0.5 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Afera Skripala. Triumf czy kompromitacja GRU?

Czy próba zamachu na Siergieja Skripala była ślepym odwetem, czy też chirurgiczną operacją?

Na tak postawione pytanie ciągle brak odpowiedzi, choć nowe odsłony biografii oficera GRU pozwalają formułować kolejne hipotezy. Jedno jest pewne, Kreml będzie coraz intensywniej wykorzystywał wywiad wojskowy na arenie międzynarodowej.

Nową falę medialnego zainteresowania chybioną próbą zabójstwa Siergieja Skripala sprowokowała osobiście Theresa May. Podczas wystąpienia parlamentarnego brytyjska premier oświadczyła: „nasz wywiad jest pewny, że dwóch podejrzanych o próbę zabójstwa to oficerowie GRU (Głównego Zarządu Wywiadowczego rosyjskiego sztabu generalnego, obecnie przemianowanego w Zarząd Główny – GU)”.

Dla przypomnienia. Od marca 2018 r. kiedy to w Salisbury doszło do zamachu, brytyjskiej policji udało się zidentyfikować sprawców. Kilka miesięcy żmudnej pracy analitycznej, a zapewne także działań operacyjnych MI 6 (wywiadu) i MI 5 (kontrwywiadu) pozwoliło na ogłoszenie, że zamachu dokonali Aleksander Pietrow i Rusłan Boszyrow. Oczywiście dane paszportowe to tzw. legalizacja, która ukrywa prawdziwe nazwiska obu niedoszłych morderców. Theresa May podkreśliła również, że „brytyjski rząd ma praktyczną pewność, że akceptacja planu niedoszłej likwidacji zapadła na najwyższych szczeblach rosyjskiej władzy”.

Na pytanie, czy chodzi o samego Putina, premier powtórzyła dosłownie zacytowane wyżej stwierdzenie. Słowa May potwierdził wysoki urzędnik brytyjskiego MSW. Wiceminister Ben Walles, który odpowiada za bezpieczeństwo wewnętrzne, w tym antyterrorystyczne, już bez żadnych niedomówień, odpowiedzialnością za próbę zabójstwa obarczył głowę rosyjskiego państwa. Zdaniem Wallesa to rosyjski prezydent „finansuje, kontroluje i stawia zadania wywiadowi wojskowemu”. Oliwy do ognia dodał brytyjski minister spraw zagranicznych. Podczas niedawnego zjazdu Partii Konserwatywnej w Brighton, Jeremy Hunt obiecał „skończyć z agenturalną siecią GRU w Wielkiej Brytanii”.

„Jeśli ktoś próbuje zastraszyć nasz kraj, jeśli używa do tego broni chemicznej i nie chce grać według reguł prawa międzynarodowego, cena, jaką zapłaci, obowiązkowo musi być zaporowa” – oświadczył Hunt. Z drugiej strony, świat z ogromnym zainteresowaniem, a raczej niedowierzaniem obserwuje rosyjską reakcję na zarzut stosowania państwowego terroryzmu. Dosłownie tak prawo międzynarodowe interpretuje akcję GRU. Nieco przystępniej sens kremlowskich działań oddał naczelny redaktor Radia „Echo Moskwy”. Aleksiej Wieniedyktow dobitnie wykazał Rosjanom różnicę pomiędzy pracą wywiadowczą i dywersją. Pierwsza jest wręcz rutynowym obowiązkiem władzy, dlatego każde szanujące się państwo uprawia wywiad w imię dobrze pojętego bezpieczeństwa. Dywersja jest kategorią stosowaną wyłącznie podczas konfliktu zbrojnego.

Tymczasem Wielka Brytania, ani żadne inne państwo na świecie, nie wypowiedziało Rosji wojny. Moskwa nie uczyniła tego również, dlatego zamach na Skripala z użyciem bojowego środka chemicznego „Nowiczok” jest niczym innym, niż zbrodnią kryminalną. Największe zdziwienie wywołał wywiad, jakiego obaj zdekonspirowani zabójcy udzielili telewizji Russia Today. Wyjaśnili, że są biznesmenami z branży sportowej, do Wielkiej Brytanii udali się w celach turystycznych, ponieważ od dawna fascynowała ich średniowieczna katedra w Salisbury.

