Nie ma się więc co oszukiwać, przed kryptowalutami jest przyszłość. Problem w tym, czy i jak w nie inwestować?
W ostatnim czasie wokół kryptowalut zrobiło się naprawdę gorąco. Na początku września bitcoin i ethereum biły rekordy wartości po to, aby w drugiej połowie miesiąca ulec znacznym przecenom. Za główny czynnik kursowych wahań można uznać brak klarownej polityki państwowych regulatorów i największych banków. Jaka przyszłość czeka zatem nowy rynek finansowy?
Chińskie łabędzie
Nie można wykluczyć, że nim najnowsze wydanie „Gazety Finansowej” dotrze do czytelników, Chiny będą już zamknięte dla operacji z udziałem kryptowalut. To potężny cios, gdyż na tamtejszym rynku dokonywała się połowa światowego obrotu nowym rodzajem pieniądza.
Aby uzmysłowić sobie skalę i następstwa tego wydarzenia trzeba odwołać się do notowań kursowych z początku miesiąca. 2 września bitcoin, czyli najpopularniejsza z kryptowalut będących w obiegu kosztował 4950,72 dolarów. Co prawda niedługo, po czym kurs ustabilizował się na poziomie 4850 dolarów. Druga z nowych walut – ethereum nie odniosła tak spektakularnych rezultatów i była warta 384 dolary. W tym samym czasie całkowita kapitalizacja czołowej kryptowaluty wyniosła 76,06 mld dolarów, kolejnej zaś
– 31,05 mld. Dla porównania wartość trzeciej z kolei o nazwie bitcoin cash wynosiła 10,75 mld, a czwartej – ripple – 8,60 mld dolarów. W sumie, jak informuje źródło Coinmarketcap, kapitalizacja dziesięciu najsilniejszych kryptowalut świata osiągnęła w bieżącym roku niewiarygodne 163,13 mld dolarów. Pomiędzy 4 i 15 września nastąpiła ogólna przecena. I tak bitcoin zatrzymał się na 3274 dolarach, w dwa tygodnie tracąc 32,5 proc. wartości, kapitalizacja zaś zmniejszyła się do 54,25 mld dolarów. Ethereum odnotował jeszcze większy spadek, bo do 220 dolarów, co oznaczało stratę 42,7 proc.
Jak można przypuszczać, najważniejszym czynnikiem sprawczym przeceny okazała się decyzja chińskich władz państwowych. Jak poinformowały medialne źródła, z powołaniem na agencję Caixin, 15 września o północy wszystkie chińskie giełdy zajmujące się operacjami kryptowalutowymi otrzymały zakaz rejestracji nowych uczestników. Oprócz tego, do 20 września wszystkie giełdy dostały polecenie przygotowania planów całkowitego wyjścia z operacji nowymi walutami, z datą wykonawczą ustaloną na 30 września. Inne chińskie media poinformowały, że uzyskały potwierdzenie wykonania takiego planu od dwóch największych giełd – WTC China i ViaWTC. Co więcej, wg agencji Caixin identyczną decyzję podjęła największa platforma handlu walutami OKex, która do 30 września zobowiązała się wykluczyć z grona partnerów wymienione giełdy oraz dodatkowo – OKcoin i Huobi.
Jeśli informacje znajdą potwierdzenie, to Chiny staną się państwem zamkniętym dla kryptowalut. Napływające z Państwa Środka wieści można uznać za wiarygodne, ponieważ jest już drugi krok wymierzony w nowy rodzaj waluty. 4 września Chiński Bank Centralny oficjalnie zakazał prowadzenia operacji ICO (Initial Coin Offering), czyli – mówiąc prościej – inwestowania w projekty emisji i obrót kryptowalutami. ICO są dla rynku obsługującego nowe transakcje tym samym, co rozmieszczenie i operacje kupna – sprzedaży akcji na tradycyjnych giełdach finansowych.
