e-wydanie

8.3 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Skok na media

Czy prywatne media w Polsce są zagrożone?

Narodowy Bank Polski chce, by w ramach zabezpieczenia sądowego tymczasowo usunięto artykuły na temat afery związanej z Komisją Nadzoru Finansowego.

– Do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło sześć wniosków NBP o zabezpieczenie, w których NBP domaga się tymczasowego usunięcia artykułów prasowych w zw. z aferą KNF – przyznała rzecznik prasowy ds. cywilnych SO w Warszawie Sylwia Urbańska. Czy działania NBP to zamach na wolność prasy?

Burza po taśmie

Afera KNF wybuchła po publikacji „Gazety Wyborczej” 13 listopada. To wówczas pojawiło się pierwsze nagranie rozmowy miliardera Leszka Czarneckiego z szefem KNF Markiem Ch. Według materiału dowodowego i zeznań biznesmena, Ch. złożył mu propozycję korupcyjną. W zamian za przychylność Czarnecki miał zatrudnić wskazanego przez Ch. prawnika z wynagrodzeniem opartym na prowizji od wartości banków Czarneckiego. Według zeznań miał być to 1 proc. – czyli nawet 40 mln złotych (w ciągu trzech lat). Po wyjściu skandalu na jaw, Ch. bagatelizował sprawę i nie widział powodów, by podać się do dymisji. Gdy sprawą zajęły się pozostałe redakcje, opozycja, a premier Mateusz Morawiecki zażądał wyjaśnień i zawiadomił służby oraz ministra sprawiedliwości, Ch. podał się do dymisji. Jedyną osobą, która od początku do końca broniła Ch., był prezes NBP Adam Glapiński, który rekomendował go do KNF.

– Profesor Marek Ch. kierował nadzorem bez zarzutu, z zachowaniem wszystkich profesjonalnych zasad. […] Ja pana profesora Ch. znam: i z uczelni, i z pracy. Prezentuje najwyższe standardy: profesjonalne, merytoryczne, uczciwości, patriotyzmu. Z mojego doświadczenia spełnia najwyższe standardy. […] Nie będę podawał się do dymisji. Cieszę się doskonałym zdrowiem. Na ciele i umyśle. Normalnie pracuję – mówił mediom Glapiński kilka dni po wybuchu afery. Gdy jednak okazało się, że nagrań jest więcej, Ch. usłyszał zarzuty i został zatrzymany na wniosek prokuratury, a sam Glapiński może być bohaterem jednego z nagrań, sprawy nabrały szybszego obrotu.

Sześć wniosków, siedem artykułów

Na przełomie listopada i grudnia okazało się, że do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło sześć wniosków NBP o tymczasowe zabezpieczenie, polegające na sądowym nakazie usunięcia artykułów, łączących NBP z aferą KNF. Podstawą miałyby być procesy o ochronę dóbr osobistych, jakie mają zostać wytoczone prasie. – Jako zobowiązani do wykonania zabezpieczenia wskazani są dziennikarze – autorzy artykułów. We wniosku NBP domaga się zakazania im także na przyszłość rozpowszechniania bezpodstawnych wypowiedzi naruszających dobra osobiste NBP, sugerujących niezgodne z prawem działania organów NBP przez insynuowanie, że prezes NBP uczestniczył w tzw. aferze KNF. Lawina publikacji na temat byłego już szefa KNF i tego, że zna się z prezesem NBP, przetoczyła się przez media w ostatnich tygodniach. Osoba zagrożona publikacją może wystąpić do sądu o tymczasowy zakaz podawania jakichś informacji obraźliwych, pomawiających, ale wskazanych bardzo konkretnie, a ich nieprawdziwość musi być dobrze uprawdopodobniona. Prawnicy zajmujący się takimi sprawami nie dają większych szans wnioskom NBP – przekonuje red. Marek Domagalski z „Rzeczpospolitej”. Owe artykuły to siedem tekstów z „Gazety Wyborczej” („Afera KNF. Frakcje PiS walczą o władzę”, „Rekieterzy z państwa PiS”, „Nowe nagrania z KNF”, „Polacy, nic się nie stało”, „ Adam Glapiński brzydko się chwyta”, „Samobójcza taktyka PiS”, „Rodzinny układ wokół NBP”) oraz dwa z „Newsweeka” („Grupa trzymająca władzę. Człowiek z Misia” i „Afera KNF, prezes NBP i jego student”). Sprawa szybko została uznana za atak na media. 3 grudnia posłowie opozycji poinformowali, że składają zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa NBP. Według posła Arkadiusza Myrchy prokuratura powinna sprawdzić, czy Glapiński nie wykorzystuje swojego urzędu, „by wprowadzać w Polsce cenzurę i ograniczać media w zakresie dozwolonej krytyki”. Według opozycji rządząca formacja nie umożliwi powołania komisji śledczej, więc tylko niezależne media będą w stanie być przekaźnikami informacji o sprawie.

