e-wydanie

3.9 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia 2024

Bez znieczulania – Cichy skandal

ABW miało zatrzymać Leszka Czarneckiego w świetle kamer i przedstawić jego późniejsze teksty i oskarżenia jako zemstę za działania organów ścigania.

Nie wiem jak państwo, ale mnie ciarki przechodzą.

7 listopada 2018 r. biznesmen Leszek Czarnecki złożył zawiadomienie do prokuratury o propozycji korupcyjnej, jaką otrzymał od szefa Komisji Nadzoru Finansowego, najważniejszego urzędu rynków finansowych w Polsce. Dwa dni później próbowała go zatrzymać Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Rzekomo w związku z inną sprawą. Gdy ujawniliśmy to 16 listopada ubiegłego roku, rzecznik ministra ds. służb specjalnych Jan Żaryn zarzucił nam kłamstwo. Dziś już wiadomo, że napisaliśmy prawdę. Nikt jednak nie wyciąga dalej żadnych wniosków. Oto, na polecenie politycznych decydentów, próbowano obniżyć wiarygodność Czarneckiego, zanim zostanie opublikowane nagranie jego rozmowy z szefem KNF. Intencje były jasne. Zatrzymać Czarneckiego w świetle kamer i przedstawić jego późniejsze teksty i oskarżenia jako zemstę za działania organów ścigania. Nie wiem jak państwo, ale mnie ciarki przechodzą. Zadziwia mnie cisza wśród polityków, także opozycji. Tak naprawdę to fakt, że biznesmen po oskarżeniu jednego z najbardziej wpływowych urzędników ma być zatrzymany, aby podważyć jego wiarygodność, nadaje się nie tyleż na zawiadomienie do prokuratury, co na komisję śledczą. Przypomnę, że lata temu, gdy w 2002 r. zatrzymano szefa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego, to w końcu zostało to uznane za polityczne zastraszanie przed głosowaniem nad jego odwołaniem. Tamta sprawa była o wiele mniej jasna, a w końcu zapadły wyroki skazujące za przekroczenie uprawnień.

Dziś wydaje się konieczne ustalenie: kto i na jakiej podstawie prawnej podjął decyzję o zatrzymaniu Leszka Czarneckiego? Dlaczego, gdy światło ujrzała taśma z nagraniem jego rozmowy z szefem KNF, zrezygnowano z planów zatrzymania? Krótko mówiąc, kto dał sygnał do podjęcia działań i kto kazał je zakończyć? Ignorowanie tej afery oznacza przyzwolenie na używanie działań służb jako środka wpływania na opinię publiczną. Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że kilka tygodni temu, gdy „Gazeta Wyborcza” zaczęła publikować materiały o aferze związanej z budową wieżowca przez partyjną spółkę PiS – Srebrną, to w dniach publikacji mieliśmy wysyp zatrzymań CBA. Tylko naprawdę wyjątkowi głupcy i cynicy udawać mogą, że te wydarzanie nie były ze sobą związane. Taka historia nie może pozostać bez wyjaśnienia. W innym wypadku możemy się bowiem spodziewać, że gdy władzy będą groziły jakieś kłopoty medialne, to sygnaliści mogą nagle stawać się kryminalistami.

„Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie” – twierdził XIX-wieczny brytyjski polityk lord John Dahlberg-Acton. Do tej reguły trzeba dodać jeszcze jedną: bezkarność rozzuchwala tak przestępców, jak i polityków. Przypomina mi się, jak w 2005 r. tuż przed planowanym przesłuchaniem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego przed sejmową komisją śledczą ds. afery PKN Orlen, ABW zatrzymało pewnego studenta, asystenta szefa tejże komisji pod zarzutami szpiegostwa na rzecz Rosji. Wszystko po to, aby dać pretekst głowie państwa do niestawienia się na przesłuchaniu. Asystent został uniewinniony i otrzymał od skarbu państwa odszkodowanie. Autorzy tej prowokacji jednak zamiast kary zaczęli robić kariery. Główny z nich, gen. Maciej Hunia, za PO przez 7 lat był szefem Agencji Wywiadu. Dopóki takie prowokacje nie będą ścigane, to afery nie będą ujawniane. Większość obywateli nie ma bowiem pieniędzy i stalowych nerwów Leszka Czarneckiego, aby bić się z wściekłą władzą.

Najnowsze