Sejm powołał Biuro Nadzoru Wewnętrznego (BNW), które zajmować się będzie nadzorem nad wszystkimi służbami, jakie podlegają dzisiaj Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji.
W ubiegłym tygodniu Sejm przyjął ustawę powołującą Biuro Nadzoru Wewnętrznego (BNW), które ma zajmować się nadzorem nad wszystkimi służbami, które podlegają dzisiaj Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zgodnie z zapisami nowej ustawy BNW podlegało będzie bezpośrednio szefowi MSWiA. W jego skład ma wchodzić kilkudziesięciu funkcjonariuszy i pracowników cywilnych.
Biuro ma zajmować się diagnozowaniem nieprawidłowości, jakie pojawiać się będą w pracy wszystkich służb. Chodzi tu o policję, Straż Graniczą, Państwową Straż Pożarną oraz Biuro Ochrony Rządu. Do zadań BNW należeć będzie również weryfikacja kandydatów na wyższe stanowiska we wszystkich wymienionych instytucjach. BNW będzie również sprawdzać, czy oficerowie tych służb nie popełnili w przeszłości nadużyć lub nie przekroczyli kompetencji przy wykonywaniu zadań służbowych.
Zadaniem nowej komórki ma być również bieżąca analiza i ocena wszelkich czynności operacyjno-rozpoznawczych, jakie prowadzi policja i Straż Graniczna. W ustawie zapisano również, że weryfikacja tych działań będzie odbywała się na podstawie informacji, jakie zawarte są w zbiorach, rejestrach i wszelkich bazach danych, również tych oznaczonych klauzulą tajności. Ustawa likwiduje Biura Spraw Wewnętrznych (BSW), jakie funkcjonowały dotychczas w Komendzie Głównej Policji i Komendzie Głównej Straży Granicznej. W praktyce oznacza to, że BNW podejmowała będzie działania w sprawach o największym ciężarze gatunkowym. Biuro oczywiście nie będzie miało uprawnień dochodzeniowo-śledczych, ale będzie mogło prowadzić czynności operacyjno-rozpoznawcze. Jego funkcjonariusze będą mogli m.in. obserwować wytypowane osoby, rejestrować zdarzenia, posługiwać się dokumentami legalizacyjnymi, a także pozyskiwać wszelkie dane: adresowe, telekomunikacyjne, pocztowe i internetowe. Kontrolę nad zdobywaniem tych informacji ma sprawować Sąd Okręgowy w Warszawie.
ABW po Amber Gold
Wyliczenie problemów trapiących nasze służby zacznijmy od ABW, największej polskiej spec służby.
Gdy szefem ABW został Piotr Pogonowski, można było mieć nadzieję, że uzdrowi on sytuację wewnątrz Agencji. Mówili o tym politycy PiS jeszcze jesienią 2015 r., gdy trwała kampania wyborcza. Tymczasem Pogonowski po dwóch latach rządów w Agencji nie ma czym się specjalnie pochwalić. Co gorsza, wiele kwestii zostało „zepsutych”.
Jedną z nich jest sprawa Mateusza Piskorskiego byłego rzecznika „Samoobrony”, którego w maju 2016 r. zatrzymali funkcjonariusze ABW. Przedstawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz rosyjskiego wywiadu cywilnego. Piskorski miał spotykać się z osobami powiązanymi z tą instytucją i przyjmować od nich zadania operacyjne, za co miał – zdaniem ABW – otrzymywać wynagrodzenie. Pomimo rzekomo twardych dowodów, jakie miała zgromadzić ABW, sprawa Piskorskiego utkwiła w Prokuraturze Krajowej.
Do tej pory ABW nie pomogła również Sejmowej Komisji Śledczej ds. afery Amber Gold. Głównie dlatego, że w Agencji nadal pracują ludzie, którzy skutecznie tuszowali wiedzę na jej temat w czasach rządów koalicji PO-PSL. Wielokrotnie pisaliśmy o tym na naszych łamach. Z ustaleń, jakich udało nam się dokonać, wynika, że ci, którzy ukrywali wiedzę na temat Amber Gold, należą dzisiaj do zauszników obecnego szefa ABW. A to oni powinni stanąć przed Sejmową Komisją Śledczą i złożyć zeznania. Przykładów spartaczonej roboty, celowych zaniedbań moglibyśmy w odniesieniu do ABW przytoczyć więcej. Reasumując, ABW potrzebuje dzisiaj nowego szefa, który dokona wreszcie głębokich zmian kadrowych i zacznie realnie kierować podległą sobie służbą.
Brudy Agencji Wywiadu
Nie lepiej jest również w Agencji Wywiadu (AW), w której nadal rządzą ludzie generała Macieja Huni, szefa Agencji w czasach koalicji PO-PSL. Nic dziwnego, że w AW nie doszło dotychczas do rozliczenia wszystkich zaniedbań, jakie miały miejsce w ciągu minionych lat. O jednym z nich pisaliśmy szerzej całkiem niedawno („Agencja bez wywiadu”). Przypomnijmy tę sprawę raz jeszcze.
