Kto najwięcej straci na tzw. twardym brexicie?
Czyli o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy.
Jak wiadomo, rozwody są kosztowne. Wielka Brytania przymierza się od 3 lat do opuszczenia Unii Europejskiej. Wciąż jednak nie ustaliła, w jakim trybie ma to się odbyć. Coraz bardziej realny jest scenariusz tzw. twardego brexitu, czyli opuszczenia UE bez żadnych umów. Takie rozwiązanie może doprowadzić do załamania brytyjskiej gospodarki. Może tam zabraknąć żywności i lekarstw. Co więcej, natychmiastowe zamknięcie granicy między Irlandią Północną a pozostałą częścią wyspy, może oznaczać powrót konfliktu do tego rejonu. Jak wiadomo, Irlandia Północna należy do Wielkiej Brytanii i zamieszkiwana jest przez protestantów. Katolicy zaś walczyli przez lata o zjednoczenie wysypy. Cały wiek XX był pasmem walk terrorystów z Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Dopiero stworzenie Unii Europejskiej i otwarcie granic pozwoliło na zbudowanie kruchego pokoju. Co się stanie jednak, gdy granica znów się pojawi? Tego nikt nie wie.
Operacja „Trznadel”
Operacja „Yellowhammer” (Trznadel) jest kryptonimem używanym przez Ministerstwo Skarbu Wielkiej Brytanii do specjalnego planu na wypadek wyjścia z UE bez żadnej umowy. To bardzo niebezpieczny scenariusz. Zagrożone będą transfery finansowe, swobodny przepływ osób, handel, pojawią się cła. Operacja „Yellowhammer” ma na celu złagodzenie w Wielkiej Brytanii skutków twardego brexitu i powinna trwać około trzech miesięcy. Został on opracowany przez Cywilny Sekretariat Awaryjny (CCS), departament gabinetu odpowiedzialny za planowanie w sytuacjach kryzysowych. Przeciek tego dokumentu do mediów był zapewne zaplanowany. Chodziło o to, aby nacisnąć na urzędników UE, że Wielka Brytania dopuszcza wariant braku dogadania się. Brytyjscy politycy zakładają opóźnienia w ruchu aut. Prawdopodobne jest, że od połowy do 85 proc. ciężarówek kursujących między Wielką Brytanią a Francją nie będzie przygotowana do odprawy celnej. To z kolei sprawia, że żywność i część lekarstw, które UE eksportuje do Wielkiej Brytanii zwyczajnie nie będzie nadawać się do użytku. Spodziewane są braki w dostawie paliw, a także wzrost cen. Kłopoty będzie miała brytyjska enklawa w Hiszpanii, czyli Gibraltar. Codziennie granicę przekracza tam 15 tys. osób. Nagła konieczność przeprowadzania odprawy granicznej może doprowadzić do paraliżu. Autorzy operacji „Trznadel”obawiają się, że wszystko to może spowodować masowe protesty i blokady dróg.
Wyjście w Halloween
Ostateczne i nieodwołalne wyjście Wielkiej Brytanii z UE ma nastąpić 31 października, czyli w święto duchów: Halloween. Nic więc dziwnego, że brytyjskie media wykorzystują tą symboliczną datę do szydzenia z brexitu. Według raportu przygotowanego przez Wydział Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu Leuven w Belgii w czerwcu 2019 r. niezależnie od formy brexitu, wszyscy na nim stracą. Jednak w wypadku tzw. twardego wyjścia (a więc bez umów) straty będą większe. I tak przy łagodnym brexicie kraje UE stracą 0,38 proc. PKB i 280 tys. miejsc pracy. W tym scenariuszu Wielka Brytania traci 1,2 proc. PKB i 140 tys. miejsc pracy. Twardy brexit jest dużo droższy. I tak Wielka Brytania straciłaby aż 4 proc. PKB i 525 tysięcy miejsc pracy, a UE 1,54 proc. PKB. I 1,2 miliona miejsc pracy. Starty te nie będą natychmiastowe, ale mają być rozłożone na kilka lat. Inaczej mówiąc, ekonomiści spodziewają się spowolnienia wzrostu PKB, ale nie recesji.
Polskę zaboli
Na wyspach mieszka ok. 1 mln Polaków. Ich związki z ojczyzną będą utrudnione (większość stara się o przyznanie brytyjskiego obywatelstwa). Mocne uderzenie czeka nasz przemysł rolniczy. Polskim sadownikom trudniej będzie sprzedawać na Wyspach jabłka. Kłopoty będą też miały polskie firmy przewozowe obsługujące ok. jedną piątą przewozów towarów. Przedsiębiorcy jednak spodziewają się Brexitu od dłuższego czasu, dlatego nie jest on dla nich czymś niespodziewanym. Zwolennikiem twardego brexitu jest obecny premier Boris Johnson. Przeciwnikiem lewicowa partia pracy, jej lider Jeremy Corbyn jest przekonany, że uda mu się w parlamencie zablokować możliwość twardego brexitu. Gdy pisałem ten tekst 3 września, posłowie opozycji i „buntownicy” z Partii Konserwatywnej wygrali głosowanie w Izbie Gmin (328 do 301 głosów). Dzięki temu przejęli kontrolę nad porządkiem obrad. To oznacza, że mają spore szanse zablokować rządowi możliwość „twardego brexitu”. Alternatywą jest głosowanie nad odwołaniem nowego konserwatywnego premiera Johnsona. Tuż po tym, jak został przegłosowany, Johnson zapowiedział, że próba zablokowania twardego brexitu oznaczać będzie głosowanie nad wcześniejszymi wyborami. W czarnym scenariuszu wyjście Wielkiej Brytanii bez umów z UE może skończyć się rozpadem kraju. Oprócz problemu Irlandii Północnej silne ruchy separatystyczne są w Szkocji.
„Brexit niesie za sobą poważne konsekwencje o charakterze konstytucyjnym, wykraczające daleko poza spory parlamentarne: otóż opuszczenie przez Zjednoczone Królestwo Unii Europejskiej może prowadzić do zerwania unii Anglii, Walii, Szkocji oraz Irlandii Północnej, czyli rozpadu kraju – napisała na początku sierpnia Therese Raphael, dziennikarka Bloomberg Opinion. Co ciekawe, wyborcy konserwatywni są na to gotowi. Aż 7 na 10 z popierających partię konserwatywną uważa, że warto zapłacić za rozwód z Unią Europejską ewentualnym rozpadem Zjednoczonego Królestwa. Z sondaży wynika, że większość Szkotów w perspektywie brexitu chce niepodległości. Tak czy inaczej jesień i zima tego roku będą kluczowe dla przyszłości Wysp Brytyjskich. Opuszczenie UE jest przesądzone. To, czy uda się zapanować nad chaosem, który to spowoduje, jest sprawą otwartą.