-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Irański fundusz terrorystyczny

Amerykanie od lat czynią wielkie wysiłki na rzecz przekonania całego świata, że największym sponsorem islamskiego terroryzmu nie jest wcale ich sojusznik – Arabia Saudyjska, lecz Iran.

Dokładnych danych w zakresie finansowania ugrupowań terrorystycznych nie uzyskamy zapewne nigdy. Mowa w końcu o funduszach przekazywanych w sposób niejawny, dlatego wszelkie dane szacunkowe powinny być traktowane z dużą rezerwą. Wedle publikowanego co roku przez amerykański Departament Stanu raportu na temat światowego terroryzmu, niekwestionowanym liderem jest oczywiście Islamska Republika Iranu, która ma rocznie przekazywać na ten cel aż miliard dolarów. Oprócz państwa ze stolicą w Teheranie do największych sponsorów terroryzmu zalicza się tradycyjnie także Syrię czy też Sudan.

Arabska skarbonka terrorystów
O rzetelności wspomnianego raportu najlepiej mówi to, że jego twórcy wręcz chwalą Arabię Saudyjską za działania antyterrorystyczne, wskazując jednocześnie, że władze tego kraju blisko współpracują z Amerykanami w dziele zwalczania wszelkich potencjalnych i istniejących zagrożeń. W efekcie raport nie wymienia nawet żadnej konkretnej sumy pieniędzy, która każdego roku mogłaby zasilać konta islamistycznych organizacji i bojówek na całym świecie z terytorium Arabii. Tymczasem tajemnicą poliszynela jest to, iż saudyjskie władze nie tylko przekazują ogromne środki terrorystom, lecz także przymykają oko na wszelkie podejrzane operacje finansowe dokonywane na podporządkowanym im terytorium. Niezależne od USA organizacje międzynarodowe od lat wskazują na to, że Saudowie w praktyce ścigają tylko terrorystów lub organizacje, które zagrażają im samym. Tamtejsze organy ścigania nie przejawiają żadnej większej energii w zakresie zwalczania grup działających poza granicami kraju ani też nie są chętne do współpracy z innymi państwami. W rezultacie instytucje finansowe Arabii Saudyjskiej stały się niemal jawnym zapleczem dla skrajnych grup operujących nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale także w Europie czy też Ameryce Północnej.

Wiedza, iż właśnie tak wygląda sytuacja, nie jest bynajmniej obca samym Amerykanom, dla których sojusz z Arabią Saudyjską jest jednak zbyt cenny z gospodarczego i geopolitycznego punktu widzenia, aby poświęcać go dla walki z terroryzmem. Jak kilka lat temu ujawnił portal Wikileaks, pełniąca w czasach prezydentury Baracka Obamy funkcję Sekretarza Stanu Hillary Clinton doskonale wiedziała o tym, że Saudowie sponsorują m.in. Al-Kaidę, talibów, a także palestyński Hamas (który tradycyjnie uważa się za sponsorowany głównie przez Iran).

Irański sponsor
Dokonane przez siły amerykańskie zabójstwo irańskiego generała Ghasema Solejmaniego sprawiło, że część komentatorów i polityków zareagowała z wielkim oburzeniem. Ponieważ Amerykanie od lat przymykają oko na działania Arabii Saudyjskiej, rzeczywiście trudno jest uwierzyć w to, że przy likwidacji osoby nr 2 w Islamskiej Republice Iranu prawdziwym motywem mordu była chęć przeciwdziałania terroryzmowi. Gdyby Donaldowi Trumpowi faktycznie zależało na tym celu, powinien wymóc na swoich sojusznikach z Rijadu, aby pozamykali tysiące kont bankowych służących do wspierania groźnych bojówek na całym świecie. Rządzony przez islamskich rewolucjonistów Iran trudno jednak uznać za „owieczkę” zaatakowaną przez imperialnego wilka. Skala pomocy udzielanej przez rząd w Teheranie organizacjom niosącym śmierć i zniszczenie jest naprawdę duża.

