-0.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Doktor od transfuzji krwi i różowa willa

Kilkadziesiąt torebek z krwią, fiolki, strzykawki i doktor od transfuzji.

Kulisy afery dopingowej ujawnionej w trakcie tegorocznych MŚ w Austrii mogą szokować. A tak naprawdę wciąż wiemy o niej niewiele.

Wydarzenia z poranka 27 lutego w austriackim Seefeld zapiszą się w historii sportu na długie lata. Podczas gdy większość biegaczy narciarskich różnych narodowości przygotowywała się do popołudniowego biegu, jeden z nich przebywał w różowej willi w niemieckiej miejscowości Erfurt, oddalonej zaledwie o kilka kilometrów od ośrodka sportowego. I wcale nie szukał tam doznań cielesnych, chyba że za takie uznamy bolesne przetaczanie krwi. Młody austriacki biegacz Max Hauke – bo o nim mowa – miał wyjątkowego pecha. Kiedy leżał na kanapie, z ręką na poduszce i z wbitą igłą, do willi wtargnęła austriacka i niemiecka policja kryminalna wraz z inspekcją antydopingową. Jeden z funkcjonariuszy nagrał kamerą interwencję swoich kolegów. Filmik ze spłoszonym biegaczem jest dziś hitem Internetu. Ponurym hitem, bo ukazującym, do czego potrafią posunąć się sportowcy, by choć na chwilę stanąć w blasku fleszy. Widocznie 6. miejsce, które Hauke zajął dzień wcześniej, rozczarowało go. Liczył na więcej, ale do tego potrzebował „paliwa”. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Hauke był początkującym kadetem w austriackiej policji. Niewykluczone zatem, że z budynku wyprowadzał go jeden z jego kolegów. Drugim z zatrzymanych był legendarny doktor Mark Schmidt, głowa biznesu dopingowego i specjalista od przetaczania krwi. Tego samego dnia służby specjalne skuły jeszcze kilku biegaczy ze światowej czołówki, a wśród nich reprezentantów Austrii – gospodarza tegorocznych Mistrzostw Świata. A to dopiero początek zatrzymań, bo jak podaje niemiecka prasa – lista klientów „doktora od transfuzji” jest długa i nie ogranicza się tylko do dyscyplin zimowych.

Johannes Duerr zaczął śpiewać
Policja nigdy nie wpadłaby na trop różowej willi, gdyby publicznego aktu pokuty nie dokonał były austriacki biegacz Johannes Duerr. W 2014 roku był on na ustach wszystkich, pojawił się znikąd i od razu zajął trzecie miejsce w prestiżowym Tour De Ski. Nie dziwi zatem, że był jednym z pretendentów do olimpijskiego krążka w Soczi. Ostatecznie w biegu na 30 km zajął dopiero 8. miejsce i na chwilę zrobiło się o nim cicho. Na krótko, bo już kilka dni po wyścigu próbka z jego krwią wylądowała w laboratorium antydopingowym. Wyniki nie pozostawiały złudzeń – w ciele Austriaka wykryto znaczne ilości erytropoetyny, hormonu podnoszącego poziom tlenu we krwi, a w konsekwencji również w mięśniach. Duerr został zdyskwalifikowany na 4 lata, co w jego wypadku oznaczało koniec narciarskiej kariery. Jak to często bywa ze skruszonymi i upadłymi sportowcami, Austriak rozpoczął tournée po programach telewizyjnych, udzielał licznych wywiadów, przestrzegając młodych sportowców przed dopingiem. Co jednak najistotniejsze – napisał autobiografię, w której ujawnił kulisy dopingowego podziemia, wskazując na konkretne nazwiska oraz adresy. W książce po raz pierwszy pojawiła się informacja o tajemniczej różowej willi położonej w malowniczym Erfurcie. Tropy i poszlaki opisane w autobiografii wzbudziły zainteresowanie austriackiej oraz niemieckiej policji. W ten sposób rozpoczęła się trwająca kilka miesięcy współpraca Johannesa Duerra z jednostką kryminalną, w czasie której Austriak sypał nazwiskami jak z rękawa.

Doktor od transfuzji
Kiedy 27 lutego policja wkraczała do różowej willi, doskonale wiedziała, że budynek został wynajęty przez znanego doktora Marka Schmidta. Wiedziała również, w jakim celu. Dlatego funkcjonariuszy nie zdziwił widok Maxa Hauke z wbitą igłą, a tym bardziej widok kilkudziesięciu torebek z krwią ułożonych alfabetycznie pod ścianą. 40-letni doktor Schmidt już wcześniej był wiązany z wieloma aferami dopingowymi, jednak za każdym razem uchodziło mu to na sucho. W 2008 roku kolarz Bernhard Kohl został oskarżony o stosowanie dopingu zaraz po tym, jak zajął 3. miejsce w prestiżowym Tour de France. Austriak wsypał wówczas Schmidta, jednak ten wykorzystał luki w prawie, unikając odpowiedzialności karnej. Dopiero wtedy austriaccy politycy poszli po rozum do głowy i uchwalili przepisy, wedle których doping (zarówno stosowanie, jak i udostępnianie), jest traktowany jako przestępstwo zagrożone karą więzienia. Dlatego tym razem „doktor od transfuzji” oraz jego trzej wspólnicy nie unikną kary. A biorąc pod uwagę skalę ich działalności, można zakładać, że będzie ona surowa.

Lista zatrzymanych
Połączona akcja austriackich oraz niemieckich oddziałów specjalnych była zaplanowana co do minuty. W momencie, gdy funkcjonariusze wyprowadzali z willi Maxa Hauke oraz doktora Schmidta, w miasteczku Seefeld na trasach biegowych doszło do pozostałych aresztowań. Oddział „Cobra” zatrzymał innego Austriaka Dominika Baldaufa (sztafetowego partnera Hauke) oraz dwóch Estończyków Andreasa Verpaalu i Karla Tammjärva. Wszystkim grozi 4-letnia dyskwalifikacja, natomiast dwóm Austriakom dodatkowo kara więzienia do 3 lat. Estończycy będą z kolei sądzeni w swoim kraju, gdzie za doping również grozi odpowiedzialność karna. Sprawa jest rozwojowa, bowiem w „laboratorium transfuzji” doktora Schimdta znaleziono kilkadziesiąt strzykawek, igieł oraz torebek i fiolek z krwią, podpisanych pseudonimami. Dowody zostały przetransportowane do specjalnego laboratorium w celu ustalenia, kto jeszcze brał udział w procederze. Niemiecka prasa, powołując się na swoje źródła, wskazuje, że klientami doktora „od transfuzji” byli sportowcy reprezentujący pozostałe dyscypliny, w tym kombinację norweską oraz biathlon. Austriaccy oraz niemieccy śledczy nie komentują sprawy. Zabiorą głos dopiero wówczas, gdy znane będą wyniki laboratoryjne.

 

FMC27news