2.5 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Azja dyktuje tempo

Podpisanie traktatu RCEP pokazuje siłę azjatyckiej gospodarki. Podczas gdy Europa wciąż nie może podpisać umowy finalizującej brexit, Chiny w samym środku koronawirusowych zawirowań dopięły wielki projekt handlowej współpracy w rejonie Pacyfiku.

Negocjacje w sprawie podpisania umowy o ustanowieniu Regionalnego Kompleskowego Partnerstwa Gospodarczego trwały od ok. ośmiu lat i zostały uwieńczone sukcesem w trakcie niedawnego szczytu państw ASEAN (Stowarzyszenia Państw Azji Południowo-Wschodniej) w Hanoi. Wśród sygnatariuszy są Indonezja, Tajlandia, Singapur, Malezja, Filipiny, Wietnam, Birma, Kambodża, Laos, Brunei, a także Chiny, Japonia, Korea Południowa, Australia i Nowa Zelandia. Łącznie we wszystkich tych krajach żyje ponad 2 mld mieszkańców, którzy wypracowują aż 30 proc. światowego PKB. Pod tym względem jest to największe w dziejach porozumienie przewyższające rozmachem wszelkie pozostałe inicjatywy tworzące tzw. porozumienia o wolnym handlu na poziomie międzynarodowym.

Odpowiedź na klęskę TPP

Doprowadzenie do finalizacji RCEP to zdecydowana odpowiedź na wcześniejsze inicjatywy Stanów Zjednoczonych podejmowane jeszcze w czasach prezydentury Baracka Obamy. W lutym 2016 r. podpisano Partnerstwo Transpacyficzne (TPP), które miało za zadanie umocnić pozycję USA i jego partnerów na Półkuli Wschodniej. W skład TPP weszła m.in. Japonia, Wietnam, Malezja, Singapur czy też Australia, których postawa wobec Chin może się w najbliższych latach okazać kluczowa w kontekście globalnego starcia o władzę. Tuż po wyborze na urząd prezydenta Donald Trump pospiesznie wycofał jednak swój kraj z zawartego porozumienia, pozostawiając wspomniane kraje niejako samym sobie.

Taki rozwój wydarzeń idealnie wykorzystały Chiny, które konsekwentnie próbują przyciągnąć do siebie kolejne kraje. Co prawda RCEP to umowa multilateralna, przynależność do której nie wyklucza jeszcze możliwości przystąpienia do zupełnie innych porozumień handlowych (m.in. z Unią Europejską), niemniej jednak podpisanie jej świadczy silnie o tym, że Chiny coraz łatwiej zdobywają grunt w państwach swojego regionu. W przeciwieństwie do silnie zideologizowanych zachodnich krajów demokratycznych Chiny nie położyły w ramach umowy RCEP żadnego szczególnego nacisku na kwestie środowiskowe. Świadomie pominięto także kwestię respektowania praw własności intelektualnej. Kwestią priorytetową jest ograniczenie barier dla obrotu towarów i usług oraz redukcja ceł. Takie sprofilowanie nowego porozumienia bardzo silnie współgra z intensywnie forsowaną w ostatnim czasie koncepcją przestawienia chińskiej gospodarki na nowe tory zwiększonego popytu wewnętrznego. Władze z Pekinu chcą w coraz mniejszym stopniu zależeć od eksportu do krajów zachodnich i konsumpcji tamtejszych społeczeństw, gdyż docelowo to właśnie licząca ponad 1,38 mld osób gospodarka Kraju Środka ma się stać najważniejszym światowym obszarem konsumpcji. Aby to stało się możliwe, konieczne jest jak najszybsze uniezależnienie się od Zachodu.

Nowy dualizm

Rzecz jasna, Chińska Republika Ludowa nadal chce być liderem w produkcji nowoczesnych technologii i swoim eksportem zalewać cały świat, lecz jej celom ewidentnie nie sprzyja istniejąca wciąż sytuacja, w której zorientowanie na eksport stanowi wciąż fundament gospodarki. Wedle koncepcji nowego dualizmu gospodarczego Chiny chcą coraz silniej stawiać na samowystarczalność własnego obszaru gospodarczego i docelowo uczynić go światowym centrum konsumpcji. RCEP idealnie wpisuje się w te dążenia, gdyż ma szansę jeszcze bardziej przesunąć środek ciężkości światowej gospodarki w kierunku wschodniego Pacyfiku. Chiny chcą, aby w ich spektakularnym wzroście uczestniczyły najmocniej państwa Azji Wschodniej i Południowej, gdyż nie stwarzają one dla Pekinu żadnego większego geopolitycznego zagrożenia. Od kilku miesięcy na świecie trwa już prawdziwy kryzys gospodarczy i wiele państw będzie szukało skutecznej drogi wyjścia z niego. Chiny jako jedyne mocarstwo na świecie zdołały wyjść z zamieszania wokół koronawirusa z obronną ręką i mają teraz bardzo silny argument. Tworzona przez nie strefa handlowa jest obecnie najbardziej perspektywiczna ze wszystkich tego typu zawiązanych w ostatnich latach.

