2.6 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Powrót Farage’a

Impas decyzyjny w sprawie Brexitu sprawił, że na popularności zyskuje ponownie jeden z jego głównych zwolenników.

Pół roku temu media obiegła sensacyjna wiadomość: jeden ze współzałożycieli Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Nigel Farage, opuszcza jej szeregi. Jako uzasadnienie tak niespodziewanego kroku polityk wskazał brak akceptacji dla zbyt antymuzułmańskiej linii ugrupowania kierowanego przez jego kolegę Gerarda Battena. Opuszczając macierzystą partię, Farage zaznaczał, że na angielskiej scenie politycznej jest wciąż miejsce dla partii popierającej opuszczenie Unii Europejskiej, lecz zarządzanej wedle zupełnie innej formuły.

Odejście najbardziej rozpoznawalnego polityka UKIP początkowo nie przyniosło jej żadnej katastrofy. Wręcz przeciwnie, w marcu br. notowania w sondażach wyraźnie drgnęły i zaczęły przynosić nawet 7-8 proc. głosów, lecz w ostatnich dniach sytuacjach uległa nieoczekiwanej zmianie. Wszystko za sprawą zupełnie nowego podmiotu na politycznej mapie Wielkiej Brytanii, którego twórcą został Farage.

Sondażowe trzęsienie ziemi
Zaledwie miesiąc temu powstała inicjatywa o nazwie Brexit Party, która już w pierwszych sondażach po jej utworzeniu uzyskała nadzwyczaj dobry wynik. To, co stało się później, przerosło jednak wszelkie przypuszczenia i prognozy specjalistów. W sondażu zrealizowanym przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, przeprowadzonym na zlecenie kampanii People’s Vote, nowa partia uzyskała aż 27 proc., co stanowiło wynik lepszy niż uzyskała Partia Pracy oraz Partia Konserwatywna. Tak zaskakujący wynik okazał się nie być wcale przypadkowy. Kolejne sondaże, przeprowadzane pod koniec kwietnia i na początku maja, dają nowej partii Farage’a nawet 30 proc. głosów. W chwili powstawania tekstu, Brexit Party może nadal liczyć na ponad 25 proc. głosów. Tak dobre notowania są bez wątpienia zaskoczeniem, jednakże pamiętać należy, że już przy okazji poprzednich wyborów do Europarlamentu charyzma Farage’a zapewniła jego dotychczasowemu ugrupowaniu aż 26,6 proc. głosów, co stanowiło najlepszy wynik spośród wszystkich partii.

Tym razem sytuacja jest jednak inna, ponieważ nadal funkcjonuje także UKIP, mogące wciąż liczyć na poparcie rzędu ok. 5 proc. Jeśli uwzględnimy, jak wiele osób chce obecnie zagłosować na obydwie antyunijne partie, okazuje się, że poparcie dla Brexitu wciąż nie zmalało tak bardzo, jak mogło się do tej pory wydawać. Główną współpracowniczką Farage’a w ramach nowej partii utworzonej w trybie „last minute”, jest Annunziata Rees-Mogg. Na rzecz Brexitu działa od 2003 roku, choć wcześniej czyniła to w ramach Partii Konserwatywnej, do której przynależy także jej brat, Jacob Rees-Mogg. Nie była nigdy wpływowym politykiem, a po nieudanym starcie w wyborach w 2010 roku poświęciła się nawet opiece nad dzieckiem. Teraz jednak stała się drugą osobą w partii po Farage’u, przekonując wspólnie z nim, że brytyjscy wyborcy zostali oszukani.

Oszukani wyborcy
Jeśli wziąć pod uwagę kompletne fiasko procesu opuszczania Unii, za który odpowiada zarówno kierowana przez Theresę May Partia Konserwatywna, jak i cała opozycja, opinia liderów Brexit Party nie wydaje się wcale przesadzona. Pomimo wyraźnego wskazania chęci opuszczenia europejskiej wspólnoty w referendum w 2016 roku oraz wyznaczenia ostatecznej daty dla przeprowadzenia rozwodu, sprawa utknęła w martwym punkcie. Premier May napotkała ogromny opór w szeregach własnej partii, a lider laburzystów Jeremy Corbyn celowo unika jakichkolwiek kroków mogących powstrzymać narastający kryzys. Od kilku tygodni wyborcy, którzy głosowali za Brexitem, są praktycznie pewni, że dominujące na scenie politycznej siły nie doprowadzą do opuszczenia Unii i wykonują jedynie grę pozorów. Impas związany z Brexitem stał się paliwem dla ponownego wzrostu popularności Farage’a, którego bezkompromisowa retoryka daje wyborcom nadzieje na o wiele bardziej konkretne i zdecydowane działania.

