Pomimo wzrostu gospodarczego Polacy nie mogą powiedzieć, że zaliczają się do zamożnych w Europie. Siła nabywcza ich portfeli nadal nie może równać się z zawartością kieszeni najzamożniejszych Europejczyków. Kiedy ta sytuacja ulegnie wreszcie zmianie?
W pierwszych dniach listopada Komisja Europejska (KE) opublikowała raport, w którym przedstawiła prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach członkowskich Unii Europejskiej. Okazało się, że sytuacja w polskiej gospodarce jest lepsza, niż dotąd uważano. Jeszcze w maju bieżącego roku KE oceniała, że wzrost gospodarczy Polski sięgnie 4,3 proc. w 2018 r. Tymczasem ostatnia prognoza mówi, że PKB Polski w tym roku będzie wynosić 4,8 proc., a więc o niemal tyle samo, ile urosła polska gospodarka w 2017 r. (według danych GUS wzrost gospodarczy wyniósł wtedy 4,6 proc). W ocenie KE głównym motorem wzrostu polskiej gospodarki jest przede wszystkim konsumpcja prywatna, napędzana przez rozwój rynku pracy i zaufanie konsumentów.
Aktywność inwestycyjna w sektorze publicznym nadal zaś pozostaje silna, bo może liczyć na wsparcie funduszy unijnych. Zdaniem KE umacniać się również będą w Polsce inwestycje prywatne. Opierając się na tych podstawach, KE szacuje, że w 2019 r. PKB Polski wzrośnie co najmniej o 3,7 proc. Zupełnie inaczej prognozy Komisji wyglądają w odniesieniu do całej Unii, gdzie PKB wzrośnie w tym roku jedynie o 2,1 proc. i 1,9 proc. w przyszłym roku. Główną przyczyną spowolnienia wzrostu gospodarczego w UE są takie czynniki, jak zanik dynamiki w handlu światowym, rosnąca niepewność wśród inwestorów oraz wyższe ceny ropy. Dynamiczny rozwój gospodarczy powinien oznaczać, że szybciej dogonimy najbogatszych w Unii Europejskiej.
I w zasadzie można w to uwierzyć, gdyby nie fakt, że pomiędzy Polakami a obywatelami innych krajów unijnych nadal istnieje ogromna różnica w poziomie życia. Widać to najlepiej, gdy zaczynamy porównywać siłę nabywczą przeciętnego Kowalskiego z portfelami obywateli innych krajów unijnych. Wtedy wszystkie prognozy dotyczące rozwoju polskiej gospodarki przestają już cieszyć. Bo z perspektywy zwykłego mieszkańca kraju nad Wisłą niewiele one zmieniają. Nadal bowiem jesteśmy ubogimi krewnymi zamożnych Europejczyków. Spróbujmy więc zagłębić się nieco w wyliczenia, jakich dokonał w tej dziedzinie GfK – międzynarodowy koncern zajmujący się badaniem opinii publicznej, bo pokazują one bardzo czytelnie, jak rzeczywiście wygląda dzisiaj sytuacja fi nansowa Polaków na tle obywateli innych krajów Wspólnoty, zwłaszcza tych najzamożniejszych.
Polska w cieniu
Siła nabywcza przeciętnego Polaka wynosi dzisiaj 7 228 euro. Na pierwszy rzut może wydawać się, że jest to całkiem sporo. Jednak gdy odniesiemy tę kwotę do średniej siły nabywczej w całej UE, tak już nie jest. Ta wynosi dzisiaj dokładnie 14 292 euro. Siła polskiego przeciętnego portfela to zaledwie połowa średniej siły nabywczej w całej UE. Jednak gdy naszą siłę nabywczą odniesiemy do średniej siły nabywczej obywateli poszczególnych krajów unijnych, zwłaszcza znacznie zamożniejszych od Polski, sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Zacznijmy więc od Liechtensteinu, którego obywatele są dzisiaj największymi krezusami w Europie.
Okazuje się, że siła nabywcza przeciętnego obywatela Liechtensteinu wynosi 65 458 euro i stanowi aż 457,9 średniej europejskiej. Niektórzy zapewne stwierdzą, że to bardzo mały kraj, liczący zaledwie 37 877 obywateli i dlatego siła nabywcza jego mieszkańców jest właśnie tak wysoka. Może i jest w tym sporo racji, bo niewielkiemu państwu łatwiej jest stać się bogatym. Tak czy inaczej okazuje się, że każdy obywatel księstwa jest średnio dziewięciokrotnie bogatszy od przeciętnego Polaka. Weźmy teraz pod lupę inne państwa europejskie. Siła nabywcza obywateli Szwajcarii, która w tym rankingu plasuje się na drugiej pozycji, wynosi 40 456 euro i stanowi 283,1 proc. średniej siły nabywczej w całej Unii Europejskiej. Zaraz za Szwajcarią znajduje się Islandia, w której siła nabywcza na jednego mieszkańca wynosi 32 958 euro i stanowi 230,1 proc unijnej średniej w tym zakresie. Po Islandii kolejne miejsce zajmuje Luksemburg, w którym siła nabywcza jest na zbliżonym poziomie i wynosi dokładnie 32 639 euro (228,4 proc. unijnej średniej). Po Luksemburgu plasuje się Norwegia, gdzie siła nabywcza wynosi 29 072 euro (203,4 proc. unijnej średniej).
