e-wydanie

7.3 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Rozmowa GF: Patrzę w niebo i trzymam kciuki

Jesteśmy twórczym narodem, nie potrafimy jednak skutecznie wykorzystywać naszych pomysłów w sposób praktyczny. Na szczęście to się powoli zmienia.

 Z prezesem Polskiej Izby Systemów Bezzałogowych, inż. Dariuszem Werschnerem, ekspertem w dziedzinie dronów, rozmawia red. Andrzej Leja.

Jak ocenia pan swoje niedawne spotkanie z premierem Morawieckim? O czym rozmawialiście, czy można liczyć na życzliwość premiera w dla wykorzystywania dronów?
Spotkanie odbyło się podczas Europejskiego Kongresiu Gospodarczego w Katowicach w trakcie prezentowania projektu Airvein. Premier był pod wrażeniem naszej technologii, wyraził zadowolenie, że budujemy w Polsce tego typu sprzęt. Drony są zresztą jednym z ważnych elementów programu Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, którego owocem jest m.in. program Żwirko i Wigura. Widać duże zainteresowanie rządu kompleksowym wykorzystaniem dronów, a to dobrze rokuje na przyszłość.

Co pana motywuje do pracy nad innowacjami w Polsce?
Metaforycznie rzecz ujmując, złoty piasek. W czasie studiów na AGH byłem świadkiem „śmierci” polskiego niebieskiego lasera GaN. Na naszych oczach zaprzepaszczono przewagę, jaką mieliśmy jako kraj nad resztą świata w wytwarzaniu kryształów azotku galu. Od tamtego czasu widziałem jeszcze kilka podobnie zmarnowanych innowacyjnych technologii, które mogły przynieść Polsce wiele korzyści. Mam wrażenie, że tego typu sytuacja powtarza się regularnie. Wpadamy na jakiś rewolucyjny pomysł, a potem pif-paf, jaka piękna katastrofa. Wszyscy znamy takie historie jak: kewlar, klej typu „kropelka”, wykrywacz min, endoskop, komputer, mógłbym długo wymieniać. Jesteśmy twórczym narodem, nie potrafi my jednak skutecznie wykorzystywać naszych pomysłów w sposób praktyczny. Na szczęście to się powoli zmienia.

W czym tkwił problem?
Na ostatnim Polsko-Emirackim Forum Biznesu usłyszałem bardzo znamienne słowa na temat naszych technologii: „Wy Polacy nie umiecie sprzedawać. My, Arabowie, mamy piasek, który sprzedajemy jak złoto. Wy wasze złoto sprzedajecie jak piasek”. To się jednak zmieniło w ciągu ostatnich lat. Mamy duży potencjał, który został zauważony i doceniony. Zmienia się również sposób patrzenia na same innowacje. Z jednej strony mamy wpływ na tworzone strategie rozwoju i wsparcie nowych branż. Z drugiej międzyresortowe zespoły wspólnie pracują nad przezwyciężaniem barier, głównie prawnych, jakie mają obecnie przedsiębiorcy oferujący nowe technologie. W porównaniu z sytuacją sprzed 3–4 lat mogę powiedzieć, że jest lepiej.

Spróbujmy więc wprowadzić naszą rozmową na konkretne tory. Kiedy pojawił się autorski pomysł na przewożenie krwi dronami?
Po siedmiu latach pracy w branży krwiodawstwa zafascynowałem się technologią dronów. Szczególnie zaciekawiły mnie możliwości ich wykorzystania w logistyce, czyli drony cargo. Idea transportowania krwi za ich pomocą to była moja „diamentowa kula”. Pomysł, który przeszył mnie na wylot i już tak zostało. W branży laboratoryjnej krew traktuje się wyjątkowo. To nie tylko materiał do badań. To także żywa tkanka, którą zaraz poda się pacjentowi, ratując mu życie. Z krwią trzeba postępować szybko i odpowiedzialnie. Serolodzy o tym wiedzą. Dla mnie pomysł był czymś w rodzaju wywyższenia krwi. Wybór najbardziej wymagającego ładunku, do budowy czegoś, co jeszcze nie istnieje. Coś niwelującego barierę społeczną przed nieznanym – innowacją, która zmieni nasze miasta bezpowrotnie. Drony transportowe to przecież szybszy transport próbek do badań, śródoperacyjnych wycinków tkanek do natychmiastowej analizy, a docelowo także i organów do przeszczepów. Dziś istnieją już autonomiczne kapsuły, które na to pozwalają. Brakuje tylko zestawienia istniejących technologii w jednolity system i pilotażowego wdrożenia.

