-1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Przychodzi szef KNF do Czarneckiego

Szef KNF spotkał się w cztery oczy z jednym polskich miliarderów, narzekał na zarobki, zapewniał o życzliwości, poprosił o dobrze płatną pracę dla przyjaciela.

 

To jedna z największych afer w Polsce po 1989 r. Nominowany przez premier Beatę Szydło szef Komisji Nadzoru Finansowego spotkał się 28 marca w siedzibie KNF sam na sam z miliarderem Leszkiem Czarneckim, właścicielem m.in. Getin Noble Bank i Idea Banku. KNF to taka policja rynku finansowego. A jej szef odgrywa taką samą rolę jak komendant główny dla policji. Nagranie i częściowy stenogram rozmowy ujawniła „Gazeta Wyborcza” 13 listopada w tekście „Spokój za 40 milionów. Bankier Leszek Czarnecki oskarża Komisję Nadzoru Finansowego”. Spotkanie poświęcone było kwestii naprawy sytuacji finansowej wyżej wymienionych banków. Odbyło się z inicjatywy szefa KNF, który zażądał, aby Czarnecki stawił się na nie sam. Dlatego biznesmen przyszedł z trzema urządzeniami rejestrującymi (dwoma cyfrowymi i jednym starym analogowym magnetofonem).

W pewnym momencie jednak Chrzanowski zmienił temat rozmów. „Mam tu takie szumidła, ponoć to nic nie daje, ale…” zaczyna prezes KNF, nawiązując do urządzeń zagłuszających podsłuch. „Pan nie ma telefonu ze sobą, żadnych takich?” – dopytuje. „Byli tu jacyś komandosi, ale powiedzieli, że jest tyle sygnałów w okolicach tego miejsca, bo tam jest telewizja [obok mieści się siedziba Telewizyjnej Agencji Informacji – red.], że mówią, że rekomendują włączenie tego, ale nie gwarantują, jaki jest rezultat”. Wynik był dobry. Dwa z trzech urządzeń Czarneckiego nie nagrały rozmowy, ale tradycyjny dyktafon dał radę. Prezes KNF zapewnia Czarneckiego o szczerej rozmowie i prosi o dyskrecje. I jest jak u słynnego reżysera Alfreda Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie.

Plan „człowieka prezydenta”

„Między nami to Zdzisław ma swój plan, który wygląda w ten sposób, że on uważa, że Getin powinien upaść, za złotówkę zostać przejęty przez jeden z tych dużych banków i on chciałby dokapitalizować to kwotą dwóch miliardów złotych. Czyli już ten bank, który to przejmie. I to jest jego wizja rozwiązania sprawy. I nas [czyli KNF] atakuje za każdą decyzję, którą podejmujemy, pozytywną w stosunku do banku u prezydenta, u premiera… No ja zrobię wszystko, żeby doprowadzić do wyjaśnienia tej sytuacji, bo to nie jest postawa – jak pan widzi – szczególnie zdrowa, tak? – wypalił szef KNF. Czarnecki twardo zripostował. „No nie jest. To jest sprzeczne z prawem”. „Jest sprzeczne z prawem, ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji, tak?” – upewniał się szef KNF.

Dalej było jeszcze mocniej. Chrzanowski mówił, że doradca prezydenta Zdzisław Sokal ma konflikt z członkiem zarządu Getin Banku Jerzym Pruskim. Zapewnia Czarneckiego, że chciałby przekonać prezydenta Andrzeja Dudę, aby „po prostu zdjął nam z komisji tego człowieka, a docelowo to już, żebyśmy mogli go jako osobę niebezpieczną zdjąć też z tego urzędu, w którym jest [czyli Bankowego Funduszu Gwarancyjnego]”. Chrzanowski informuje też, że wrogie bankom Czarneckiego jest Ministerstwo Finansów, ale on jest przyjazny. W kolejnych słowach Chrzanowski relacjonuje układ sił w rządzie. „Wie pan, ja jestem obiektem ataków, i wie pan, że moja relacja z premierem ostatnio, że tak powiem, nie jest najlepsza”.

