4 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Zbrodnia i kara

Kreml nie pomaga

Rosja otrzymała czteroletni zakaz udziału w międzynarodowych zawodach sportowych. Nie może także sama organizować tego typu imprez. To kara za przekręty dopingowe.

9 grudnia Międzynarodowa Agencja Antydopingowa (WADA), po trwającym kilkanaście miesięcy postępowaniu, podjęła decyzję, w wyniku której Rosja zniknie na cztery lata z mapy międzynarodowego sportu. Do końca 2023 roku sportowcy z tego kraju mają zakaz startu w imprezach o randze międzynarodowej, chyba że udowodnią, iż nie mają nic wspólnego z działającą w Rosji mafią dopingową. Wówczas WADA pozwoli im wystąpić na zawodach pod neutralnymi barwami. To zamyka Rosjanom drogę do letnich igrzysk olimpijskich w Tokio (2020 r.) oraz zimowych igrzysk w Pekinie (2022 r.). Mało tego, piłkarska reprezentacja Rosji nie zostanie dopuszczona do udziału w mistrzostwach świata w piłce nożnej w Katarze w 2022 roku. Drastyczna sankcja jest odpowiedzią WADA na trwający wiele miesięcy proceder nielegalnego dopingu sportowców, tuszowania wyników próbek oraz fałszowania danych przekazywanych do Agencji. Wszystko to działo się za przyzwoleniem najważniejszych rosyjskich polityków oraz pod czujnym okiem agentów służb specjalnych, którzy osobiście pomagali fałszować i podmieniać próbki laboratoryjne.

Ban na mundial, EURO pod znakiem zapytania
Pod koniec listopada specjalna komisja do spraw przestrzegania Światowego Kodeksu Antydopingowego (CRC) działająca przy WADA zarekomendowała nałożenie na Rosję kary czteroletniego zakazu startów pod własną flagą oraz organizacji imprez sportowych w kraju. Na podstawie tej rekomendacji WADA w poniedziałek (9 grudnia) wydała decyzję o sile rażenia bomby atomowej. Jej treść nie była jednak niespodzianką. Już kilka dni wcześniej Witold Bańka, który od 1 stycznia będzie szefował Agencji, zdradził w RMF FM, że Rosja z pewnością „nie będzie mogła organizować przez najbliższe cztery lata żadnych międzynarodowych imprez rangi mistrzostw świata”. Jego słowa znalazły potwierdzenie w orzeczeniu wydanym przez WADA, na mocy którego Rosja otrzymała zakaz organizowania oraz uczestnictwa w tzw. major events, czyli turniejach rangi igrzysk olimpijskich oraz paraolimpijskich, a także lekkoatletycznych i piłkarskich mistrzostwach świata i Europy, jak również igrzysk europejskich (ten ostatni format obowiązuje od 2015 roku). Jak wyjaśnił w poniedziałek rzecznik WADA James Fitzgerald, „jeżeli rosyjscy sportowcy chcą wziąć udział w wymienionych wydarzeniach, wówczas będą musieli wykazać, że nie byli zamieszani w programy dopingowe”.

Dyskwalifikacja nie obejmuje natomiast wydarzeń, których organizatorem jest Unia Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA), ponieważ ta instytucja nie jest członkiem WADA. To oznacza, że Rosja nadal może wystartować w przyszłorocznych piłkarskich mistrzostwach Europy, w Sankt Petersburgu zaś będą mogły zostać rozegrane cztery mecze fazy grupowej tego turnieju. Decyzja o ewentualnym wykluczeniu rosyjskiej reprezentacji z EURO 2020 należy do UEFA. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne z jednego prostego powodu. Otóż głównym sponsorem tej organizacji jest Gazprom, kontrolowany przez władze z Kremla. Wyrzucenie „Sbornej” z mistrzostw mogłoby spowodować wypowiedzenie umowy przez gazowego giganta. Rosji oczywiście przysługuje prawo do złożenia odwołania od decyzji WADA do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS). Mogą to uczynić: Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA), Rosyjski Komitet Olimpijski albo dowolna międzynarodowa federacja sportowa (np. rosyjski związek piłki nożnej). Apelacja jest równoznaczna z zawieszeniem sankcji do czasu jej rozpatrzenia. Termin na złożenie odwołania wynosi 21 dni i zapewne taki dokument wpłynie do CAS, jednak szanse na jego pozytywne rozpatrzenie przez Trybunał są zerowe. Instytucja ta w przeszłości wielokrotnie udowodniła, że nie ma litości dla oszustów dopingowych. Przekonał się o tym chociażby polski sztangista Adrian Zieliński, którego odwołanie oddalił CAS, utrzymując w mocy czteroletnią dyskwalifikację nałożoną przez Polską Agencję Antydopingową. „Nie ma żadnych szans na zwycięstwo przed Trybunałem” – skwitował poniedziałkową decyzję WADA szef Rosyjskiej Agencji Antydopingowej Jurij Ganus.

