4.3 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Koniecznie przeczytaj

Anty-Midas grasuje Warszawie

Kiedy słucham kolejnych wyjaśnień prezydenta m. st. Warszawy Rafała Trzaskowskiego w sprawie drugiej katastrofy ekologicznej w stołecznej oczyszczalni ścieków „Czajka”, to myślę, jak ważne jest, by politycy mieli doświadczenie biznesowe. Najlepiej doświadczenie adekwatne do zajmowanego stanowiska.

Warto zwrócić uwagę, że dramat z katastrofą oczyszczalni ścieków odbywa się nie gdzieś na antypodach, tylko w stołecznym grodzie, który jest wizytówką całej Polski. Fekalia opuszczając miasto powodują katastrofę ekologiczną w Wiśle. To już oznacza, że sprawa przestaje mieć charakter „lokalny”. Boleśnie dotyka wszystkich użytkowników rzeki aż do ujścia. Tam problem też się nie kończy, bo Zatoka Gdańska nie jest jakąś magiczną studzienką ściekową. Morze Bałtyckie nie należy do najczystszych na świecie. Teraz jest wzbogacane przez stołeczne nieczystości. Cierpi na tym okrutnie cały ekosystem. To musi wywoływać ogromną irytację innych państw sąsiadujących z Królestwem Neptuna. Często Polacy mówią o Bałtyku, że to „nasze morze”. Zapomina się w ten sposób, że korzystają z niego też inne kraje. Tak Anty-Midas tworzy już nie stołeczną katastrofę oczyszczalni, ale katastrofę ekologiczną regionu.

Wyobraźmy sobie, że Rafał Trzaskowski jest prezesem korporacji zatrudniającej kilkanaście tysięcy osób z budżetem rocznym kilkunastu miliardów złotych. Korporacja ta doprowadza drugi raz do takiej samej katastrofy ekologicznej. Zaraz, zaraz… Czy już pierwszą katastrofę ekologiczną rozmiarów ubiegłorocznej „Czajki” przetrwałby zarząd korporacji? Czy właściciele nie pozbyliby się prezesa i wszystkich odpowiedzialnych dyrektorów? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że Rafał Trzaskowski nie miałby szans przetrwać jako szef korporacji już pierwszej katastrofy, a co dopiero doprowadzić do drugiej. Podziękowano by mu pod presją akcjonariuszy i spadających akcji. Ale gdyby nawet jakimś cudem Trzaskowski w owej korporacji pozostał na stanowisku, to ceną za to byłby realny i szybki program naprawczy, którego wdrażanie byłoby systematycznie i wnikliwie kontrolowane przez radę nadzorczą.

Tymczasem w samorządzie warszawskim to tak nie działa. Mamy akcjonariuszy – wyborców, mamy radę nadzorczą – Radę Miejską, mamy też zadowolonego z siebie prezesa – prezydenta stolicy. Ani on, ani jego podwładni z kadry kierowniczej nie ucierpieli ani z powodu ubiegłorocznej, ani obecnej katastrofy. Zdaje się, że nawet nikt nie oberwał po premii, a jeśli już, to chyba symbolicznie, bo z zarobków rzędu 250–300 tys. zł rocznie wiceprezydentów, dyrektorów i prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w m. st. Warszawie trudno wyczytać jakieś finansowe konsekwencje miejskich „sukcesów”. W przypadku Warszawy przydałoby się dużo więcej biznesowego zmysłu i zasad prowadzenia przedsięwzięcia, zamiast infantylnej melancholii.

Janusz Głowacki napisał niegdyś „Antygonę w Warszawie”, a teraz na naszych oczach rozgrywa się współczesna wersja mitu o królu Midasie. I to niestety, nie jest historia literacka. Akcja dzieję się naprawdę. Grecki Midas czego dotknął – zamieniał w złoto. Uwspółcześnienie polega na odwróceniu sytuacji – Rafał Trzaskowski ma ten sam talent, ale ujemny. To Anty- -Midas. Czego nie dotknie – zamienia się w… Jego dar objawił się już w pierwszych dniach kadencji: pierwsza po podpisaniu warszawskiej karty LGBT+ akcja to Tramwaj Różnorodności, który oklejony w ideologiczny przekaz miał kursować po mieście. Maszyna nie wytrzymała ciężaru ideologii i zepsuła się już po kilkuset metrach. Do tej pory jej nie widziano.

A potem poszło już gładko. Zdechły miejskie kozy, wylała po raz pierwszy „Czajka”, pękła magistrala cieplna, potem zwykły wodociąg, autobusy miejskie prowadzili (z tragicznym skutkiem) narkomani, spadła na miasto ulewa zamieniająca studzienki w fontanny, a piwnice w podziemne jeziora. Padły też niemal wszystkie inwestycje i tylko strefa płatnego parkowania ciągle się rozrasta. Teraz mamy katastrofę „Czajki” numer dwa i bardzo się martwię, bo mam poważne obawy, że to, niestety, nie koniec.

Najnowsze