Chiński regulator państwowy uzasadnił swoją decyzję nielegalnym charakterem ICO i wezwał do ich natychmiastowego przerwania. Co więcej, zakazowi towarzyszyło żądanie, aby firmy pozyskujące w ten sposób środki na wszelkie projekty, zwróciły je inwestorom. Tego samego dnia bank centralny rozpoczął procedury sprawdzające wobec 60 platform wymiany kryptowalut. Rozwijając temat statusu prawnego podobnych operacji, chiński regulator oświadczył, że kryptowaluty są zbyt często wykorzystywane do machinacji za pośrednictwem piramid finansowych. Uściślił, że takim celom może służyć nawet 90 proc. ICO. Jeśli połączyć oficjalną decyzję chińskiego banku centralnego i informacje agencji Caixin, z rynku kryptowalut może zniknąć 56 proc. światowego „wydobycia” (zdobywanie kryptowaluty) oraz miliardy dolarów ICO. Według danych banku inwestycyjnego Goldman Sachs, tylko w pierwszej połowie 2017 r. w Chinach pozyskano z ICO ponad 1,6 mld dolarów. Tak czy inaczej, Chińczykom udało się z ogromnym powodzeniem przekłuć bańkę kursową bitcoina i ethereum, o czym świadczą przytoczone wyżej cyfry dotyczące ich wartości.
I nie był to wcale jedyny atak na kryptowaluty. 13 września 2017 r. podczas konferencji bankowej Delivering Alpha w Nowym Jorku, generalny dyrektor banku J.P. Morgan wystąpił z krytyką podobną do chińskiej. Jamie Dimon nazwał inwestycje w bitcoina ni mniej, ni więcej, tylko głupotą, prognozując, że rozdęta bańka kryptowalutowa nieuchronnie pęknie. Oświadczył, że projekt ulegnie likwidacji, bo jest oparty na czymś, co realnie nie istnieje. Całość zakończy się bardzo źle, bo niewątpliwie ktoś na kryptowalutach straci.
Dimon porównał obecny stan do afery tulipanowej. Dla przypomnienia, w latach 1636–1637 Holandię ogarnął pęd skupowania cebulek rzadkich odmian tego kwiatu. Popyt był tak duży, że inwestorzy przerzucili się z transakcji realnym towarem na obrót przyszłymi dostawami. Była to pierwsza bańka spekulacyjna nowożytnej Europy, która pękła z chwilą gwałtownej fali sprzedaży zobowiązań. Weszła do finansowej historii świata pod nazwą tulipanowej gorączki, która częstokroć pozbawiła ofiary całego majątku. Rozlała się także wieloletnimi sporami sądowymi o charakterze odszkodowawczym.
Wracając do bitcoina, dyrektor J.P. Morgan powiedział, że nie można prowadzić biznesu na walucie wyssanej z palca, a w dodatku myśleć, że transakcje pozostaną opłacalne. Ponadto Dimon ostrzegł publicznie swoich maklerów, że jeśli zostaną zdemaskowani na kryptowalutowych operacjach, będzie pierwszym, który wyrzuci ich z pracy. Nie była to pierwsza tego rodzaju krytyka, jaka padła z ust bankowca. Już dwa lata temu stwierdził, że na świecie nie ma miejsca dla waluty, która nie jest przez nikogo realnie kontrolowana. I chyba w tym zawiera się istota wrześniowych ataków.
Zarzuty
Jak można się domyślać, zarówno za decyzją chińskiego banku centralnego, jak i za krytyką banku J.P. Morgan stoi kwestia kontroli ze strony państwowych systemów finansowych. Takie samo znaczenie ma kwestia zysków, jakie przeciekają przez palce tradycyjnym rynkom finansowym.
Na początek jednak należy odnieść się do oskarżeń o machinacje i tworzenie piramid finansowych oraz innych wyzwań związanych z praniem brudnych pieniędzy. W tych dziedzinach problem wywołany przez kryptowaluty rzeczywiście istnieje duży problem. Kluczowa przyczyna tkwi w tym, że rozwój instrumentów walutowych wyprzedził znacząco uregulowania prawne, tak w skali poszczególnych państw, jak i światowej.
