11.7 C
Warszawa
czwartek, 28 marca 2024

Włoski problem Brukseli

Koniecznie przeczytaj

Konflikt między Unią Europejską a Włochami narasta

Matteo Salvini postraszył nawet stworzeniem „równoległej waluty”.

Zakończone niedawno wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły Lidze Północnej spory sukces w postaci uzyskania aż 34,3 proc. głosów. W poprzednich wyborach partia Salviniego zdobyła zaledwie 6,2 proc., lecz dziś wyrasta na najważniejszą siłę polityczną Italii. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu sprawujący funkcję wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych, stał się jeszcze bardziej zuchwały w kontaktach z Unią Europejską. W minionym tygodniu postraszył nawet Brukselę, że w razie braku możliwości osiągnięcia porozumienia w kwestiach budżetowych rozważy wprowadzenie „równoległej waluty”.

Euro mniej potrzebne
Choć propozycja ta wydaje się dość egzotyczna, w rzeczywistości ma całkiem dużą siłę rażenia. Wprowadzenie równoległej waluty nie oznaczałoby bowiem przywrócenia lirów jako powszechnego środka płatniczego stosowanego w zastępstwie euro, lecz raczej ustanowienie nowego pieniądza bankowego. Mógłby on przyjąć formę obligacji skarbowych (tzw. mini-BOT), wykorzystywanych jedynie w obiegu elektronicznym. Wedle jego pomysłodawców miałby zerową stopę oprocentowania i był pozbawiony terminu wykupu. Dzięki temu włoskie władze byłyby w stanie samodzielnie i niezależnie kształtować podaż pieniądza w obiegu, z pominięciem zasad funkcjonowania wspólnej waluty, regulowanych m.in. przez traktat z Maastricht. Dla zwolenników jeszcze ściślejszej unii walutowej ewentualne powodzenie projektu równoległej waluty stanowiłoby prawdziwą katastrofę, gdyż przekreślałoby wieloletni proces budowy superpaństwa ze scentralizowanym zarządem nad kwestiami finansowymi. Włoskie ministerstwo skarbu dość szybko zdementowało, jakoby faktycznie trwały prace nad wprowadzeniem nowych obligacji, choć powszechnie wiadomo, że jeden z ekonomicznych ekspertów Ligii Północnej Claudio Borghi od lat działa na rzecz ich wprowadzenia. Zapowiedź Salviniego można więc, póki co, odczytywać jako formę „straszaka”, lecz niewykluczone, że obóz rządzący Włochami w końcu zdecyduje się na otwartą walutową konfrontację z Brukselą. Eskalacja sporu z nowym rządem Italii nie mogła się unijnym elitom przydarzyć w bardziej nieodpowiednim momencie. Gdy wydawało się już, że brexit da się ostatecznie powstrzymać wbrew demokratycznym procedurom, na scenie pojawił się ponownie Nigel Farage, którego Brexit Party ożywiła antyunijne nastroje i wzbudziła popłoch wśród establishmentu. Eurosceptyczna fala wezbrała także we Włoszech, które coraz bardziej cenią polityka śmiało występującego przeciwko obecnemu modelowi zarządzania Unią. O ile jednak Wielka Brytania nie jest członkiem strefy euro, o tyle Włochy są jednym z jej liderów i dlatego sceptycyzm Salviniego względem wspólnej waluty stanowi dla niej naprawdę spore zagrożenie.

