Śmieci to bardzo dochodowy interes. Co można zrobić, żeby był jeszcze bardziej rentowny? Wystarczy wykorzystać głupie prawo i bezradnych urzędników. To główna przyczyna, z powodu której w Polsce takim powodzeniem cieszą się płonące składowiska odpadów.
Na rzecz jakich interesów trzeba działać, aby zezwalać na import śmieci do kraju? Trudno to sobie wyobrazić, no bo jaki gospodarz zgadzałby się na zaśmiecanie swojego terenu? Nawet Chiny nie przyjmują odpadów z innych państw. Polska przez wiele lat nie widziała w tym problemu, chociaż media, w tym chociażby „Super Express”, rozpisują się o tym od dawna. Przykładem ilustrującym patologię, może być historia składowiska przy ulicy Golędzinowskiej w Warszawie. Teren należy do PKP. Kiedy kolejarze zorientowali się, że wynajmujący wykorzystuje działkę niezgodnie z umową, rozwiązali ją w 2015 roku, ale dopiero teraz, w drodze egzekucji komorniczej, właściciel odzyskał władztwo nad terenem.
Jak się okazuje, niewiele to zmieniło, mimo że PKP zawiadomiło m.in. policję, prokuraturę i Mazowieckiego Inspektora Ochrony Środowiska, który jest uprawniony do kontroli obiektów zamkniętych – taki jest status terenu, który od lat cuchnie, mnoży się tam robactwo i szczury, co więcej, jest to tykająca bomba ekologiczna. Nic się nie dzieje też w miejscach, gdzie PKP dokonało interwencji np. na ul. Golędzinowskiej. Mieszkańcy z okolicy są załamani inercją i bezradnością służb. Wszyscy działają w ramach prawa. PKP, jako wynajmujący, wypowiedział umowę części najemców, jednak nie jest w stanie zmusić dzierżawcy do uporządkowania terenu…. Mazowiecki Inspektor Ochrony Środowiska wymierzył przedsiębiorstwu 4 miliony zł kary, ale nie może jej wyegzekwować…. Miejskie Biuro Ochrony Środowiska prowadzi postępowanie egzekucyjne, którego celem jest nakłonienie przedsiębiorcy do usunięcia składowiska. Narzędziem przymuszającym jest grzywna w wysokości 5 tysięcy zł. Nie ma chętnych do usunięcia odpadów, bo ta operacja może kosztować kilka milionów złotych, a odzyskanie pieniędzy od byłego dzierżawcy wydaje się nierealne, więc będzie to ewidentna strata (dla państwowej firmy PKP).
Jeszcze większym problemem są tereny, którymi PKP, ani odpowiednie urzędy, nie wydają się zainteresowane. Chociażby przy ulicach Staniewickiej czy Myśliborskiej w Warszawie odpady są ciągle zwożone, tuż pod oknami mieszkańców. Zapewne w całej Polsce jest wiele takich miejsc, tylko jeszcze media o nich nie piszą. Po serii pożarów składowisk, media sugerowały, że mogło dojść do podpaleń, ale w niektórych przypadkach to sama łatwopalna natura odpadów, procesy biologiczne i upały wystarczyły do zapłonu mieszanki śmieci. Jeżeli do takiego zapłonu doszłoby na terenach kolejowych, PKP czekają następne straty – kolej nie interweniując w sprawie nieuczciwych najemców, naraża się na wybuch pożarów na swoim terenie, w środku miasta. Straty finansowe i wizerunkowe mogą być olbrzymie. Do tego dochodzi prawdziwa katastrofa ekologiczna i zdrowotna, gdy dym palonych opon, folii, chemii dotrze do mieszkańców. Wizja przerażająca, a co gorsze realna.
Przedsiębiorstwa, które działają, z premedytacją, niezgodnie z prawem, uzyskują zgody na zbieranie odpadów niebezpiecznych, ale nie na składowanie, które oznacza wysypisko. Jednak okres zbierania wynosi 3 lata! Ponieważ nie zamierzają postępować profesjonalnie z utylizacją śmieci, na organizowanych przetargach potrafią zaproponować konkurencyjne ceny. Przegrywają na tym uczciwi przedsiębiorcy, którzy nie są w stanie przedstawić równie atrakcyjnych ofert, cierpią na tym okoliczni mieszkańcy dzikich wysypisk, no i oczywiście środowisko. Ministerstwo Środowiska przygotowało projekt ustawy likwidującej patologie. Jest w niej zapis, że śmieciowiska nie mogą być organizowane na terenach dzierżawionych. Zgodnie z nowymi przepisami, inspektorzy dostaną też uprawnienia kontrolne, takie jak rejestrowanie obrazu przy użyciu technik satelitarnych i dronów. Procedowana obecnie w parlamencie nowelizacja, nie odnosi się jednak do składowisk gruzu. Innym obszarem, który nie zostanie uregulowany przez parlament są tereny zamknięte, czyli m.in. wspomniane obszary kolejowe. W ten sposób zostawione są furtki dla nieuczciwych przedsiębiorców. Ciekawe po co?