11.7 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Klubowe finanse pod lupą

Gazeta Finansowa” prześwietliła sytuację finansową najlepszych europejskich klubów piłkarskich.

Niektóre potęgi są niedochodowe. Budżety innych pękają w szwach. A jak na ich tle wypada mistrz Polski – Legia Warszawa?

 Pod względem wartości przychodów FC Barcelona nie ma sobie równych. Jednak po odjęciu kosztów operacyjnych i podatków lepiej od Katalończyków wypada francuski Paris Saint-Germain. Włoski Juventus może i ma w swoim składzie Cristiano Ronaldo, niemniej klubowa kasa „Starej Damy” świeci pustkami. Manchester City może pochwalić się 98 proc. frekwencją na swoim stadionie, ale tylko co dziesiąty funt w jego budżecie pochodzi ze sprzedaży biletów. Co jeszcze wiemy o finansach najlepszych klubów piłkarskich? I jak w porównaniu z nimi wypada Legia Warszawa?

Lider z Katalonii
689 mln euro – tyle wyniosły przychody FC Barcelony w sezonie 2017/18. Spora część tej kwoty powędrowała na konta piłkarzy i sztabu szkoleniowego z tytułu wynagrodzeń. Część została przeznaczona na pokrycie bieżących kosztów operacyjnych (energia, administracja itd.). Z reszty, która została, Barca musiała się jeszcze rozliczyć z hiszpańskim fiskusem. Po odliczeniu kosztów i podatków mistrzowi Hiszpanii zostało w kieszeni 13 mln euro. Tak wynika z najnowszego raportu „The European Champions Report 2019” opracowanego przez agencję KPMG, dotyczącego sytuacji finansowej klubowych mistrzów najmocniejszych europejskich lig. Autorzy opracowania zwracają uwagę na wysokie koszty wynagrodzeń ponoszone przez FC Barcelonę, które „pożerają” wypracowany przychód. W minionym sezonie wyniosły one aż 562 mln euro (80 proc. przychodów).

Ciekawostką jest fakt, że blisko 20 proc. z tego stanowiła pensja tylko jednego zawodnika – Leo Messiego. Argentyńczyk „na czysto” inkasuje rocznie ok. 50 mln euro, co oznacza, że Barca musi wypłacić ze swojego konta dwa razy tyle. To dlatego że w Katalonii obowiązują wysokie stawki podatków dochodowych. Najbogatsi muszą oddać fiskusowi połowę tego, co zarobili, a jak wiadomo – podatki pracowników odprowadza pracodawca. Pomijając koszty wynagrodzeń, klubowa spółka musiała oddać skarbówce ok. 15 mln euro podatku od wypracowanego przez nią dochodu. „Na koniec dnia” Barcelonie zostało w kieszeni tylko 13 mln (o 5 mln zł mniej w stosunku do sezonu 2016/17). Dla porównania, w tym samym czasie największy rywal katalońskiego klubu – Real Madryt – zanotował zysk netto w wysokości 21 mln euro.

Reszta stawki
Spośród wszystkich mistrzów europejskich lig ubiegłego sezonu najwięcej (po odliczeniu kosztów oraz podatków) zarobił francuski PSG. Przychody paryskiego klubu wyniosły 542 mln euro, z czego aż dwie-trzecie stanowiły wpływy komercyjne (marketing, sponsorzy itd.). Po rozliczeniu się z fiskusem, zawodnikami oraz kontrahentami w klubowej kasie zostało 32 mln euro, a więc dwa razy więcej od zysku netto wypracowanego przez FC Barcelonę. W finansowej czołówce znalazł się również Bayern Monachium, w którego barwach występuje na co dzień Robert Lewandowski. W minionym sezonie Bawarczycy zainkasowali 596 mln euro, ale po odliczeniu kosztów i podatków na koncie 28-krotnego mistrza Niemiec zostało już tylko 22 mln. Nieprzypadkowo największy udział w przychodach Bayernu miały wpływy ze sprzedaż biletów (53 proc.). Otóż bawarski klub jako jedyny z całego zestawienia opracowanego przez KPMG może pochwalić się 100 proc. frekwencją na trybunach swojego stadionu. Allianz Arena może pomieścić aż 75 tys. kibiców i właśnie tyle wyniosła w minionym sezonie przeciętna frekwencja na tym obiekcie.

