Skarbówka chce wycisnąć więcej podatku od menedżerów pracujących na samozatrudnieniu.
Dostanie się również spółkom, które korzystały z ich usług.
Fiskus nagle zmienił zdanie i teraz twierdzi, że osoby wykonujące działalność gospodarczą polegającą na świadczeniu usług zarządzania nie mogą płacić podatku liniowego. To oznacza, że muszą rozliczać się ze skarbówką na zasadach ogólnych, czyli płacić wyższe podatki. Problem mają nie tylko samozatrudnieni menedżerowie, lecz także spółki, które korzystały z ich usług. Skoro bowiem tych pierwszych skarbówka traktuje jak zwykłych pracowników, to od drugich może domagać się zaległych zaliczek na PIT.
Nie ma testu, ale jest podstęp
Na początku roku do mediów przedostała się informacja, jakoby rząd planował wprowadzić tzw. „test przedsiębiorców”. Nie do końca było jasne, na czym dokładnie miałby on polegać oraz które urzędy miałyby go przeprowadzać. Wiadomo było natomiast, że jego główny cel zakładał „tropienie” osób, które pod pozorem działalności gospodarczej wykonują robotę jak zwykli etatowcy. To prawda, problem z fikcją samozatrudnienia istnieje przynajmniej od kilkunastu lat. Nie jest tajemnicą, że wiele osób zakłada firmy tylko po to, by oszczędzać na podatkach. W rzeczywistości świadczą oni usługi na rzecz jednego podmiotu, od którego są zależni, a więc nie działają jak normalni przedsiębiorcy, lecz jak zwykli etatowcy. Jest to bardzo opłacalne, szczególnie przy wysokich dochodach, które na etacie są opodatkowane 32 proc. stawką. Nawet ktoś, kto słabo dodaje i odejmuje zauważy, że płacąc 19 proc. podatku (zamiast 32), można sporo zaoszczędzić. Jest to opłacalne nie tylko dla pracowników, lecz także dla pracodawców, którzy w ten sposób pozbywają się kosztów składek ZUS oraz uciążliwych obowiązków naliczania i odprowadzania zaliczek na PIT. Zamiast tego raz w miesiącu otrzymują fakturę, którą wrzucają sobie w koszty, a przy tym najczęściej odliczają podatek VAT.
Fikcja samozatrudnienia to zjawisko powszechne, chociaż nikt tak naprawdę nie wie, jaka jest rzeczywista skala tego problemu. Ostrożne szacunki resortu finansów wskazują, że aż co dziesiąta osoba prowadząca działalność gospodarczą może udawać, że kieruje firmą. Skala problemu jest jeszcze większa w przypadku osób uzyskujących roczne dochody powyżej 85 tys. zł, ponieważ jest to granica, po przekroczeniu której fiskusowi trzeba oddać 32 proc. podatku. Z danych MF wynika, że górną stawkę podatku płaci zaledwie ok. 3 proc. podatników PIT. A przecież osób uzyskujących miesięcznie ponad 7 tys. zł jest znacznie więcej. Gdzie zatem podziało się tych kilkanaście, a może i kilkadziesiąt tysięcy podatników? Odpowiedź nasuwa się sama. Obecnie górną stawkę podatku płacą albo pracownicy sektora publicznego (bo nie mają innego wyjścia), albo idealiści, którym sumienie nie pozwala oszukać fiskusa. Reszta ucieka w samozatrudnienie. Dlatego pomysł rządu, by oddzielić fikcję od rzeczywistości dałoby się jakoś uzasadnić. Z politycznego punktu widzenia jest to jednak bardzo ryzykowne. Resort finansów szybko zdał sobie z tego sprawę i pod presją opinii publicznej oraz środowisk biznesowych zapewnił, że nie będzie żadnego „testu przedsiębiorcy”. Teraz okazuje się, że ministerstwo wcale nie wywiesiło białej flagi i dalej zamierza osiągnąć swój cel. Z tą różnicą, że tym razem działa podstępem, wykorzystując do tego podległe urzędy.
