e-wydanie

8.1 C
Warszawa
wtorek, 23 kwietnia 2024

Pogrzeb klasy średniej?

Ktoś kiedyś trafnie zauważył, iż wielkie koncerny mają mentalność psychopaty – dążą do podporządkowania sobie wszystkich wokoło, manipulują otoczeniem, charakteryzują się zanikiem uczuć wyższych oraz standardów etycznych i bezpardonowo niszczą wszystko, co napotkają na swej drodze.

CZ.I.

Wiele wskazuje na to, że obecny koronakryzys może stać się gwoździem do trumny klasy średniej – i to nie tylko u nas, gdzie po 1989 r. nie zdążyła się jeszcze w rzeczywistości odrodzić, ale również na Zachodzie. Na początek jednak wyjaśnijmy sobie, czym jest tak naprawdę owa klasa średnia. Podstawowym warunkiem przynależności do tej warstwy społecznej jest materialna niezależność. Modelowy przedstawiciel klasy średniej dysponuje więc jakimś trwałym majątkiem, np. w postaci nieruchomości, tudzież oszczędnościami tworzącymi finansową poduszkę bezpieczeństwa na wypadek złej passy, przy czym idealnym sytuacją jest prowadzenie własnej działalności umożliwiające samodzielne podejmowanie decyzji o przyszłości własnej i swojej rodziny. Wbrew pozorom zatem wysokość bieżącego dochodu jest tu czynnikiem drugorzędnym, o ile uwarunkowania, w jakich funkcjonuje dany „średniak” (własne zasoby plus okoliczności zewnętrzne), pozwalają realnie myśleć o lepszej przyszłości. W tym sensie do klasy średniej w większym stopniu przynależy fryzjerka z własnym salonem i mieszkaniem niż manager średniego szczebla w korporacji z domem na kredyt. Ta pierwsza bowiem nawet w przypadku dekoniunktury zachowuje swój potencjał i o ile państwo nie rzuca jej kłód pod nogi (np. żyłując nieprzytomnymi podatkami), ma wszelkie dane po temu, by przetrwać trudny okres i powetować sobie później chude lata. Ten drugi natomiast jest zależny od polityki firmy-matki i w przypadku kryzysowej redukcji może w krótkim czasie wszystko stracić – nawet jeśli „tu i teraz” zarabia więcej od swojej fryzjerki i może sobie pozwolić na bardziej wystawny tryb życia. Trafnie obrazuje to powiedzenie, że polską klasę średnią od bezdomności dzielą trzy raty kredytu. A zatem nasz manager może się uznawać za klasę średnią jedynie warunkowo – o ile zdążył już spłacić swoje długi i wypracował sobie rezerwy sprawiające, iż nawet w przypadku zwolnienia jest w stanie bezpiecznie przetrwać do czasu znalezienia sobie pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom.

Klasa średnia ma jednak dwóch zaprzysięgłych wrogów. Pierwszy z nich to lewactwo – nienawidzące dającej niezależność własności prywatnej i dążące do podporządkowania wszystkiego państwu. Dla skrajnej lewicy klasa średnia to ostoja małomiasteczkowego wstecznictwa, instynktownie opierająca się różnym obyczajowym i gospodarczym szaleństwom. Zetknąłem się kiedyś z anegdotą opisującą, jak to u progu naszej sławetnej transformacji na zebraniu Unii Demokratycznej jeden z prominentnych jej członków perorował, że nie można dopuścić do odrodzenia się w Polsce klasy średniej, bo stanowi ona naturalne zaplecze społeczne dla prawicy – to chyba dobrze oddaje opisany tu sposób myślenia.

Jest jednak i drugi wróg, pozornie znajdujący się na przeciwległym biegunie – to wielkie korporacje. Dla nich z kolei samodzielna klasa średnia stanowi konkurencję, którą należy unicestwić. Tu warto rozprawić się z mitem, jakoby drobny przedsiębiorca i międzynarodowy gigant przynależeli do tej samej grupy, ze zbliżonymi interesami, a różniła ich jedynie skala działalności. Nie, jest wręcz przeciwnie – ich interesy są kompletnie sprzeczne. Ktoś kiedyś trafnie zauważył, iż wielkie koncerny mają mentalność psychopaty – dążą do podporządkowania sobie wszystkich wokoło, manipulują otoczeniem, charakteryzują się zanikiem uczuć wyższych oraz standardów etycznych i bezpardonowo niszczą wszystko, co napotkają na swej drodze. Hasło „duży może więcej” jest przez nie traktowane dosłownie i z całą bezwzględnością. A zatem pan Zenek prowadzący warsztat samochodowy bądź auto-komis jest śmiertelnym wrogiem koncernu motoryzacyjnego z jego autoryzowanymi (i droższymi) serwisami, tudzież salonami samochodowymi. Powyższe dobrze obrazuje historia rynku leasingowego w Polsce – do pewnego momentu był on domeną rodzimych, stosunkowo niewielkich firm. W tej chwili branża ta niemal w całości została przejęta przez banki. Podsumowując, w interesie wielkich korporacji leży więc, by doprowadzić do stanu, w którym wszyscy ludzie są ich obecnymi lub przyszłymi pracownikami i klientami, zdanymi na łaskę i niełaskę globalnych graczy. Istnienie klasy średniej jest obiektywną przeszkodą do realizacji tego celu – musi zatem zniknąć.

I zanika – mniej więcej od lat 70. minionego stulecia. Dotąd był to jednak proces powolny, rozłożony w czasie. I tutaj globalnej oligarchii jak z nieba spadł koronawirus oraz będące efektem masowej histerii „lockdowny” i zamrożenie gospodarek. Koronakryzys uderza bowiem przede wszystkim nie w światowych potentatów, lecz właśnie w i tak już robiącą bokami klasę średnią. To jej biznesy padają jako pierwsze, „oczyszczając” rynek i prócz prekariatu to jej przedstawiciele zagrożeni są ruiną. Mówiąc obrazowo, dziś niedawny właściciel sklepiku ma wszelkie dane po temu, by wylądować na kasie w markecie wielkiej sieci handlowej. O mechanizmach i różnorakich zagrożeniach związanych z tą radykalną zmianą – już w kolejnym felietonie.

CDN.

Najnowsze