14 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Rosyjsko-chińska kolonizacja Niemiec

Niemcy w szybkim tempie ulegają rosyjskochińskiej kolonizacji.

O ile Kreml koncentruje się na uzyskaniu wpływów politycznych, Pekin uzależnia gospodarkę, drenując ją z technologii. Jaka będzie przyszłość naszego zachodniego sąsiada, szczególnie gdy Berlin na własną prośbę składa amerykański parasol ochronny?

Trudno uwierzyć, że w trzydzieści lat po rozpadzie Związku Sowieckiego Rosja ponownie okupuje Niemcy. W 2020 r. sytuacja RFN jest tak samo zero-jedynkowa, jak w czasie zimnej wojny. Mimo że granice NATO przesunęły się kilkaset kilometrów na wschód, Berlin pozostaje stolicą państwa frontowego. Są oczywiście różnice pomiędzy 1989 r. i drugą dekadą XXI w. Nie ma zwalczających się bloków ideologicznych, a przynajmniej jeszcze. Wrogość sprowadza się do interesów ekonomicznych. Niewypowiedziana wojna, bo tak trzeba nazwać hybrydową rzeczywistość, jest realizowana nowatorskimi metodami. Brak wyraźnej linii frontu, dezinformacyjny wpływ na opinię publiczną, instytucja pożytecznych idiotów, ale także, a może przede wszystkim, fuzje własnościowe i wizja bajońskich zysków z obecności na rynku państw zagrażających suwerenności i demokratycznym wartościom.

Oczywiście korzyść nie jest pojmowana w kategoriach interesu narodowego lub społecznego, tylko w skali korporacji lub konkretnego polityka, natomiast całość przykrywa fikcja powszechnych korzyści, jakie niesie ze sobą globalizacja. Jest także uderzające podobieństwo. To oportunizm elit politycznych, które w imię przedłużania uprzywilejowanej roli wobec reszty społeczeństwa godzą się z brakiem solidarności, zamieniając demokrację w PR-owy spektakl dla mas.

Kremlowska rekonkwista
W tak uproszczony sposób można zdefiniować filar rosyjskiej polityki w Niemczech, którą trudno nazwać inaczej niż pełzającą kolonizacją. Nie w sensie wjazdu rosyjskich kolumn pancernych na plac pod Reichstagiem, jak miało to miejsce w maju 1945 r. Za to z identycznym skutkiem Putin gra na nieudolności berlińskich polityków, opanowując powtórnie wschodnie Niemcy. Politolog John Kampfner z Royal United Services Institute w analizie „Rosja i Chiny w Niemczech” zauważa, że źródła kremlowskich sukcesów leżą we wpływach emocjonalnych, politycznych i historycznych. O ich wykorzystanie najłatwiej na poziomie lokalnym.

Na przykład starsze pokolenie Niemców jest coraz bardziej rozczarowane efektami zjednoczenia kraju w 1989 r. Do grupy niezadowolonych z własnej sytuacji należą tzw. Spätaussiedler. Jest to milionowa rzesza postsowieckich emigrantów niemieckiego pochodzenia, którą osiedlono we wschodnich landach. Przy tym nie jest to przede wszystkim problem statusu materialnego. Przez trzydzieści lat PKB byłej NRD osiągnęło 80 proc. produktu krajowego brutto zachodniej części kraju. Chodzi o dyskryminację tożsamościową, a zatem polityczną. Tylko 1,7 proc. obywateli wschodnich Niemiec zajmuje eksponowane stanowiska w federalnej administracji oraz na scenie partyjnej. Jakby to nie brzmiało, Angela Merkel w fotelu kanclerskim jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, mimo, że wschodni Niemcy stanowią 17 proc. populacji. W NRD nie ma też żadnej wyższej uczelni o europejskiej renomie. Tylko 7 z 500 największych firm ma siedzibę na wschodzie, tyle że żadna nie jest notowana w giełdowym indeksie DAX skupiającym 30 flagowych koncernów.

Z kolei zachodnich Niemców obciąża silnie kompleks historyczny. Nazizm i widok sowieckich czołgów w zrujnowanej stolicy Rzeszy zapadł w zbiorową pamięć RFN. Obawy przed powtórką podsyciło 45 lat zimnej wojny. Wspólny skutek jest taki, że Putin nie tylko podsyca wewnątrzniemieckie pęknięcia, ale wziął rozłam tożsamościowy pod swoje skrzydła i przekształcił go w polityczny. Nie ma problemu ze znalezieniem prorosyjskich ugrupowań. Od dawna wiadomo, że Alternatywa dla Niemiec je mu z ręki. Do współpracy z Rosją nie trzeba namawiać postkomunistycznej Lewicy, a tak się składa, że na poziomie lokalnym i poszczególnych ziem oba ugrupowania rządzą w byłej NRD. Obecnie w szybkim tempie dołącza do nich SDP. Socjaldemokracja zagrożona zdeklasowaniem przez koalicję Związek 90/Zieloni chwyta się wszelkich sposobów politycznego przetrwania. Na czele z Rosją, a przykładem jest Sigmar Gabriel. Pomimo unijnych sankcji nałożonych w odwet za aneksję Krymu, były przewodniczący SPD, wicekanclerz i minister spraw zagranicznych poparł Moskwę aktywnością w fasadowej imprezie forum rosyjsko-niemieckiego. Gorzej, że prorosyjskie zidiocenie dotyka czynnych polityków rządzącej koalicji CDU/CSU/SPD. Jak inaczej nazwać wspólny apel premierów wschodnich landów o zniesienie antyrosyjskich sankcji? Trudno o lepszy dowód skolonizowania niemieckiej sceny politycznej przez Moskwę.

