3.9 C
Warszawa
niedziela, 22 grudnia 2024

Szczepionkowa turystyka

Nie czekając na koniec pandemii, wielu z nas wyjeżdża na urlopy. Jest w czym wybierać, bowiem turystyczne potęgi wabią gości bezpiecznymi wakacjami. Do koronawirusa dostosowują się również operatorzy turystyczni, oferując nowe atrakcje, m.in. możliwość zaszczepienia się podczas wakacyjnego wyjazdu.

Niepewność
– Podczas gdy w Unii szczepienia buksują, wiele państw otwiera się na europejskich turystów, jak co roku spragnionych wrażeń i słońca – tak gazeta „Bild” ocenia perspektywy letniego sezonu 2021 r. sugerujące powrót do urlopowej normalności.
Oferta, także dla Polaków, jest bogata. Do tego, że można wybierać, przekonuje lista państw otwartych dla naszych urlopowiczów. Według portalu Fly.pl. spośród krajów Unii zapraszają Hiszpania, Grecja, Bułgaria, Malta, Cypr i Chorwacja. Kuszą Portugalia, a spoza UE, Turcja. Jeśli chodzi o bardziej egzotyczne kierunki, w tyle nie pozostają Egipt, Tunezja, Meksyk, Malediwy, Zanzibar, Kenia i Wyspy Zielonego Przylądka. Z kolei Izrael wprowadza tzw. zielone paszporty, otwierając granice przed osobami zaszczepionymi. Światowy rekordzista szczepień może sobie na to pozwolić. Według zapewnień premiera Benjamina Netanjahu pod koniec marca 90 proc. Izraelczyków do 16 roku życia przyjmie dwie dawki preparatów gwarantujących odporność na infekcję COVID-19.
Połączyć przyjemne z pożytecznym
Coraz więcej krajów, żeby podkręcić aktywność na rynku turystycznym, proponuje także wyjazdy połączone z możliwością zaszczepienia się. Niemcy, Skandynawia, Wielka Brytania czy nawet Słowacja proponują łączenie przyjemnego z pożytecznym.
Na przykład szwedzki operator World Visitor oferuje leczniczy turnus w Rosji, a w jego ramach szczepienie Sputnikiem V. Bogaty program zwiedzania Moskwy i okolic jest przerwany wizytą w centrum szczepień. Bazowy pakiet zawiera przelot Aerofłotem w dwie strony, pobyt w czterogwiazdkowym hotelu ze śniadaniem, wycieczki nawet do Soczi oraz koszt szczepienia z asystą przewodnika-tłumacza. Całość za jedyne 3 tys. euro, z tym że za szczepionkę trzeba dopłacić jeszcze 100 euro.
World Visitor oferuje także pakiet dla turystów lecących przez Rosję na weekend w Turcji. Mogą się uodpornić Sputnikiem w strefie tranzytowej moskiewskiego portu lotniczego. Wówczas cena spada do 2 tys. euro.
Z kolei ekskluzywny operator z Wielkiej Brytanii reklamuje podobny urlop, tyle że w Chinach, Indiach lub Dubaju. Najpierw jednak za 25 tys. funtów trzeba wykupić roczną kartę Concierce-Club Knightsbridge Circle dla wyższych sfer. Dopiero wówczas za kolejne 40 tys. funtów klub zorganizuje dla swojego członka miesiąc szczepionkowego urlopu w najlepszych hotelach wybranego kraju. Uodpornienie za pomocą dowolnie wybranego preparatu następuje jeszcze przed wyjazdem lub w jego trakcie, jednak wówczas chińskim lub hinduskim specyfikiem.
Lecz jak biura podróży weszły w posiadanie puli szczepionek, wobec ich niedoboru na całym świecie? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, bowiem firmy zasłaniają się tajemnicą handlową.
Bez gwarancji powodzenia
W tym samym czasie kiedy turystyka szczepionkowa nabiera rozpędu, większość państw europejskich wprowadza kolejne lockdowny chroniące obywateli przed trzecią falą pandemii. Te same kraje ze względu na wysoki poziom zakażeń wpisują Polskę na listę państw podwyższonego ryzyka. Zresztą z wzajemnością, bowiem nasz MSZ w porozumieniu z nadzorem sanitarnym stale uaktualniają wykaz państw, do których nie rekomendują podróży. Przyczyną jest ciągła niepewność epidemiczna. Na dobrą sprawę chętnym do spędzenia zagranicznych wakacji pozostaje formuła last minute. Kraj otwarty na turystów jeszcze wczoraj, może się zamknąć w każdej chwili. Przykładem jest Turcja, która ratując gospodarkę, w ubiegłym roku uruchomiła letni sezon wypoczynkowy. W efekcie na turecką Riwierę przybywały dziesiątki tysięcy gości dziennie, głównie z Rosji. Cóż z tego, że służby medyczne udostępniały przyjezdnym pulę 100 tys. koronawirusowych testów dziennie. Jak wykazała praktyka, większość wykorzystywali turyści kończący wakacje, na 48 godzin przed lotem powrotnym. A jeśli nawet wykonali badania na początku wakacji, to i tak władze tureckie nie stworzyły prawnych procedur ani elektronicznej ewidencji wyników. Skutek było widać już w październiku, gdy epidemia zaczęła kosić najpierw pracowników hoteli i gastronomii, a potem resztę ludności. W listopadzie Turcja należała już do grona światowych liderów zachorowań na COVID-19, z liczbą 50 tys. zakażeń na dobę. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że nie wiadomo, ilu turystów i z jakich państw zaraziło się od siebie podczas tureckich wakacji i jak kilka dni relaksu wpłynęło na rozlanie drugiej fali koronawirusa w UE, Wielkiej Brytanii i Rosji. Goście z Europy są tradycyjnie największą grupą korzystającą z uroków Azji Mniejszej. Tymczasem tylko w Rosji tragiczne żniwo pandemii zabrało 200 tys. ludzkich istnień.
