Pod względem medialności minister finansów Tadeusz Kościński ustępuje zdecydowanie większości swoich poprzedników na stanowisku. Jako autor kuriozalnych koncepcji i wypowiedzi bywa jednak niekiedy wręcz bezkonkurencyjny.
Szefami polskich finansów bywały już w przeszłości tak barwne i słynące z kwiecistego języka postaci jak choćby Grzegorz Kołodko, Marek Belka czy też Zyta Gilowska. Pracujący przez wiele lat w Londynie Kościński nie przyswoił sobie wciąż polszczyzny w stopniu, który pozwoliłby mu dorównać im pod tym względem, a mimo to zaledwie kilkunastomiesięczny okres urzędowania pozwolił mu zaistnieć w przestrzeni publicznej jako autorowi wypowiedzi wprawiających wprost w osłupienie.
Obywatele, ratujcie banki
Najnowszym przykładem takiej właśnie sytuacji jest wystosowany w czasie rozmowy dla Polskiego Radia apel urzędującego ministra finansów o to, aby Polacy „wyciągnęli gotówkę spod materaca i włożyli ją do banku”. Zdaniem Kościńskiego gotówka generuje jedynie koszty, a gdy pieniądze są złożone na koncie, można dzięki nim „rozkręcać gospodarkę”. Wzmożone zainteresowanie pieniędzmi obywateli ze strony władz finansowych nie jest oczywiście w naszych czasach niczym nietypowym. W przypadku Kościńskiego uderzające jest jednak to, że w zasadzie od pierwszych dni urzędowania skupił się niemal wyłącznie na tym, w jaki sposób zapanować nad środkami, które Polacy uparcie trzymają „poza systemem”. Można wręcz pokusić się o tezę, że urzędujący minister finansów cierpi na swego rodzaju obsesję, której przedmiotem jest jak najszybsze skłonienie rodaków do tego, aby posłusznie upłynnili wszystkie zaskórniaki.
Pozornie tego rodzaju starania wydają się być jedynie swego rodzaju osobową dziwnostką, jednakże tak naprawdę zdradzają one poważny problem obecnego rządu. W czasach, gdy ministrem finansów był jeszcze Mateusz Morawiecki, fiskus wzmocnił działania na rzecz uszczelniania systemu podatkowego licząc, że uda się w ten sposób pozyskać środki na transfery socjalne. Projekt ten w większości się udał, lecz logikę wyciskania pieniędzy z systemu przeniesiono w efekcie na całe społeczeństwo, które nie żyje przecież z karuzel podatkowych czy innych oszustw, lecz ciężko pracuje na swój byt. Z perspektywy Kościńskiego mityczne „zaskórniaki spod materaca” przedstawiają się jednak jako zasób, który wręcz należy się państwu i systemowi bankowemu do optymalnego rozwoju.
Nowe ciężary, brak ulg
W całym schemacie rozumowania ministra Kościńskiego szokuje przede wszystkim dawanie do zrozumienia, że to obywatele mają ponosić główny ciężar ratowania sektora bankowego i inwestycji w postpandemicznej rzeczywistości. Ministrowi finansów zwyczajnie nie wypada sugerować tego wprost, gdyż tym samym przyznaje, że władza nie ma własnych pomysłów na to, jak pobudzić gospodarkę. Jednocześnie zarówno Kościński, jak i premier Mateusz Morawiecki nie przedstawili dotąd ani jednej propozycji, która ciężarem odbudowy obarczałaby wielkie, zagraniczne podmioty. Obowiązujące od 1 stycznia podwyżki opłat i podatków, a także planowane nowe zmiany (m.in. pełne oskładkowanie wszystkich umów cywilno-prawnych) przewidują, że główne koszty trwającej recesji muszą wziąć na siebie zwykli Polacy. W tym kontekście sugerowanie, iż oprócz tego powinni dodatkowo poświęcić na ołtarzu inflacji swoje oszczędności, aby uratować dobrą kondycję banków i gospodarki, wydaje się wręcz niesmacznym żartem.
