-0.8 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Rosja na walizkach

Rosjanie mają dość Putina, represji i korupcji. Wyjeżdżają wraz ze swoimi rodzinami i firmami, bo stracili nadzieję, że możliwe są jakiekolwiek zmiany na lepsze.

Rosyjski świat biznesu spanikował, gdy rozeszła się wieść o planowanej emigracji jednego z oligarchów. Miliarder słynie z biznesowego nosa, a może po prostu ma dobre kontakty na Kremlu. Oligarcha sprzedał swoje udziały w Rusalu – aluminiowym gigancie, wcześniej pozbywając się innych akcji wiążących go z rosyjskim rynkiem. Na łączną kwotę 2,2 mld dolarów. Od tej chwili o Prochorowie można mówić jako o amerykańskim biznesmenie, bo dziś to Brooklyn stał się centralą jego dalszych operacji finansowych i inwestycji.

O tym, że w jego ślady idą nie tylko rosyjscy miliarderzy, ale także większa część biznesu, przekonują następujące fakty. W latach 2014–2017 z Rosji wyemigrowali tak znani przedsiębiorcy, jak Michaił Fridman (wraz z zyskiem ze sprzedaży naftowej spółki TNK-BP), czy Jurij Milner z Mail.ru Group. W tym samym czasie aż 40 proc. najbogatszych przedsiębiorców postarało się wyprowadzić swoje aktywa poza rosyjską jurysdykcję. W ich ślady idą Rosjanie, dysponujący wystarczającymi środkami finansowymi. Jak twierdzi portal obrotu nieruchomościami Tranio.ru w 2017 r. ilość zapytań o możliwość ulokowania pieniędzy w UE wzrosła dwukrotnie. Zmieniła się przy tym struktura rosyjskich transakcji na europejskim rynku. O ile dotąd dominowały wielomilionowe zakupy ekskluzywnych willi lub całych posiadłości, o tyle obecnie przeważa tendencja lokowania środków w mieszkania lub domy. Takich transakcji jest dwukrotnie więcej niż w latach ubiegłych. Innymi słowy, rosyjski średni, a nawet mały biznes pakuje walizki, przygotowując się do masowej ucieczki, co zapowiada równie masową emigrację całych rodzin. Co ciekawe, 20 proc. spośród chętnych do ułożenia sobie życia na Zachodzie to urzędnicy różnych szczebli, którym rosyjskie prawo zabrania posiadania zagranicznych kont i nieruchomości.

Barometrem rosyjskiej gospodarki okazuje się Cypr. Od dwóch lat Nikozja wdraża projekt nazwany Złotym Paszportem. Chodzi o przywilej otrzymania unijnego obywatelstwa w zamian za inwestycje w lokalną gospodarkę oraz miejscowy rynek nieruchomości. Tym razem gra idzie o cypryjskie obywatelstwo, a więc korzystanie z pełni praw, jakimi cieszą się społeczeństwa zjednoczonej Europy.

Jak oceniają eksperci radia Swoboda, progową datą był 2014 r. gdy Rosja zabrała Krym i dokonała zbrojnego najazdu na Ukrainę. Wtedy właśnie część Rosjan zrozumiała, że Kreml przestał się bawić nawet w fasadową demokrację. Do 2011 r. liczba rosyjskich emigrantów zamykała się roczną kwotą 100 tys. osób, a w 2012 r. po sfałszowaniu wyników wyborów parlamentarnych statystyka podskoczyła do 200 tys. Od aneksji Krymu liczba emigrantów utrzymuje się na poziomie 350 tys. Rosjan rocznie.

Wielka ucieczka

Jak oszacowało Narodowe Biuro Badań Ekonomicznych USA (NBER), w latach 1990–2015 bogactwa wyprowadzone z Rosji przez jej obywateli były warte 75 proc. całkowitego dochodu narodowego kraju. W liczbach bezwzględnych wyraża się to kwotą od 700 mld do nawet biliona dolarów. Jak to możliwe? W bardzo prosty sposób. 10 proc. najbogatszych Rosjan jest właścicielami 50 proc. majątku narodowego. Jeden proc. najbogatszych ma w rękach 25 proc. majątku Rosji. Z kolei udział najmniej zasobnych Rosjan w majątku narodowym spadł w tym samym czasie do 18 proc.

Analitycy Credit Suisse oceniają poziom rosyjskich nierówności majątkowych jeszcze ostrzej. Według nich grupa 10 proc. najbogatszych obywateli skoncentrowała 89 proc. narodowego bogactwa. Inne szacunki NBER mówią, że w latach 1989–2015 rosyjski dochód narodowy wzrósł o 40 proc. i obecnie stanowi ok. 60 proc. średniej zachodnioeuropejskiej. Ten wzrost dokonał się na rachunek grupy najbogatszej kosztem ubożenia reszty społeczeństwa. W efekcie poziom społecznej nierówności w Rosji jest większy niż w Europie Wschodniej, gdzie na jeden proc. najzasobniejszych przypada 10–14 proc. majątku narodowego.