Rozmowa z min. Jadwigą Emilewicz

Rozmowa z min. Jadwigą Emilewicz

Czy projekt przewożenia dronami krwi ma szansę na realizację, a jeśli tak, jakie etapy pozostały do uzgodnienia, w jakiej fazie znajduje się obecnie?
Projekt Airvein, na który pozyskaliśmy dofinansowanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, znajduje się na półmetku i powinien zakończyć się w najbliższym roku. Przed nami pilotaż usług transportowych z partnerem merytorycznym w jednym z miast w Polsce. Potem komercjalizacja – jeśli jednak nie uda się zrealizować tego w kraju, będziemy zmuszeni sprzedać system za granicą. Chętni już są.

Z tego co wiem, podjęto próbę pilotażu w Białymstoku. Jakie były efekty? Za co teraz trzeba trzymać kciuki, by ten śmiały projekt się powiódł?
Pilotaż w Białymstoku pokazał nam przeszkody istniejące w obowiązujących regulacjach prawnych, dotyczących dostaw medycznych. Dlatego powstała Polska Izba Systemów Bezzałogowych, która zaangażowała się w pracę nad nowymi, zliberalizowanymi przepisami. Są one jednymi z najbardziej otwartych na świecie, jeśli chodzi określenie ram usług, które można realizować dronami w miastach. Trzymajmy kciuki, abyśmy jako Polska zachowali miejsce lidera, jeśli chodzi o możliwości prawne wykorzystania bezzałogowych statków powietrznych, bo to wielka szansa dla rodzimego przemysłu i biznesu…

Jakie jest obecnie zainteresowanie projektem polskiego rządu?
Projekt ma dobrą prasę, a i społeczeństwo pozytywnie odnosi się do prób wykorzystania dronów w transporcie krwi. Popierają nas również laboratoria prywatne oraz takie ośrodki jak Instytut Kardiologii. Cel został osiągnięty, bo na początku realizacji przedsięwzięcia obawialiśmy się, że bariera społeczna nie zostanie przezwyciężona – ludzie bali się, że dzięki dronom będzie można np. ingerować w ich prywatność. Mamy nadzieję, że uda się zlikwidować przeszkody w rozwoju usług dronowych w geodezji, geologii, energetyce, rolnictwie precyzyjnym oraz ochronie środowiska.

Na czym opiera pan swój optymizm?
Jako fizyk, szukałem długofalowego potwierdzenia w zasadności wykorzystania dronów do transportowania paczek i znalazłem – w wydajności energetycznej. Samochód z kierowcą kontra elektryczny dron sterowany przez komputer. Reszta schodzi na dalszy plan. Obecne wyzwania przed którymi stoimy – cena rozwiązania, zawodność, zasięg – te wszystkie czynniki ulegają zmianom na korzyść, tak jak u zarania innych rewolucyjnych technologii.

Jakie były dotychczas największe przeszkody?
Najbardziej skomplikowane nie były problemy w przekonaniu osób, czy w przezwyciężeniu procedur (chociaż dwukrotnie wniosek został odrzucony przez NCBiR, przez co czekanie na pozytywną decyzję o rozpoczęciu projektu wydłużyło się do 17 miesięcy). Najtrudniejsza była przedłużająca się niepewność, długie oczekiwanie i miesiące bezczynności. Szkoda mi trochę tego czasu, bo straciliśmy przewagę nad konkurencją z zagranicy. Cenne miesiące przeciekły między palcami…