Menedżerowie pod lupą
Chodzi o niekorzystną dla podatników interpretację fiskusa, z której wynika, że nie można prowadzić działalności gospodarczej polegającej na zarządzaniu innymi spółkami. Dotychczas skarbówka nie widziała problemu w tym, że jednoosobowe firmy świadczą tego typu usługi, a od swoich dochodów płacą podatek liniowy (19 proc.). Nieoczekiwana zmiana podejścia ujawniła się przy okazji interpretacji indywidualnej wydanej 7 sierpnia br. przez Dyrektora Krajowej Informacji Skarbowej (nr 0115- KDIT3.4 011 253.2019.4.WM). Zaprezentowane w niej stanowisko z pewnością przeraziło kierowników i menedżerów będących na samozatrudnieniu. Tego typu firmę prowadził podatnik, który zwrócił się do fiskusa o wydanie interpretacji indywidualnej. W swoim wniosku wyjaśnił, że jego działalność polega na świadczeniu usług w zakresie zarządzania oraz doradztwa. Jednym z jego klientów jest spółka, z którą podpisał umowę w zakresie kierowania działem sprzedaży. W ramach tej umowy podatnik został uprawniony do prowadzenia negocjacji handlowych z kontrahentami spółki oraz zwierania umów w jej imieniu. Wnioskodawca dodał, że podobne usługi świadczy dla innych podmiotów, a więc wcale nie jest uzależniony od jednej spółki. Podatnik chciał się upewnić, czy może zastosować liniową stawkę PIT przewidzianą dla działalności gospodarczej. Jego zdaniem ma do tego prawo, ponieważ działa jak niezależny przedsiębiorca, o czym świadczy fakt, że nie ogranicza się tylko do jednego klienta.
Fiskus miał zupełnie inne zdanie. Dyrektor KIS stwierdził bowiem, że w opisanej sytuacji podatnik nie uzyskuje dochodów z działalności gospodarczej, lecz z tzw. działalności wykonywanej osobiście (art. 13 ust. 9 ustawy o PIT), polegającej m.in. na świadczeniu usług w ramach: umów o zarządzanie przedsiębiorstwem, kontraktów menedżerskich (lub umów o podobnym charakterze). Zgodnie z przepisami, na które powołuje się skarbówka, uzyskane w ten sposób dochody powinny podlegać opodatkowaniu na zasadach ogólnych, czyli według dwustopniowej skali podatkowej (18 i 32 proc.).
Co to oznacza dla osób, które w ramach prowadzonej firmy zarządzają cudzym przedsiębiorstwem? Po pierwsze, zapłacą one wyższy podatek, jeżeli ich dochody przekraczają 85 528 zł w skali roku. Po drugie, mogą zapomnieć o „wrzucaniu w koszty” wydatków związanych z prowadzeniem biura, korzystaniem z samochodu firmowego czy też wydatków na reklamę. Interpretacja fiskusa oznacza również problemy dla spółek, które korzystały z takich usług. Okazuje się bowiem, że przez cały okres współpracy z zewnętrznymi firmami były one obowiązane do naliczania i odprowadzania zaliczek na PIT jak od zwykłych pracowników. Skoro tego nie robiły, to teraz będą musiały doliczyć do tego odsetki i spodziewać się grzywny z kodeksu karno-skarbowego.
Skąd ta zmiana?
Stanowisko fiskusa może dziwić, ponieważ jeszcze dwa lata temu, w analogicznej sprawie, urzędnicy mieli zupełnie inne zdanie. Wówczas z wnioskiem o interpretację zwrócił się podatnik prowadzący jednoosobową działalność, który kierował jednym z działów spółki i miał wpływ na zawierane przez nią kontrakty. Mógł przy tym nadzorować pracowników oraz wydawać im polecenia. Jego zdaniem miał prawo rozliczać się liniowo, ponieważ kierował tylko jednym działem spółki, a nie całym przedsiębiorstwem. Skarbówka w pełni podzieliła jego stanowisko (interpretacja z 7 czerwca 2017 r. nr 0112-KDIL3- -1.4011.18.2017.1.KS). Skąd zatem ta nagła zmiana? Niewykluczone, że w ten sposób aparat skarbowy próbuje zrekompensować sobie brak wprowadzenia „testu przedsiębiorcy”, który zgodnie z szacunkami resortu finansów miał zapewnić dodatkowe 1,2 mld zł rocznie do budżetu państwa. Były to jak najbardziej realne pieniądze do uzyskania, dlatego fiskus próbuje innym sposobem się do nich dobrać.