W 2013 r. Agencja Wywiadu zaczęła wycofywać się z działalności na terenie byłego Związku Sowieckiego. Formalnym powodem odwrotu miała być agresywna działalność rosyjskiego kontrwywiadu. W rezultacie doszło do sytuacji, gdy na informacje o tym, co się dzieje na Wschodzie, mogliśmy liczyć tylko od Amerykanów, o ile ci chcieli się nimi podzielić. To był ewidentny sabotaż realizacji ustawowych zadań Agencji. Jedną z osób, która na pewno ma sporą wiedzę na temat tego, dlaczego tak się stało, jest płk Artur W., który dzisiaj doradza obecnemu szefowi AW, pułkownikowi Piotrowi Krawczykowi. To on był wówczas dyrektorem biura ds. wywiadu politycznego.
W każdym razie po naszej publikacji wrocławska prokuratura zaczęła badać, nie to jednak dlaczego tak się stało, ale to, jak doszło do tego, że ujawniliśmy informacje, które winny stanowić tajemnicę państwową.
W poprzednich latach wielu oficerów AW było zamieszanych w handel wizami na skalę przemysłową. Część z nich ponosi także odpowiedzialność za defraudowanie środków z funduszu operacyjnego. Cała sprawa wyszła na jaw dopiero w 2016 r., gdy amerykańska CIA podniosła alarm, że rezydentura naszego wywiadu w Iranie handluje polskimi wizami. Jak się później okazało, w ten proceder były zaangażowane także inne zagraniczne rezydentury Agencji. Na pierwszy ślad tej działalności Straż Graniczna natrafiła już w 2011 r. Wówczas całą sprawę zatuszowano. Dzięki polskim wizom bliskowschodni terroryści mogli przenikać do krajów Unii Europejskiej. Ten wielki grzech AW nie został do tej pory w żaden sposób rozliczony.
Powszechnym zjawiskiem w AW było również defraudowanie środków z funduszu operacyjnego, czego dopuszczano się na różne sposoby. Jednym z nich było rozliczanie wydatków z funduszu operacyjnego, które nie miały nic wspólnego z faktyczną działalnością. Innym sposobem było opłacanie fikcyjnych agentów, na co miały także iść pieniądze z tego funduszu. Jak pisywaliśmy w 2014 r., okazało się, że brakuje co najmniej 1,5 mln złotych, ale tę sprawę także zatuszowano. Opisywaliśmy również na naszych łamach niezwykle barwną działalność chorążego Andrzeja M. „Carringtona”, który był kasjerem w Agencji i pożyczał oficerom pieniądze na cele prywatne. Nigdy ich zresztą „firmie” nie oddali. Sprawę jednak prokuratura umorzyła z uwagi, jako to określono, „brak znamion przestępstwa”. Zresztą w AW znikały także inne pieniądze, jak np. te, które trafiały do niej od naszych sojuszników. Tak było np. gdy AW otrzymała 500 tys. euro od służb niemieckich.
W sprawie wyłudzania pieniędzy i handlowania wizami wszczęto nawet wewnętrzne śledztwo. Nie mogło być inaczej, w lecie 2016 r. do szefa naszego MSZ ministra Witolda Waszczykowskiego wpłynął bowiem anonim, szczegółowo informujący o całej sytuacji. Zbiegło się to ze zmianą na stanowisku szefa AW, ponieważ płk. Grzegorza Małeckiego zastąpił wówczas płk Piotr Krawczyk. Obaj jednak odpowiadają za to, że w Agencji de facto nic się do tej pory nie zmieniło. Nie rozliczono opisanych przez nas spraw, nie wyciągnięto także konsekwencji wobec osób za nie odpowiedzialnych. Nic dziwnego, że wśród funkcjonariuszy AW powszechne jest dzisiaj przekonanie, że nic się nie zmieniło i w Agencji nadal rządzą ludzie gen. Macieja Huni.
W wojsku bez zmian
Jak powszechnie wiadomo, mamy jeszcze dwie wojskowe specsłużby: Służbę Wywiadu Wojskowego (SWW) i Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. W wypadku SWW również pojawiały się informacje, że w ostatnich latach wycofała się z działań na Wschodzie, jednak nie udało nam się potwierdzić, czy audyt, jaki został przeprowadzony za czasów obecnego jej szefa płk. Andrzeja Kowalskiego, uzasadnił te podejrzenia. Nie wiemy również, jak wyglądała reorganizacja SWW w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Na pewno płk Andrzej Kowalski, który ma za sobą służbę w ABW i SKW należy do najbardziej kompetentnych osób, które kierują dzisiaj naszymi służbami. Można zatem wierzyć, że zrobił wystarczająco dużo, aby uporządkować sytuację w SWW.
