2.6 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Polacy łatają Internet

Polska firma stworzyła technologię, która ograniczy inwigilację w sieci.

Polski start-up IOVO stworzył technologię, która ma dać użytkownikom Internetu (w tym portali takich jak Facebook) kontrolę nad ich danymi. Co więcej – umożliwi internautom świadomy, odpłatny dostęp do informacji o sobie. By teoria sprawdziła się w praktyce, musi jednak zyskać aprobatę twórców aplikacji, właścicieli portali i mediów społecznościowych.

Technologia przyszłości w teraźniejszości

Projekt wystartował w lutym 2017 roku. Założycielami zespółu IOVO (Internet Of Value OmniLedger) są Krzysztof Gagacki i Zbigniew Kostrzewa. Swoją technologię i założenia pomysłu zaprezentowali w trakcie tegorocznej konferencji Blockchain Connect Warsaw. Dzieło Polaków to blockchain czwartej generacji (DAG – Directed Acyclic Graph). Opiera się on na blokach informacji, zapisywanych kryptograficznie w rozproszonym rejestrze. W praktyce technologia ta ma zapewnić użytkownikom pełną ochronę informacji o nich, broniąc ich m.in. przed zbierającymi dane o internautach (np. pozyskujących je z myślą o sprzedaży firmom odpowiedzialnym za targetowanie reklam).

Dziś jest to najbezpieczniejsza forma przechowywania informacji – i bardzo pożądana. Rynek rozwiązań opartych o tę technologię w zeszłym roku osiągnął wartość 415,5 mln dolarów, a według analityków z Marketsand Markets do 2022 roku wart ma być ponad 7,5 mld dolarów. Sami twórcy wskazują, że technologia powinna zyskać uznanie wśród banków czy instytucji finansowych, jednak zastosowań dla niej ma być znacznie więcej.

Idealiści

– IOVO jest siecią, infrastrukturą obsługi danych. Stoi na straży żelaznej logiki ekonomii obiegu i własności danych. W związku z tym na IOVO będą mogły być oparte wszystkie aplikacje posiadające użytkowników i pracujące z danymi przez nich generowanymi, co w praktyce oznacza możliwe branże: od ubezpieczeniowej, przez informacyjną i wszelkie odnogi marketingu na motoryzacyjnej kończąc. […] Technologia IOVO jest na etapie projektowania warstwy blockchain i testowania sieci. Harmonogram projektu jest dokładnie rozpisany i dostępny na naszej stronie. Największym wyzwaniem będzie skalowalność, dlatego od początku skupiamy się na tym, aby nasza platforma była w stanie zagwarantować pełną przepustowość przy oczekiwanym natężeniu ruchu. To jedno z podstawowych ograniczeń obecnych rozwiązań, które usuwamy. Już w przyszłym roku możliwe będą pierwsze wdrożenia i zobaczymy pierwsze aplikacje oparte o IOVO. Pierwsze z nich: płatności influencerskie Influnomy i newsowy Dropp naszego autorstwa są już prawie gotowe do wdrożenia – powiedział Krzysztof Gagacki w rozmowie z branżowym InnPoland.pl.

Jak wyjaśniał współtwórca IOVO, przy rozpowszechnieniu tej technologii to internauci będą decydować, komu i w jakim zakresie udostępniają dane. Co więcej – rozwiązanie te daje możliwość odpłatnego udostępniania wybranych danych o sobie. Innymi słowy – firmy zbierające dane o użytkownikach sieci będą musiały płacić użytkownikom za możliwość śledzenia ich.

– W sieci IOVO każde wyświetlenie danych wymaga zgody ich właściciela oraz uiszczenia na jego rzecz stosownej mikroopłaty. W ten sposób użytkownik wybiera, jakie dane chce w danej sytuacji zmonetyzować. Może również odrzucić propozycję, zachowując pełną anonimowość. W praktyce oznacza to, że internauci będą mogli partycypować w budżetach reklamowych. To początek data democracy – przekonywał Gagacki w trakcie konferencji.

Sukces technologii opracowanej przez Polaków zależeć będzie jednak od samych właścicieli i twórców portali oraz aplikacji. Jeżeli uznają, że dotychczasowy model (tj. „darmowego” dostępu do ich produktów, w zamian za gromadzenie danych o użytkownikach) jest bardziej opłacalny, to technologia IOVO przegra.

