e-wydanie

6.6 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Czy grożą nam podwyżki podatków w drugiej połowie tego roku?

Skąd pytanie będące tytułem niniejszego artykułu?

Pośrednio dowiedzieliśmy się o tym z wypowiedzi jednego z dwóch kandydatów na urząd prezydenta RP, który zapowiedział, że (jakoby) zawetuje wszystkie ustawy podwyższające podatki.

Zastanawiam się, skąd ów kandydat wiedział, że takie ustawy ktoś uchwali? Jako czołowy reprezentant najważniejszej siły politycznej Polski, czyli anty- PiS-u, być może jest o tym przekonany, bo jego ruch przecież nigdy nie splamił się jakąkolwiek podwyżką podatków, a wzrost stawki VAT-u przed prawie dziesięciu laty z 22 proc. na 23 proc. był prawdopodobnie samowolą liberalnego ministra finansów Jana Vincenta R., który zapewne był wtedy kryptopisowcem. Gdyby wówczas kandydat KO był już głową państwa, na pewno zawetowałby owe podwyżki, ale niestety jeszcze nie był. Ciekawe, czy ktoś, kto orientuje się po japońsku (jako tako) w sprawach podatkowych, wpadłby na pomysł, aby w sytuacji globalnego spadku popytu konsumpcyjnego podwyższać podatki? Przecież, po pierwsze, może to tylko zmniejszyć dochody budżetowe, ale, po drugie, jest to zupełnie niepotrzebne.

Cały tzw. zachodni świat masowo drukuje pieniądze, z których już nie trzeba obdzierać obywateli (bo po co?). Wręcz odwrotnie: do ich kieszeni wtłacza się dziś kwoty liczone w setkach miliardów euro, bo już unieważniono monetarystyczne bajeczki, które u nas – jak to na prowincji – wciąż obowiązują. Przypomnę ich istotę: jak jest dużo pieniędzy – jest duża inflacja, jak się ma mało pieniędzy – to jest mała inflacja, a jeżeli nie będzie pieniędzy, to już nie będzie inflacji i gospodarka wreszcie będzie mogła się swobodnie rozwijać. W czasach obecnych, aby zwiększyć dochody budżetowe, należy nawet obniżać podatki tym, którzy je jeszcze mogą płacić, wręcz zmusić do płacenia tych, którzy mają pieniądze i ich nie płacą.

Czy tych ostatnich mamy jeszcze na naszej ziemi? Zwolennicy (w tym niejawni) PiS-u tak mówią, lecz – jak wiadomo – jest tzw. prawda VAT-owska, która jest tyle samo warta, co prawda smoleńska. Można więc podejrzewać, że gdy jednak nie uda się odsunąć „cisowców” od władzy, to będą oni chcieli zmuszać tych, którzy uchylają się od opodatkowania, do ponoszenia tychże bezzasadnych ciężarów. Toż to przecież rozbój w biały dzień i znany dobrze liberałom fiskalizm rządzącej kliki. Jeżeli ktoś, kto tylko legalnie optymalizuje swoje obciążenia, będzie przez autorytarne rządy zmuszany do płacenia na państwo PiS, to trzeba temu powiedzieć twarde NIE. To przecież podwyżka podatków, która musi być skutecznie zawetowana.

Ciekawe, czy wśród społecznych doradców tego byłego kandydata KO nie ma już jakiejś damy lub dżentelmena z tej firmy, którzy doradzali niezapomnianemu Janowi Vincentowi R., gdy rządził na ulicy Świętokrzyskiej 12? To dość prawdopodobne, bo ów biznes przed pięciu laty twardo zwalczał księżycowe pomysły programu wyborczego Andrzeja Dudy, a potem stanął w pierwszym szeregu uszczelniaczy podatków.

Najnowsze