Jaki był efekt pańskich ostatnich zagranicznych wyjazdów, do Kanady, Izraela i Holandii? W jakim miejscu znajduje się Polska, jeśli idzie o skalę wykorzystywania dronów w przemyśle, technice i nauce w porównaniu do tych państw?
Porównując te trzy kraje, widać, że są w zupełnie innym miejscu, jeśli chodzi o zaawansowanie technologii dronowej. Izrael to państwo, w którym te technologie rozwijane są głównie jako wojskowe. Mają ogromne wsparcie państwa i tworzone są na zamówienie rządowe. Aby używać w Izraelu dronów komercyjnych i oferować usługi, trzeba spełnić szereg wymogów związanych z certyfikacją i to każdego z elementów systemu, co jest najczęściej barierą nie do przejścia dla ewentualnych usługodawców. Podobnie restrykcyjne przepisy panują w Holandii. Słyszałem od prezesów kilku firm, że testują swoje drony w Australii, gdzie mogą swobodniej korzystać z otwartych przestrzeni i latać poza zasięgiem wzroku operatora. Kanada natomiast to kraj ogromnych możliwości. Potężne połacie terenu, odludne obszary gór i lasów to idealne środowisko dla bezzałogowców, mogą więc one pokazać swoje wszystkie atuty. Kanada otwarta jest na firmy, które gotowe są dostarczyć technologie dronowe do inspekcji infrastruktury liniowych, monitoringu lasów i usług dronowych dla geologii czy rolnictwa precyzyjnego. Takie miasta jak Calgary czy Vancouver zrobią naprawdę wiele, aby polskie firmy realizowały u nich pilotaże swych usług. Tyle że my chętniej zrobilibyśmy to w Polsce.

Nad czym pracujecie obecnie?
Wspieramy zespół w projekcie Airvein oraz działamy intensywnie na rzecz polskich fi rm z branży dronowej. Powołaliśmy organizację reprezentującą ich interesy. Wskazujemy rządowi bariery utrudniające nam rozwój. Wspólnie pracujemy nad zmianami przepisów np. poprzez pracę zespołu międzyresortowego. Dzięki współpracy z PAIH nasza organizacja nawiązuje kontakty z krajami zainteresowanymi polskimi technologiami, m.in. z Kanadą, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Indiami i krajami afrykańskimi. Jesteśmy potencjalnym partnerem do współpracy dla lepiej rozwiniętych państw zachodniej Europy, bo ich przepisy uniemożliwiają testy technologii dronowych. Pod tym względem nasze przepisy są bardziej liberalne. Podam przykład: od dawna mamy przepisy określające zasady jak używać dronów poza zasięgiem wzroku operatora (pilota drona), a w innych krajach nad takimi rozwiązaniami dopiero się pracuje. Żałuję tylko, że z powodu niedoskonałych narzędzi finansowania innowacji, wciąż nie jesteśmy potęgą gospodarczą w tym zakresie. Owszem, jesteśmy w czołówce, jeśli chodzi o ilość operatorów, niemniej finansowy rynek dronowy jest w Polsce wciąż zbyt mały – w zeszłym roku było to ok. 430 milionów złotych.

Na co pan liczy w najbliższej przyszłości?
Na pozyskiwanie danych za pomocą dronów do tworzenia map i do analizy upraw, a także na rychłe wykorzystywanie dronów w kwestii monitorowania smogu oraz wykrywanie nielegalnych wysypisk śmieci. Nieco dłużej poczekamy na dostarczanie przesyłek medycznych oraz innych pilnych transportów za pomocą dronów transportowych. Kolejna usługa, która powinna być w ten sposób realizowana, to praca dla rolnictwa precyzyjnego, a konkretnie opryski nawozami w locie automatycznym. Przewiduje je już nowe prawo. Najbardziej zależy mi jednak na tym, aby jak najwięcej wspomnianych zadań było realizowanych dronami polskiej produkcji. I chciałbym, aby w przyszłym roku polskie firmy zaczęły realizować zamówienia za granicą. W Europie ogłasza się coraz więcej przetargów na profesjonalne drony. Uważam, że mamy w Polsce kompetencje, aby taki sprzęt produkować i dostarczać! Potencjał do rozwoju jest naprawdę duży…
Jakie są zatem największe przeszkody?
Nie brakuje nam ani technologii, ani zasobów ludzkich. Nie wystarcza jednak odwagi politycznej, by postawić na śmiałe rozwiązania. Czeka nas boom dronowy, na wzór rewolucji związanej z komputerami osobistymi, czy komórkami. Wciąż aktualne jest pytanie, kto będzie liderem w Europie, jeśli chodzi o wykorzystanie tej technologii? Kto będzie ją wdrażał u siebie i u swych sąsiadów? Czas działa na naszą niekorzyść, trzeba się spieszyć.

Czego więc panu życzyć w Nowym 2019 Roku?
Mam nadzieję, że projekty, które realizuję, wdrożymy z powodzeniem w Polsce, najbliższy rok o tym zadecyduje. Chciałbym, aby „pożyteczne” drony stały się powszechne na polskim niebie i nikogo nie dziwiły. Patrzę więc w niebo i trzymam kciuki.

Najnowsze