Nic dziwnego, instytucje bowiem i ludzie upoważnieni do działań regulacyjnych po raz pierwszy od lat zetknęli się z kompletnie nowym ideowo produktem. I to takim, który nie tylko nie poddaje się nadzorowi i trudno go zakazać, lecz także niesie ze sobą spore ryzyka, dla osób zaangażowanych w rynek kryptowalutowy. Główna obawa instytucji państwowych wynika zatem z braku skutecznych instrumentów, a zatem – możliwości monitorowania operacji na przykład z bitcoinami, a także identyfikowania pomysłodawców i graczy.
Co bardzo istotne, państwo traci zdolność pociągania do odpowiedzialności przestępców finansowych. Pierwsze aresztowania pod zarzutem spekulacji kryptowalutowych miały miejsce w USA jeszcze w 2014 r. Dwie osoby zostały oskarżone o legalizowanie przestępczych środków drogą operacji na tym rynku. W czerwcu 2017 r. władze Grecji aresztowały rosyjskiego oszusta Aleksandra Winnika, którego oskarżono o to, że poprzez giełdę WTC zalegalizował ponad 4 mld dolarów pochodzących z przestępstw korupcyjnych.
Jak twierdzi firma Blockchain Intelligence Group, kryptowalutowe „pralnie”, bez przerwy udoskonalają swoje metody działania. Na przykład ograniczeniu uległy transakcje z wykorzystaniem bitcoina, ponieważ przestępcy zintensyfikowali atak na inne rodzaje nowych walut. Celem jest uniemożliwienie skutecznego monitoringu ich machinacji, im bowiem nowsza kryptowaluta, tym trudniej kontrolowalny jest jej obrót.
Serwis Chainalisys informuje, że udział nielegalnych operacji z użyciem ethereum wzrósł w 2017 r. do poziomu 225 mln dolarów. Nie chodzi wyłącznie o typowe pranie brudnych pieniędzy, a o organizację piramid finansowych. Większa część przedsięwzięć dotycząca mainingu, czyli zdobywania kryptowalut, rozpoczyna się od kwoty 100 dolarów. I właśnie ta pula jest postrzegana jako stuprocentowe piramidy finansowe, w których zysk potencjalnego inwestora zależy wyłącznie od wpłat kolejnych uczestników projektu. Ponadto stale rośnie liczba giełd, których zasada działania została zaczerpnięta z rynku Forex.
Powiększają się także obawy wywołane rosnącym zainteresowaniem kryptowalutami ze strony państw oskarżanych o terroryzm lub o nielegalne prace nad bronią rakietowo-jądrową. I tak firma zajmująca się bezpieczeństwa FireEye, twierdzi, że z powodu narastających sankcji i groźby ich stałego zaostrzania, wielkich zakupów bitcoinów dokonuje Korea Północna. Ta sama firma wskazuje na północnokoreański reżim jako na sprawcę falowych ataków hakerskich na giełdy kryptowalutowe Korei Południowej. Tak pozyskane środki posłużą reżimowi Kimów do równie nielegalnych zakupów dokonywanych przez słabo strzeżoną granicę z Chinami.
Taka praktyka może zostać wykorzystana przez inne państwa znajdujące się pod ostrzałem krytyki i sankcji ekonomicznych wspólnoty międzynarodowej. Na przykład w Rosji nie brak zwolenników wykorzystania rynku kryptowalutowego do obejścia sankcji finansowych nałożonych przez Zachód po aneksji Krymu. Nie bez przyczyny, bo transakcje w bitcoinach czy ethereum są praktycznie nie do wyśledzenia. Pierwszym, który zwrócił uwagę na ten fakt, proponując wprowadzenie odpowiednich uregulowań zezwalających na takie obejście w majestacie prawa, był przewodniczący parlamentarnej komisji do spraw rynków finansowych Anatolij Aksakow.