Minister Kościński dał się w ostatnim czasie poznać jako osoba, która bez większych zahamowań zadłużyła Polskę na wielkie sumy, a jednocześnie naciska wciąż na kolegów i koleżanki z Rady Ministrów, aby jeszcze bardziej poluzować zasady budżetowe i pożyczyć jeszcze większe środki. Tym zwielokrotnionym staraniom na rzecz zmobilizowania możliwie jak największych środków finansowych nie towarzyszy jednak gotowość ze strony państwa do tego, aby przynieść obywatelom ulgę w zakresie obciążeń fiskalnych czy też biurokratycznych. Innymi słowy, choć Kościński na każdym kroku podkreśla, że mamy do czynienia z nadzwyczajną sytuacją wymagającą użycia nadzwyczajnych środków, sam nie decyduje się jednak na żadne dokonanie jakichkolwiek nadzwyczajnych kroków po stronie państwa, które w wielu aspektach dokręca śrubę tak, jakby nigdy nie wydarzyła się żadna pandemia (obowiązek wprowadzenia kas fiskalnych online odroczono dopiero po gwałtownych protestach).
Jeszcze jako wiceminister finansów Tadeusz Kościński zasłynął wypowiedzią, że Polacy „trzymają w skarpetach 190 mld zł, które nie działają”. Jak widać wyraźnie, w centrum uwagi szefa polskich finansów niezmiennie znajdują się skarpetki, materace i inne artefakty służące do przechowywania gotówki, której najchętniej w ogóle by się pozbył. Od dwóch lat stale zachęca nawet polski Episkopat, aby w całości przeszedł na transakcje cyfrowe. Twarde dane pokazują jednak, że Polacy wcale nie chcą żegnać się z gotówką, co u ministra wywołuje zapewne wielkie rozczarowanie. Od czasu, gdy lokaty bankowe jeszcze bardziej straciły na atrakcyjności, a kryzysowe działania rządów napędziły obawy o niekontrolowany wybuch inflacji, Polacy masowo wypłacają pieniądze z banków (w czerwcu i kwietniu ubiegłego roku nawet 20 mld miesięcznie). Pod tym względem minister Kościński ponosi więc wielką porażkę i nie dziwi to, że szuka wciąż nowych zachęt do tego, aby osiągnąć swój wyśniony cel.
„Doradca finansowy” z MF
Apel ministra finansów o wpłacanie oszczędności na bankowe konta stanowi prawdziwe kuriozum, gdyż sprawny polityk potrafiłby już dawno znaleźć dobry pomysł na to, aby obywatele sami to zrobili nawet przez nikogo nieproszeni. Zarządzanie systemem finansowym państwa daje wystarczająco duży zakres środków to umożliwiających. W tym celu wystarczyłoby np. zmodyfikować obowiązujący od 19 lat tzw. podatek Belki (od dochodów kapitałowych), o obniżenie którego apelowali już pół roku temu przedstawiciele środowiska inwestorów giełdowych. Deklarując wprost, że oszczędności Polaków mają być podporządkowane zwiększeniu akcji kredytowej banków, Kościński zdradził tym samym swoje motywacje i na długi czas odstraszył wszystkich tych, którzy przy braku tego typu deklaracji byliby być może zainteresowani tego rodzaju lokatą kapitału.
Nie wiadomo, jak długo minister Tadeusz Kościński będzie sprawował powierzoną mu funkcję, ale już chyba na zawsze zostanie zapamiętany jako „minister zaskórniaków”, którego uwaga jest stale skupiona na skarpetach i materacach Polaków. W postawie urodzonego w Londynie polityka uderza przede wszystkim to, że traktuje obywateli z góry i uważa za niezdolnych do samodzielnej oceny, w jaki sposób mogą dysponować własnymi środkami. Ów specyficzny „doradca inwestycyjny” zasiadający u sterów Ministerstwa Finansów powinien jednak jak najszybciej nabrać nieco więcej skromności, gdyż póki co na jego okres urzędowania przypadł najwyższy w historii Polski deficyt budżetowy, najwyższy od wielu lat poziom zadłużenia, a także najwyższa w Unii Europejskiej stopa inflacji. Dodatkowo minister Kościński wykazuje, jak na szefa polskich finansów, wyjątkowo niewielkie zaniepokojenie losem wyniszczanej przez lockdown gospodarki. Powodów do zmartwień z pewnością nie brakuje, więc zainteresowanie oszczędnościami Polaków jest co najmniej nie na miejscu.