Szara eminencja

Od czasu, gdy użytkownicy Internetu wycofali się z korzystania skrzynek pocztowych popularnych portali, będących regularnie zasypywanych e-mailami z reklamami, wielkie koncerny zaczęły poszukiwać sposobu na dotarcie do swoich potencjalnych klientów na nowe sposoby. Stałe i ujednolicone reklamy wyświetlane na stronach serwisów nie były efektywne. Z pomocą im przyszły media społecznościowe. Tworzący tam konta i wchodzący w interakcje dostarczają drogocennych informacji, z których właściciele lub wyspecjalizowane fi rmy budują bazę, którą następnie sprzedają firmom chcącym przeprowadzić kampanię reklamową.

O tym, jak potężne narzędzie wpadło ręce firm i polityków pokazała afera Cambridge Analytica. To właśnie ten ośrodek pozyskał dane co najmniej 87 mln użytkowników Facebooka, które następnie wykorzystano przy prowadzeniu kampanii wyborczych i referendalnych. Do „wielkiego łowienia” wykorzystano aplikację-quiz. Jej autorem był urodzony w Mołdawskiej Republice Radzieckiej i dorastający w Moskwie dr Aleksandr Kogan, a sama aplikacja była zmodyfikowaną wersją rozwiązania, które stworzył Polak – dr Michał Kosiński, który nie był jednak zainteresowany współpracą z Koganem (zbadał on, jak zachowania użytkowników sieci, zapisane na stronach, na które wchodzą, i na ich profilach na Facebooku, odnoszą się do ich osobowości).

Początkowo media informowały, że łupem Cambridge Analytica padły dane 50 mln użytkowników. Szybko okazało się, że liczba ta może sięgać 87 mln użytkowników, a prawdopodobnie to jeszcze nie koniec. Tydzień temu przed komisją brytyjskiego parlamentu (który bada aferę pod kątem wykorzystania danych przy kampanii referendalnej ws. Brexitu) wystąpiła Brittany Kaiser, była pracownica Cambridge Analytica. Kaiser zeznała, że Cambridge Analytica mogła pozyskać dane znacznie większej liczby użytkowników. Z jej zeznań wynikało, że aplikacja-quiz Aleksandra Kogana była tylko jedną z wielu, jakie „wpuszczano w obieg” na Facebooku. Nie wiadomo czy inne aplikacje-quizy również pozyskiwały dane nieświadomych znajomych biorących w nich udział (jak robiła to aplikacja Kogana).

– Nie znam szczegółów tych ankiet ani tego, jak dane były zbierane czy przetwarzane. Jestem jednak zdania, że niemal na pewno liczba użytkowników, których dane wyciekły przez używanie aplikacji podobnych do tej Kogana, jest znacznie większa niż 87 milionów i że zarówno Cambridge Analytica, jak i inne firmy były zaangażowane w te działania – stwierdziła Kaiser, w pisemnym oświadczeniu.

W trakcie składania zeznań wspomniała o dwóch innych aplikacjach zbierających danych – quiz „Sex compass” oraz quiz muzyczny. To właśnie Brittany Kaiser została doradcą Polaków z IOVO. Fakt, że była dyrektor Cambridge Analytica pojawiła się w projekcie, wzbudził niemałe emocje. Studzi je natomiast inwestor wspierający projekt Jeff rey Wernick. Wernick, który wcześniej pomagał budować m.in. Ubera, wystąpił na konferencji Polaków.

– Nie możemy mówić o sobie, że jesteśmy wolnymi ludźmi, gdy nie mamy prawa do własnych danych – mówił w trakcie spotkania. Sama Kaiser przekonywała, że narzędzie stworzone przez Polaków może naprawić np. Facebook czy inne portale społecznościowe, które „przywłaszczają cyfrowe informacje na nasz temat i handlują nimi za naszymi plecami, zarabiając ogromne kwoty”.

– IOVO ma szansę naprawiać problem z danymi w sieci, o którym mówi dziś cały świat, jednak nikt nie ma pomysłu, jak uwolnić ludzkości od cyfrowych wyłudzeń. Prawne regulacje tu nie wystarczą. Sprawy zaszły za daleko. Z tego impasu może wyzwolić nas wyłącznie technologia zabezpieczająca nasz internetowy kapitał – stwierdziła Kaiser.

 

FMC27news