e-wydanie

7.6 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia 2024

Fatamorgana Fortu Trump

Im dłużej trwają rozmowy w sprawie utworzenia w Polsce stałej bazy wojsk amerykańskich, tym mniejsze są szanse ich powodzenia.

W tym tygodniu w Warszawie mają się pojawić przedstawiciele Pentagonu na kolejną rundę rozmów w sprawie Fortu Trump. Po wcześniejszych wizytach w Waszyngtonie ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka przedstawiciele rządu i prezydenta liczą, że w Warszawie może wreszcie dojść do przełomu. Od 2017 roku w Polsce stacjonuje wprawdzie zwiększony kontyngent amerykańskich sił, lecz ma on charakter rotacyjny. Utworzenie stałej bazy wojsk mogłoby stanowić istotny przełom w zakresie obronności kraju, lecz zachowanie strony amerykańskiej sugeruje, że zaproponowane przez Polskę warunki są nadal dalekie od satysfakcjonujących.

Zarobić na Polsce
Nie stanowi to żadnej tajemnicy, że Amerykanie próbują zrobić na Polsce jak najlepszy interes. Prezydent Donald Trump, jak na biznesmena przystało, chce na amerykańskich bazach dobrze zarobić. Wedle serwisu informacyjnego agencji Bloomberg miał nawet wydać polecenie swojemu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, aby zwiększył cenę za obecność amerykańskich wojsk jaką muszą płacić nawet najważniejsi sojusznicy. Wedle niektórych źródeł za przywilej stałych baz trzeba będzie odtąd płacić całkowity koszt ich utrzymania plus dodatkowo 50 proc. tej sumy za sam fakt obecności. O tym, że Donald Trump potrafi się dobrze targować, świadczą chociażby jego udane negocjacje w sprawie umów handlowych z Kanadą czy Meksykiem. I choć na obecności amerykańskich wojsk w krajach sojuszniczych zależy nie tylko samym sojusznikom, amerykański prezydent doskonale wie, że jego pozycja jest wciąż niezwykle silna. Kraje członkowskie NATO już od dawna przeznaczają na wydatki obronne znacznie mniej niż powinny (Niemcy tylko 1,5 proc. PKB) i dlatego nie mogą liczyć same na siebie. Wedle niektórych komentatorów żądanie coraz większych pieniędzy za amerykańskie bazy, stanowi element strategii Trumpa, który chce ostatecznie skłonić swoich sojuszników do tego, aby sami zainwestowali w obronność.

Potencjał gospodarczo-ludnościowy USA może bowiem w dłuższej perspektywie okazać się niewystarczający do przeciwstawienia się potędze Chin. Gdyby dyrektywa Trumpa została wcielona w życie, Niemcy, które płacą obecnie 1 mld dolarów rocznie, musiałyby zapłacić co najmniej czterokrotnie więcej, gdyż obecnie pokrywają jedynie 28 proc. wszystkich kosztów stacjonowania aż 33 tys. amerykańskich żołnierzy. Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest gotowy płacić 2 mld dolarów rocznie, lecz wedle nowego przelicznika oznaczałoby to obecność zaledwie kilu tysięcy żołnierzy. W najgorszym scenariuszu, przy niezmienionych zasadach współpracy USA z Niemcami, Polska płaciłaby dwa razy więcej za kilkukrotnie mniejszy kontyngent niż posiadają nasi zachodni sąsiedzi. Jak jednak przekonują źródła, do których dotarł Bloomberg, Amerykanie przewidują system zniżek dla szczególnie blisko współpracujących sojuszników. Polska może więc zapłacić mniej, lecz będzie ją to kosztowało wiele bolesnych kompromisów i ustępstw na rzecz Wuja Sama. Jednym z nich była bez wątpienia organizacja warszawskiego szczytu ds. Bliskiego Wschodu i Iranu. Spotkanie, które zakończyło się dla Polski upokorzeniem i wplątaniem w całkowicie niepotrzebną polityczną awanturę miało pokazać, że Warszawa chce współpracować z Waszyngtonem i nie płacić zbyt wygórowanej ceny. Ewentualne korzyści finansowe z takiej postawy zostały jednak przyćmione przez poważne straty wizerunkowe.

