11.1 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Wrobieni w czipy

Przemysł samochodowy przestraszył się pandemii koronawirusa. Dlatego teraz na nowe auto trzeba czekać nawet ponad pół roku!

Na nowe auta zamówione w salonach sprzedaży czeka się obecnie minimum pięć miesięcy, a zdarzają się terminy siedmiomiesięczne i dłuższe. To skutek walki z koronawirusem przy pomocy zamykania gospodarki (tzw. lockdowny). Producenci, obawiając się drastycznego spadku popytu na nowe auta, ograniczyli produkcję i zamawianie specjalistycznych części (półprzewodniki, chipy). Okazało się, że popyt na nowe auta wzrósł, a nie spadł, a przywrócenie dawnych mocy produkcyjnych nie jest proste. „Szacujemy, że wskutek kryzysu chipów straty w produkcji aut w Europie sięgną 3-4 mln sztuk, co dla przemysłu samochodowego oznacza duże kłopoty finansowe” – komentował w „Rzeczpospolitej” Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Nowoczesne auta miewają nawet około 3 tys. czipów, tych jednak nie ma, bo „dziury” po zamówieniach producentów aut skwapliwie wykorzystały inne branże. Producenci aut sami usunęli się na boczny tor, a odzyskanie dawnego miejsca w zamówieniach producentów elektronicznych części nie jest proste. Aż 20 największych fabryk aut na świecie musiało zmniejszyć lub ograniczyć produkcję. W Wielkiej Brytanii produkuje się najmniej aut od 68 lat. Podobnie jest na całym świecie. Zła wiadomość jest taka, że nie wiadomo, kiedy problem dostaw się uda rozwiązać. We wrześniu globalna firma konsultingowa AlixPartners z Southfield poinformowała, że ​​niedobory chipów mogą kosztować światowy przemysł motoryzacyjny 210 mld dolarów rocznych przychodów, czyli 1,5 razy więcej niż wynoszą dochody polskiego budżetu. Automotive News poinformował na początku października o nowej prognozie IHS Markit, która przewiduje, że przemysł motoryzacyjny nie wejdzie w fazę ożywienia do pierwszej połowy 2023 r. Oznacza to cały dodatkowy rok niedoborów zapasów i wyższych cen, choć prognoza ta przewiduje również stabilizację na dostawy chipów w drugiej połowie 2022 r.

Samobój branży

Chipy to maleńkie tranzystory wykonane z krzemu. Umożliwiają działanie komputerów, smartfonów i innych urządzeń elektrycznych. Chipy są tylko nieco większe niż standardowa moneta, ale ich brak zatrzymał produkcję w całej branży. Dealerzy samochodowi mają puste parkingi, konsumenci mają ograniczone możliwości zakupu nowych pojazdów, a kupujący muszą czekać i czekać miesiące, aż ich nowy pojazd zostanie zbudowany. Dziesiątki tysięcy nowych pojazdów czeka dziś na parkingach na chipy półprzewodnikowe, zanim będą mogły trafić do sprzedaży. Przypominają się lata 80., gdy w gospodarce socjalistycznego niedoboru w Polsce z powodu braku kół nowe auta zjeżdżające z państwowych fabryk stawiane były na cegłach (notabene, także towarze deficytowym).

Gdy zaczynała się pandemia koronawirusa na początku 2020 r. i branża samochodowa zaczęła zmniejszać zamówienia elektronicznych części, to nikt nie płakał z powodu straty klientów. Branża ta odpowiadała za około 15 proc. zamówień. Ich miejsce błyskawicznie zajęły branża telekomunikacyjna i produkcji sprzętu elektronicznego. Zamknięcie ludzi w domach w ramach lockdownów znakomicie bowiem wpłynęło na sprzedaż nowych komputerów czy konsol do gier.

Dlatego teraz producenci aut zwyczajnie mają więcej chętnych niż możliwości produkcyjnych. Cierpią amatorzy przede wszystkim tańszych aut. Producenci bowiem części, dają przede wszystkim w droższych modelach, bo na nich więcej zarabiają. Dlatego fabryka aut w Tychach (należy do Stellantis francusko-włosko-amerykańskiego koncernu powstałego w 2021 r. w wyniku fuzji włosko- amerykańskiej spółki Fiat Chrysler Automobiles z francuską spółką Groupe PSA) w Polsce musiała zmniejszyć produkcję i robić postoje. Według władz Stellantisa brak części spowoduje w tym roku niewyprodukowanie aż 1,4 mln nowych aut.