Do tej pory ugrupowanie Farage’a liczyło się przede wszystkim w wyborach do Parlamentu Europejskiego (w którym przełamało ponad 100-letnią dominację dwóch najważniejszych partii), lecz ostatnie sondaże pokazują, że Brytyjczycy nie mieliby także nic przeciwko temu, aby Brexit Party weszło także z impetem do Izby Gmin. Najnowsze sondaże dają jej nawet 12-13 proc., co siłą rzeczy oznacza znaczny spadek notowań Partii Konserwatywnej. Nigel Farage nie przebierał w słowach i stwierdził nawet, że jeśli Torysi, czyli konserwatyści, doprowadzą do zorganizowania drugiego referendum w sprawie Brexitu, jego partia doprowadzi do ich odejścia do politycznego niebytu. To buńczuczne stwierdzenie oparte jest zapewne na wielkim entuzjazmie, jaki towarzyszy niebywałemu wzrostowi popularności nowej partii, choć nie wydaje się, aby w dłuższym okresie pozycja Partii Konserwatywnej mogła być zagrożona. Najbardziej realny obecnie wydaje się scenariusz, w ramach którego zwycięzcą kolejnych wyborów parlamentarnych zostanie Partia Pracy, wykorzystując tym samym zamieszanie po prawej stronie politycznej sceny.

Powszechny popłoch
Ponowne pojawienie się Nigela Farage’a zdążyło już wywołać niemały popłoch w szeregach całego polityczno- medialnego establishmentu Wielkiej Brytanii. Ewentualne zburzenie dwupartyjnego monolitu, może bowiem wymusić zmianę całego politycznego dyskursu na wyspach w sposób, który wydaje się dziś trudny do pojęcia. Lider Brexit Party śmiało kwestionuje m.in. globalne ocieplenie, otwartą politykę imigracyjną oraz od lat nawołuje do ułatwienia dostępu do broni palnej. Jego śmiały, cięty język nie mieści się w panujących obecnie kanonach i zapewne dlatego jego działalność budzi autentyczne przerażenie. Najlepszym tego przykładem był niedawny wywiad, jaki z Faragem przeprowadził Andrew Marr z BBC, w którym dziennikarz starał się wydobyć wypowiedzi polityka z przeszłości, wskazujące m.in. na jego rzekomą fascynację Władimirem Putinem. Szef Brexit Party zręcznie wybrnął z tej sytuacji, wykazując swojemu rozmówcy, że jest stronniczy i unika rozmowy na prawdziwie ważne tematy. Głównym kapitałem politycznym Nigela Farage’a jest przedłużająca się wciąż kompletna rejterada brytyjskiej klasy politycznej. W pewnym sensie konserwatyści i laburzyści sami wypromowali swojego największego wroga, kompletnie lekceważąc głos wyborców oraz doprowadzając kwestię Brexitu do impasu.

Najbardziej w brodę powinni sobie pluć dzisiaj sami przywódcy Partii Konserwatywnej, którzy zamiast doprowadzić do bezproblemowego i szybkiego rozwodu z Unią Europejską, cały czas sabotowali wspólnie z opozycją proces Brexitu, aby ostatecznie ogłosić nową datę wyborów do Parlamentu Europejskiego, choć tych wyborów teoretycznie wcale nie powinno już być. Jeżeli Nigel Farage i skupiona wokół niego grupka polityków w 2022 roku skutecznie pozbawi konserwatystów władzy, to stanie się tak wyłącznie na ich własne życzenie. Przypadek Farage’a pokazuje, że na całe szczęście społeczeństwa europejskie nie dają się jeszcze manipulować w tak ordynarny sposób, jak życzyłyby sobie tego polityczne elity. Po przeprowadzanym aż do zakładanego skutku referendum akcesyjnym w Irlandii wydawało się, że w podobny sposób da się odwrócić niemal każdą decyzję podjętą przy wyborczych urnach. Za sprawą osobistej charyzmy Nigela Farage’a udało się jednak sprawić, że polityczny establishment znów drży o swój własny los.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news