Raport McLarena
„Sportowcy nie działali w pojedynkę, lecz w ramach zorganizowanego systemu. Ukrywanie w Rosji stosowania dopingu przez sportowców przybierało bezprecedensowe rozmiary” – to słowa prof. Richarda McLarena, specjalisty w zakresie prawa antydopingowego i sportowego, autora słynnego raportu, na podstawie którego WADA wydała decyzję z 9 grudnia. Dokument sporządzony przez kanadyjskiego naukowca z Oxfordu to gwóźdź do trumny rosyjskiego sportu. Przynajmniej na kolejne cztery lata. Z jego treści wynika, że w proceder dopingu zaangażowane były najważniejsze osoby na Kremlu, łącznie z ministrem sportu. Działalność ta była prowadzona pod osłoną rosyjskich tajnych służb, których agenci osobiście fałszowali próbki z krwią oraz moczem sportowców. Głównym źródłem informacji dla McLarena były zeznania „dopingowego króla” Grigorija Rodczenkowa, wieloletniego szefa moskiewskiego laboratorium antydopingowego, który zyskał nieformalny status świadka koronnego w całej sprawie. Obecnie to jedna z najbardziej znienawidzonych osób na Kremlu, dlatego nie dziwi, że w obawie o swoje życie Rodczenkow uciekł do USA, gdzie został objęty programem ochrony świadków. Z jego zeznań wynika, że główną rolę w aferze dopingowej odegrał były wiceminister sportu Jurij Nagorny.

W raporcie zawarte są jednak sugestie, że o procederze wiedziało całe kierownictwo tego resortu oraz politycy z najbliższego otoczenia Władimira Putina. Rodczenkow ujawnił także, że do największych przekrętów dochodziło podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi (2014 r.). Jego zdaniem aż 15 medalistów tej imprezy było na dopingu. Jak to możliwe, skoro każdy z zawodników był poddawany szczelnej procedurze antydopingowej? Sposób, w jaki Rosjanie zrobili w konia kontrolerów, to gotowy scenariusz na film sensacyjny. Otóż z laboratorium WADA, zlokalizowanym w ośrodku olimpijskim w Soczi, sąsiadowało na pozór nieistotne, małe pomieszczenie. To właśnie w nim Rosjanie podmieniali próbki z moczem i krwią, a następnie przez specjalnie wywiercony otwór w ścianie podrzucali fiolki do głównego laboratorium. Cała operacja została opracowana oraz przeprowadzona przez tajnych agentów z Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Ich zadanie polegało na podmianie zebranych tuż po zawodach próbek na takie, które zawierały materiał pobrany od rosyjskich sportowców kilka miesięcy przed zawodami, gdy w ich organizmie nie było żadnych substancji dopingowych. Nowe, „czyste”, próbki miały zostać starannie zapakowane, tak aby zminimalizować ryzyko wykrycia oszustwa.

Mimo tak perfekcyjnego planu część rosyjskich olimpijczyków została przyłapana podczas pierwszych kontroli przeprowadzonych w Soczi. Stało się tak, ponieważ „czystych” próbek było mniej niż sportowców na dopingu. Z tego powodu organizatorzy procederu musieli zadecydować, którego ze zawodników „odstrzelić”. Innymi słowy – których sportowców poświęcić dla „dobra narodu”. Padło oczywiście na najsłabszych i najmniej znanych olimpijczyków. Jak zeznał Radczenkow, to resort sportu decydował, których olimpijczyków oszczędzić, a których poświęcić. Radczenkow przyznał się również, że jako szef moskiewskiego laboratorium sam opracował przepis na dopingowy koktajl, będący mieszanką zakazanych sterydów oraz whisky w wersji dla mężczyzn lub wina – dla kobiet. Ta na pozór prosta mikstura sprawiła, że jej najważniejszy składnik – steryd oral turinabol – był niemal niemożliwy do wykrycia. Najważniejsze w raporcie są jednak twarde liczby obrazujące skalę stosowania dopingu przez rosyjskich sportowców. Zgodnie z wyliczeniami prof. McLarena, w latach 2013–2015 zostało sfałszowanych aż 643 próbek, z czego najwięcej dotyczyło lekkoatletów (139) oraz sztangistów (117). Działacze z resortu sportu oraz moskiewskiego laboratorium tuszowali również fiolki paraolimpijczyków. Takich przypadków było ogółem 35.

Kreml nie pomaga
Co na to Moskwa? Minister sportu Paweł Kołobkow nie widzi żadnego problemu. Jego zdaniem zarówno raport McLarena, jak i decyzja WADA są oparte na celowych manipulacjach, mających zdyskredytować Rosję na arenie międzynarodowej. Trudno jednak oczekiwać, żeby Kołobkow zmienił swoje zdanie, skoro to sam kierował ministerstwem w czasie, gdy dochodziło do największych oszustw. Zgodnie z zeznaniami Radczenkowa szef resortu wiedział o wszystkim i to on stał za przekazaniem do WADA sfałszowanych danych z moskiewskiego laboratorium. Jedyna pozytywna zmiana nastąpiła na stanowisku szefa Rosyjskiej Agencji Antydopingowej. Na jej czele stoi teraz Jurij Ganus, który zastąpił skorumpowane kierownictwo, zamieszane w całą aferę. Ganus nie owija w bawełnę i mówi wprost o mafii dopingowej działającej na Kremlu. Szef RUSADA wiele razy naraził się rosyjskim prorządowym mediom oraz politykom spod znaku Putina. Zyskał nawet przydomek „pozytywnego idioty Zachodu”. Ganus nic sobie jednak z tego nie robi. W listopadowym wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” stwierdził wprost, że rosyjskie władze ograniczają możliwości działania RUSADA w sprawie polepszenia sytuacji. „W ciągu pięciu lat od wybuchu kryzysu dopingowego jesteśmy coraz bardziej w nim pogrążeni” – dodał.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news