboru rodzaju zewnętrznego przelicznika. Innymi słowy, mamy instrument pochodny pełną gębą, w którym przepływy finansowe naliczane są w odniesieniu do instrumentu bazowego, jakim jest kurs CHF/cena zboża.

Niemal równolegle z opinią RF poszły działania UOKiK oraz wyroki sądów. Można zaryzykować wręcz stwierdzenie, że pomału kształtuje się nowa, niekorzystna dla branży bankowej linia orzecznictwa. O ile do pewnego momentu sądy przeważnie orzekały na korzyść bankierów, na co do dziś z lubością powołuje się Związek Banków Polskich, o tyle obecnie rysuje się odwrotny trend. Przypomnijmy, że jeszcze w kwietniu 2016 warszawski Sąd Rejonowy unieważnił klauzulę waloryzacyjną w umowie klienta mBanku przy zachowaniu pozostałych punktów umowy, co spowodowało automatyczne przewalutowanie zobowiązania na złotówki przy zachowaniu korzystniejszego oprocentowania LIBOR. Zatem sąd jednym prostym ruchem zamienił spekulacyjny instrument pochodny w to, czym miał być zgodnie ze swą formalną nazwą – czyli w kredyt.
Inny przykład to niedawny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie nakazujący bankowi Millenium zwrot 100 tys. zł klientowi, z którym zawarł umowę „kredytu” indeksowanego w CHF, w której znalazły się zapisy uznane wcześniej za abuzywne przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Z kolei 8 września Sąd Najwyższy uchylił ostatecznie Bankowy Tytuł Egzekucyjny, w którym mBank naliczył kwotę zobowiązania na podstawie własnej tabeli kursowej. Natomiast 20 lipca Sąd Rejonowy we Wrocławiu uznał za bezskuteczne klauzule indeksacyjne stosowane przez Santander Consumer Bank. Wg dr. Jacka Czabańskiego wady prawne prowadzić mogą wręcz do unieważnienia umów, to zaś oznacza, że klient musiałby jedynie zwrócić pozostałą do spłaty nominalną kwotę kapitału w złotówkach – przy czym, ponieważ wraz z kredytem upada hipoteka na nieruchomości, klient może wziąć pod jej zastaw kolejny kredyt na spłatę wcześniejszego zobowiązania bądź ją sprzedać. Na dodatek, ponieważ nie obowiązuje już BTE, bank w celu wyegzekwowania należności musi wytoczyć „normalną” sprawę sądową – a to trwa.

Na uwagę zasługuje również aktywność UOKiK, który wsparł tzw. poglądem istotnym pozew zbiorowy 1247 klientów mBanku – kwestia dotyczy nieprecyzyjnych zapisów dotyczących zmian oprocentowania. Inny pogląd istotny UOKiK dotyczy arbitralnego ustalania przez mBank kursu kupna i sprzedaży CHF, na podstawie których waloryzowano kwotę kredytu i późniejsze raty kapitałowo-odsetkowe. Podsumowując, w przytoczonych powyżej przypadkach mamy zanegowanie klauzul indeksacyjnych, sposobu naliczania zobowiązań, ustalania odsetek, kursów walutowych… Obrazuje to skalę dojenia klientów przez banki – ponoć „instytucje zaufania publicznego”.

Wygląda na to, że takie urzędy jak Rzecznik Finansowy, UOKiK wraz z sądami dokonają pomału tego, czego nie miał odwagi zrobić prezydent Andrzej Duda, przedstawiając po licznych korowodach żałosną karykaturę tzw. ustawy frankowej, ograniczającą się do częściowego zwrotu nadpłaconych spreadów – co zresztą również jest obecnie kontestowane przez banki i Bóg jeden wie, jaki kształt ostatecznie przybierze projekt po sejmowej obróbce skrawaniem. Nie dziwię się też, że prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz postuluje, by w ustawie znalazł się zapis, iż zamyka ona wszystkie roszczenia. Młyny sprawiedliwości bowiem mogą bankom dać ostatecznie bardziej w kość niż jakakolwiek nowa ustawa. I na zakończenie: te krytykowane z tysiąca powodów polskie sądy jakoś potrafią postawić się bankierom, a Panu, panie prezydencie zabrakło odwagi? Wstyd. Wstyd i żenada.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news