3.6 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Wielka wyprzedaż czy wielka grabież?

Nie wiadomo, czy państwo i obywatele lepiej by wyszli na tym, gdyby prywatyzacji zaniechano.

 Głośne zatrzymanie wiceministra skarbu Pawła T. odpowiedzialnego za sprzedaż fi rmy CIECH w 2014 r. najbogatszemu Polakowi Janowi Kulczykowi i zarzuty, że na skutek, przynajmniej zaniedbań, Skarb Państwa stracił ponad 100 mln zł, sprawiły, że odżyła dyskusja o polskich prywatyzacjach. A jest co podsumowywać. Za dwa lata będziemy świętować 30-lecie rozpoczęcia prywatyzacji w Polsce. To trzy dekady chaosu, kontrowersji i skandali. Narzekając jednak na prawdziwe i wyimaginowane afery pamiętać należy, że nie wiadomo, czy państwo i obywatele lepiej by wyszli na tym, gdyby prywatyzacji zaniechano. W końcu po opadnięciu kurzu afer powstała gospodarka, która jest jedną z najszybciej rozwijających się na świecie.

Byle sprzedać

Pod koniec ubiegłego roku grupa polskich ekonomistów postanowiła prześledzić, jak naprawdę przebiegała prywatyzacja w Polsce. Szefem projektu był dr hab. Jan Hagemejer z ośrodka badawczego GRAPE i Uniwersytetu Warszawskiego, a pomagali mu m.in. dr hab. Joanna Tyrowicz (GRAPE i UW), Peter Szewczyk (GRAPE i UW) i prof. Jan Svejnar z Columbia University i czeskiego CERGE-EI. Już na samym początku projektu badacze zetknęli się z problemem, którego charakter dużo mówi o całej polskiej prywatyzacji. Okazało się, że nie istniał żaden spis majątku, który zaczęto wyprzedawać. Słynny aforyzm przypisywany chińskiemu myślicielowi Konfucjuszowi „że trudno znaleźć czarnego kota w ciemnym pokoju, szczególnie, gdy go tam nie ma”, jak ulał pasuje do sprzedaży polskiego majątku po 1990 r. Chaos zapewne nie był do końca przypadkowy, bo jak wiadomo w mętnej wodzie ryby łatwiej łowić. Gdy po latach Borys Bierezowski, oligarcha, który dorobił się na wyprzedaży majątku państwowego w Związku Sowieckim, poproszony był o komentarz, scharakteryzował to krótko: „czasy były takie, że każdy brał tyle, ile mógł unieść”.

Do dziś trudno o pełny obraz prywatyzacji, bo w danych panuje pełny chaos. Jak ustalił wspomniany zespół, inne informacje miało Ministerstwo Skarbu Państwa (już w likwidacji od 31 marca 2017 r.), a jeszcze inne Główny Urząd Statystyczny. Na przykład w 1996 r. MSP odnotowało 25 prywatyzacji, a statystycy GUS 131. Jeszcze zabawniejsze różnice pokazywały się przy okazji analizy wpływów. MSP ma u siebie wpływy z prywatyzacji 135 razy wyższe od sumy wszystkich transakcji. Skoro więc kasa nie zgadza się z założenia, to jak można mówić o analizie i wnioskach? Autorzy badań bezskutecznie próbowali ustalić, kto ma rację. Urzędnicy MSP poinformowali ich, że statystyk GUS nie znają. Z kolei GUS przekonywał, że tylko jego dane są wiarygodne. Dopiero od 2000 r. zaczęło się wszystko mniej więcej zgadzać.

Afera, goni aferę

Na dzień dobry wiadomo, że z powodu braku danych, nie można wiarygodnie ocenić całości prywatyzacji z początkowych lat transformacji ustrojowej. Pozostaje więc próba opisania i wyjaśnienia największych skandali. Bez wątpienia taką dużą aferą jest prywatyzacja sektora bankowego w Polsce w latach 90…

Cały artykuł w Gazecie Finansowej 10/2018

{source}

gfokl10 2018w250

{/source}

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news