Nawet 20 mld zł powinien zapłacić niemiecki koncern za oszukanie polskich klientów i zanieczyszczenie środowiska. Nasz rząd jednak milczy.
We wrześniu 2015 r. niemiecki koncern Volkswagen przyznał się do wielkiego oszustwa: sprzedaży na całym świecie samochodów z urządzeniami fałszującymi dane na temat spalin. Aby ratować się przed procesami karnymi i cywilnymi, tylko w USA zgodził się zapłacić poszkodowanym klientom i amerykańskim władzom 100 mld zł (25 mld USD). Straty ponieśli bowiem nie tylko pechowi nabywcy aut, którzy są posiadaczami znacznie gorszych maszyn niż te, które w swoim przekonaniu kupili (nie mogą nimi nawet handlować, bo nie mają one koniecznej homologacji, czyli dopuszczenia do użytku). Stratni są też zwykli obywatele, którzy żyją dziś w znacznie bardziej zanieczyszczonym środowisku. Niektóre normy zanieczyszczeń przekraczane są przez auta VW 40-krotnie!
Sprawa dotyczy praktycznie wszystkich marek koncernu. Jeżdżącymi fabrykami toksyn okazały się: Volkswagen Tuareg, Porsche Cayenne, Audi A6 Quattro, A7 Quattro, A8, A8 L, Q5, Q7, Skoda i Seat. Volkswagen przyznał się, że sprzedał 11 mln samochodów zanieczyszczających środowisko. W Polsce zdecydował się tylko na akcję naprawy aut. Po naprawie nadal będą jednak produkowały znacznie wyższe zanieczyszczenia, niż powinny. Polskie władze, które tak chętnie mówią o domaganiu się odszkodowań za II wojnę światową, nie spróbowały nawet wystosować wezwania do VW, aby zapłacił za szkody. Nie skorzystały też z możliwości nałożenia kary administracyjnej za zanieczyszczenie w Polsce środowiska.
Ostrożne szacunki mówią o tym, że w Polsce sprzedano minimum 170 tys. „fabryk toksyn” o wartości 10,5 mld zł. A przecież należy się jeszcze odszkodowanie za zatrute powietrze (wciąż jest zatruwane w Polsce przez auta niemieckiego koncernu). W świetle stawek amerykańskich, Polska spokojnie może domagać się ok. 20 mld zł (5 mld USD) od Volkswagena. To tyle ile rocznie państwo wydaje na cały program 500 plus. Milczenie naszego rządu w sprawie należnych nam pieniędzy od Volkswagena jest nie tylko zastanawiające, ale i oburzające.
To nie był „wypadek przy pracy”, ale dobrze zaplanowane przez menedżerów niemieckiego koncernu przestępstwo. Jak ujawniła amerykańska prasa, silniki diesla były zaprogramowane tak, by ograniczenia emisji zanieczyszczeń były aktywowane tylko podczas testów laboratoryjnych. Dzięki temu niemieckie auta spełniały tamtejsze normy podczas testów. Poza nimi, w normalnych warunkach emisja była nawet kilkadziesiąt razy wyższa. Pojazdy z takim oprogramowaniem trafiły nie tylko do sprzedaży w USA, ale na całym świecie.
Krzyczenie o miliardach, które nam się należą za drugą wojnę światową i ignorowanie jednocześnie oczywistej szkody wyrządzonej Polsce przez koncern Volkswagen każe zastanowić się nad szczerością intencji. W końcu jak VW mógłby się tłumaczyć, że zapłacił odszkodowania w USA, a w Polsce nie zapłaci? Pytanie, kto i dlaczego broni interesów Volkswagena w Polsce, powinno paść w publicznej debacie na najwyższym politycznym szczeblu. Niestety na to, że pytanie to zadadzą wpatrzeni w kanclerz Angelę Merkel politycy Platformy Obywatelskiej, nie ma raczej co liczyć.