Bardziej nieprzekonującego seansu naiwniactwa, nawet w rosyjskiej telewizji, nie było od lat. Wystarczy poczytać komentarze rosyjskich internautów, w których słowa „dwa pacany” mieszają się z żarcikami na temat wycieczki gejów, którzy za cel obrali falliczną wieżę brytyjskiej świątyni. Żarty się skończyły, gdy głos zabrał Putin. Podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku rosyjski prezydent potwierdził wersję zabójców. Z drugiej jednak strony w typowej dla siebie manierze kagiebisty, nazwał Skripala szumowiną i zdrajcą, który zasłużył na taki los. Trzeba przyznać, że rzadko która głowa państwa osobiście angażuje się w obronę morderców, a jednocześnie z wielką żarliwością piętnuje ofiarę. Chyba że ta była podwójnym agentem, co z punktu widzenia każdej służby specjalnej jest ogromnym zagrożeniem.

W takim razie, po co Rosja w 2010 r. wymieniła Skripala na swoich agentów pionu nielegalnego, zdekonspirowanych i aresztowanych przez FBI na terenie Stanów Zjednoczonych? Przecież niepisane, ale respektowane zasady koegzystencji służb specjalnych mówią, że wymienionych agentów traktuje się jak osoby niestwarzające zagrożenia, które tym samym obejmuje się wzajemnymi gwarancjami bezpieczeństwa. Taka jest istota procedury wymiany, ponieważ agenci są już zdekonspirowani i nie mogą nadal szkodzić. Tymczasem atak w Salisbury złamał reguły wypracowane jeszcze podczas zimnej wojny. A to oznacza, że Kreml sprowokował obecnie nową wojnę wywiadów, która, jak oświadczył brytyjski minister spraw zagranicznych, spotka się z odwetem Zachodu.

Płotka czy gruba ryba?

Aby zrozumieć, dlaczego Kreml wydał rozkaz zamordowania byłego oficera GRU, trzeba zajrzeć do biografii Siergieja Skripala, która została dość szczegółowo ujawniona przez media. Rzecz jasna na podstawie jego punktu widzenia. W odróżnienia od Służby Wywiadu Zagranicznego, następcy PGU (wywiadu KGB), GRU nigdy nie rekrutuje do służby ludzi z zewnątrz, czyli absolwentów cywilnych uczelni. Naturalnym środowiskiem jest armia, dlatego wywiadowcze szlify uzyskują wybrani oficerowie różnych rodzajów wojsk.

Tak było ze Skripalem, którego „łowcy głów” z Akwarium (siedziba GRU) „ustrzelili” podczas służby w oddziałach powietrzno-desantowych. Jego wiara w ojczyznę zachwiała się podczas rządów Michaiła Gorbaczowa. Dlaczego? Jak napisał biograf szpiega, Amerykanin Mark Urban, Skripal był typowym żołnierzem imperium, przesiąkniętym wielkomocarstwową ideologią. Zatem gdy rozpadł się ZSRR, a ster władzy w Rosji przejęli oligarchowie, Skripal, wierny przysiędze nieistniejącemu mocarstwu, podał się do dymisji. Jego rezygnacja nie została przyjęta.

Zamiast tego w latach 90. XX w. oficer został skierowany do hiszpańskiej rezydentury. Świadczyłoby to o jego wartości dla GRU, choć właśnie podczas tej misji dał się zwerbować MI 6. Jak mówił po wymianie, nie szkodził interesom Rosji, tylko ujawniał brytyjskiemu wywiadowi fakty korupcji na szczytach władzy, w tym w służbach specjalnych i ministerstwie obrony. Musiał się dobrze pilnować, bo nie tylko nie wzbudził podejrzeń kontrwywiadu, ale po powrocie do kraju awansował na szefa kadr GRU. Odkrył tym samym bazę danych personalnych oraz strukturę wywiadu wojskowego. Był to największy sukces MI 6 od trzydziestu lat, gdy Brytyjczykom udał się zwerbować pułkownika GRU Olega Pieńkowskiego.

Nie ma wątpliwości, że Skripal stał się najcenniejszym agentem Londynu. Tym bardziej wartościowym, że jak mówi znany ekspert militarny Rusłan Puchow: „wywiad wojskowy to prawdziwa skarbnica rosyjskich sił zbrojnych. Najbardziej wartościowa część, którą na dodatek bez strat udało się ocalić z katastrofy, jaka dotknęła armię sowiecką”. Zapewne w przeciwieństwie do PGU, KGB, którego oficerowie, wyczuwający krach imperium, dopuszczali się zdrady, seryjnie przechodząc na stronę zwycięskiego Zachodu. Mimo że w 2003 r. Skripal opuścił GRU ze względów zdrowotnych, wartości dla Brytyjczyków nie stracił.