Jeszcze inaczej wypada porównanie z rozwiniętymi państwami zachodnimi. Jeśli wg NERB jeden proc. rosyjskich miliarderów włada 25 proc. majątku narodowego, to w USA analogiczna grupa jest właścicielem 15 proc. majątku, a w Niemczech i we Francji odpowiednio 10 i 5 proc. majątku. Ponadto tylko ok. 15 proc. Rosjan jest posiadaczami zagranicznych paszportów uprawniających do wyjazdu, co odpowiada najbogatszej części społeczeństwa. Dlatego zdaniem radia Swoboda, liczbę potencjalnych emigrantów trzeba szacować nie od 142 mln obywateli rosyjskich, tylko od 20 mln osób. Jest to grupa najbardziej wykształconych, a zatem najaktywniejszych życiowo Rosjan.

Jeśli dodać do tego ich dobrą lub wręcz bardzo dobrą sytuację materialną, zrozumiałą staje się skala ucieczki kapitału. Także w tej kwestii datę 2014 r. można uznać za progową. Jeśli wcześniej wyciekanie środków finansowych nie przekraczało 50 mld dolarów rocznie, 2014 r. zamknął się kwotą 150 mld, a ubiegłoroczne szacunki mówią o 100–110 mld dolarów. Podobnej tendencji spodziewać się więc można w 2017 r. oraz przynajmniej do 2020 r. włącznie. Jak przebiega wielka ucieczka i gdzie lokowane są wywożone kapitały?

Tak zwane archiwa panamskie ujawniły ogrom skorumpowania kremlowskich urzędników. Schemat wyprowadzania pieniędzy opiera się na przejmowaniu kontroli nad wydatkowaniem środków budżetowych, co z kolei zależy od politycznej decyzji Putina. Korupcyjnym filarem jest nieprzejrzysty system zamówień państwowych. Nadwyżki są transferowane do rajów podatkowych poprzez sieci podstawionych firm lub spółek-córek konkretnego holdingu. Oczywiście potrzebni są również lipni właściciele kont na Bahamach czy Cyprze. Takim sposobem znany wiolonczelista Siergiej Rołdugin, przy okazji przyjaciel Putina, okazał się podstawionym dysponentem lipnych spółek i ich rajskich kont na kwotę 5 mld dolarów. Przy tym Rołduginów jest w Rosji naprawdę wielu, bo budżetowe wydatki zostały całkowicie przejęte przez najbliżej otoczenie Putina. Ukryty w ten sposób majątek prezydenta Rosji jest szacowany w przedziale od 80 mld do nawet 240 mld dolarów, co czyniłoby go najbogatszym politykiem na Ziemi.

Kolejną ekipę ujawnił najświeższy wyciek danych nazwany przez dziennikarzy rajskimi plikami. Do ich bohaterów należą oligarchowie powiązani z Kremlem, lecz prowadzący działalność na własny rachunek. Na przykład tacy jak Roman Abramowicz, Oleg Dierepaska, Sulejman Kerimow, czy Alfiszer Usmanow. Wykorzystują strefy offshore nie tylko do transferowania kapitałów, ale nawet aby ukryć przed rosyjskim fiskusem swoje jachty i samoloty. Takiemu celowi służy jurysdykcja Wyspy Man, w której zarejestrowano dziesiątki luksusowych zabawek rosyjskich miliarderów. W sumie, jak ocenia dziennik gospodarczy „Wiedomosti”, w rajach podatkowych schowano wyprowadzone aktywa o łącznej wartości 500 mld dolarów.

Kolejną metodą jest budowa ponadnarodowych korporacji z decydującym udziałem rosyjskich kapitałów. W 2017 r. były to operacje warte 372 mld dolarów, zakwalifikowane przez OECDE do bezpośrednich inwestycji rosyjskich za granicą. I tak oprócz sieci spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych na pierwsze miejsce awansowała Holandia, w której zagnieździły się praktycznie wszystkie rosyjskie koncerny. Na przykład Gazprom zarejestrował Gazprom Holding Cooperate U.A. Jest to spółka macierzysta dla pięciu spółek koncernu działających w tym kraju, z zadeklarowanym kapitałem 16,7 mld dol. Dodatkowo w Holandii funkcjonuje Gazprom EP International, który zarządza wszystkim spółkami wydobywczymi za granicą. Koncern Łukoil ma w Niderlandach bardziej rozbudowaną strukturę. Paliwowy gigant założył 59 spółek o łącznym kapitale 15,9 mld dol. W jego ślady poszedł koncern łącznościowy Wympiełkom, który z prawnego punktu widzenia stał się obecnie rosyjskim segmentem transnarodowego holdingu operującego z Holandii.