Kolejne miejsca w europejskim rankingu zamożności zajmują Dania i Austria. W tej pierwszej siła nabywcza wynosi 25 578 euro (179 proc. średniej). W Austrii zaś wynosi 23 282 euro (162,9 proc. unijnej średniej). Na miejscu ósmym plasują się nasi sąsiedzi – Niemcy z 22 949 euro na obywatela (160,6 proc.). Za Niemcami są Szwedzi (21 462 euro) i Finowie (21 058 euro). Dopiero na jedenastym miejscu w europejskim rankingu zamożności znajduje się Wielka Brytania, którą w ubiegłym roku zepchnęli z dziesiątego miejsca właśnie Finowie. Siła nabywcza przeciętnego Brytyjczyka wynosi dzisiaj 20 572 euro (141,2 proc. unijnej średniej). Z 42 krajów objętych europejskim rankingiem zamożności, 17 ma siłę nabywczą co najmniej 1,5 raza wyższą od statystycznej siły nabywczej w całej Unii Europejskiej. W odniesieniu do Polski jest ona wyższa od 3 do 9 razy (tak jest w przypadku najbogatszego Liechtensteinu). Natomiast 25 krajów z tego rankingu ma siłę nabywczą poniżej średniej europejskiej. Wśród nich jest właśnie Polska, która pod tym względem plasuje się na 29 miejscu.
Siła nabywcza regionalnej Polski
Warto jednak zwrócić uwagę na dane dotyczące siły nabywczej mieszkańców polskich powiatów. Pod względem siły nabywczej nie ma w naszym kraju ani jednego powiatu, który mógłby równać się z najbiedniejszymi regionami w zachodniej Europie. Nawet najuboższe regiony w Portugalii znacznie wyprzedzają polskie odpowiedniki. Jest to o tyle godne uwagi, że pod względem PKB podobno już dawno wyprzedziliśmy Portugalię. Jak widać, wzrost PKB nie znalazł jak na razie odbicia w znaczącym spotęgowaniu siły nabywczej Polaków. Wśród polskich regionów największą siła nabywczą dysponuje Warszawa (13 535 euro).
Stolica wybija się we wszystkich statystykach ekonomicznych dotyczących polskich regionów. Tak jest również w przypadku siły nabywczej warszawiaków, która jest aż o 87 proc. wyższa od średniej siły nabywczej w reszcie kraju. Tylko co z tego, skoro nadal jest poniżej unijnej średniej? Można oczywiście powiedzieć, że warszawiakom brakuje do niej niewiele, bo do statystycznego obywatela Unii Europejskiej potrzeba im jeszcze 5 proc. Pamiętajmy jednak, że mówimy o dwumilionowym mieście i stolicy kraju, który ma ambicje znalezienia się w gronie najbogatszych i najważniejszych państw Europy. Patrząc więc z takiej perspektywy, zestawienie siły nabywczej warszawiaków z siłą nabywczą przeciętnego mieszkańca UE nie wygląda tak imponująco.
Jest jeszcze gorzej, gdy zaczynamy przyglądać się polskim powiatom. Otóż najbliżej polskiej średniej są powiaty kępiński w Wielkopolsce (7243 euro) i miński na Mazowszu, gdzie siła nabywcza wynosi 7 218 euro. Tylko 24 spośród 380 powiatów ma siłę nabywczą większą od średniej krajowej, czyli przekraczają kwotę 7 228 euro. Pozostałe powiaty są już znacznie słabsze, przy czym aż 131 z nich ma siłę nabywczą niższą od średniej krajowej o co najmniej 20 proc. Jest jednak sporo miejsc, gdzie średnia siła nabywcza jest jeszcze mniejsza. Wystarczy wspomnieć o powiecie przysuskim w województwie mazowieckim (4295 euro). Jak łatwo zauważyć, to prawie 60 proc. mniej, niż wynosi średnia krajowa w tym zakresie. I jak można wyliczyć, mniej niż jedna trzecia średniej siły nabywczej w całej Unii Europejskiej. Trzeba również powiedzieć, że w ubiegłym roku liczba powiatów, których siła nabywcza była wyższa od średniej krajowej, było w Polsce 22, a tych, które miały siłę nabywczą o co najmniej 20 proc. niższą – 119. A to oznacza, że luka w sile nabywczej Polaków rośnie i to pomimo coraz wyższego wzrostu gospodarczego.
Co to wszystko oznacza?
Jeśli chcemy porównywać Polskę z innymi krajami unijnymi, to najlepiej to zrobić za pomocą grubości portfela. Bo to mówi znacznie więcej o naszej aktualnej sytuacji gospodarczej niż wszelkie inne wskaźniki. To siła nabywcza decyduje najbardziej o możliwościach Polaków. Jak pokazują wyliczenia GfK, pod względem siły nabywczej odstajemy bardzo mocno od najzamożniejszych krajów Europy. Wyraźnie odstępujemy również od średniej Unii Europejskiej. Przeciętny Polak dysponuje dzisiaj zaledwie połową siły nabywczej statystycznego Europejczyka. W rankingu zamożności krajów naszego kontynentu Polska plasuje się dopiero na 29 miejscu na 42 sklasyfikowane państwa. Ostatnie miejsce w tej klasyfikacji zajmuje Ukraina, gdzie siła nabywcza wynosi zaledwie 1 318 euro na osobę.
To nie może i nie powinno być dla nas żadnym pocieszeniem. Chcemy przecież równać do tych, którzy są najzamożniejsi w Europie. Jednak polskie władze uważają, że to się zmienia, bo mamy do czynienia z niebywałym wzrostem płac. W tym roku ma on wynieść aż 7,5 proc., średnia płaca w Polsce zbliża się zaś do magicznej bariery 5 tysięcy złotych brutto. Nawet gdy tendencja ta utrzyma się w następnych latach, to i tak zasobność naszych portfeli nie ulegnie znaczącej poprawie. I jeszcze wiele lat zajmie nam osiągnięcie poziomu nie tyle najbogatszych krajów naszego kontynentu, ile średniej siły nabywczej Unii Europejskiej.