Dodaje, że „są dwa obozy”. Chrzanowski mówi, że należy do obozu Narodowego Banku Polskiego. To nie jest tajna informacja, bo wszyscy wiedzą, iż promotorem nominacji Chrzanowskiego na szefa KNF był obecny prezes NBP Adam Glapiński. Ten 68-letni ekonomista Szkoły Głównej Handlowej jest dziś uważany za głównego rozgrywającego w obozie PiS od sfery finansów. Na początku lat 90. był wpływowym politykiem Porozumienia Centrum – partii Jarosława Kaczyńskiego. Dwa razy były wówczas ministrem. Był tak blisko założycieli PiS, iż nazywano go nawet „trzecim bliźniakiem”. Drugim obozem ma być resort finansów, który próbuje – zdaniem Chrzanowskiego – ograniczyć kompetencje KNF. Sugeruje, że jego uprawnienia będą topnieć, ale na razie może jeszcze pomóc bankom Czarneckiego.

„Mam taki problem na urzędzie”

No i na koniec najlepsze. Szef KNF zaczyna skarżyć się na niskie zarobki. „Mam taki problem duży w urzędzie [nieczytelne]. Gospodarka ruszyła, w sektorze prywatnym poszły wynagrodzenia do przodu, a w sektorze publicznym nie. […] Ja jestem na wyższym szczeblu, kiedyś prowadziłem firmę, i tak dalej. Powiedzmy, z innego szczebla tutaj przyszedłem, tak? Też się grubo rozczarowałem”. Jednak na skargach na niskie zarobki się nie skończyło. „Rozmawiam z panem szczerze. Też widzę, gdzieś są jakieś synergie. Bank można popchnąć” – zapewnia Chrzanowski. I przechodzi do sedna. „Wie pan, mogę panu kogoś polecić. Wydaje mi się, że to byłoby z korzyścią i dla urzędu, i dla całej instytucji”.

Czarnecki mówi, że dobrzy ludzie zawsze się przydadzą. Szef KNF ma wizję tego, ile powinien zarabiać ów prawnik. „No nie wiem, jaki ma pan system wynagrodzenia w banku, ale wydaje mi się, że jeżeli by pan to powiązał z wynikiem banku, tak? No to by też w jakiś sposób gwarantowało, że ten prawnik będzie bardziej zaangażowany. W tym horyzoncie najbliższych kilku lat no to byłoby, tak jak pan uważa, tak? Może rozwiązanie, na którym bank mógłby, że tak powiem, się oprzeć, wsparłaby ta osoba państwa w tym procesie restrukturyzacji” – dodaje Chrzanowski.

Czarnecki zgadza się spotkać z prawnikiem i bierze od szefa KNF wizytówkę. Teraz według miliardera szef KNF miał napisać na kartce 1 proc. – wartości banku, jako sugerowane wynagrodzenie prawnika. Szef KNF zaprzecza. Czarnecki ripostuje ustami swojego prawnika mecenasa Romana Giertycha, że jest gotów przejść badanie na wariografie. To ciekawe, ale oczywiście nieistotne dla sprawy. Bo to, co usłyszeliśmy na taśmie, nie pozostawia cienia wątpliwości, że doszło do niewyobrażalnego skandalu. Szef KNF w rozmowie, którą chciał zachować w tajemnicy, sugeruje, że: – jest przychylny, – walczy w obronie interesów przedsiębiorcy, z którym rozmawia, – mało zarabia, – prosi o zatrudnienie przyjaciela prawnika i sugeruje jego wynagrodzenie.

Pożar w PiS

Wspomniany Alfred Hitchcock marzył, aby nakręcić kiedyś dokumentalną scenę pożaru, który wybucha w burdelu. Politycy PiS zachowali się jako bokser na ringu, który otrzymał cios i chwieje się na nogach. Najpierw zaatakowano Czarneckiego za to, że przez osiem miesięcy nie ujawnił nagrania. Potem zaczęto wypominać mu, iż w latach 80. był zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako TW. Marek Chrzanowski artykuł przeczytał w Singapurze i oświadczył, że nie rozważa składania dymisji. Po kilku godzinach zmienił zdanie i złożył dymisję, którą premier Mateusz Morawiecki natychmiast przyjął.

Rozpoczęły się gorączkowe działania prokuratury i służb. Próżno było jednak szukać jakichś słów krytyki czy „przepraszam”. Na polecenie premiera służby zaczęły zajmować się tematem od rana, a jeszcze wieczorem doszło do kolejnej narady. Szok nastąpił w środę, gdy były już szef KNF Chrzanowski jak gdyby nigdy nic przyszedł do swojej starej pracy i zajął się „porządkowaniem papierów”. Najciekawsze jest, że zawiadomienie Czarneckiego o przestępstwie wpłynęło do prokuratury 7 listopada, a ta, nie wiedzieć czemu, nie podjęła żadnych działań. O sprawie nie poinformowano nawet premiera. Politycy PiS tłumaczyli, że pewnie minister Ziobro nie wiedział o doniesieniu.