Z pozycji petenta
Negocjacji z Pentagonem nie ułatwia poza tym fakt, że to Polska występuje w roli petenta, a Amerykanie nie są w żaden strategiczny sposób zmuszeni do zwiększenia swojej obecności w Polsce. Tuż za zachodnią granicą stacjonują wszak dość liczne oddziały, które w razie potrzeby mogą zostać szybko przeniesione na zupełnie inny obszar. Pragnąc podbić stawkę w prowadzonych negocjacjach, przedstawiciele amerykańskich władz stwierdzili zresztą niedawno, że Polska nie jest infrastrukturalnie gotowa na utworzenie nowej bazy. Amerykanie są prawdziwymi mistrzami w zwodzeniu swoich sojuszników, gdyż wiedzą, że ich mocarstwowa pozycja zapewnia praktyczną bezkarność. W podobny sposób przez wiele lat zwodzili Europę Środkowo-Wschodnią obietnicą utworzenia tarczy antyrakietowej, która ostatecznie nadal jeszcze nie powstała. Po raz pierwszy pomysł jej stworzenia powstał w 2007 roku, a stosowną umowę podpisano rok później. Wtedy jednak Amerykanie jednostronnie zmienili koncepcję, aby powrócić do całego projektu kilka lat później. Obecnie w Redzikowie wciąż trwają prace przy budowie bazy antyrakietowej, której ukończenie nieustannie się oddala. W podobny sposób od lat traktowana jest kwestia wiz wjazdowych do Stanów Zjednoczonych, które dotyczą rzecz jasna zupełnie innego obszaru, lecz ukazują najlepiej charakter naszych relacji z amerykańskim sojusznikiem. Pomimo upokarzających, trwających już od wielu lat rozmów na ten temat, Amerykanie utrzymują wciąż status quo, stosując przy tym taktykę nieustannego zwodzenia i robienia nadziei na szybkie zmiany. W podobny sposób w obliczu zagrożenia ze strony Rosji, Polska już od lat zabiega o zwiększenie kontyngentu amerykańskich wojsk, spotykając się jedynie z gołosłownymi zapowiedziami.

Ambiwalentny stosunek Trumpa
Z polskiej perspektywy szczególną trudność w doprowadzeniu powstania Fortu Trump do skutku, stanowi to, że wbrew wszelkim pozorom amerykański prezydent ma dość ambiwalentny stosunek do Polski. Z jednej strony pozostawił po swojej wizycie w Warszawie w lipcu 2017 dobre wrażenie, lecz jednocześnie przyzwala na coraz silniejsze naciski w sprawie zwrotu pożydowskiego mienia. Trump wydaje się popierać inicjatywę Trójmorza z wiodącą rolą Polski, a mimo to nie sprzeciwia się atakom na wizerunek Polski, przeprowadzanym przez przedstawicieli najwyższych władz państwowych Izraela. Prawo i Sprawiedliwość chce widzieć w Donaldzie Trumpie swojego wielkiego przyjaciela, który zapewnia mu strategiczne oparcie w konfliktach z Brukselą i Berlinem. Wyrazem tego entuzjazmu wobec amerykańskiego prezydenta jest zresztą sama nazwa Ford Trump, wymyślona w ubiegłym roku przez prezydenta Dudę. Dla Donalda Trumpa zdecydowanie ważniejszym przyjacielem jest jednak Benjamin Netanyahu, który jest mu dozgonnie wdzięczny m.in. za zgodę jaką wyraził na przeniesienie stolicy Izraela do Jerozolimy. Jak donosi „New York Times”, Donald Trump to w Izraelu jeden z najbardziej popularnych polityków, a sojusz między USA a Izraelem być może jeszcze nigdy nie był tak silny. Jeśli więc nawet Trump doprowadzi do swojej reelekcji, na powstanie amerykańskiej stałej bazy trzeba patrzeć ze sceptycyzmem, gdyż obecna amerykańska administracja wcale nie jest tak przychylna Polsce, jak by się to mogło wydawać. Nie bez znaczenia pozostaje także kwestia kosztów. Twarde negocjacje, jakie w ostatnim czasie Amerykanie prowadzili z Koreą Południową pokazują, że trudno będzie o taryfę ulgową. Pomysł sprowadzenia do Polski stałej bazy padł jeszcze przed nowymi wytycznymi Trumpa, co sprawia, że cała operacja może kosztować znacznie więcej niż pierwotnie zakładano. Rząd zaplanował w budżecie 2 mld dolarów rocznie, lecz tej propozycji ewidentnie nie przyjęto. Czy wobec ogłoszonych niedawno jeszcze większych transferów socjalnych, Polskę będzie w ogóle stać na Fort Tump?

 

Najnowsze

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny

Co z Ukrainą?