Gorzej wygląda sytuacja w przypadku drugiej wojskowej specsłużby: Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), którą kieruje Piotr Bączek, były szef Biura Studiów i Analiz SKW i były analityk BBN. Szef SKW ma dzisiaj na pewno spory problem z nadzorem nad swoimi ludźmi. Jedna z osób podających się za oficera SKW usiłowała zwerbować naszego dziennikarza i to w okolicznościach, które mogą wzbudzać wiele podejrzeń. Okazało się bowiem, że interesuje się sprawami, które należą do kompetencji Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Ba, wchodzi gabinetu szefa tego urzędu (w randze ministra!) bez żadnych problemów. Powstaje zatem pytanie, co ma kontrwywiad wojskowy do naszego rynku farmaceutycznego? A jeżeli to prowokacja, to dlaczego nie było odpowiedniej reakcji, tylko oskarżenia, że to my ujawniając patologie, dopuszczamy się prowokacji uderzającej w szefa MON i SKW.
Krótko mówiąc, obecny szef SKW Piotr Baczek ma naprawdę spory problem ze skutecznym nadzorem nad swoimi ludźmi. Nie jest to jedyny kłopot z SKW. Drugi jest znacznie poważniejszy, bo dotyczy skutków współpracy ze służbami rosyjskimi, do której to doszło w czasach poprzedników Piotra Baczka, czyli generałów Janusza Noska i Piotra Pytla. W 2012 r. SKW podpisała tajną umowę z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa (FSB), o której nie wiedział nawet premier Donald Tusk. Szef SKW nie poinformował o niej również ministra obrony narodowej. Nieoficjalnie miała ona dotyczyć współpracy w zakresie zwalczanie zagrożeń terrorystycznych. Tę sprawę bada dzisiaj prokuratura, która będzie musiała ostatecznie ustalić, czy szef SKW przypadkiem nie złamał prawa. Tak czy inaczej, sam fakt istnienia takiego porozumienia zmusza do postawienia wielu pytań. Jedno z nich wydaje się kluczowe: czy przypadkiem pomysł ten nie wyszedł od samych Rosjan i czy w efekcie tej współpracy SKW nie stała się dla Rosjan całkiem przezroczysta?
Projekt specministerstwa
Jedyną służbą, wobec której nie ma tylu zastrzeżeń, jest Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA). Trzeba jednak pamiętać, że ta instytucja została stworzona od podstaw i nie musiała dziedziczyć wad swoich poprzedniczek. To pozwoliło jej nie tylko uniknąć wielu nieprawidłowości i patologii, ale też i skutecznie działać. To CBA prowadzi dzisiaj wojnę o VAT. Zmaga się również z innymi patologiami w naszym życiu publicznym. Trzeba też przyznać, że w postkomunistycznej Polsce, zdeprawowanej przez wiele lat oligarchicznymi układami i barakiem wolnorynkowej konkurencji, walka z korupcją jest wielkim wyzwaniem, w którą muszą zaangażować się wszystkie instytucje państwowe. Dlatego też warto byłoby wzmocnić kadrowo CBA.
Najważniejszym jednak problemem, jaki wiąże się z naszymi służbami, jest zdecydowana poprawa ich skuteczności. Na pewno prowadzącą do tego drogą jest radykalne poprawienie nadzoru nad ich działaniami. Może tego dokonać szef MSWiA, który będzie teraz dysponował Biurem Nadzoru Wewnętrznego.
W wypadku pozostałych służb krokiem do tego zmierzającym ma być powołanie spec ministerstwa, któremu będą podlegać: ABW, AW, CBA, a być może również SKW i SWW. W każdym razie trwają prace nad projektem powołującym Agencję Bezpieczeństwa Narodowego, bo tak ma się nazywać ten urząd. Jego szefem ma być obecny minister koordynator służb – Mariusz Kamiński. Punktem spornym jest jednak nadal to, czy nowe ministerstwo będzie nadzorowało działania SKW i SWW. Szef MON Antoni Macierewicz nie zgadza się na takie rozwiązanie i chce, aby służby wojskowe zachowały obecną autonomię. Wygląda raczej na to, że górę weźmie stanowisko Mariusza Kamińskiego i wszystkie wymienione specsłużby podlegać będą Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Przekonamy się o tym zapewne dopiero w przyszłym roku, kiedy projekt ustawy o Agencji Bezpieczeństwa Narodowego będzie ostatecznie gotowy i trafi do Sejmu.
Nie da się zbudować silnego i sprawnego państwa bez usprawnienia naszych służb, które przez wiele lat pozbawione były skutecznego nadzoru. Mogliśmy się zresztą o tym przekonać wiele razy. Jedna z takich okazji była szczególnie kompromitująca. W czerwcu 2014 r. okazało się, że grupa „kelnerów” nagrała szefa MSWiA Bartłomieja Sienkiewicza w warszawskiej restauracji „Sowa i Przyjaciele”.
Silny nadzór nad naszymi służbami jest chyba najważniejszą drogą prowadzącą do poprawy skuteczności ich działania. Zbyt dużo pieniędzy wydajemy, abyśmy mogli sobie pozwolić na ich marnotrawienie czy rozkradanie przez służby. Ich utrzymanie kosztowało nas średnio w ostatnich latach miliard złotych rocznie. To ogromne pieniądze, które muszą być dobrze spożytkowane. Dlatego zadanie usprawnienia naszych służb jest z perspektywy państwa równie ważnym zadaniem, jak reforma polskiego sądownictwa.