 

Dlaczego teraz?

 

Dlaczego Leszek Czarnecki zwlekał aż osiem miesięcy i dopiero teraz ujawnił sprawę? Odpowiedź narzuca się sama. Otóż 9 listopada późnym wieczorem Sejm przyjmuje „Lex Czarnecki”, czyli „niewinną” poprawkę umożliwiającą przejęcie banku (takiego, który ma obniżone fundusze własne) przez KNF decyzją administracyjną. „Przewodniczący KNF prosił o pilne procedowanie tych zmian – tak 8.11 uzasadniał wprowadzenie poprawek o przejmowaniu banków decyzją KNF wiceminister Piotr Nowak. Wprowadzono je do innej ustawy podczas drugiego czytania. Nowak zasiada razem z Chrzanowskim w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego” – ujawnił w internecie Mariusz Gierszewski, dziennikarz Radia Zet. Adwokat Czarneckiego, Roman Giertych sugeruje w swoich wypowiedziach spisek przeciwko swojemu klientowi.

„Ktoś doprowadził do tego, że w maju 2017 roku Minister Finansów wydał rozporządzenie, które wprowadziło nowe wymogi kapitałowe dla banków, które udzielały kredytów walutowych. Rozporządzenie było wymierzone tak naprawdę w Getin Nobel Bank, czyli jedyny prywatny, polski bank. Oznaczało ono, że bank ten (który ma zgromadzone wielomiliardowe kapitały akcjonariuszy) nagle w wyniku wprowadzonych nowych zobowiązań (tzw. waga 150 proc.) nie spełniał wymogów kapitałowych. Wprowadzona waga 150 proc. jest czymś niezwykłym w krajach UE, gdzie standardem jest waga 35– 50 proc., a waga 150 proc. jest maksymalnie dopuszczalna przez prawo. Istotą tej wagi jest obowiązek posiadania kapitałów własnych w stosunku do udzielonych kredytów. Waga 100 proc. oznacza w tym przypadku obowiązek posiadania 10 proc. kapitałów własnych, w stosunku do udzielonych kredytów. Przed tym rozporządzeniem banki musiały mieć 5 proc. kapitałów własnych w stosunku do kredytów zabezpieczonych na nieruchomościach (czyli waga wynosiła 50 proc.). Po wydaniu rozporządzenia banki musiały mieć 15 proc. kapitałów w stosunku do udzielonych kredytów, o ile kredyty hipoteczne były udzielone w walutach (waga 150 proc.). Wprowadzone rozporządzenie doprowadziło do sytuacji, że Getin Nobel Bank z dniem wejścia w życie tego rozporządzenia (grudzień 2017) wymagał dokapitalizowania na prawie 1 miliard złotych, gdyż tak przełożyła się ta «waga» na jego obowiązki kapitałowe” – napisał na swoim profilu na Facebooku Giertych.

To właśnie dlatego Czarnecki – zdaniem Giertycha – stał się „klientem” KNF i musiał negocjować z urzędnikami. Scenariusz Giertycha potwierdza bierność służb. Marek Chrzanowski po powrocie do kraju z Singapuru, jak gdyby nigdy nic poszedł do swojej dawnej pracy i zaczął „porządkowanie papierów”. W tym kontekście zapewnienia polityków PiS o „błyskawicznych działaniach służb i prokuratury” brzmią jak żart. Są też inne pytania. Z kim działał Marek Chrzanowski? Ile jeszcze podobnych rozmów odbył z petentami KNF? Dlaczego służby, które z racji wagi stanowiska szefa KNF zapewniają mu tzw. ochronę kontrwywiadowczą, nie wiedziały o spotkaniu Chrzanowskiego i Czarneckim w cztery oczy? Już sam fakt takiego spotkania bez świadków i rejestracji byłby wystarczającym powodem dymisji. Na razie wszystko wskazuje na to, że politycy PiS chcą zaśpiewać starą kibicowską piosenkę: „Polacy nic się nie stało”. Skupiają się na atakowaniu Czarneckiego i bagatelizowaniu sprawy. Jeżeli jest tak, jak mówią, że miliarder to mętna postać, to jakie ma to znaczenie dla faktu, iż szef policji finansowej poprosił go o spotkanie w cztery oczy i zatrudnienie przyjaciela?