Jednak taka przejrzystość biznesowa to w przypadku rosyjskich podmiotów sprawa wyjątkowa. Jeśli w UE rygory prawne zmniejszają skalę malwersacji polegających na ukryciu głównego, czyli końcowego beneficjenta, to w strefie WNP podobna praktyka jest nagminna. Przykładem jest Ukraina, która pozostaje jednym z ważnych obszarów transferowania rosyjskich inwestycji. Zgodnie z danymi ukraińskiego urzędu statystycznego, tegoroczne inwestycje rosyjskich podmiotów gospodarczych wyniosły 4,4 mld dolarów. Według szacunków MFW ich wartość została zaniżona trzy lub nawet czterokrotnie. To wynik napływu rosyjskich inwestycji drogą okrężną, przede wszystkim poprzez raje podatkowe na czele z Cyprem. W ten sam sposób rosyjskie pieniądze trafiają do państw bałtyckich, ze szczególnym uwzględnieniem Łotwy oraz na Białoruś i do Kazachstanu. Swoistą terra incognita pozostają Bałkany, które w ostatnim czasie przekształciły się w prawdziwy rezerwat wschodnich inwestycji.

Co najważniejsze, przetarty tam schemat inwestycyjny jest obecnie powielany w Unii Europejskiej. Jak wskazują badania, rozpoczął się wyścig o przejęcie własności nad szeroko pojętą sferą usług. Furorę robi zakup gotowego biznesu lub nabywanie udziałów współwłasności w firmach budowlanych i developerskich. Rosjanie na gwałt wykupują hotele, pensjonaty, miejsca zbiorowego żywienia. Interesują się nawet drobnym biznesem, takim jak powielarnie, bary uliczne czy bistro.

Z danych Eurostatu wynika, że geografia rosyjskiej kolonizacji własnościowej UE wygląda następująco. W 2017 r. na pierwszym miejscu pod względem spodziewanej rentowności inwestycji znalazły się Niemcy, które odebrały palmę pierwszeństwa Cyprowi. Na kolejnych miejscach znalazły się Włochy, Szwajcaria i Austria oraz Wielka Brytania.

Aby wyobrazić sobie skalę rosyjskich zakupów, wystarczy powiedzieć, że w przypadku Niemiec ich poziom zwiększył się sześciokrotnie rok do roku. Z kolei we Włoszech rosyjskie transakcje na rynku nieruchomości wzrosły o 38 proc. Aby zakończyć wycieczkę po świecie rosyjskim tropem, trzeba także wspomnieć Amerykę Południową. Jak szacują agendy ekonomiczne ONZ, oficjalna wartość rosyjskiego zaangażowania niepaństwowego w tym regionie przekroczyła 10 mld dol.

Dlaczego teraz?

Lew Gudkow, dyrektor Centrum Badania Opinii Publicznej Lewada alarmuje, że Rosjanie siedzą na walizkach, a krajowi grozi katastrofa demograficzna i ekonomiczna. Jeśli bliżej przyjrzeć się zjawisku, które Gudkow nazywa największą falą emigracji od czasu rozpadu ZSRR, można dostrzec kilka przyczyn.

Rzeczywiście, poszczególne grupy obywateli wyjeżdżają bądź szykują się do ucieczki z różnych powodów. Na przykład oligarchowie czują zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne zagrożenie. W 2014 r., gdy rozpoczęło się wyprowadzanie aktywów gospodarczych na wielką skalę, Putin zebrał u siebie miliarderów. Ostrzegł, że wprowadza w życie tzw. prawo deofszoryzacyjne, a zatem każdy z oligarchów otrzymał wybór. Albo stanie się rezydentem płacącym podatki w Rosji, w zamian otrzymując biznesowe i polityczne wsparcie Kremla. Albo może nadal ukrywać majątek w rajach podatkowych, ale wtedy zostanie wykluczony z konsumpcji budżetu, a więc odsunięty od najbardziej zyskownych zamówień i inwestycji państwowych.

Po trzech latach obowiązywania prawa można powiedzieć, że miliarderzy zachowali się niepatriotycznie. 40 proc. z dwustu najbogatszych ludzi Rosji wyprowadziło majątki za granicę. Przykładem jest wspomniany Michaił Fridman, właściciel finansowej Alfa Grupy oraz spółki naftowej TNK – BP. Były właściciel, bo podobnie jak Prochorow pozbył się rosyjskiego interesu i założywszy nową grupę inwestycyjną Letter One, robi pieniądze w UE.

