3.5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Dymisja Zuckerberga?

Inwestorzy Facebooka domagają się dymisji jego dyrektora generalnego, a jednocześnie twórcy Marka Zuckerberga. Czy skandale z wyciekiem danych i zawyżaniem statystyk pogrążą miliardera?

Czterej państwowi inwestorzy Facebooka w Stanach Zjednoczonych wystosowali apel do Marka Zuckerberga, dyrektora generalnego firmy, aby ten podał się do dymisji.

– Facebook odgrywa nieproporcjonalnie dużą rolę w społeczeństwie i z tego powodu konieczne jest, by jego władze były niezależne i godne zaufania – stwierdził Scott Stringer, szef biura rewidenta miasta Nowy Jork, które swoje pieniądze zainwestowało w portal Zuckerberga. Wniosek poparły stanowe fundusze z Illinois, Rhode Island i Pensylwanii i Nowego Jorku. Sprawa jest tym poważniejsza, że kolejne skandale z wyciekiem danych użytkowników portalu zbiegły się w czasie z nową, poważniejszą dla inwestorów aferą. Grupa reklamodawców LLE skierowała do sądu skargę, twierdząc, że Facebook umyślnie wprowadzał swoich partnerów w błąd, podając zawyżone statystyki wyświetleń wideo. Jako dowód prawnicy reklamodawców przedstawili wewnętrzną dokumentację Facebooka, z której ma wynikać, że portal wiedział o przekłamanych danych na długo przed tym, jak pod naciskiem partnerów i mediów przyznał się do „błędu”.

Inwestorzy mają dość

Analogiczny dokument dotyczący dymisji Zuckerberga pojawił się już raz w 2017 roku. Jednak wówczas poparła go mniejsza grupa i sprawa upadła. Nowy wniosek, który tym razem złożyło Trillium Asset Management, wpłynął w czerwcu bieżącego roku, ale dopiero teraz poparły go fundusze inwestycyjne z czterech stanów. Zarządzające państwowymi pieniędzmi publiczne fundusze nie mogły dłużej bezczynnie obserwować spadków giełdowych, wywołanych kolejnymi aferami. W celu poprawy nadzoru nad Facebookiem fundusze postulują powołanie niezależnego przewodniczącego rady nadzorczej.

– Jest to niezbędne, aby wyciągnąć Facebooka z bałaganu i przywrócić mu zaufanie Amerykanów i inwestorów – podkreślał Stringer. W podobnym tonie wypowiadał się przedstawiciel funduszu z Illinois Michael Frerichs, który stwierdził, że co prawda zależny szef rady nie zapobiegnie wszystkim problemom, ale daje szansę na ustabilizowanie się ceny akcji Facebooka. Frerichs zwrócił też uwagę na to, że ostatnie afery doprowadziły do spadku akcji spółki z 218,62 dolarów pod koniec lipca do ok. 150 dolarów w październiku. Co ciekawe – wpłynięcie wniosku o dymisję Zuckerberga zbiegł się w czasie z minimalnym wzrostem cen akcji do ok. 160 dolarów w drugiej połowie października.

Z kolei skarbnik stanowy z Rhode Island Seth Magaziner podkreślił, że wniosek jest wart podpisania, chociażby dla zwrócenia uwagi na problemy spółki i to jak próbuje się je rozwiązywać.

– To pozwoli nam wymusić dyskusję na corocznym spotkaniu akcjonariuszy, jak i dyskusję wśród opinii publicznej – powiedział Magaziner dla agencji Reuters. – Fundusze nie tyle żądają głowy Zuckerberga, ile chciałyby stworzenia w firmie stanowiska, z którym wiązałaby się odpowiedzialność za niedopatrzenia. Taki „niezależny członek zarządu od niedopatrzeń” mógłby z jednej strony mieć pozytywny wpływ na wizerunek firmy, również na giełdzie, ale i zapewne dawałby akcjonariuszom większy wpływ – a przynajmniej wgląd – w działania portalu – ocenia red. Mariusz Janik z portalu InnPoland.pl.

