13.5 C
Warszawa
piątek, 11 października 2024

Choroba wściekłych urzędników

Europejscy biurokraci chcą opodatkować mięso.

Jeżeli im się uda, to zdrożeje ono dwa razy.

W Parlamencie Europejskim biurokraci zajęli się opodatkowaniem… mięsa. Taki postulat zgłosiła The True Animal Protein Price Coalition (TAPP, czyli Koalicja na Rzecz Prawdziwej ceny Zwierzęcych Protein). Jeżeli ten pomysł zostanie zrealizowany, to cena 1 kg wołowiny i cielęciny od 2030 r. wzrośnie o ok. 20 zł, wieprzowiny o 15 zł, a drobiu o 7 zł. Nie trzeba być geniuszem ekonomii, aby wiedzieć, że spowoduje to nie tylko spadek liczby jedzących mięso, ale też mocno nadwyręży budżety domowe. Biurokraci z UE chcą w ten sposób promować zdrowy tryb życia. Tak naprawdę jednak znów sięgną do kieszeni zwykłych ludzi. Zwiększy się też opłacalność mięsnej „kontrabandy”, czyli nielegalnego przewożenia mięsa, z krajów, gdzie jest ono tańsze. Trochę przypomina to sprawę z podatkiem na alkohol i papierosy. Każde ich wprowadzenie nie tyle zmniejsza konsumpcję, ile podnosi dochody przemytników.

Mięso i wyroby mięsopodobne
Już dziś większość tego, co kupujemy w sklepach, można uznać za wyroby mięsopodobne. Producenci wstrzykują do niego różne wypełniacze i polepszacze, aby dłużej mogło być sprzedawane. Nowy podatek podniesie jeszcze bardziej opłacalność takich działań. Dziś segment zdrowej żywności to margines rynku. Tak przygotowane mięso jest bowiem dwa lub trzy razy droższe od „zwykłego”. Mało kogo stać zaś na luksusy. Właśnie z powodu takich inicjatyw unijnych biurokratów Wielka Brytania opuściła UE. W branży dziwacznych pomysłów urzędnicy z UE nie mają sobie równych. Działają według słynnej maksymy amerykańskiego prezydenta Rolanda Reagana. Mawiał on, że biurokraci nakładają podatki na jakąś branżę tak długo, jak sobie radzi. Gdy w końcu pada pod ciężarem danin, to wówczas zaczynają ją subsydiować. Stąd też podatek na mięso jest idiotyczny nie tylko z powodu tego, że zrujnuje budżety domowe. To początek większej operacji, w której państwa będą próbowały coraz mocniej ingerować w życie ludzi.

Unia dziwnych pomysłów
UE zaczynała jako genialny i prosty pomysł: europejskiej wspólnoty gospodarczej. Czyli stworzenia jednego, wielkiego, wspólnego rynku. Po kilkunastu latach zaczęto jednak stopniowo ograniczać swobody gospodarcze. Pojawiły się instrukcje dotyczące np. dopuszczalnej wielkości krzywizny banana czy przeróżne przepisy mające rzekomo chronić konsumentów. Najlepiej to widać na przykładzie niemocy UE, by położyć kres traktowania przez zachodnie firmy konsumentów z Europy Środkowej i Wschodniej jako ludzi drugich kategorii. Mimo identycznego wyglądu produkty sprzedawane np. w Polsce są znacznie gorszej jakości niż w Niemczech. Mimo że UE od lat zna ten problem, to nie jest w stanie wygrać z lobbingiem firm, które są zainteresowane utrzymaniem obecnego stanu rzeczy. Unia z prostego i dobrego pomysłu wspólnego rynku, na którym wszyscy zarabiają, zaczęła tworzyć mechanizm ograniczeń, który wykorzystują wszelkiej maści lobbyści. Dość dobrze widać to było np. przy ustawach, które delegalizowały papierosy smakowe, a wiadomo, że stała za tym konkurencja.


Przeczytaj też:

Podatek od mięsa

Mięso na celowniku …

Ekologiczne “bareizmy”


Także dziś komuś zależy na drogim mięsie. Jak głosi bowiem maksyma sformułowana w powieści „Paragraf 22” (przez Milo Minderbindera), są interesy, na których wszyscy zarabiają. Wspólnota Europejska stworzyła cały system wirtualnej gospodarki. Przekazując miliardy euro na dziwne pomysły biznesowe, stworzyła całe — ekscentryczne z punktu widzenia ekonomii — branże. Miliony euro dotacji trafiły np. do hoteli dla zwierząt czy na tworzenie portalu o kotach. Powstały całe gałęzie zajmujące się wyciąganiem pieniędzy z UE na pomysły pozbawione gospodarczego uzasadnienia. Można to porównać do przelewania z pustego w próżne, na samym końcu są to jednak pieniądze nas wszystkich – podatników. I to my płacimy za zabawy europejskich biurokratów. Już dziś na skutek absurdalnej Wspólnej Polityki Rolnej mamy drogą żywność, a rolnicy – tak jak ojciec jednego z bohaterów „Paragrafu 22” – otrzymują pieniądze za to, aby nie produkować. Rozsądną inwestycją w takim wypadku jest kupowanie kolejnej ziemi, aby… nie produkować więcej.

Przewietrzyć Brukselę
Gdyby dziś pomysł zwiększonego opodatkowania mięsa został przegłosowany i wprowadzony w życie, to można zaryzykować twierdzenie, iż byłby to gwóźdź do unijnej trumny. Dwukrotna podwyżka cen przełożyłaby się błyskawicznie na wzrost popularności przeciwników UE. Niestety, mało kto przejmuje się taką możliwością. Unia została opanowana przez kastę urzędników, która mówiąc językiem młodzieżowym „odleciała” i wymyśla coraz dziwniejsze normy. Jest jak w starym żarcie, gdy góral pytał, czy komunizm wymyślili naukowcy, czy ludzie. Gdy usłyszał, że ludzie, to stwierdził, iż to oczywiste. Naukowcy zaczęliby bowiem od testów na zwierzętach.

Prof. Milton Friedman, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX w., sformułował kiedyś zasadę, że realnych zmian każda władza może dokonać tylko przez pierwsze 100 dni swoich rządów. Później bowiem zostaje otoczona wpływami urzędników i grup interesów, i nie jest w stanie dokonać czegoś, co realnie wprowadza zmiany. A te są właśnie nieuchronne. W stabilnych demokracjach polityczne elity zmieniają się co kilka lat. Tymczasem w Brukseli panuje zastój. Rządzi niewybieralna kasta, która okopała się na swoich pozycjach i nie podlega najmniejszej rotacji. Jeżeli ktoś Brukseli nie przewietrzy i nie pozbędzie się pewnych swojej bezkarności urzędników, to któryś z kolejnych „genialnych” pomysłów, takich jak podatek od mięsa, zakończy samo istnienie Unii. Oczywiście decydenci z Brukseli nie będą widzieć związku między swoimi pomysłami a smutnym końcem wielkiego wspólnego europejskiego projektu. Ta „choroba wściekłych urzędników” jest dziś największym zagrożeniem dla zjednoczonego kontynentu.

FMC27news