Podczas tego samego spotkania Putin ostrzegł również oligarchów, że ze względu na okoliczności polityczne, rosyjscy miliarderzy i ich majątki staną się dla Zachodu łowną zwierzyną podatkową. Chyba ten argument stał się najbardziej przekonujący dla tych, którzy wybrali los emigrantów. Nie bez przyczyny postarali się ograniczyć formalne związki z Kremlem.

W lipcu 2017 r. władze amerykańskie uchwaliły nowy pakiet antyrosyjskich sankcji. Postanowienia Kongresu zobowiązują amerykańskie instytucje finansowe do wyśledzenia w czasie 180 dni majątków kremlowskich miliarderów oraz urzędników, bez względu na formę własnościową i sposób ukrycia.

Jak łatwo policzyć datą uruchomienia retorsji, jest marzec 2018 r. Miesiąc, w którym odbędą się wybory rosyjskiego prezydenta. Dlatego wśród kremlowskich elit zapanowało przekonanie, że prawdziwe przesłanie sankcji brzmi: zróbcie sami porządek z Putinem albo stracicie majątki i władzę. Tak czy inaczej, rosyjskie media twierdzą, że oligarchowie wyczuli pismo nosem, a więc ogromne kłopoty i na gwałt zabezpieczają majątki, transferując aktywa do UE. Znaleźli się jednak w pułapce. Dotąd grabili Rosję, żyjąc luksusowo w Europie lub w USA. Teraz grożą im zachodnie instancje fiskalne, a na dodatek Putin ogłosił potrzebę pilnej militaryzacji gospodarki, więc oligarchicznych dóbr. Prowadzi to do kuriozalnych decyzji, takich jak fikcyjne rozwody, przepisywanie własności kont na synów, żony i kochanki. A jeśli wyczucie oligarchów nie ogranicza się do sankcji?

Jak mówi Lew Gudkow, w Rosji wzrasta społeczne zapotrzebowanie na zmiany. Rosjanie ubożeją w zawrotnym tempie. Ubóstwo jest już udziałem 40 mln obywateli. Chodzi o to, że nawet zatrudnienie w państwowych, budżetowych sektorach gospodarki, przystało gwarantować dochody na poziomie socjalnego minimum.

Jak twierdzi były minister finansów Aleksiej Kudrin, regres ekonomiczny i społeczny odrzucił Rosję 10 lat wstecz od świata demokratycznego i Chin. Najgorzej dzieje się w dziedzinach innowacyjnych, w których Rosja przystała się właściwie liczyć jako globalny konkurent. Na dowód przedstawia dane o rosnącym surowcowo – zbrojeniowym przechyle w PKB. Kudrina popiera szefowa Izby Obrachunkowej (NIK) Tatiana Golikowa, która szokuje danymi o fizycznym rozpadzie kraju. Przemysł starzeje się moralnie i fizycznie w tak szybkim tempie (12–40 proc. rocznie w zależności od sektora), że infrastruktura niezbędna do przeżycia państwa i jego obywateli utraciła już 25 proc. wymaganych zasobów. Do naprawy sytuacji, czyli modernizacji potrzeba 10 bilionów rubli, podczas gdy Kreml proponuje tylko bilion.

Jednak najgroźniejszym procesem jest Rosja na walizkach, czyli ucieczkowe nastroje, wszystkich, którzy mogą sobie na to pozwolić. Gudkow nie ma złudzeń, że nowa fala emigracji, która obejmuje klasę średnią, jest wywołana przyczynami politycznymi. Rosjanie mają dość Putina, represji i korupcji. Wyjeżdżają wraz ze swoimi rodzinami i firmami, bo stracili nadzieję, że możliwe są jakiekolwiek zmiany na lepsze. Portal nieruchomości Tranio nie ma wątpliwości, że rosyjski boom inwestycyjny na europejskim rynku usług to nic innego jak poszukiwanie ekonomicznej i socjalnej stabilizacji. I podobnie jak oligarchowie, klasa średnia boi się coraz bardziej społecznego wybuchu. W przypadku Rosji zawsze jest on bezmyślny, krwawy, a na dodatek coraz bardziej prawdopodobny.

Sztab ekspercki Aleksieja Kudrina wypracował dwa scenariusze przyszłości i oba różnią się jedynie stopniem pesymizmu. Pierwszy przewiduje powolne gnicie Rosji, aż do jej wewnętrznego rozpadu. Drugi, szybką samoizolację oraz wzrost agresji międzynarodowej adekwatny do skali narastania totalitaryzmu. Niestety, dopóki Putin i jego elity utrzymują się u władzy, dopóty nie ma szans na strukturalne reformy i powrót do międzynarodowego partnerstwa.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news