Czy podczas kolejnych wakacji będzie inaczej? Poprawy sytuacji nie przewidują ubezpieczyciele, którzy odważnym urlopowiczom twardo rekomendują wykupienie specjalnych klauzul kowidowych. W każdym razie ocena ryzyka nie pozostawia złudzeń.
„Zawierana polisa powinna zapewniać pokrycie kosztów leczenia w przypadku zakażenia koronawirusem” – zalecają strony wszystkich ubezpieczycieli oraz najpopularniejszych operatorów turystycznych działających na polskim rynku. Co więcej, polisa musi pokrywać koszty kwarantanny, która przymusowo wydłuża pobyt. A jeśli tak, to również transportu, gdyż turysta nie może powrócić do kraju w zaplanowanym wcześniej i opłaconym terminie.
Koszt wycieczki znacząco wzrasta, a żadnym pocieszeniem nie jest opinia, że podróżni często, korzy-stając z klauzuli, są zadowoleni. Raczej przeciwnie, bo bez szczepienia COVID-19 pozostaje COVIDEM-19, zaś ubezpieczenie nie daje gwarancji bezobjawowego lub choćby lekkiego przebiegu infekcji. Szczególnie, gdy co i rusz pojawiają się nowe mutacje.
Wypoczynek?
Wszystko jest jednak o niebo lepsze niż urlop w Tanzanii, która potrzebując rozpaczliwie turystycznych dochodów, ukryła epidemię COVID-19 przed turystami. W ubiegłym roku władze 58-milionowego kraju ogłosiły zwycięstwo nad koronawirusem, otwierając granice i turystyczny biznes. Do afrykańskiego państwa przybyły tysiące zagranicznych gości, z których spora część powróciła do domów z COVID-19. Jednak prezydent Tanzanii uporczywie zaprzecza istnieniu ogromnych ognisk epidemii, utajniając dane o rzeczywistym przebiegu masowej infekcji oraz najbardziej niebezpiecznych rejonach pobytu.
Identyczne oskarżenie padło zresztą pod adresem władz tureckich. Według „Der Spiegel” tamtejsze ministerstwo zdrowia w porozumieniu z resortem turystki miało świadomie fałszować statystyki zachorowań, aby nie odstraszyć europejskich urlopowiczów.
Dlatego jeden z poczytniejszych w Turcji portali Haber7 skwitował rzeczywistość następująco: „Rząd uratował przemysł turystyczny, ale wywołał epidemię”. Covidowe wakacje mają również drugą stronę medalu. Awers to ogromna lista ograniczeń związana z odwiedzinami takich miejsc wakacyjnych pielgrzymek, jak Hiszpania czy Grecja. Obowiązkowy test z ujemnym wynikiem przeprowadzony na 72 godziny przed przylotem jest już normą. Jednak noszenie maski non stop, poza czasem posiłków i nieruchomego leżenia na plaży, to dosyć męcząca szykana.
Podobnie jak zakaz palenia w miejscu publicznym oraz – w przypadku Hiszpanii – gąszcz przepisów zależnych od regionu pobytu. Na przykład hasło ministerstwa zdrowia i opieki socjalnej: „Wyspy Kanaryjskie witają turystów z otwartymi rękami” – zawiera sporo niuansów.
Urlopowe Eldorado jest podzielone na strefy bezpieczeństwa w zależności od aktualizowanego poziomu zakażeń. W związku z tym na poszczególnych wyspach i w kurortach zmienne są liczby osób, które mogą wspólnie przebywać. W ten sam sposób przepisy regulują bezpieczny dystans, nie wspominając o godzinach otwarcia barów i restauracji, a także możliwości przemieszczania.
Pułapką może okazać się region międzylądowania w Hiszpanii lub graniczne państwo UE, w przypadku samochodowego lub powietrznego tranzytu. Jakoś głupio przybyć na wymarzony odpoczynek i z miejsca otrzymać 10-dniowy lub całkowity zakaz opuszczania pokoju hotelowego.
A tak właśnie dzieje się w przypadku obywateli państw wpisanych przez Madryt na alarmową listę krajów wysokiego ryzyka, co wobec trzeciej fali koronawirusa grozi Polsce oraz naszym rodakom mieszkającym w połowie krajów Europy.
