Pod koniec lipca doszło do bodaj największej ugody w historii biznesu farmaceutycznego. Cztery firmy (trzej dystrybutorzy – McKesson Corp, Cardinal Health Inc, AmerisourceBergen Corp oraz jeden producent, znany nam skądinąd Johnson&Johnson), zgodziły się zapłacić łącznie 26 mld dolarów zadośćuczynienia na rzecz 40 stanów.
Prócz tego osobną ugodę opiewającą na 1 mld dolarów zawarto ze stanem Nowy Jork, na którego rzecz Johnson&Johnson już miesiąc wcześniej zgodził się zapłacić 230 mln dolarów, by uniknąć procesu zbiorowego, zobowiązując się również do wycofania się z opioidowego rynku. Warto dodać, że już w 2019 r. J&J został skazany przez sąd w Oklahomie na 572 mln dolarów kary, w 2020 r. inny opioidowy potentat zaś – Purdue Pharma (producent OxyContinu) – na mocy ugody z rządem federalnym przyznał się do ciążących na nim zarzutów kryminalnych, zobowiązał się do wypłacenia 8 mld dolarów i zakończenia działalności w Stanach Zjednoczonych. Problem w tym, że właściciele (rodzina Sacklerów) zdążyli uprzednio wydrenować firmę z pieniędzy, wskutek czego w chwili zawarcia ugody była ona bankrutem. Pieniądze z ugód mają służyć m.in. pokrywaniu powstałych szkód i leczeniu uzależnień, jednak te wyprocesowane miliardy są jedynie kroplą w morzu potrzeb – już kilka lat temu różnorakie koszty kryzysu opioidowego szacowano na 500 mld dolarów. Dotyczy to nie tylko leczenia i strat zdrowotnych, lecz również kosztów gospodarczych wynikających ze zmniejszonej wydajności oraz zgonów ofiar farmaceutycznego procederu.
Czym są opioidy w rodzaju wspomnianego OxyContinu? W skrócie są to syntetyczne i półsyntetyczne odpowiedniki opiatów, takich jak morfina czy kodeina. Formalnie miały być lekami przeciwbólowymi, faktycznie zaś stały się najbardziej rozpowszechnionymi narkotykami w USA. Upraszczając, specyfik J&J jest taką syntetyczną heroiną, tyle że sprzedawaną nie przez jakiegoś dilera w ciemnym zaułku, lecz legalnie przepisywaną w lekarskich gabinetach i dostępną w aptekach.
I tutaj właśnie tkwi przyczyna tzw. kryzysu opioidowego, z którym Ameryka boryka się już od ponad ćwierć wieku. W połowie lat 90. koncerny farmaceutyczne zaczęły wypuszczać na rynek nowe, „rewolucyjne” leki przeciwbólowe, wspierając się potężnymi akcjami reklamowymi oraz intensywnym lobbyingiem w środowisku lekarskim. Po zażyciu specyfiku nawet najbardziej dolegliwy ból miał znikać jak ręką odjął, przywracając pacjentowi pełną funkcjonalność i poczucie komfortu. Rzecz w tym, iż starannie ukrywano skutki uboczne, w tym przede wszystkim fakt, że leki te są równie silnie uzależniające, co najcięższe „tradycyjne” narkotyki. W normalnych warunkach takie lekarstwa powinny mieć zastosowanie w szpitalach i w opiece paliatywnej pod stałym nadzorem lekarza, rygorystycznie wydzielającego dawki – tak jak w Polsce postępuje się z lekami na bazie morfiny. Jednak to dla Big Pharmy nie był dobry biznes – bo ile można w ten sposób sprzedać? Toteż postawiono na szeroką dystrybucję, nadając opioidom otoczkę „normalnych” (tylko bardziej skutecznych) leków przeciwbólowych, które może przepisać każdy lekarz rodzinny na pospolite łupanie w krzyżu. Ot, taka lepsza aspiryna…
Trudno stwierdzić, jaka część lekarzy została skorumpowana, a jaka nie do końca orientowała się w tym, co przepisuje swoim pacjentom. Wiadome są skutki: w krótkim czasie Stany Zjednoczone zalała plaga uzależnień, stając się najbardziej palącym problemem społecznym. Opioidy ćpali wszyscy – od zamożnych biznesmenów i elit, poprzez klasę średnią – ojców i matki zwykłych amerykańskich rodzin, aż po biedotę z przyczep kempingowych. Słowem, pełen przekrój społeczny. Koncerny farmaceutyczne z dnia na dzień stały się szychami legalnego narkobiznesu, a lekarze – dilerami. Więcej – powstawały masowo całe „kliniki leczenia bólu”! Zadziwiająca jest przy tym bezradność organów nadzoru farmaceutycznego i władz środowisk lekarskich – jak widać, „lobbying” narkotykowych karteli farmaceutycznych ma długie ręce. Równolegle skokowo zwiększył się popyt na „zwykłą” heroinę oraz czarnorynkowy obrót wspomnianymi medykamentami – uzależnieni pacjenci, którym z jakichś powodów odmówiono recepty, zaspokajali głód narkotykowy na własną rękę.
Zajmujący się problemem eksperci szacują, że w latach 1999-2019 kryzys opioidowy pochłonął pół miliona ofiar śmiertelnych. A ponieważ z roku na rok rosła liczba uzależnionych oraz postępowało wyniszczenie organizmów, to co roku odnotowywano rosnącą liczbę zgonów. Rekordowy okazał się rok 2020, kiedy to w USA z przedawkowania opioidów zmarło ok. 70 tys. ludzi. Do rozwiązania kryzysu opioidowego zatem wciąż daleka droga, tym bardziej że – rzecz niewiarygodna – mimo procesów, miliardowych odszkodowań oraz udowodnionego, zabójczego działania, tego typu produkty wciąż pozostają w obrocie.
Warto o tym pamiętać w dobie niemal przymusowego aplikowania wiadomych eksperymentalnych produktów medycznych. W pogoni za zyskiem Big Pharma nie cofa się przed niczym – a skutki mogą być często nieodwracalne.