Po pierwsze, został wysokim urzędnikiem moskiewskiej merii, a metropolitalna stolica to dostęp do cennych informacji z całej Rosji i na dodatek państw WNP. Po drugie, nie stracił kontaktu z towarzyszami broni. Grał va banque. Jak każdy oficer wywiadu, bez względu na szerokość geograficzną służby, wiedział, że najsłabszym ogniwem grożącym dekonspiracją jest łączność. Dlatego w erze cyfrowej posługiwał się klasycznym tajnopisem. Gdy nie mógł się spotkać osobiście z oficerem prowadzącym, wręczał ustaloną książkę nieświadomej niczego żonie, a ta przewoziła podarek „partnerowi biznesowemu”.

Mimo takich środków ostrożności wpadł. Jednak nie przez własne niedbalstwo, tylko został zdradzony. Rosyjskie służby zwerbowały oficera hiszpańskiego wywiadu, a to tam MI 6 organizowała agenturalne spotkania. Skripala aresztowano w 2004 r. Z piętnastoletniego wyroku odsiedział sześć lat, po czym w ramach wymiany dostał się do Wielkiej Brytanii. Osiadł w Salisbury, ale nie zaprzestał działalności. Można powiedzieć, że jako konsultant dorabiał do emerytury.

Skripal, wzorem wielu zachodnich kolegów, jest klasycznym przykładem zjawiska prywatyzacji represyjnych prerogatyw państwa. Wolny rynek dotarł do tak specyficznych sfer, jak siły zbrojne, bezpieczeństwo czy wywiad. Prywatne firmy ochroniarskie, korporacje usług militarnych lub prywatne wywiadownie, to już chleb powszedni naszych czasów. Dlaczego Skripal nie miał skorzystać z coraz szerszej i dochodowej oferty? Według informacji niemieckiego „Focus Online”, w 2012 r. były oficer GRU w towarzystwie przedstawicieli brytyjskiego wywiadu odwiedził Pragę. Celem wizyty było „poinformowanie czeskich służb o aktywnych sieciach rosyjskiej agentury”.

Latem 2016 r. Skripal przybył do Tallina i pomógł w dekonspiracji trzech rosyjskich agentów. Dwóch z nich „ojciec i syn byli obywatelami Estonii, współpracującymi z GRU”. Oprócz tego, jak donosiły media hiszpańskie, Skripal szczodrze dzielił się z Madrytem bogatą wiedzą na temat mafijnych organizacji rodem z Rosji, które opanowały Costa del Sol. Legalizują ogromne pieniądze wyprowadzone z kraju, inwestując w hiszpański sektor turystyczny i nieruchomości. Całość z punktu widzenia Moskwy mogła wyglądać jak naruszenie przez Zachód niepisanych prawideł światka służb specjalnych. Tym bardziej, że wiedza zdrajcy jest niebezpieczna.

Dowodzi tego medialno – prokuratorski przeciek o tym, że w hiszpańskie machinacje rosyjskiej mafii jest zaangażowana wierchuszka Kremla, na czele z generałem armii Nikołajem Patruszewem. To były dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa, a obecnie szef Rady Bezpieczeństwa Rosji. W latach 90. XX w. FSB była mocno zaangażowana w ciemne procesy prywatyzacyjne, w których pierwsze skrzypce grała zorganizowana przestępczość. Innym z domniemanych motywów zamachu jest sama Wielka Brytania. Londyn od lat piętnuje agresywną politykę zagraniczną Putina. Daje temu wyraz, przytulając rosyjskich emigrantów politycznych. Z drugiej strony, londyńskie City to główna baza kremlowskich oligarchów, czyniąca z Albionu wymarzoną przystań życiową rosyjskich elit władzy i biznesu.

W tym kontekście warto się wsłuchać w komentarz wygłoszony przez Andrieja Ługowoja, jednego z morderców Aleksandra Litwinienki. Za jego otrucie polonem Ługowoj został nagrodzony fotelem deputowanego Dumy. Po zamachu na Skripala z wyraźną ironią powiedział: „to modny temat w Wielkiej Brytanii. Tam się coś stale dzieje z tymi obywatelami Rosji, którzy albo uciekają przed naszym wymiarem sprawiedliwości, albo wybrali zdradę jako ścieżkę życiowej kariery. Dlatego im więcej (Brytania) będzie przyjmować na swoim terytorium ludzkich odpadów z całego świata, tym więcej będzie miała problemów w przyszłości”. Zważywszy na reputację kremlowskiego mordercy, drugie zdanie brzmi jak nieskrywana groźba. Podobną opinię wygłosił brytyjski ekspert Mark Galeotti, który na łamach „Financial Timesa” przesztrzegł, aby mimo znamion fuszerki nie lekceważyć terrorystycznego zamachu GRU.