 

 

 

To jedna z największych afer w Polsce po 1989 r. Nominowany przez premier Beatę Szydło szef Komisji Nadzoru Finansowego spotkał się 28 marca w siedzibie KNF sam na sam z miliarderem Leszkiem Czarneckim, właścicielem m.in. Getin Noble Bank i Idea Banku. KNF to taka policja rynku finansowego. A jej szef odgrywa taką samą rolę jak komendant główny dla policji. Nagranie i częściowy stenogram rozmowy ujawniła „Gazeta Wyborcza” 13 listopada w tekście „Spokój za 40 milionów. Bankier Leszek Czarnecki oskarża Komisję Nadzoru Finansowego”. Spotkanie poświęcone było kwestii naprawy sytuacji finansowej wyżej wymienionych banków. Odbyło się z inicjatywy szefa KNF, który zażądał, aby Czarnecki stawił się na nie sam. Dlatego biznesmen przyszedł z trzema urządzeniami rejestrującymi (dwoma cyfrowymi i jednym starym analogowym magnetofonem). W pewnym momencie jednak Chrzanowski zmienił temat rozmów. „Mam tu takie szumidła, ponoć to nic nie daje, ale…” zaczyna prezes KNF, nawiązując do urządzeń zagłuszających podsłuch. „Pan nie ma telefonu ze sobą, żadnych takich?” – dopytuje. „Byli tu jacyś komandosi, ale powiedzieli, że jest tyle sygnałów w okolicach tego miejsca, bo tam jest telewizja [obok mieści się siedziba Telewizyjnej Agencji Informacji – red.], że mówią, że rekomendują włączenie tego, ale nie gwarantują, jaki jest rezultat”. Wynik był dobry. Dwa z trzech urządzeń Czarneckiego nie nagrały rozmowy, ale tradycyjny dyktafon dał radę. Prezes KNF zapewnia Czarneckiego o szczerej rozmowie i prosi o dyskrecje. I jest jak u słynnego reżysera Alfreda Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Plan „człowieka prezydenta” „Między nami to Zdzisław ma swój plan, który wygląda w ten sposób, że on uważa, że Getin powinien upaść, za złotówkę zostać przejęty przez jeden z tych dużych banków i on chciałby dokapitalizować to kwotą dwóch miliardów złotych. Czyli już ten bank, który to przejmie. I to jest jego wizja rozwiązania sprawy. I nas [czyli KNF] atakuje za każdą decyzję, którą podejmujemy, pozytywną w stosunku do banku u prezydenta, u premiera… No ja zrobię wszystko, żeby doprowadzić do wyjaśnienia tej sytuacji, bo to nie jest postawa – jak pan widzi – szczególnie zdrowa, tak? – wypalił szef KNF. Czarnecki twardo zripostował. „No nie jest. To jest sprzeczne z prawem”. „Jest sprzeczne z prawem, ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji, tak?” – upewniał się szef KNF. Dalej było jeszcze mocniej. Chrzanowski mówił, że doradca prezydenta Zdzisław Sokal ma konflikt z członkiem zarządu Getin Banku Jerzym Pruskim. Zapewnia Czarneckiego, że chciałby przekonać prezydenta Andrzeja Dudę, aby „po prostu zdjął nam z komisji tego człowieka, a docelowo to już, żebyśmy mogli go jako osobę niebezpieczną zdjąć też z tego urzędu, w którym jest [czyli Bankowego Funduszu Gwarancyjnego]”. Chrzanowski informuje też, że wrogie bankom Czarneckiego jest Ministerstwo Finansów, ale on jest przyjazny. W kolejnych słowach Chrzanowski relacjonuje układ sił w rządzie. „Wie pan, ja jestem obiektem ataków, i wie pan, że moja relacja z premierem ostatnio, że tak powiem, nie jest najlepsza”. Dodaje, że „są dwa obozy”. Chrzanowski mówi, że należy do obozu Narodowego Banku Polskiego. To nie jest tajna informacja, bo wszyscy wiedzą, iż promotorem nominacji Chrzanowskiego na szefa KNF był obecny prezes NBP Adam Glapiński. Ten 68-letni ekonomista Szkoły Głównej Handlowej jest dziś uważany za głównego rozgrywającego w obozie PiS od sfery finansów. Na początku lat 90. był wpływowym politykiem Porozumienia Centrum – partii Jarosława Kaczyńskiego. Dwa razy były