Jakie konsekwencje mogą spotkać Volkswagena w związku z aferą spalinową?
Aż 9,2 mld euro odszkodowania domagają się inwestorzy od Volkswagena. Proces ruszył we wrześniu w wyższym sądzie okręgowym w Brunszwiku, a poszkodowani zarzucają niemieckiemu koncernowi, że nie ostrzegł ich o zakresie oskarżeń i potencjalnych konsekwencjach, jakie mu grożą. Dotychczas afera kosztowała firmę aż 27,4 mld euro kar i grzywien, a akcje Volkswagena po wyjściu na jaw afery zanotowały spadek o ok. 37 proc. Jakie inne konsekwencje mogą spotkać Volkswagena w związku z aferą spalinową?
Historyczny proces
Toczący się w Brunszwiku proces, już dziś można zaliczyć do jednego z rekordowych. Stroną skarżącą jest bowiem aż 1670 akcjonariuszy Volkswagena. Jak przekonują, koncern nie dotrzymał wymogów informacyjnych, które obowiązują w spółkach giełdowych. Inwestorzy, nieświadomi wiszącej nad spółką gigantycznej afery, mieli przepłacać za akcje, a tym samym w krótkim czasie ponieśli olbrzymie straty. Poszkodowani akcjonariusze, domagając się od Volkswagena 9,2 mld euro, doskonale wiedzą, ile dotychczas kosztował skandal. W ciągu trzech lat afera pochłonęła aż 27,4 mld euro kar i grzywien. Głównym skarżącym w procesie jest towarzystwo inwestycyjne grupy kas oszczędnościowo-pożyczkowych Deka.
Niemieckie media przypominają również, że drugi ważny proces tej afery toczy się przeciwko Volkswagenowi i Porsche już w Stuttgarcie. Deutsche Welle w materiale poświęconym procesowi zauważa, że by zwiększyć swoje szanse skarżący muszą ujednolicić dokumenty, a najważniejsze jest ustalenie, kto w zarządzie Volkswagena wiedział o manipulowaniu wynikami testów czystości spalin. Ustalenie tego, co i od kiedy wiedziało kierownictwo koncernu, jest bowiem kluczowe przy ewentualnym przyznaniu racji poszkodowanym akcjonariuszom, przekonującym, iż nie zostali ostrzeżeni zawczasu.
– Adwokaci Deki z Andreasem Tilpem na czele, za punkt wyjścia do obliczenia strat przyjęli końcowy kurs akcji koncernu VW 17 września 2015 roku. Następnego dnia amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ujawniła aferę spalinową, polegającą na manipulowaniu wynikami pomiarów emisji z układu wydechowego. Do 22 września, kiedy Volkswagen poinformował giełdę o aferze, kurs akcji zwykłych koncernu spadł o 56,20 euro, a akcji uprzywilejowanych aż o 61,80 euro. Andreas Tilp wolałby jednak zaskarżyć straty procentowe, nie zważając na to, czy akcjonariusze faktycznie ponieśli straty, sprzedając swoje akcje, czy też je zatrzymali mimo spadku ich wartości – przekonuje red. Brigitte Scholtes w Deutsche Welle.
Sam mecenas Tilp podkreśla jeszcze inną ważną datę – kwiecień 2008 roku. Wówczas bowiem zarząd Volkswagena miał zrozumieć, że niemożliwe jest zredukowanie szkodliwych związków w spalinach, do wymaganego przez nowe przepisy poziomu. I to właśnie wtedy, według adwokata Deki, koncern powinien poinformować rynek kapitałowy. Tak się jednak nie stało, a Volkswagen wystąpił o homologację pierwszego silnika, wyposażonego w niedozwolone oprogramowanie, umożliwiające zmanipulowanie wynikami testu czystości spalin (auto podczas testów spełniało normy, ale na drodze emitowane przez nie spaliny miały więcej szkodliwych tlenków azotu – nawet 40 razy więcej niż zezwalały przepisy).