Lider kontestatorów
Jeszcze do niedawna jedyną „czarną owcą” w Unii Europejskiej pozostawały rządzone Wiktora Orbana Węgry. Po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych w 2015 roku dołączyła do nich Polska, oskarżana o łamanie zasad praworządności i demokracji. Zagrożenie dla Unii ze strony tych krajów jest jednak zdecydowanie mniejsze niż w przypadku Włoch, gdyż są one zdecydowanie bardziej wpływowe i ze względu na swój rozmiar mogą realnie wstrząsnąć procesem integracji. Eurosceptyczny i antyimigrancki rząd Salviniego stanowi potężną siłę odśrodkową, która może zjednoczyć wszystkie europejskie ugrupowania kontestujące obecny model funkcjonowania Unii. Trwająca od ubiegłego roku awantura dotycząca finansów publicznych, stanowi tak naprawdę dla uniokratów pretekst do tego, aby sabotować działania włoskiego rządu i doprowadzić do jego obalenia. Ze względu na zobowiązania wyborcze koalicjanta Ligii Północnej – Ruchu Pięciu Gwiazd – Salvini poparł rozwiązania, które wymagały zwiększenia deficytu budżetowego o 0,8 proc. PKB. Jednym z nich było wprowadzenie bezwarunkowego dochodu gwarantowanego, który od kwietnia br. wypłacany jest kilku milionom osób. Włochy mają ogromne zadłużenie (ponad 131 proc. PKB), dlatego zwiększenie wydatków stało się dla Brukseli pretekstem do tego, aby sparaliżować działania rządu groźbą wysokich kar (w tej chwili mówi się o nawet 4 mld euro). Tego rodzaju środków nie stosowano jednak, gdy przez lata Włochami rządziły partie lewicowe, utrzymujące znacznie wyższy deficyt. Co więcej, deficyt za rządów Salviniego jest najniższy od wielu lat. Nastawione na wywołanie paraliżu oraz rozpadu rządzącej koalicji działania Brukseli przynoszą jak dotąd zupełnie odmienny efekt. Salvini zyskuje na popularności i w dłuższej perspektywie będzie być może w stanie porzucić współpracę z postulującym wysokie transfery socjalne Ruchem Pięciu Gwiazd Luigi Di Maio. Niedawno lider Ligii Północnej stwierdził wprost, że chciałby doprowadzić do rewolucji w finansach publicznych, opartej na redukcji stawek podatkowych (m.in. poprzez wprowadzenie podatku liniowego) oraz redukcji biurokracji.
– Potrzebujemy lekarstwa, które zastosował Trump, Orban, pozytywnego szoku fiskalnego potrzebnego do przebudzenia całego kraju – stwierdził Salvini, który chciał tym samym zapewne zademonstrować inwestorom, że dostrzega główne bolączki włoskiej gospodarki, a jego prawdziwym celem nie jest kontynuacja polityki nadmiernego fiskalizmu.

Eurosceptyczny trybun
Działalność polityczna Salviniego pod wieloma względami wpisuje się w to, co lewicowe salony określają mianem „prawicowego populizmu”. Włoski polityk śmiało nawiązuje do chrześcijaństwa i tradycyjnych wartości (chętnie pokazując się z krzyżem czy różańcem w ręku) i jednocześnie przeciwstawia się dyktatowi liberalnej kultury. Salvini jest na tyle niepoprawny politycznie, że spotyka się nawet z krytyką ze strony niektórych hierarchów kościelnych, dla których jego przekaz jest zbyt bezkompromisowy. W czasie zorganizowanego niedawno w Mediolanie zjazdu sojuszników Ligi Północnej z całej Europy Salvini zaatakował m.in. Jean-Claude’a Junckera, Angelę Merkel czy też Emmanuela Macrona, uznając ich za grono osób, które sprzeniewierzyły się zasadom, które niegdyś budowały pomyślność całego kontynentu. Włoski polityk stał się w ostatnim czasie faktycznym liderem europejskiego ruchu dążącego do dokonania głębokich zmian w ramach Unii, choć wiele wątpliwości budzi fakt, że nie kryje swojego podziwu dla Władimira Putina. Jego rusofilia może stanowić poważną przeszkodę w tworzeniu wielkiego prawicowego bloku nie tylko w ramach Parlamentu Europejskiego, lecz także całej Unii.

Coraz gorsze relacje między Rzymem a Brukselą, Berlinem i Paryżem sprawiły tymczasem, że własną ofertę zajęcia miejsca Włoch w unijnej hierarchii złożyła już Hiszpania. Hiszpański premier Pedro Sánchez stwierdził niedawno, że problemy Wielkiej Brytanii i Włoch stworzyły próżnię, którą z chęcią wypełniłby Madryt. Awantura o włoskie finanse publiczne sprawia, że proces zacieśniania unii walutowej napotyka kolejne przeszkody, dlatego unijne elity z chęcią przykładnie ukarałaby Salviniego. Bardziej jednak liczą na to, że władzę we Włoszech obejmie wkrótce ktoś, kto będzie bardziej skłonny do współpracy. Wiele wskazuje jednak na to, że Matteo Salvini nie jest zjawiskiem przejściowym. Zdaniem niektórych obserwatorów sceny politycznej Włoch już od dawna żaden polityk nie potrafi ł wzbudzić takiego entuzjazmu. Ważnym politycznym atutem Salviniego jest zdecydowany sprzeciw wobec niekontrolowanego napływu nielegalnych imigrantów. W ciągu minionego roku rządzącej koalicji udało się skutecznie ograniczyć skalę całego zjawiska, zmuszając nawet przemytników do zmiany tras przerzutu. Dla zmęczonych dotychczasowym chaosem Włochów uczyniło to zauważalną różnicę. Podczas gdy Ruch Pięciu Gwiazd coraz bardziej traci poparcie, Liga Północna wciąż utrzymuje je na poziomie ponad 30 proc. Wielkim testem dla Salviniego będzie to, czy będzie potrafi ł je utrzymać do kolejnych wyborów.

Najnowsze

Parasol Nuklearny

Co z Ukrainą?

Wpadka Google’A

„Szok Trumpa”