wówczas ministrem. Był tak blisko założycieli PiS, iż nazywano go nawet „trzecim bliźniakiem”. Drugim obozem ma być resort finansów, który próbuje – zdaniem Chrzanowskiego – ograniczyć kompetencje KNF. Sugeruje, że jego uprawnienia będą topnieć, ale na razie może jeszcze pomóc bankom Czarneckiego. „Mam taki problem na urzędzie” No i na koniec najlepsze. Szef KNF zaczyna skarżyć się na niskie zarobki. „Mam taki problem duży w urzędzie [nieczytelne]. Gospodarka ruszyła, w sektorze prywatnym poszły wynagrodzenia do przodu, a w sektorze publicznym nie. […] Ja jestem na wyższym szczeblu, kiedyś prowadziłem firmę, i tak dalej. Powiedzmy, z innego szczebla tutaj przyszedłem, tak? Też się grubo rozczarowałem”. Jednak na skargach na niskie zarobki się nie skończyło. „Rozmawiam z panem szczerze. Też widzę, gdzieś są jakieś synergie. Bank można popchnąć” – zapewnia Chrzanowski. I przechodzi do sedna. „Wie pan, mogę panu kogoś polecić. Wydaje mi się, że to byłoby z korzyścią i dla urzędu, i dla całej instytucji”. Czarnecki mówi, że dobrzy ludzie zawsze się przydadzą. Szef KNF ma wizję tego, ile powinien zarabiać ów prawnik. „No nie wiem, jaki ma pan system wynagrodzenia w banku, ale wydaje mi się, że jeżeli by pan to powiązał z wynikiem banku, tak? No to by też w jakiś sposób gwarantowało, że ten prawnik będzie bardziej zaangażowany. W tym horyzoncie najbliższych kilku lat no to byłoby, tak jak pan uważa, tak? Może rozwiązanie, na którym bank mógłby, że tak powiem, się oprzeć, wsparłaby ta osoba państwa w tym procesie restrukturyzacji” – dodaje Chrzanowski. Czarnecki zgadza się spotkać z prawnikiem i bierze od szefa KNF wizytówkę. Teraz według miliardera szef KNF miał napisać na kartce 1 proc. – wartości banku, jako sugerowane wynagrodzenie prawnika. Szef KNF zaprzecza. Czarnecki ripostuje ustami swojego prawnika mecenasa Romana Giertycha, że jest gotów przejść badanie na wariografie. To ciekawe, ale oczywiście nieistotne dla sprawy. Bo to, co usłyszeliśmy na taśmie, nie pozostawia cienia wątpliwości, że doszło do niewyobrażalnego skandalu. Szef KNF w rozmowie, którą chciał zachować w tajemnicy, sugeruje, że: – jest przychylny, – walczy w obronie interesów przedsiębiorcy, z którym rozmawia, – mało zarabia, – prosi o zatrudnienie przyjaciela prawnika i sugeruje jego wynagrodzenie. Pożar w PiS Wspomniany Alfred Hitchcock marzył, aby nakręcić kiedyś dokumentalną scenę pożaru, który wybucha w burdelu. Politycy PiS zachowali się jako bokser na ringu, który otrzymał cios i chwieje się na nogach. Najpierw zaatakowano Czarneckiego za to, że przez osiem miesięcy nie ujawnił nagrania. Potem zaczęto wypominać mu, iż w latach 80. był zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako TW. Marek Chrzanowski artykuł przeczytał w Singapurze i oświadczył, że nie rozważa składania dymisji. Po kilku godzinach zmienił zdanie i złożył dymisję, którą premier Mateusz Morawiecki natychmiast przyjął. Rozpoczęły się gorączkowe działania prokuratury i służb. Próżno było jednak szukać jakichś słów krytyki czy „przepraszam”. Na polecenie premiera służby zaczęły zajmować się tematem od rana, a jeszcze wieczorem doszło do kolejnej narady. Szok nastąpił w środę, gdy były już szef KNF Chrzanowski jak gdyby nigdy nic przyszedł do swojej starej pracy i zajął się „porządkowaniem papierów”. Najciekawsze jest, że zawiadomienie Czarneckiego o przestępstwie wpłynęło do prokuratury 7 listopada, a ta, nie wiedzieć czemu, nie podjęła żadnych działań. O sprawie nie poinformowano nawet premiera. Politycy PiS tłumaczyli, że pewnie minister Ziobro nie wiedział o doniesieniu.