O ile w 2017 roku, gdy pojawił się pierwszy wniosek, Facebook tłumaczył, że niezależny szef rady może „powodować niepewność, dezorientację i nieefektywność funkcji zarządu”, tak teraz szefostwo firmy unika komentarzy. Część mediów przekonuje, że co prawda Zuckerberg posiada akcje, dające 60 proc. głosów wśród inwestorów, ale brak reakcji i przedstawienie rozwiązań dla wybuchających kryzysów może doprowadzić do wycofania się inwestorów, co jeszcze bardziej uderzy w notowania giganta. Niektórzy komentatorzy zarzucili wnioskodawcom, że co najmniej dwóch z nich (Frerichs i Magaziner) są członkami Partii Demokratycznej, która jest na nieformalnej wojnie z Facebookiem. To pokłosie afery Cambridge Analytica z wykorzystywaniem danych z portalu w trakcie kampanii prezydenckiej zakończonej zwycięstwem Donalda Trumpa. Wniosek ma trafić pod głosowanie na walnym zgromadzeniu w przyszłym roku.

Nowe afery, nowe skandale

Równie poważną co ostatnie wycieki danych może okazać się dla Facebooka najnowsza afera, związana z zawyżaniem statystyk. Sprawa już trafiła do sądu. Grupa reklamodawców z LLE One oskarżyła firmę Zuckerberga o to, że rozmyślnie wprowadzała swoich partnerów w błąd, podając zawyżone statystyki wyświetleń wideo. Sprawa sięga 2016 roku. Wówczas to pierwszy raz pojawiły się sygnały, że Facebook zawyża dane. – Facebook przyznał wówczas, że w udostępnianych partnerom biznesowym statystykach zawyżał czas spędzany przez użytkowników przy materiałach filmowych. Błąd mógł zmieniać faktyczne rezultaty odtworzeń nawet o 80 procent. Konsekwencją ujawnionych błędów było wniesienie jesienią 2016 roku przez grupę reklamodawców pozwu przeciwko Facebookowi, w którym klienci firmy Marka Zuckerberga podkreślali, że zawyżone statystyki naraziły ich na wymierne straty finansowe – wyjaśniał początki afery portal Wirtualne Media.

Kolejne pismo, które wpłynęło do sądu, rzuca nowe światło na tamte wydarzenia. Według prawników reklamodawców Facebook doskonale wiedział o zawyżaniu danych, a do sprawy przyznał się dopiero, gdy informacje trafiły do reklamodawców i dziennikarzy. Jako dowód prawnicy LLE One przywołują wewnętrzną dokumentację Facebooka, liczącą ponad 80 tys. stron. Z dokumentów ma wynikać, że pracownicy Facebooka o zawyżaniu danych wiedzieli co najmniej jeszcze w 2015 roku i nie podejmowali żadnych działań, by naprawić rzekomy „błąd”.

– W tym czasie zaś reklamodawcy płacili Facebookowi zawyżone stawki i otrzymywali w zamian nieprawdziwe informacje na temat swoich kampanii – wyjaśniają Wirtualne Media. Facebook tym razem zareagował szybko.

– Ten pozew jest bezzasadny i złożyliśmy wniosek o oddalenie zarzutów. Sugestie, że w jakikolwiek sposób próbowaliśmy ukryć tę kwestię przed naszymi partnerami, są fałszywe. Powiadomiliśmy naszych klientów o błędzie, kiedy go odkryliśmy i zaktualizowaliśmy nasze centrum pomocy w celu wyjaśnienia problemu – tłumaczyli się przedstawiciele Facebooka. Dla Facebooka skandal z oszukiwaniem reklamodawców może okazać się zabójczy. Nie jest tajemnicą, że to właśnie reklamy są podstawą biznesu Zuckerberga. Odpływ reklamodawców lub spadek wartości reklamy na portalu może bardzo szybko wywołać efekt kuli śnieżnej.

– Do tej pory Facebook rósł. Wbrew przeciwnościom, kwartał w kwartał notowano wzrosty przychodów i użytkowników. 2018 rok może być przełomowy, bo stężenie afer, kłamstw i wpadek jest tak wysokie, że słyszeli o nich nawet ci, którzy zapleczem Facebooka się nie interesują, ale beztrosko uczestniczą w kolejnych łańcuszkach. Wściekli są przede wszystkim reklamodawcy i wydawcy. Naginanie statystyk wyświetleń wideo to grzech ciężki, zwłaszcza wobec tych ostatnich – komentował najnowszą aferę red. Rafał Gdak z portalu SpidersWeb.

Na koniec warto podkreślić, że firmę Zuckerberga wkrótce czekać mogą miliardowe kary. Wśród nich grzywna w wysokości ok. 1,63 mld dolarów. Wynikać ma ona z naruszenia bezpieczeństwa danych użytkowników, do jakiego doszło po wejściu w życie ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych – RODO.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny