-1 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Budowlanka na krawędzi

Czy grozi nam powtórka z krachu budowlanego z 2012 r.?

FOT.: PAP/ RAFAŁ GUZ

Branży budowlanej grozi krach taki sam jak w 2012 r. – uważa Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB). Bankructwo grozi włoskiej firmie Astaldi, która realizuje szereg zleceń dla sektora publicznego. Przedstawiciel Astaldi w Polsce, Francesco Scaglione poinformował zresztą, że firma zerwała wartą 930 mln zł umowę na modernizację linii PKP Warszawa – Lublin. Inwestycja nie była realizowana od dłuższego czasu, a od lata podwykonawcy nie otrzymali należnych im pieniędzy.

Pod znakiem zapytania stoi więc inwestycja związana z rozbudową II linii metra w warszawskich dzielnicach Praga Północ i Targówek. Astaldi jest tam bowiem samodzielnym wykonawcą. Firma odpowiedzialna jest też za kilka inwestycji drogowych i budowę tras S7 i S2, gdzie odpowiada za wykonanie tuneli. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zapewnia, że monitoruje sytuację i na razie nie ma zagrożeń dla tych inwestycji.

Włoska robota

Wszyscy wiedzą, że drogowców zawsze zaskakuje zima. Podobnie urzędników zawsze zaskakują kryzysy, nawet jeżeli głośno się o nich mówi. O tym, że Astaldi może stracić kontrakty z PKP, mówili od dawna przedstawiciele spółek zlecających budowę. Firma wyprzedziła ten ruch i sama zrezygnowała. Ministerstwo Infrastruktury wezwało koncern do powrotu do realizacji umowy, ale nie wygląda to dobrze. Pociągi na trasach Dęblin – Lublin i Rawicz – Leszno miały wrócić na trasę w grudniu tego roku, ale PKP jeszcze przed decyzją Astaldi informowało, że termin ten przesunie się przynajmniej do połowy 2019 r. Dla pasażerów podróżujących koleją między stolicą a Lublinem oznacza to kolejne miesiące, jeśli nie lata, objazdów okrężną trasą przez Siedlce, Łuków, Radzyń Podlaski i Lubartów. Przejazd tamtędy zajmuje przeszło trzy godziny. Według Ministerstwa Infrastruktury Astaldi tłumaczy się z niewykonania umowy m.in. problemami z dostarczaniem tłucznia na budowę.

– Gdyby Astaldi płaciło, tych kłopotów by nie było – tłumaczył wiceminister Andrzej Bittel z Ministerstwa Infrastruktury. W sumie poszkodowanych może być 150 podwykonawców na dwóch budowach. Zaległości sięgają zaś 40 mln złotych. Kwota ta jest znacząco zaniżona, są bowiem firmy, które oczekują na zapłatę kilku milionów złotych od maja tego roku i zwyczajnie nie stać ich na wystawienie kolejnych faktur, których nikt nie płaci (VAT muszą bowiem zapłacić, tak czy siak). Powstał już zespół, który analizuje związaną z kontraktami dokumentację, aby podwykonawcy otrzymali zaległe pieniądze. Zresztą obydwie inwestycje są objęte gwarancjami bankowymi, które sięgają kwoty 270 mln złotych.

Z płatnościami może być jednak problem, bo wielu podwykonawców nie jest ujętych w dokumentacji Astaldi, firma zaś w niektórych wypadkach neguje wykonanie zleconych prac, a proces weryfikacji tego może trwać bardzo długo. Dlaczego w ogóle Astaldi ma problemy? Wśród powodów wymienia znaczny wzrost ceny materiałów budowlanych i kosztów siły roboczej. Zresztą problemy branży budowlanej są coraz bardziej widoczne. Głośna jest sprawa budowy tunelu w Świnoujściu, łączącego wyspy Wolin i Uznam, na który mieszkańcy czekają od lat. To właśnie firma Astaldi walczyła o ten kontrakt, a gdy już go zdobyła, to zrezygnowała. Argumentem był wzrost cen i kosztów pracowniczych oraz problem z uzyskaniem gwarancji od banków. Jan Styliński prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa w jednym z wywiadów tłumaczył, że to nie pierwsza i jedyna taka historia. Jego zdaniem problemy z uzyskaniem gwarancji wywodzą się z powodu pogarszającej się kondycji finansowych przedsiębiorstw, osłabienia płynności i słabszych wyników finansowych. Problem dotyka także samych inwestorów.

Jak mówi Styliński, PKP ogłosiło niedawno przetarg na 29 lokalizacji na kolejowy dworzec systemowy i w 6 wypadkach na 10 nie było żadnego chętnego. W kilku pozostałych oferty były znacznie wyższe niż budżet zamawiającego. Prezes Budimexu, Dariusz Blocher w jednym z wywiadów przewiduje wprost, że możemy mieć powtórkę z 2012 r., kiedy to masowo upadali wykonawcy. Dodajmy, że Budimex ma jeden z największych portfelów zamówień publicznych. Podobnie uważa Styliński. W jego ocenie może to być nawet w bardziej powszechne niż kilka lat temu. Wtedy podwykonawcy upadali, bo przez zatory płatnicze nie byli w stanie doczekać się należnych im pieniędzy. Branża widzi ratunek w zwiększeniu wydatków na inwestycje z programów rządowych i urealnieniu cen już zawartych kontraktów. Chodzi o uwzględnienie wzrostu cen materiałów. Właściciele firm oczekują także, że rząd zmieni przepisy i poprawi możliwość ściągania pracowników z zagranicy. Jedno jest pewne. Problemy w sektorze budowlanym odbiją się na całej gospodarce.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news