Dużym zainteresowaniem cieszyły się również mecze rozgrywane na stadionie Manchesteru City (98 proc. frekwencja) oraz PSG (98 proc.). Na tle tych klubów blado wypada FC Barcelona, której Camp Nou zapełniał się przeciętnie w 60 proc. Autorzy raportu prześwietlili również finanse Juventusu Turyn, który po wieloletnim kryzysie finansowo-sportowym we włoskiej piłce zdołał wyjść na prostą, czego dowodem są regularne występy w Lidze Mistrzów oraz transfer Cristiano Ronaldo za 117 mln euro. Pod względem wydolności ekonomicznej mistrz Włoch nie wypada jednak najlepiej na tle swoich konkurentów. Sezon 2017/18 „Stara Dama” zakończyła bowiem stratą w wysokości 19 mln euro. Trzeba jednak pamiętać, że w barwach „Juve” nie występował wówczas Ronaldo. Turyńczycy kupili 33-letniego Portugalczyka w lipcu ubiegłego roku, a zatem raport KPMG nie uwzględnia nagłego wzrostu przychodów ze sprzedaży klubowych koszulek z numerem „7”. Podpisanie kontraktu z byłym zawodnikiem Realu Madryt całkowicie zmieniło obraz finansowej sytuacji Juventusu. Wystarczy powiedzieć, że w zaledwie dobę po transferze „Stara Dama” sprzedała 520 tys. koszulek z nazwiskiem Ronaldo za ponad 60 mln euro, z czego do klubowego budżetu wpłynęło 10 mln (resztę zgarnął producent koszulek – niemiecka firma „Adidas”).

Messi zdetronizowany
Analitycy z KPMG oszacowali również wartości rynkowe klubowych kadr (zazwyczaj 26 piłkarzy) oraz poszczególnych zawodników. Co ciekawe, FC Barcelona wcale nie została najdrożej wyceniona, mimo że w swoim składzie ma Leo Messiego, który sam jeden jest wart 203 mln euro. Okazuje się, że najbardziej wartościową kadrę w minionym sezonie miał Manchester City. Jak podają autorzy raportu, wartość rynkowa składu 5-krotnego mistrza Anglii wyniosła 1,2 miliarda euro, natomiast Barcelony – 1,1 mld. Ciekawie prezentuje się również wycena poszczególnych zawodników. Tutaj największą niespodzianką jest detronizacja Leo Messiego, który dotychczas był zawodnikiem o najwyższej wartości rynkowej. W najnowszym raporcie Argentyńczyk został wyceniony na 203 mln euro, co przełożyło się na 3. miejsce spośród wszystkich zawodników topowych europejskich klubów. Przed piłkarzem Barcelony uplasowało się dwóch zawodników PSG: Francuz Kylian Mbappe (215 mln) oraz Brazylijczyk Neymar (229 mln). Dla porównania wartość rynkowa Roberta Lewandowski wyniosła 87 mln, co oznacza najwyższą wycenę nie tylko w Bayernie Monachium, ale w całej niemieckiej Bundeslidze.

Portale też się liczą
Raport traktuje także o popularności poszczególnych klubów w mediach społecznościowych, co – jak podkreślają jego autorzy – pośrednio wpływa na poziom zainteresowania ze strony sponsorów, a tym samym na finanse. Na tym polu lideruje FC Barcelona, która na czterech głównych portalach społecznościowych (Facebook, Twitter, Instagram, Youtube) jest obserwowana przez ok. 225 mln użytkowników. Katalończykom po piętach depcze Real Madryt, którego konta śledzi blisko 224 mln osób. Pozostałe kluby są daleko w tyle za hiszpańskim duetem. Trzecie miejsce w tej kategorii zajął Bayern Monachium z 72 mln użytkowników. Najgorzej wypadł ubiegłoroczny mistrz Holandii – PSV Eindhoven, którego obserwuje jedynie 2 mln internautów.

A mistrz ekstraklasy?
Jak na tle europejskich gigantów wypada mistrz Polski – Legia Warszawa? Niestety aktualne dane dotyczące warszawskiego klubu obejmują 2017 rok, niemniej doskonale obrazują skalę budżetowej dysproporcji pomiędzy Legią a europejskimi krezusami. Finanse wszystkich klubów ekstraklasy prześwietliła agencja PwC w raporcie pt. „Ekstraklasa Piłkarskiego Biznesu 2017”. Z opracowania wynika, iż w analizowanym okresie przychody „Wojskowych” wyniosły blisko 280 mln zł, co stanowi zaledwie 10 proc. przychodów FC Barcelony. Trzeba jednak pamiętać, że tak pokaźny (jak na polskie „podwórko”) budżet 13-krotnego triumfatora polskiej ligi wynikał ze skonsumowania premii za występy w fazie grupowej Ligii Mistrzów. W kolejnym sezonie Legia nie zakwalifikowała się do tych elitarnych rozgrywek, a zatem trzeba zakładać, że przychody za 2018 rok były zdecydowanie niższe. Nie wiadomo jednak, ile z 280 mln zł zostało w kieszeni „Wojskowych” po odliczeniu kosztów i podatków. W tym zakresie dysponujemy jedynie danymi za sezon 2016/17, w którym Legia zarobiła „na czysto” ok. 74 mln zł. Dla porównania mistrz Portugalii w ubiegłym sezonie wygenerował stratę 29 mln euro. Pod kreską znalazły się również finanse mistrza Turcji – Galatasaray SK (strata 49 mln euro). Niedochodowa była także działalność Juventusu Turyn (19 mln euro „na minusie”). Zatem w tej kategorii Legia wcale nie wypada tak blado. Co prawda jej przychody w ujęciu globalnym dzielą Himalaje od budżetów europejskich potęg, jednak „Wojskowi” przynajmniej zarabiają „na siebie”.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news