Chińska ekspansja
Za to odległe geograficznie Chiny stały się w 2019 r. niemieckim partnerem handlowym numer jeden, podczas gdy Rosja wypadła właśnie z pierwszej dziesiątki. To nie przypadek, bowiem Pekin uznał Niemcy za główny cel ekonomicznej ekspansji w Europie. Berlin jest dla Chin wygodnym kontrahentem, o czym decyduje niemiecki pragmatyzm gospodarczy. Jego uświęcona reguła brzmi: gdzie zaczyna się eksportowy zysk, kończy się poparcie dla demokratycznych wartości, czyli polityczna solidarność. Przykładem jest niezwykła wstrzemięźliwość w sprawie złamania przez chińskich komunistów autonomii Hong Kongu. Ostrożność Angeli Merkel, wynikająca z potencjalnych strat na chińskim rynku, wyraża się także pozoracją krytyki Pekinu przez niemiecką prezydencję w Unii Europejskiej.

Tak czy inaczej, John Kampfner dostrzega dwa najgroźniejsze aspekty chińskiej kolonizacji. Pierwszym jest przejmowanie technologii. Chiński kapitał wykupuje niemieckie firmy innowacyjne niczym świeże bułeczki. Przykładem jest producent zrobotyzowanych linii Kuka z Augsburga, wykupiony przez koncern Midea. Wprawdzie Berlin przyjął rozwiązania prawne utrudniające Chinom zmiany właścicielskie i praw patentowych, ale główny problem Niemiec leży gdzie indziej. To fiasko ostoi gospodarki, którą były średnie i małe firmy. Słynna koncepcja Mittelstand po prostu upada, nie wytrzymując naporu globalizacji, na którą rząd Merkel nie ma recepty. Podobnie jak na coraz bardziej widoczne opóźnienia modernizacyjne, które odczuwa szczególnie flagowy przemysł motoryzacyjny. Wszystko razem sprawia, że Niemcy stały się bardzo podatne na chińskie inwestycje. To druga słabość naszego zachodniego sąsiada. Pekin wybiera zaś szczególnie tłuste kąski inwestycyjne. Jest to zgodne z globalnym planem przejmowania regionalnych centrów produkcji, a przede wszystkim infrastruktury handlowej komunikacji. Przykładem jest Duisburg, w którym poziom bezrobocia przekracza niemiecką średnią. Tyle, że Duisburg, położony w widłach Renu i rzeki Ruhry, jest wielkim portem śródlądowym o strategicznym znaczeniu dla całej strefy euro.

Przyczyny
Niemcy są nieprzypadkowo głównym obiektem rosyjskiej i chińskiej kolonizacji. Moskwa oraz Pekin widzą w Berlinie klucz do całej Europy, a więc do jej osłabienia, a następnie politycznego i ekonomicznego podboju. Niemcy to największa gospodarka UE. Widać to szczególnie po brexicie i na tle słabnącej wciąż Francji. Te same czynniki powodują, że także w planie politycznym znaczenie Niemiec w Europie stale rośnie. Rosną także partykularne ambicje Berlina w Unii i na świecie. Niemcy, ufne w parasol atomowy i dziesiątki amerykańskich baz, od 70 lat bogacą się bez przerwy. Paradoksalnie mocarstwowe ambicje berlińskich elit można dziś nazwać największą pułapką, w którą wpadły Niemcy. Historyczny program kontynentalnej hegemonii okazał się zbyt wielkim kęsem do przełknięcia. Nie po to powstał wspólnotowy program dla wyniszczonej II wojną światową Europy, aby teraz Niemcy zniszczyły ramy zbiorowego bezpieczeństwa, w które zostały celowo wepchnięte.

Dlatego chęć zdominowania Europy wyrażona projektem niemieckiej UE skonfliktowała Berlin najpierw z Eurolandem, a obecnie z nowymi członkami europejskiego projektu integracyjnego. Zatem źródła powodzenia rosyjsko-chińskiej kolonizacji biją w Berlinie, a nie w Moskwie i Pekinie. Złodziejskim wytrychem okazuje się antyamerykańska polityka Merkel, która pozbawia Niemcy parasola obronnego USA. Uporczywy brak solidarności wyrażany odmową zwiększenia budżetu obronnego w NATO, plany wspólnego z Rosją zachwiania energetycznym bezpieczeństwem UE, a wreszcie ignorowanie narodowych interesów państw Europy Środkowej i Wschodniej. Czyż można dziwić się Donaldowi Trumpowi, który pyta, z jakiej racji amerykańscy żołnierze mają bronić Niemiec, skoro Berlin sam kapituluje, poddając Moskwie i Pekinowi nie tylko niemiecką, ale także europejską suwerenność?

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny