2.3 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Trump po raz drugi

Media prześcigają się w spekulacjach, jaka będzie reakcja Białego Domu na fiasko impeachmentu.

Jeśli w 2019 r. Trump znajdował się w defensywie, to 2020 r. zapowiada się ofensywnie, bo prezydent USA może działać z pozycji siły.

“Demokraci nie oczekiwali powodzenia impeachmentu Donalda Trumpa. Liczyli, że rozdmuchane zarzuty nadadzą ton kampanii wyborczej 2020 r. i przekształcą ją w publiczny sąd nad prezydentem” − tak skomentowała fiasko procedury odsunięcia obecnego prezydenta USA od obowiązków telewizja Fox News.
– Dzięki impeachmentowi Trumpowi udało się skonsolidować wokół siebie partię republikańską i konserwatywny elektorat, który zapewni prezydentowi II kadencję – ocenia politolog Fiodor Łukjanow. Natomiast demokraci znaleźli się u „pustego koryta”. Faktycznie, opozycja antytrumpowska jest podzielona jak nigdy. Według „The National Interest” Partia Demokratyczna jest wręcz „rozdarta” pomiędzy frakcją umiarkowaną, na którą składają się politycy opcji liberalnej i rosnącą w siłę grupą socjalistów. Ostatni radykalizują program wyborczy, żądając wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego opłacanego z budżetu federalnego.

Jeśli chodzi o rywali Trumpa w wyścigu o prezydenturę, dysproporcje także rosną. 5 lutego w stanie Iowa odbyły się tradycyjne prawybory mające wyłonić kandydatów obu partii. Wyniki głosowana mówią wszystko. 97 proc. zwolenników republikanów opowiedziało się za kontynuacją prezydentury Trumpa. Tymczasem 26 proc. zwolenników Partii Demokratycznej w Iowie oddało głosy na byłego mera South Bend, Petera „Peta” Buttigiega. Gej z dwoma fakultetami prestiżowych uczelni oraz piękną kartą bojową zapisaną w Afganistanie. Postać ujmująca, szerzej nieznana i kompletnie niedoświadczona na federalnej scenie politycznej.

Słowem, zaskakujący wybór świadczący o chaosie w głowach sympatyków Partii Demokratycznej, a w jeszcze większym stopniu o braku zaufania do partyjnych elit. Dowodzi tego rezultat Joe Bidena, wiceprezydenta USA w administracji Baracka Obamy. Murowany „pewniak” i ulubieniec liberalnego establishmentu otrzymał zaledwie 16 proc. poparcia. BBC nie ma więc wątpliwości: „Republikańska nominacja dla Trumpa w nadchodzących wyborach prezydenckich jest więcej niż pewna, podobnie jak szanse reelekcji”.

I to pomimo poważnych obaw artykułowanych na przykład przez największy tytuł wspólnoty protestanckiej USA. Redaktor naczelny „Christianity Today” napisał w specjalnym komentarzu: „Modlimy się za prezydenta, ale mamy prawo niepokoić się jego osobistymi przymiotami. Wątpliwe etycznie działania doprowadziły do tego, że z moralnego punktu widzenia obecna administracja utraciła prawo rządzenia”. Chodzi o dwie międzynarodowe afery. Pierwsza, nazwana Russiagate dotyczyła ingerencji Rosji w wewnętrzne sprawy Ameryki, w tym rzekomej współpracy sztabu wyborczego Trumpa podczas kampanii prezydenckiej 2016 r. Specjalny prokurator Robert Mueller nie potwierdził jednak spisku Trumpa z Kremlem. Zeszłoroczna ukrgate zakończyła się oskarżeniem prezydenta o nadużywanie władzy. Próbował zmusić ukraińskiego prezydenta, aby zebrał dowody kompromitujące Joe Bidena. Jeśli dodać do tego wojnę handlową z Chinami, strategię protekcjonizmu w relacjach z UE, wątpliwości dotyczące NATO, wypowiedzenie irańskiej umowy atomowej – Trump łamie konsensus polityki zagranicznej USA.


Przeczytaj też:

Ameryka na wojnie

Polowanie na Trumpa …

Prezydent USA na podsłuchu


Kontrowersje budzą także inne decyzje prezydenta. Mur graniczny z Meksykiem wraz z prawem antyimigracyjnym. Obsadzanie stanowisk sędziowskich konserwatywnymi nominantami. Reforma podatkowa premiująca najbogatszych. Twitterowe komentarze zrównujące białych rasistów z obrońcami praw człowieka. Trumpowi trudno uniknąć oskarżenia o polaryzację społeczeństwa i elit, która przechodzi w otwarty konflikt. Czym innym była przecież próba impeachmentu? Lepiej wykształceni i materialnie sytuowani demokraci pogardzają słabszymi socjalnie i edukacyjnie wyborcami Trumpa. „Liberalny establishment uczynił z obecnego prezydenta wroga. Jednak nie według norm cywilizowanej walki politycznej. To wróg znienawidzony, który zagraża dotychczasowemu liberalnemu status quo waszyngtońskich elit”. Tak Centrum Carnegie podsumowuje ciąg wydarzeń, który doprowadził Amerykę do niestabilności, a świat do funkcjonowania zgodnego z optyką nieprzewidywalności jedynego supermocarstwa świata. Zasadnicza niepewność związana jest z końcówką obecnej kadencji Trumpa i jego kolejnymi latami w Białym Domu. Co przyniesie USA i światu jego ponowny wybór? O tym, że reakcja na upokorzenie impeachmentu nastąpi, nie ma wątpliwości.