„Powstaje bardzo mylące wrażenie, że rosyjski wywiad wojskowy to zbieranina chałturszczyków i partaczy”. Nic bardziej fałszywego, twierdzi Galeotti, wskazując, że mało kto dostrzega w całej operacji zdolność GRU do daleko większego ryzyka, niż w przypadku zachodnich wywiadów. Gra idzie o coś więcej, wtóruje „FT”, główne bowiem przesłanie zamachu brzmi: przed naszym odwetem nie uchroni was nawet MI 6. Oczywiście wiadomość jest adresowana do wszystkich chętnych, którzy chcieliby pójść w ślady Skripala czy Litwinienki. Nie świadczy to jednak dobrze ani o rosyjskich służbach specjalnych, ani kremlowskich elitach. Wręcz odwrotnie, to klarowny sygnał, że zachodnie sankcje działają, a Moskwa znajduje się w trudnej sytuacji, szczególnie w sferze gospodarki i finansów. Oligarchowie i skorumpowani urzędnicy tracą majątki, a przyczyną jest agresywna polityka Putina. Rosyjska politolożka Tatjana Stanowaja wysuwa wręcz hipotezę o narastającym konflikcie zwolenników antyzachodniego kursu Kremla i przeciwników domagających się normalizacji relacji ze światem.

Jak mówi Stanowaja, rozbieżności przenoszą się na SWZ i FSB zaniepokojone skutkami wojny GRU dla swoich operacji oraz korupcyjnych interesów. Dowodem miałby być korowód śmierci rosyjskich generałów, wysokich funkcjonariuszy służb i dyplomatów, jaki od 2014 r. przetacza się przez Rosję. Chyba jednak Stanowaja przesadza. Trudno uwierzyć, że w państwie, w którym jedynym kryterium kariery i materialnego błogostanu jest bezwarunkowa wierność Putinowi, elity są tak podzielone. To raczej życzeniowe myślenie lub jeszcze gorzej zamierzony efekt wojny hybrydowej. Uznanie SWZ i FSB za niewinne baranki, albo potencjalnych partnerów dialogu z zachodnimi służbami byłoby ogromną lekkomyślnością. Z drugiej strony, jak mówi opozycyjny polityk i emigrant Konstanty Borowoj, sam będący ofiarą służb specjalnych Kremla, coś jest na rzeczy. System władzy Putina, a więc także totalny wywiad, do jakiego powróciła Rosja, jest bardzo kosztowny.

Tymczasem gospodarka jest w recesji, a to sprawia, że służby specjalne mają mniej środków. Mordercza akcja zastraszenia potencjalnych zdrajców, wszelkiej maści opozycjonistów, a nawet wątpiących byłaby na miejscu. Najbardziej intrygującym, a zarazem przekonującym wątkiem zamachu na Skripala jest jego udział w opracowaniu tzw. Dossier Trumpa. Jak wiadomo, autorem analizy wskazującej, powiedzmy, że na uzależnienie amerykańskiego prezydenta od rosyjskiego wywiadu, jest Christopher Still. To były ofi cer MI 6, który udowadnia, że GRU lub SWZ mają kompromitujące materiały na Donalda Trumpa. Możliwość szantażu stała się fi larem hybrydowej ingerencji Kremla w amerykańskie wybory, tak aby w Białym Domu zasiadł człowiek zależny od Rosji. Still nie raz powołuje się na „anonimowego funkcjonariusza rosyjskiego wywiadu”.

Podobnie jak Skripal mieszka w Salisbury, a podczas kariery w MI 6 kierował wydziałem rosyjskim. To jak dwa plus dwa, z efektem bomby, której wybuch ugodził w Trumpa prokuratorskim śledztwem. Dla Kremla to fiasko kosztownej strategii, która zamiast „swojego człowieka w Waszyngtonie” kończy się międzynarodowym ostracyzmem i coraz ostrzejszymi sankcjami. A przecież Putin wiązał z Trumpem ogromne nadzieje na nowy reset w relacjach z USA i wycofanie embarga rujnującego niewydolną i tak gospodarkę. Czy wściekłość Putina stała u podstaw rozkazu o likwidacji człowieka, który mógł się przyczynić do klęski amerykańskiej gry wywiadowczej i pośrednio wpędzić Rosję w straty ekonomiczne nie odrobienia? W międzynarodowe i wewnętrzne problemy, które mogą kosztować rosyjskiego prezydenta władzę, a może i życie.

 

FMC27news