Cóż powiedzieć o organizacjach terrorystycznych w rodzaju ISIS, dla których kryptowaluty mogą stać się idealnym środkiem finansowania zamachów? Od takiego punktu widzenia najwyraźniej wyszedł amerykański Senat, który specjalną ustawą zobowiązał Pentagon, a także służby specjalne do badań nad, cytując: obronnymi i ofensywnymi możliwościami wykorzystania technologii kryptowalutowych. W zakres rozpracowania wchodzi także wykrycie analogicznych możliwości innych państw oraz organizacji przestępczych i terrorystycznych.
Perspektywy
Jak widać, początkowa idea waluty protestu przeciwko wszechwładzy tradycyjnych rynków finansowych, bo takim w istocie był pomysł kryptowaluty, przeszła bardzo długą drogę. Najlepiej świadczy o tym wzmożone zainteresowanie państw, ich armii i służb specjalnych. Z drugiej strony rosną obawy środowiska bankowego.
Już dziś można spotkać opinię, że tradycyjne instytucje finansowe, w tym banki, albo ewoluują, dostosowując się do istnienia kryptowalut oraz kompletnie nowych operacji i instrumentów, albo będą skazane na zagładę. W obecnej wersji banki są wygodne dla państwowych regulatorów, ponieważ za ich pośrednictwem można zapobiegać nielegalnym operacjom walutowym. Jednak jeśli kryptorynek stworzy atrakcyjniejsze, a zatem konkurencyjne, instrumenty współdziałania z państwem, to wyprze je z takiej roli. Inaczej mówiąc, przed rynkiem nowych walut stoi poważna szansa przekształcenia w alternatywny system bankowy, który znacznie uprości wzajemne relacje.
Na przykład technologie zastosowane przez twórcę ethereum, Kanadyjczyka rosyjskiego pochodzenia, Witalika Buterina, mogą wyprzeć systemy płatnicze w rodzaju Visa. Już w przyszłym roku ma pojawić się system gwarantujący uczestnikowi rynku próg bezpieczeństwa porównywalny z tym, jaki operatorzy oferują posiadaczom kart płatniczych.
Buterin nie kryje, że główną ideą, z jaką tworzył ethereum, nie był handel walutą, tylko stworzenie platformy transakcyjnej, nazwanej inteligentnymi kontraktami. Chodzi o to, aby dokonywać wzajemnych rozliczeń lub wymiany w różnych dziedzinach finansów, bez korzystania z dzisiejszych pośredników pobierających z tego tytułu prowizję. Co więcej, taka platforma ma objąć różne dziedziny szeroko rozumianej gospodarki, eliminując obowiązkowe dziś usługi, na przykład prawników i różnego rodzaju płatnych konsultantów lub ekspertów. Według Buterina klucz potencjalnego sukcesu tkwi w skonstruowaniu odpowiedniego systemu bodźców dla potencjalnych użytkowników, czyli klientów XXI w. Z tego punktu widzenia podział jest prosty: na tych którzy są posiadaczami jego kryptowaluty i tych, którzy jeszcze jej nie mają.
Haczyk tkwi w sposobie przyciągnięcia osób dotychczas niezainteresowanych. Rozwiązanie przyniosą nowe technologie, które dzięki dekoncentracji usług pozwolą pozbyć się platform w rodzaju Visy. Jeśli zapewnimy odpowiedni poziom bezpieczeństwa, a przede wszystkim szybkości transakcji, to osiągniemy cel, twierdzi Buterin. Jego technologia już dziś jest analogią przekładania pieniędzy z portfela do portfela bez udziału pośredniczącego w operacji banku lub systemu płatniczego.
I w tym tkwi największe bodaj wyzwanie dla obecnego systemu finansowego. Przykładami praktycznymi są nowi milionerzy epoki bitcoina. Jak informuje rosyjska agencja Lenta, niedawno w Instagramie ujawnił się właściciel kryptowalutowego konta, ukryty, oczywiście, za długim, anonimowym kodem transakcyjnym. Ważne, że opublikował post w języku indonezyjskim, w którym pochwalił się majątkiem wartym ok. 150 milionów dolarów, oceniając zysk osiągnięty w ciągu kilku miesięcy na 413 proc. Od tego czasu poinformował, że wartość jego majątku urosła o kolejne 30 mln dolarów. W związku z tym, że nie jest to przypadek odosobniony, można ich naliczyć minimum kilkadziesiąt, pada pytanie, czy świat doczekał się już kryptowalutowego miliardera?