Globalny impeachment
Demokratyczny kongresmen Adam Schaff sterujący procedurą wyraził pewność. –Nasze fiasko posłuży Trumpowi do ogłoszenia bezapelacyjnego zwycięstwa, a to wywoła piorunujący efekt. Będzie robił to, co dotychczas, tylko ze zdwojoną siłą. Project Syndicate wprost zadaje pytanie: czy Ameryce zagraża faszyzm? Klęska demokratów zwiększy ofensywny potencjał i tak silnej prezydentury. Swoboda manewru Trumpa wzrośnie na tyle, że zachwieje trójpodziałem władzy, a więc fundamentem amerykańskiej republiki. Jeśli chodzi o konsekwencje międzynarodowe, komentatorzy wymieniają jednym tchem Iran, Rosję i Chiny. Można mieć jednak nadzieję, że wydarzenia mogą potoczyć się według scenariusza północnokoreańskiego. Trump i Kim Dzong Un zasiedli do rozmów, ale nie osiągnęli postępu w sprawie atomowego rozbrojenia Półwyspu Koreańskiego. Z drugiej strony, obydwaj wyszli z nich zadowoleni, mogli trąbić o sukcesie, faktycznie zapobiegając wojnie jądrowej. Gorzej, jeśli górę weźmie wariant irański. Czy w przypadku kolejnego zamachu lub prowokacji Teheranu Waszyngton nie będzie eskalował konfliktu? A jeśli w krwawym incydencie Amerykanie zderzą się z Rosją lub Chinami? Na przykład w Syrii lub na Morzu Południowochińskim? Trump systematycznie przełamuje ograniczenia Kongresu w polityce zagranicznej. Każda fikcja trójpodziału władzy prowadzi do decyzyjnej hegemonii Białego Domu.

Kreml już się cieszy, ale chyba na wyrost. „Prezydent złamie antyrosyjską postawę waszyngtońskich elit, co pozwoli rozpocząć pragmatyczną współpracę z Moskwą w wielu obszarach” − tak brzmi myśl rządowej „Rossijskiej Gaziety”. „NATO, Ukraina i Syria są bardzo daleko, interesują establishment, a nie przeciętnego Amerykanina, który ocenia Trumpa przez pryzmat grubości swojego portfela” − mówi politolog Jurij Roguliew z MGU. Tymczasem w gospodarce USA nie może być lepiej. Wskaźniki giełdowe rosną, bezrobocie jest rekordowo niskie. Zadowolenie społeczne z polityki władz federalnych sięgnęło najwyższego poziomu od 15 lat. Na efekty nie trzeba długo czekać. Najnowszy ranking poparcia dał Trumpowi 49 proc. głosów, przy dotychczasowej średniej 40 proc. Tylko Fiodor Łukjanow zwraca uwagę na być może najważniejszy aspekt nieudanego impeachmentu. Dla świata i samego prezydenta. Atak zwolenników liberalnej gospodarki na antysystemowego lidera, bo Trump jest trybunem ludowym, zbiegł się z największą falą protestacyjną o światowym zasięgu. Jesienią 2019 r. uliczne rozruchy rozlały się po 32 państwach na wszystkich kontynentach. Obecna polityka Białego Domu jest najważniejszym symptomem „światowej demokratyzacji”, czyli odwrotu od rezultatów ekonomicznej globalizacji. Bogaci stają jeszcze bogatsi, biedni nadal biednieją, a liczba ostatnich tylko rośnie. Rozwarstwienie nabiera cech trwałego podziału na wyobcowane elity i wykluczone miliardy.

– Antyliberalizm wyrażony populizmem i nacjonalizmem to nie przyczyna, tylko skutek globalizacji − mówi Łukjanow. Trump stał się symbolem i wzorem do naśladowania. W medialny obieg weszło przecież określenie „miejscowy Trump”, jak nazwano prezydentów Brazylii i Filipin. Fiasko impeachmentu i pewność drugiej kadencji sprawiają, że prezydent USA awansował z kategorii „przypadku potwierdzającego regułę” lub enfant terrible Zachodu. Jest prawidłowością. Najmocniejszym zwiastunem końca liberalnej demokracji, a zatem obecnych stosunków międzynarodowych.

A co z Polską? Los sojusznika supermocarstwa kierującego się globalnymi interesami nigdy nie jest prosty. Rola ubogiego krewnego światowego hegemona, którego polityka zależy od jednego człowieka, to koszmar. Tym bardziej, jeśli przywódca nie jest kontrolowany lub choćby równoważony przez inne instytucje władzy.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news