Wielkim nieobecnym umowy powołującej do życia Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze są przede wszystkim Indie. W obecnym układzie sił politycznych tego kraju nie ma zgody na tak bliskie związanie się z Chinami. Dla hinduskich polityków całkowicie jasne jest także to, że przystąpienie do RCEP wiązałoby się z zalaniem ich kraju towarami z Państwa Środka. Biorąc jednak pod uwagę prognozy wzrostu gospodarczego i demograficznego Indii, ich postawa w odniesieniu do strefy RCEP będzie w przyszłości kluczowa.

Amerykańska niewiadoma

Bodajże najważniejsza kwestia związana z zawartym porozumieniem będzie dotyczyła tego, jak zareagują na nie Stany Zjednoczone. Właściwie dopiero 8 grudnia wyjaśni się, kto dokładnie zostanie prezydentem tego kraju i jaki kurs obierze nowy przywódca. Jeżeli wybory wygra Donald Trump, można się spodziewać, że będzie starał się przeciwdziałać ruchowi Chin i podpisać kolejną serię umów z poszczególnymi krajami regionu Pacyfiku (umowy multilateralne nie wchodzą w rachubę). Jak do tej pory Chiny nie respektują w pełni postanowień zawartego niedawno wstępnego porozumienia handlowego z USA, dlatego kandydat republikanów musiałby przystąpić do bardzo dynamicznych działań, aby odciągnąć swoich sojuszników od bliższej współpracy z Pekinem. Nieco większą zagadką wydaje się na ten moment reakcja po ewentualnym zwycięstwie Joego Bidena. O ile bowiem jako wiceprezydent w gabinecie Obamy wspierał uderzającą w Chiny inicjatywę Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), o tyle w ostatnich miesiącach obóz demokratów poddał swój stosunek do Pekinu znaczącej rewizji. Pomimo wielu pytań zadawanych mu na ten temat przez dziennikarzy, Biden jak na razie nie zadeklarował jasno, czy będzie dążył do ponownego przystąpienia do TPP. Biorąc pod uwagę ujawnione w czasie kampanii związki jego syna Huntera z Chińczykami, w grę wchodzą tak naprawdę bardzo różne scenariusze.

Jest rzeczą absolutnie jasną, że najważniejszym powodem doprowadzenia prac nad Regionalnym Kompleksowym Partnerstwem Gospodarczym do końca była chęć uniknięcia sankcji, jakie Donald Trump nałożył na towary pochodzące z Chin. Ułatwiony dostęp do rynków kilkunastu państw regionu Azji Południowo-Wschodniej sprawi, że globalnym korporacjom stosunkowo łatwo będzie utrzymać produkcję w regionie, uniknąć konieczności przeprowadzki do krajów o droższej sile roboczej i jednocześnie zachować łatwy dostęp do Państwa Środka. Chiny już od dłuższego czasu bez większych zahamowań dzielą się produkcją mniej zaawansowanych produktów z sąsiednim Wietnamem czy też Tajlandią. Kapitałowo i komunikacyjnie sąsiedzi Chin i tak zależą mocno od Pekinu.

Wszystko to powinno dać wiele do myślenia elitom politycznym w Polsce, gdzie konsekwencje podpisanego porozumienia nie zostały chyba jeszcze niestety należycie zrozumiane. Uwagę przyciągają wciąż przede wszystkim kwestie związane z pandemią i sporami światopoglądowymi, lecz w ciszy lockdownów i reżimu sanitarnego dokonują się właśnie bardzo istotne zmiany. Podczas gdy Unia Europejska wymaga od Polski coraz bardziej wyraźnej akceptacji dla forsowanych przez nią skrajnych lewicowych ideologii, Azjaci zawierają porozumienie o całkowicie technicznym i gospodarczym wydźwięku. Nasz kontynent staje się coraz bardziej peryferyjny, a Polska przygląda się temu procesowi w sposób zadziwiająco bierny.

FMC27news