Otoczony z niemal wszystkich stron amerykańskimi bazami wojskowymi (m.in. w Arabii Saudyjskiej, Iraku, Afganistanie) Iran od lat stosuje strategię, w ramach której zamiast otwartej konfrontacji z amerykańskim hegemonem stawia na finansowanie rozproszonych po całym regionie grup i organizacji prowadzących konflikt zastępczy. Lista podmiotów i organizacji otrzymujących pomoc z Teheranu jest naprawdę długa. W Libanie irańskie pieniądze otrzymuje Hezbollah, w Palestynie Hamas oraz Palestyński Islamski Dżihad, a w Iraku m.in. Harakat al-Nujaba. Amerykanów ubodło szczególnie to, że Iran zaangażował się mocno w Syrii po stronie prezydenta Baszara el-Asada, przeznaczając na ten cel naprawdę spore sumy. Jak przekonuje Departament Stanu USA, na tym zaangażowanie Iranu w terroryzm się nie kończy. Islamska Gwardia Rewolucyjna miała także szkolić swoich bojowników m.in. w Niemczech, Belgii, Francji, Danii i Albanii. Oprócz tego na terenie Iranu mają wciąż istnieć specjalne obozy szkoleniowe dla członków Al-Kaidy.

Opisany tu całokształt działań Iranu stawia go bezsprzecznie w gronie państw najbardziej odpowiedzialnych za eskalację terroryzmu na całym świecie. Jeszcze w 2015 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump przekonywał, że aby skutecznie zwalczać terroryzm, należy rozprawić się ze sponsorującą go Arabią Saudyjską i krytykował administrację Obamy za rażącą pasywność w tej kwestii. Tuż po objęciu urzędu nagle zmienił stanowisko, a jedną z pierwszych zagranicznych wizyt odbył właśnie do Rijadu, aby odnowić trwający wiele dekad sojusz z Saudami. Dziś Trump jest politykiem, który za głównego sponsora terroryzmu uważa Iran i bez większych zahamowań zlecił likwidację jednego z jego przywódców. Amerykańskie władze oraz prezydent z pewnością nie przyznają także nigdy tego, że Iran odegrał w ciągu ostatnich lat kluczową rolę w zwalczaniu Państwa Islamskiego. Zrzeszająca sunnitów organizacja terrorystyczna, która w 2013 roku ogłosiła ustanowienie na pograniczu iracko-syryjskim kalifatu, stanowiła swego czasu największy kłopot dla amerykańskich władz, które w likwidacji ISIS upatrywały absolutny priorytet. Szyicki Iran, choć zwalczał Amerykanów w regionie, po cichu wspierał ich w działaniach przeciwko dopuszczającym się szczególnego barbarzyństwa radykałom. Irańskie władze oskarżyły nawet swego czasu o wspieranie ISIS Izrael.

Reakcja niewiadomą
Rozwścieczony zamordowaniem Ghasema Solejmaniego duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wezwał do wielkiej zemsty na Amerykanach. Tego rodzaju słów oczekiwały po nim bez wątpienia nieprzebrane tłumy, które zgromadziły się na ulicach Teheranu, aby opłakiwać stratę generała. W rzeczywistości jednak otwarta wojna z USA i jego głównymi sojusznikami w regionie, czyli Arabią Saudyjską i Izraelem, byłaby dla Iranu z góry przegrana. Śmierć Solejmaniego przyczyni się więc zapewne do jeszcze większego wzmożenia działań organizacji terrorystycznych, które uderzyć mogą w najmniej spodziewanych miejscach. Wielkie pole do popisu dla Iranu daje także rozległa sieć rafinerii, gazociągów i ropociągów rozciągnięta po całym terytorium sąsiedniej Arabii Saudyjskiej. Atak drona sprzed kilku miesięcy poważnie zagroził debiutowi giełdowemu Aramco, dlatego można spodziewać się, że w nieodległej przyszłości może zostać powtórzony w nieco innym wariancie.

Na razie Iran próbuje toczyć z amerykańskim wrogiem nierówną walkę na arenie międzynarodowej. Władze z Teheranu zażądały od Organizacji Narodów Zjednoczonych, aby potępiły zabójstwo Solejmaniego jako akt terrorystyczny, a samego Trumpa określiły mianem „terrorysty w garniturze”. Gdy na początku ubiegłego roku Amerykanie postulowali wpisanie Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej na listę organizacji terrorystycznych, Iran odpowiedział, że w takim razie będzie konsekwentnie określał takim samym mianem amerykańską armię. Na nieszczęście dla Iranu, faktyczny monopol na szafowanie słowem „terroryzm” ma dziś wciąż jeszcze USA.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news