Londyński znak zapytania
PiS, będąc jeszcze w opozycji, przez lata krytykował rząd PO- PSL za zatrudnienie znającego lepiej Londyn niż Polskę Jacka Vincenta Rostowskiego. Nowy minister finansów Tadeusz Kościński może jednak wzbudzać jeszcze większe kontrowersje.
Kościński nie przybył wprawdzie do Polski tuż przed objęciem ministerialnej teki, gdyż z emigracji powrócił już na początku lat dziewięćdziesiątych. Od 2015 roku sprawował ważne funkcje w Ministerstwie Rozwoju, Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, aby wreszcie zostać wiceministrem finansów. Trwający już blisko trzy dekady stały pobyt w Polsce nie pomógł mu jednak najwidoczniej w opanowaniu języka polskiego w zadowalającym stopniu – jego wypowiedzi są niekiedy wręcz niezrozumiałe. Nowego ministra finansów nie powinna tłumaczyć długa nieobecność w kraju. Sprawując tak ważną funkcję trzeba reprezentować odpowiednią kulturę wypowiedzi, której brak nie pozostanie z pewnością niezauważony przez wyborców.
Londyński znak zapytania
Trudności z polszczyzną są jednak stosunkowo najmniej kłopotliwą kwestią związaną z postacią nowego ministra finansów. Najwięcej kontrowersji wzbudza jego zatrudnienie w londyńskim oddziale Banku Handlowego, który był wręcz naszpikowany komunistyczną agenturą. Nie ma wprawdzie dowodów na to, że Kościński w jakikolwiek sposób współpracował ze służbami specjalnymi, jednakże ogromne wątpliwości może wzbudzać sam fakt wieloletniej pracy w instytucji, która później była zamieszana w aferę FOZZ. Fakt, iż komunistyczne kraje wykorzystują zagraniczne oddziały swoich instytucji bankowych do prowadzenia tajnych operacji, nie był nigdy pilnie strzeżoną tajemnicą, co stawia dość długi okres w życiu Kościńskiego w bardzo nieciekawym świetle. Tym bardziej, iż po powrocie do Polski po upadku systemu komunistycznego obecny minister finansów znalazł zatrudnienie m.in. w Polskim Banku Rozwoju, którym długo kierował prezes ITI Wojciech Kostrzewa.
Wieloletnia praca w instytucjach, które wzbudzają niemałe wątpliwości, to jednak niejedyny powód do nieufności wobec nowego ministra finansów. Media szeroko komentują także fakt, że formalnie Kościński nie posiada nawet wyższego wykształcenia. Ukończony przez niego Goldsmith College nie spełnia wedle polskich standardów kryteriów uczelni uniwersyteckiej. Choć miarą oceny specjalisty powinny być jego umiejętności, a nie posiadane tytuły, pewien niesmak pozostawia jednak próba zatajenia prawdy o faktycznym stopniu wykształcenia. Problem z zatajaniem bardzo istotnych danych dał o sobie znać także w przypadku danych majątkowych. Jak poinformował portal Wirtualna Polska, Tadeusz Kościński oraz wiceminister finansów Piotr Dziedzic jako jedyni w rządzie odmówili ujawnienia swoich majątków. Obowiązujące przepisy nie nakładają na nich takiego obowiązku, jednakże tego rodzaju praktyka stała się już dobrym zwyczajem, uwiarygadniającym najważniejszych polityków w państwie względem społeczeństwa. Dziennikarzom nie udało się ustalić przyczyn, dla których Kościński odmówił, co w ostatecznym rozrachunku szkodzi wyłącznie jego własnemu wizerunkowi.
Gotówka w skarpetkach
Nowy minister finansów dał się także poznać jako jeden z najbardziej aktywnych propagatorów wprowadzenia całkowitego obrotu bezgotówkowego. Uważa się, że był jednym z głównych pomysłodawców powołania do życia w 2017 roku Fundacji Polska Bezgotówkowa. Utworzona przez Związek Banków Polskich, zrzesza przedstawicieli m.in. serwisów płatniczych, banków oraz instytucji publicznych. Celem fundacji jest przede wszystkim upowszechnienie stosowania płatności elektronicznych wśród niewielkich podmiotów gospodarczych oraz całego społeczeństwa. Czysto teoretycznie idea ta wydaje się bardzo słuszna i sprzyjająca modernizacji gospodarki, lecz wysiłki na rzecz wyeliminowania gotówki w czasach rosnącego ucisku fiskalnego ze strony państwa mają zupełnie inny wydźwięk. W czasach, gdy technologia cyfrowa umożliwia władzom wręcz totalitarną kontrolę, zachowanie pieniądza tradycyjnego nabiera zupełnie innego znaczenia.