Dlaczego teraz?

Dlaczego Leszek Czarnecki zwlekał aż osiem miesięcy i dopiero teraz ujawnił sprawę? Odpowiedź narzuca się sama. Otóż 9 listopada późnym wieczorem Sejm przyjmuje „Lex Czarnecki”, czyli „niewinną” poprawkę umożliwiającą przejęcie banku (takiego, który ma obniżone fundusze własne) przez KNF decyzją administracyjną. „Przewodniczący KNF prosił o pilne procedowanie tych zmian – tak 8.11 uzasadniał wprowadzenie poprawek o przejmowaniu banków decyzją KNF wiceminister Piotr Nowak. Wprowadzono je do innej ustawy podczas drugiego czytania. Nowak zasiada razem z Chrzanowskim w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego” – ujawnił w internecie Mariusz Gierszewski, dziennikarz Radia Zet. Adwokat Czarneckiego, Roman Giertych sugeruje w swoich wypowiedziach spisek przeciwko swojemu klientowi. „Ktoś doprowadził do tego, że w maju 2017 roku Minister Finansów wydał rozporządzenie, które wprowadziło nowe wymogi kapitałowe dla banków, które udzielały kredytów walutowych. Rozporządzenie było wymierzone tak naprawdę w Getin Nobel Bank, czyli jedyny prywatny, polski bank. Oznaczało ono, że bank ten (który ma zgromadzone wielomiliardowe kapitały akcjonariuszy) nagle w wyniku wprowadzonych nowych zobowiązań (tzw. waga 150 proc.) nie spełniał wymogów kapitałowych. Wprowadzona waga 150 proc. jest czymś niezwykłym w krajach UE, gdzie standardem jest waga 35– 50 proc., a waga 150 proc. jest maksymalnie dopuszczalna przez prawo. Istotą tej wagi jest obowiązek posiadania kapitałów własnych w stosunku do udzielonych kredytów. Waga 100 proc. oznacza w tym przypadku obowiązek posiadania 10 proc. kapitałów własnych, w stosunku do udzielonych kredytów. Przed tym rozporządzeniem banki musiały mieć 5 proc. kapitałów własnych w stosunku do kredytów zabezpieczonych na nieruchomościach (czyli waga wynosiła 50 proc.). Po wydaniu rozporządzenia banki musiały mieć 15 proc. kapitałów w stosunku do udzielonych kredytów, o ile kredyty hipoteczne były udzielone w walutach (waga 150 proc.). Wprowadzone rozporządzenie doprowadziło do sytuacji, że Getin Nobel Bank z dniem wejścia w życie tego rozporządzenia (grudzień 2017) wymagał dokapitalizowania na prawie 1 miliard złotych, gdyż tak przełożyła się ta «waga» na jego obowiązki kapitałowe” – napisał na swoim profilu na Facebooku Giertych. To właśnie dlatego Czarnecki – zdaniem Giertycha – stał się „klientem” KNF i musiał negocjować z urzędnikami. Scenariusz Giertycha potwierdza bierność służb. Marek Chrzanowski po powrocie do kraju z Singapuru, jak gdyby nigdy nic poszedł do swojej dawnej pracy i zaczął „porządkowanie papierów”. W tym kontekście zapewnienia polityków PiS o „błyskawicznych działaniach służb i prokuratury” brzmią jak żart. Są też inne pytania. Z kim działał Marek Chrzanowski? Ile jeszcze podobnych rozmów odbył z petentami KNF? Dlaczego służby, które z racji wagi stanowiska szefa KNF zapewniają mu tzw. ochronę kontrwywiadowczą, nie wiedziały o spotkaniu Chrzanowskiego i Czarneckim w cztery oczy? Już sam fakt takiego spotkania bez świadków i rejestracji byłby wystarczającym powodem dymisji. Na razie wszystko wskazuje na to, że politycy PiS chcą zaśpiewać starą kibicowską piosenkę: „Polacy nic się nie stało”. Skupiają się na atakowaniu Czarneckiego i bagatelizowaniu sprawy. Jeżeli jest tak, jak mówią, że miliarder to mętna postać, to jakie ma to znaczenie dla faktu, iż szef policji finansowej poprosił go o spotkanie w cztery oczy i zatrudnienie przyjaciela?

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news