– Dodatkowo od marca 2014 roku koncern starał się zatuszować ustalenia Międzynarodowej Rady Czystego Transportu (ICCT), która podała, że wiele modeli samochodów nie spełnia obowiązujących norm czystości spalin – dodaje red. Scholtes. Oczywiście koncern broni się, że zarząd dowiedział się o sytuacji po wybuchu i nie może odpowiadać za spadek kursu akcji. Cała wina leżeć ma natomiast po stronie kadry średniego szczebla, która podjęła decyzję o instalacji niedozwolonego oprogramowania. Takie tłumaczenia nie przekonują inwestorów. Inwestorzy wskazują, że Volkswagen przyznał się do fałszerstw EPA, zanim ogłosił to publicznie, a jak wynika z treści oskarżenia, jakie postawiły amerykańskie władze byłemu prezesowi Volkswagena – Martinowi Winterkornowi, szefostwo koncernu wiedziało o oszustwie co najmniej od 2008 roku. Według Deutsche Welle proces w Brunszwiku może zakończyć się wyrokiem już w przyszłym roku, jednak ostatnie słowo może należeć do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości.
Historia skandalu
Od ujawnienia afery we wrześniu 2015 roku przez Amerykańską Agencje Ochrony Środowiska na jaw zaczęły wychodzić kolejne fakty na temat skali skandalu. W toku śledztw prowadzonych wobec kadry menadżerskiej koncernu Amerykanie ujawnili, że Niemcy pracowali nad niedozwolonym oprogramowaniem już od 2006 roku. Ostatecznie Niemcy przyznali się, że na całym świecie sprzedali ok. 11 mln aut, w których zainstalowane było niedozwolone oprogramowanie. Ponad połowa z tych pojazdów trafiła do Europy.
– To największe oszustwo z premedytacją w historii światowej branży motoryzacyjnej. Zaraz po ujawnieniu fałszerstwa, akcje Volkswagena straciły 37 proc. na wartości. Zdaniem skarżących inwestorów mogliby oni w ogóle nie kupić akcji koncernu, gdyby wiedzieli o jego fałszerstwach, albo sprzedaliby je przed ujawnieniem szwindla – komentował red. Andrzej Kublik z „Gazety Wyborczej”. W Polsce walczących z Volkswagenem zrzesza m.in. Stowarzyszenie Stop VW (ok. 6 tys. osób). Wartość roszczeń osób, które się do niego zgłosiły już na początku 2017 roku (niecałe dwa lata po ujawnieniu afery) przekroczyło 100 mln złotych. Dziś roszczenia polskich kierowców wobec koncernu wynoszą już ok. 200 mln złotych.
Postępowanie przeciwko Volkswagenowi wszczął też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – klienci mogli bowiem zostać wprowadzeni w błąd reklamami, w których firma zapewniała, że jej auta są przyjazne dla środowiska i spełniają normy. Aut z nielegalnym oprogramowaniem na polskich drogach jest ok. 200 tys., choć sam koncern utrzymuje, że ich liczba to ok. 140 tys. Polscy kierowcy od Niemców domagają się 30 tys. złotych – to koszty naprawy pojazdów.
– Kwota ta została oszacowana przez rzeczoznawcę i wynika bezpośrednio z kosztów dostosowania auta do zgodności z europejskimi normami – wyjaśnia stowarzyszenie Stop VW. Jak informuje stowarzyszenie Stop VW, termin przedawnienia roszczeń w aferze upływa 18 września 2018 roku.
– W Europie sprawa jest na etapie sądowym. W Niemczech wiele osób, które pozwało Volkswagena, Skodę, Seata, Audi lub Porsche, otrzymało odszkodowanie lub zwrot samochodu i zapłatę pełnej wartości auta – podkreśla biuro prasowe Stowarzyszenia Stop VW.