11.7 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

„Doktryna Barley” w działaniu

Co robi Unia Europejska w momencie, gdy na Ukrainie trwa krwawa wojna, a Rosja przegrupowuje siły przed decydującą ofensywą na Donbas? Jakie są priorytety Brukseli w chwili, gdy unijne granice dzień po dniu przekraczają kolejne fale ukraińskich uchodźców, których sama tylko Polska przyjęła już ponad 2,6 mln? Tak, zgadliście państwo – Komisja Europejska obcina Polsce fundusze na poczet niezapłaconej kary nałożonej przez TSUE w kuriozalnym, jednoosobowym trybie, jako „środek zabezpieczający” nakazujący zamknięcie kopalni w Turowie. 

Decyzja ta, wydana przez hiszpańską ignorantkę Rosarię Silva de Lapuertę, kompletnie nie liczyła się z technologicznymi, ekonomicznymi oraz energetycznymi realiami – pracującej w trybie ciągłym kopalni sprzęgniętej z gigantyczną elektrownią zwyczajnie nie da się, ot tak, „wygasić” z dnia na dzień, nie mówiąc już o konsekwencjach dla systemu energetycznego kraju. Doskonale widać to dziś, gdy Niemcy robią na forum unijnym wszystko, by opóźnić termin wprowadzenia embarga na rosyjskie surowce, podnosząc katastrofalne skutki takiej decyzji dla swojej gospodarki. Komisji Europejskiej nie wzruszył nawet fakt, że Polska i Czechy doszły w sprawie Turowa do porozumienia i czeski rząd wycofał pozew z TSUE.

Bruksela zatem potrąciła nam w sumie 30 mln euro: 15 mln z Programu Operacyjnego Wiedza, Edukacja, Rozwój (POWER) i drugie 15 mln z Regionalnego Programu Operacyjnego województwa kujawsko-pomorskiego. Dlaczego akurat kujawsko-pomorskiego? I dlaczego ofiarą windykacji padły akurat te, a nie inne fundusze? Rzucali tam monetą? Co ma edukacja i województwo kujawsko-pomorskie do energetyki i Turowa leżącego na drugim końcu Polski? Pokazuje to, jak arbitralnie brukselscy mandaryni podejmują decyzje. Podejrzewam, że mogło to wyglądać następująco: słuchajcie, jakie tam fundusze z rozdzielnika wysyłamy na dniach do tej całej Polski? Na edukację i dla jakiegoś regionu? Dobra, zatem obcinamy! Dodajmy, że w sumie Polska „zalega” z tytułu Turowa na kwotę 68 mln euro – zostało więc jeszcze 38 mln do potrącenia. A w kolejce czeka jeszcze 155 mln euro za niepodporządkowanie się wyrokom TSUE w sprawie „praworządności”, w tym likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN. Drżyjcie więc beneficjenci eurofunduszy, bo nie znacie dnia, ani godziny. Jednak to nie koniec. Wciąż nie odmrożono Polsce środków z Funduszu Odbudowy – prawie 24 mld euro dotacji i 11,5 mld euro tanich pożyczek. Tutaj pojawił się nawet akcent humorystyczny: otóż, gdy gruchnęła plotka, że Polska dogadała się z KE w sprawie odblokowania KPO, wyszedł Donald Tusk cały na biało, oznajmiając, iż jedzie do Brukseli „dopiąć sprawę pieniędzy dla Polski”. Chyba słabo mu poszło, skoro podczas niedawnej wizyty (9 kwietnia) Ursuli von der Leyen w Warszawie o odblokowaniu funduszy nie powiedziano ani słowa, co zostało skrytykowane przez tegoż Donalda Tuska, który wszak deklarował „dopięcie sprawy”.

I jeszcze na trzecią nóżkę. Zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów na Węgrzech, w których po raz czwarty z rzędu wygrał Fidesz Victora Orbana osiągając większość konstytucyjną, Komisja Europejska poinformowała o wdrożeniu wobec Budapesztu świeżo zatwierdzonego przez TSUE „mechanizmu praworządności”, w wyniku czego Węgry mogą stracić nawet 40 mld euro. Jak powiedział Orban: – Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Tak wielkie, że widać je nawet z Księżyca, a już na pewno z Brukseli – i fakt, Bruksela zwycięstwo zauważyła i jak widać, zareagowała. Jednak oczywiście odpalenie procedury „pieniądze za praworządność” nie ma nic wspólnego z polityczną zemstą za „niesłuszny” wynik wyborów, to tylko taka przypadkowa koincydencja. O ile zakład, że gdyby zwyciężyła tamtejsza „totalna opozycja”, to nagle okazałoby się, że z węgierską praworządnością wszystko jest w jak najlepszym porządku?

Podsumowując, wojna wojną, a w Unii wciąż w najlepsze obowiązuje doktryna „głodzenia buntowników” sformułowana w 2020 r. przez niemiecką wiceprzewodniczącą PE Katarinę Barley („Państwa, takie jak Polska i Węgry, trzeba finansowo zagłodzić. Dotacje unijne stanowią bowiem skuteczną dźwignię”). Najwyraźniej Bruksela uznała, że problemy gospodarcze, inflacja i miliardowe koszty utrzymania uchodźców są znakomitą okazją do przykręcenia finansowej śruby i dalszej pacyfikacji zrewoltowanych kolonii – bo w tych kategoriach nas się tam postrzega. A gra toczy się nie tylko o miliardy euro, lecz przede wszystkim o projekt federalizacji Unii Europejskiej, do czego niezbędne jest zduszenie suwerennościowych aspiracji „nowej Europy”. Polska ma w tej sytuacji tylko jedno wyjście: postawić sprawy na ostrzu noża. Oczekuję więc, że polski rząd potrąci symetrycznie naszą składkę członkowską i ogłosi wycofanie się z Funduszu Odbudowy oraz zaciągniętego na jego poczet wspólnego europejskiego długu – tym bardziej że te pieniądze i tak musielibyśmy wydawać pod brukselskie dyktando. Co gorsza, może się okazać, że będziemy spłacać żyrowaną przez nas pożyczkę, nie otrzymawszy z niej ani grosza.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news