Zarządzający szwedzkim Volo oficjalnie poinformowali, że w związku z brakiem części do produkcji ich sprzedaż globalnie spadła o 30 proc. (w Europie 42 proc.). Niemiecki Volkswagen przyznał się zaś do tego, że zalega blisko 250 tys. aut zamówionych już przez klientów.

Dyrektor generalna General Motors Mary Barra powiedziała, że ​​niedobór może w tym roku kosztować jej firmę nawet 2 mld dolarów utraconych zysków.

Dwa lata problemów

Według Ola Källeniusa, prezesa niemieckiego giganta Daimlera, problemy z częściami elektronicznymi do aut mogą potrwać nawet do 2023 r. – Producenci chipów twierdzą, że od 2022 roku sytuacja stopniowo będzie się poprawiać – mówił Källenius. Niedobory będą więc odczuwalne przez cały 2022 r. – Mam nadzieję, że nie na takim poziomie, jakiego doświadczyliśmy tutaj w ciągu ostatnich kilku miesięcy – mówił Källenius. Jego zdaniem walka z koronawirusem była dla branży „testem warunków skrajnych”, którego niestety nie zdała. – Ale nauczymy się z tego testu warunków skrajnych i przyjrzymy się jeszcze głębiej wszystkim poziomom łańcucha dostaw, aby system był bardziej wytrzymały – podsumował Källenius. Tę opinię potwierdza Patrick Gelsinger, dyrektor generalny Intela, jednego z największych producentów półprzewodników. Jego zdaniem rok to minimum, który potrzebuje jego branża, aby sprostać na bieżąco zamówieniom. Bardziej jednak prawdopodobne jest, że kłopoty potrwają aż dwa lata.

Na razie skutek jest taki, że ceny nowych aut szybują w górę. Straty spowodowane mniejszą

sprzedażą są kompensowane wyższymi cenami pojazdów i mniejszymi kosztami koncernów. Praktycznie każdy producent samochodów w każdym regionie świata został zmuszony do cięć produkcji. W efekcie zapasy są niezwykle niskie, a popyt konsumencki bardzo wysoki. Oznacza to, że producenci mogą podnosić ceny (prawo popytu i podaży) i korzystają z tego. Rosną też – co zrozumiałe – ceny używanych aut. Są o ponad jedną czwartą wyższe niż w 2019 r. przed pandemią koronawirusa.

Sprawa urosła nie tylko do rangi problemu producentów samochodów. Administracja amerykańskiego prezydenta przegłosowała w parlamencie zajęcie się zbadaniem łańcuchu dostaw chipów, po to, aby w przyszłości wykluczyć takie sytuacje. Rząd USA zdecydował się także przeznaczyć 50 mld dolarów (ponad 200 mld zł) na rozbudowę produkcji czipów w USA, aby uniezależnić krajowy przemysł elektroniczny od dostawców zagranicznych. Jedno jest pewne: na wymarzone nowe auto przyjdzie każdemu chętnemu poczekać kilka miesięcy. Jeżeli więc uważasz, że będziesz potrzebował nowego samochodu za pół roku, to właśnie teraz jest czas, aby złożyć zamówienie.

Oczywiście teraz zapłacisz więcej. Dlatego Jake Fisher, dyrektor Centrum Testów Samochodowych Consumer Reports, zaleca wstrzymanie się, dopóki rynek nie zmieni się na korzyść kupującego. – Teraz jest okropny czas na zakup samochodu, więc jeżeli możesz, to najlepiej jest go unikać – radzi.

Dodatkowo warto sprawdzić, czy kupowane auta nie mają w sobie jakiś kryzysowych zmian. Kilku producentów bowiem zaczęło ograniczać używanie elektroniki w nowych autach, aby móc wyprodukować więcej sztuk. Może się więc okazać, że owe nowe modele nie będą tak wygodne w użyciu, jak „przedcovidowe” wersje.

Teraz jest też dobry czas na sprzedaż samochodu, jeśli nie używasz go zbyt często. Rosnące ceny nowych samochodów skłoniły wielu konsumentów do kupowania samochodów używanych, przez co stają się one trudniej dostępne, a więc droższe. Innymi słowy: rynek samochodów nowych i używanych jest obecnie rynkiem sprzedawcy.

FMC27news