Spór PO z PiS przypomina wojny plemienne, gdzie rolę zwierzyny łownej, o którą się walczy, pełnią obywatele.
PiS i PO mają plemienną mentalność, dlatego tak ważna jest dla nich liczba uczestników marszu. Wiadomo, że Hutu nie walczy z Tutsi o demokrację a o dostęp do zwierzyny łownej (obywateli), dlatego plemię aspirujące w naszej dżungli musi demonstrować siłę plemieniu władzy – skomentował spór o liczbę osób na Marszu Wolności 12 maja w Warszawie Obywatel D.C., publicysta internetowy.
Ta krótka charakterystyka pokazuje problem, z którym mamy w Polsce do czynienia. Realna gra o władzę rozgrywa się w Polsce pomiędzy ludźmi, których więcej łączy, niż dzieli. Więcej niż sami chcą przyznać. Żadna z partii mająca realną szansę na objęcie władzy w Polsce nie chce zmienić systemu rządów. W Polsce obywatele oddają państwu ponad połowę dochodów. Nie ma w naszym kraju żadnej „sprawiedliwości społecznej”, bo im biedniejszy człowiek, tym większy odsetek swoich dochodów przeznacza na podatki. Biedniejsi po pierwsze nie są w stanie nigdzie przed podatkami uciec. Po drugie najbardziej ich kieszenie drenują podatki typu ZUS, VAT, czy te, które są ukryte w paliwie, a których nie da się uniknąć. A takiego systemu zasilania budżetu państwa ani PiS, ani PO, ani Nowoczesna, SLD, PSL nie chcą zmienić. W tym wypadku obywatele mają wybór jak przed laty sklepikarz w Wołominie: może sobie wybrać kolor dresu, jaki nosi bandyta, który będzie zabierał od niego haracz.
Kultywowana jest u nas mentalność żebracza. Polska walczy od lat o jak największe dotacje i fundusze z Unii Europejskiej. A one bardziej szkodzą, niż pomagają. Bogactwo nie bierze się bowiem z dotacji. Irlandia wstąpiła do UE w 1973 r., a w 1988 r. artykuł okładkowy o tym kraju tygodnik „Th e Economist” zilustrował zdjęciem żebraka i podpisem „Najbiedniejsi z bogatych”. Przełom w tym kraju nastąpił dopiero, gdy przeprowadzono radykalną rewolucję obniżającą wszelkie podatki i czyniącą z „Zielonej Wyspy”, przez wiele lat, prawdziwy raj podatkowy.
Tą drogą poszła w ostatnich latach Rumunia, która dokonała kompletnej zmiany podejścia do podatków i sposobu rządzenia państwem. O ile nasi politycy każą się całować po rękach za wzrost gospodarczy 2–4 proc. rocznie, to rumuńska gospodarka zaczęła przypominać słynne azjatyckie tygrysy i rośnie po ok. 8 proc. rocznie. Czy Hutu lub Tutsi mogą to zrobić? Nie. Bo motywacją 90 proc. obecnej klasy politycznej jest dbanie w o własne kieszenie, a nie stworzenie normalnego państwa.