– Jeżeli taki wniosek o zabezpieczenie zostanie udzielony, a ewentualne późniejsze powództwo o naruszenie dóbr osobistych będzie trwało miesiącami, jak nie latami, to tak naprawdę zostanie pogrzebana jakakolwiek szansa na wyjaśnienie afery KNF – ocenił poseł Myrcha, dodając, że działania prezesa NBP „wyczerpuje znamiona opisane w artykule 44. Prawa prasowego, czyli tłumienie dozwolonej krytyki”. Z kolei sami dziennikarze w ramach odpowiedzi na żądania NBP wycięli wskazane artykuły z papierowych wydań gazet i wysłali w kopertach do Glapińskiego.

– Spełniliśmy z Kublik żądania NBP. Usunęliśmy z wydań papierowych „Gazety Wyborczej” 7 tekstów o związkach prezesa banku centralnego z aferą KNF. Chrońmy dobro narodowe, jakim jest prezes Glapiński i jego zespół… – skomentował red. Wojciech Czuchnowski. Mec. Zbigniew Krüger, komentując dla „Rzeczpospolitej” żądania NBP, stwierdził: – Śledzę relacje prasowe dotyczące tzw. afery KNF i nie znalazłem żadnych, które nadawałyby się na uzasadniony pozew o ochronę dóbr osobistych NBP. […] Sprawa rozmowy prezesa KNF z Leszkiem Czarneckim budzi zainteresowanie opinii publicznej, a rolą prasy jest jej wyjaśnienie oraz informowanie o wszystkich jej aspektach. Jako nieuzasadnione oceniam próby zakazu publikacji na określony temat na przyszłość w drodze zabezpieczenia. To nic innego jak próba cenzury prewencyjnej, co jest niedopuszczalne. Inny rozmówca „Rzeczpospolitej” – mec. Jerzy Naumann stwierdził natomiast, że najwyraźniej prezes Glapiński „idzie na wojnę z prasą”.

– Wygląda, że instrumentalizując literę prawa, kierownictwo banku centralnego zamierza użyć sądu do wprowadzenia cenzury, której zapisem miałyby zostać objęte nie tylko dotąd opublikowane teksty, ale także te, które miałyby powstać w przyszłości. Można także upatrywać pewnego nadużycia, kiedy interes konkretnych osób zainteresowanych medialną ciszą na ich temat ma być chroniony tarczą NBP – ocenił mec. Naumann.

Skok na media?

Najciekawszą hipotezę postawił jednak mec. Roman Giertych. Reprezentujący Leszka Czarneckiego adwokat zauważył, że kluczowym w aferze jest wątek propozycji ochrony przed tzw. planem Zdzisława.

– Popatrzmy na projekcję, co byłoby, gdyby mały prywatny bank przejął GNB ( Getin Noble Bank – red.). Bank taki mógłby, zanim przejmie GNB, np. podpisać umowę sprzedaży akcji na rzecz jakiejś fundacji lub instytucji, która miałaby świetnych prawników w rodzaju pana mec. Kowalczyka, ludzi z fantastycznymi kontaktami. Po przejęciu GNB taki doskonały prawnik szybko załatwiłby z pewnością dwie rzeczy: bezzwrotną pomoc z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (o której na taśmie mówił b. szef KNF) oraz zniesienie przez KNF i MF (Ministerstwo Finansów – red.) tych wymogów kapitałowych, które obciążyły GNB. I co byśmy wówczas mieli? Zdrowy bank z kapitałem ok. 7 miliardów złotych, który natychmiast mógłby udzielić kredytów o wartości 30 miliardów złotych! (2 miliardy pomocy z BFG przekłada się na możliwość udzielenia kredytów w kwocie 20 miliardów, zniesienie wygórowanych wymogów kapitałowych dawałoby prawo do 10 miliardów kredytów). A jego właścicielem byliby akcjonariusze, którzy korzystnie kupili większość akcji małego banku, zanim ten przejął GNB. Czyż kwota 30 miliardów nie mogłaby posłużyć jako wykupienie połowy mediów w Polsce? – zauważa adwokat.

 

Najnowsze