Trzeba wiedzieć, że do gry bitcoinami i innymi walutami weszły także instytucje finansowe, jak również bogaci inwestorzy, którzy wkładają w nowe waluty dziesiątki milionów euro i dolarów. Jak grzyby po deszczu wyrastają więc nowe platformy i giełdy kryptowalutowe. Do niedawna przykładem były Chiny, w których wykorzystano ogromne rezerwy energii elektrycznej, jakie pojawiły się w związku z likwidacją nierentownych zakładów przemysłu ciężkiego. W prowincji Mongolia Wewnętrzna powstały serwerownie z olbrzymimi mocami komputerowymi, niezbędnymi do „wydobywania” uprawianego na całym świecie i we wszystkich istniejących kryptowalutach. Dopiero kolejne miejsce na liście inwestorów zajmują USA z 16 proc. światowego obrotu.
Takie perspektywy czynią z kryptowalut prawdziwą żyłę złota, która jak magnes przyciąga setki tysięcy graczy. W związku z tym analitycy mają skrajnie różne wizje przyszłości. Pierwsza, optymistyczna, twierdzi, że rynek nowych walut dokona podobnej rewolucji, jaka miała miejsce na przełomie XX i XXI w. z kluczowym udziałem Internetu. Kapitalizacja ówczesnych start-upów w rodzaju Google wynosi dziś miliardy dolarów i przynosi stały postęp technologiczny. Druga, pesymistyczna, przedstawia perspektywy nowych walut w czarnej barwie. Składa się na nią finansowa bańka gry w kryptowaluty, z dominującym udziałem spekulantów, przestępczości zorganizowanej i milionów rozgorączkowanych „gospodyń domowych”. A z tego nie wyjdzie nic dobrego, a na dodatek w chwili krachu wpływając negatywnie na gospodarkę światową, wzorem kryzysu wysokotechnologicznej giełdy, która mocno spuściła z tonu na początku obecnego wieku i do dziś nie może odrobić ówczesnych indeksów.
Taka sytuacja przekłada się na mocno niezdecydowany stosunek instytucji państwowych do nowych walut. Skrajnymi biegunami podejścia do problemu są Chiny i Japonia. W czasie, gdy Pekin zabronił operacji ICO, Bank Japonii przyznał bitcoinowi i innym krypto walutom status legalnego środka płatniczego. Pośrednią pozycję zajęły władze amerykańskie. Komisja Papierów Wartościowych USA zrównała ICO z emisją i rozmieszczeniem tradycyjnych instrumentów finansowych na giełdzie. Rosja przymierza się do zainwestowania w rynek kryptowalutowy 100 mln dolarów i do budowy centrum inwestycyjnego w pobliżu jednej z elektrowni atomowych, co ma zapewnić odpowiednie moce energetyczne.
Podobnie jest w przypadku banków. J.P. Morgan jest przeciwnikiem operacji ICO, ale zastanawia się nad wykorzystaniem technologii kryptowalutowych dla uproszczenia i podniesienia skuteczności własnego funkcjonowania. Natomiast, jak poinformował „The Financial Times” z 1 września, szereg najpoważniejszych banków świata zastanawia się nad wspólnym stworzeniem takiej waluty. Należą do nich tacy potentaci, jak Barclays, Credit Swiss, a wcześniej akces zgłosiły UBS, Deutsche Bank czy Banco Santader. Plany przewidują, że owoc wspólnych inwestycji ujrzy światło dzienne w 2018 r. Nie ma się więc co oszukiwać, przed kryptowalutami jest przyszłość. Problem w tym, czy i jak w nie inwestować? Szczególnie obecnie, gdy rynek jest przesycony, a jego sytuacja do stabilnych nie należy?