O tym, że Tadeusz Kościński ma raczej niecodzienne podejście do kwestii wolności obywatelskich, świadczy także jego niedawna wypowiedź, gdy publicznie wyraził irytację faktem, że Polacy trzymają „w skarpetkach” ponad 190 mld zł. Zdradził tym samym swoje przekonania ekonomiczne, które można interpretować jako predylekcję do keynesizmu. Zgodnie z nim bowiem gospodarkę ma rzekomo nakręcać nieustanna konsumpcja. Z punktu widzenia „dobrej zmiany”, która zafundowała politykę obfitych transferów socjalnych, idealnie byłoby, gdyby Polacy otrzymane środki wydawali nieustannie na zakupy. Kościński odnosił się oczywiście także do przedsiębiorców, choć winą za brak skłonności do inwestowania zaoszczędzonych środków powinien obarczyć przede wszystkim własny rząd, który dążąc do zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS czy też grożąc podwyżkami podatków, wzrostem płacy minimalnej, czy też pełnym oskładkowaniem wszystkich umów, wprowadza atmosferę niepewności i zniechęca do zwiększonej aktywności przedsiębiorczej.
Kolega premiera
Karierę Tadeusza Kościńskiego tłumaczy bez wątpienia dobra znajomość z obecnym premierem Mateuszem Morawieckim, z którym współpracował wcześniej w sektorze bankowym. Nawet jeśli Morawiecki ma do nowego ministra finansów zaufanie, powinien wziąć pod uwagę niezwykle kłopotliwy życiorys Kościńskiego, jego kontrowersyjne działania, wypowiedzi i koneksje. Obóz „dobrej zmiany” wykazuje w ostatnim czasie zadziwiającą beztroskę w zakresie polityki kadrowej, o czym świadczy, chociażby próba forsowania kandydatur Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jeszcze niedawno ministrem finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego była unikająca rozgłosu Teresa Czerwińska, która pochodziła z polskiej rodziny mieszkającej w Dyneburgu (obecnie leżącym na Łotwie). Obecnie władzę nad polskimi finansami powierzono znów osobie, która również urodziła się poza granicami Polski, lecz posiada skrajnie odmienne CV. Choć partia Jarosława Kaczyńskiego stara się na każdym kroku podkreślać, że jej rządy stanowiły wielki przełom i zerwanie z naznaczoną wieloma patologiami, postkomunistyczną III RP, powierzenie funkcji ministra finansów komuś takiemu jak Tadeusz Kościński zdecydowanie nie potwierdza takiej tezy.
Wisienką na torcie w sprawie Kościńskiego jest także fakt, że w jego politycznym portfolio znaleźć można także zdjęcie z wszędobylskim lobbystą Jonnym Danielsem. Samo zdjęcie o niczym jeszcze nie świadczy, niemniej jednak wszystkie rewelacje związane z osobą nowego szefa polskich finansów powinny już dawno skłonić kierownictwo „dobrej zmiany” do wycofania się z kontrowersyjnej nominacji. Ministrem finansów powinien wreszcie zostać ktoś, za kim nie ciągnęłaby się żadna afera lub nie ciążyłyby poważne oskarżenia. Warto bowiem przypomnieć, że po dymisji Czerwińskiej tę funkcję sprawował przez trzy miesiące Marian Banaś. Mianowanie Tadeusza Kościńskiego na funkcję ministra finansów to niezwykle kuriozalna decyzja, pokazująca, że rządząca ekipa traci wyczucie w kwestiach personalnych i zachęcona kolejnym sukcesem w wyborach staje się coraz mniej krytyczna wobec własnych poczynań.
Politycy PiS bronią Kościńskiego jako specjalisty szanowanego w swojej dziedzinie i budzącego zaufanie na międzynarodowych rynkach. Zapomnieli jednak zadać sobie trud, aby pomyśleć, czy osoba z tak mętnym życiorysem wzbudzi kiedykolwiek zaufanie zwykłych Polaków? Porównania do Jana Vincenta Rostowskiego nasuwają się same, lecz na korzyść ministra finansów z ramienia PO przemawiało zarówno lepsze wykształcenie, jak i lepsza znajomość języka polskiego (pomimo słynnych wpadek). Najbardziej dziwi jednak fakt, że „dobra zmiana” nie wyciągnęła z lekcji pt. „fachowiec z Londynu” żadnej nauki. Czyżby chciała pójść śladem PO?