To nie koniec „dobrych wieści”. Na urlop trzeba dotrzeć, najwygodniej drogą lotniczą. Tak było dotychczas, ponieważ linie lotnicze, ratując się przed bankructwem, wdrożyły drakońskie procedury bezpieczeństwa sanitarnego. Obowiązują one zarówno w portach lotniczych, jak i na pokładach samolotów. Należą do nich mierzenie temperatury, okazanie ujemnego testu, a przede wszystkim obowiązkowe noszenie maseczek, które w przypadku podróży międzykontynentalnych oznaczają trudności oddechowe od 24 do 48 godzin. O tym, że restrykcje to nie żarty, mówią codzienne newsy dotyczące surowych konsekwencji wobec niesfornych podróżników, na czele z wysokimi karami – sięgającymi tysięcy euro.
Tymczasem ceny biletów lotniczych ciągle idą w górę, znacząco wpływając na koszty wakacji. Inaczej być nie może, skoro tylko w ubiegłym roku cała branża poniosła straty wynoszące 370 mld dolarów. Mimo 167 mld dolarów pomocy rządowej linie pasażerskie oraz producenci samolotów na czele z firmą Boeing stanęli w obliczu upadku.
Znani przewoźnicy odnotowali antyrekord odpływu klientów. Według międzynarodowego stowarzyszenia IATA liczba lotów zmniejszyła się o 60-70 proc., zaś liczba pasażerów z 4,8 mld do 1,8 mld osób. Kluczowy wpływ na złą sytuację miały dwa epidemiczne czynniki.
Oprócz przejścia korporacji na pracę zdalną, która radykalnie ograniczyła podróże biznesowe, duże znacznie miał krach sektora turystycznego. Ubytek przewożonych urlopowiczów wyniósł 900 mln osób.
Dlatego branża transportu powietrznego broni się cięciem połączeń oraz redukcją personelu i uziemieniem maszyn. Lista nieszczęść nie ma końca. American Airlines zwolnił 22 tys. pracowników, a niewiele mniej, bo 20 tys. – Lufthansa i British Airways. Jak ocenia IATA, rynek usług lotniczych wejdzie na pełne obroty nie wcześniej niż w 2024 r. Wtedy nastąpi ponowne obniżenie kosztów wakacyjnych podróży. O ile cenowa zwyżka nie potrwa dłużej, bowiem wyjście branży ze szponów światowego kryzysu 2009 r. potrwało aż 7 lat.
Kolejne schody
Covidowych turystów czekają kolejne bariery. Pierwszą tworzy idea, a raczej pewnik, epidemicznego paszportu „klepnięty” przez Komisję Europejską. Czy jest potrzebny? Z pewnością, ale pod jednym warunkiem, mianowicie powszechnego i równego dostępu do szczepionek wszystkich obywateli UE. Inaczej koronawirusowe ID zamienia się w narzędzie dyskryminacji dzielące ludzi na kategorie uprzywilejowanych i gorszych. Nie chodzi przy tym o mieszkańców Zjednoczonej Europy, ani wyłącznie o prawo do zagranicznych wakacji.
Europejczykami są Ukraińcy, Białorusini, Serbowie czy Turcy, a bez ich pracy gospodarki wielu państw Unii nie staną się bardziej konkurencyjne.
Wracając do turystki, los urlopowiczów, w tym polskich turystów, stał się instrumentem skomplikowanej gry politycznej. Na wprowadzenie epidemicznych paszportów nacisnęły państwa czerpiące największe zyski z tego sektora gospodarki, a więc Hiszpania, Włochy, Grecja, Cypr, Malta i Chorwacja. Zrobiły to na tyle mocno, że pomysł poparła KE. Jednak zdaniem czeskiego portalu Lidovky chodzi wyłącznie o politykę. Na tle pasma kompromitujących niepowodzeń zarówno w przeciwdziałaniu pandemii, jak i w obliczu szczepionkowej katastrofy, szefowa Komisji Ursula von der Leyen postanowiła wreszcie odnieść sukces.
W istocie za poprawą wizerunku sprawnej UE stoją jak zwykle dwie osoby – Angela Merkel i Emmanuel Macron, którzy sterują wybitnie nieudolną von der Leyen. Tyle że mimo jednomyślnej akceptacji przez wszystkie państwa UE, covidowe paszporty okazały się jeszcze jedną osią podziału Europy. Szereg państw już wprowadza narodowe dokumenty, które dyskryminują obywateli Unii.
I nie tylko, ponieważ ze względu na brak szczepionek faworyzują różne grupy wiekowe, a przede wszystkim zawodowe, w obrębie tych samych państw. Oznacza to, że jeśli KE wreszcie coś się uda, z tegorocznych wakacji w Grecji będą mogli skorzystać polscy nauczyciele, pracownicy służby zdrowia i policjanci. Także emeryci w bardzo podeszłym wieku. Reszta chętnych nie pojedzie. Jednak nic straconego. Jest tajemnicą poliszynela, że Unia szykuje się do cyklicznych szczepień. Koronawirus wciąż mutuje, co oznacza, że pozostanie z nami kilka lat, a być może na zawsze, identycznie jak sezonowa grypa.

FMC27news